W pierwszoligowym rozkładzie jazdy znalazło się dziś tylko jedno spotkanie, ale nie ma co kręcić nosem – liczy się jakość. A w meczu Garbarni Kraków z Rakowem Częstochowa jej nie zabrakło, a i emocji było znacznie więcej niż w trakcie powtórki „1 z 10”. Jeśli ktoś w ciągu przerwy reprezentacyjnej zatęsknił za wesołym, ekstraklasowym grajdołkiem, to mógł być zadowolony, gdy dziś do rosołu odpalił Polsat Sport.
Na papierze wynik był sprawą oczywistą – w tabeli jak byk stoi, że Raków to najlepsza drużyna początku sezonu, a rywale z Krakowa – najgorsza. Kolejny argument przemawiający za faworytami był taki, że podopieczni Marka Papszuna ostatniego gola w lidze stracili 3 sierpnia w meczu z Chojniczanką, a przeciwnicy w dotychczasowych ośmiu ligowych meczach wcisnęli ledwie pięć bramek.
Jak zapewne się domyślacie, wszystko stanęło na głowie. Ba, w tej nie do końca wygodnej pozycji wykonano również różne wygibasy, bo „normalna” niespodzianka to byłoby przecież za mało. A więc tak – Garbarnia lepiej zaczęła to spotkanie, na stadionie krakowskiej Wisły zaatakowała lidera, aż w 26. minucie wyszła na prowadzenie. Z rzutu wolnego dośrodkował Kosturbała, a Gliwę pokonał Dawid Nowak. Tak, ten od „pierdolnij na Dawidka”, o którym mogliście pomyśleć, że zakończył już karierę. To jego pierwszy gol od wiosny 2017, gdy trafiał w Ekstraklasie dla Bruk-Betu. W ostatnim sezonie, który spędził w Puszczy Niepołomice, nie wypalił ani razu.
Ale to jeszcze nie koniec, gdy mówimy o byłych piłkarzach Cracovii, którzy pokazali się w tym meczu. Już trochę oswoiliśmy się z faktem, że na zaplecze ligi wrócił Marcin Cabaj, ale ponowne oglądanie w telewizji jego popisów, to jednak zawsze spore przeżycie. Dzisiaj po prostu był bohaterem, choć takim nieoczywistym.
Po pierwsze: zawalił przy bramce wyrównującej Rakowa. Sapała zebrał piłkę, która przed polem karnym odbiła się od… sędziego, celnie uderzył, a golkiper Garbarni interweniował tak nieporadnie, że Lewicki (3. gol po odpaleniu w Zagłębiu) bez trudu umieścił piłkę w siatce.
Po drugie: całkiem udanie bronił w pozostałej części spotkania, choćby przy uderzeniach głową Niewulisa.
Po trzecie: w samej końcówce obronił rzut karny. Żeby było śmieszniej, wykonywał go specjalista od zmarnowanych szans, również na poziomie Ekstraklasy, Dariusz Formella.
Czyli remis 1-1 po całkiem niezłym spotkaniu. Z obu stron, bo przy odrobinie szczęścia Garbarnia też mogła pokusić się o zwycięstwo – blisko gola było choćby wtedy, gdy Petrasek nie kontrolował piłki w swoim polu karnym i prawie walnął Gliwie samobója. I cóż po takim meczu można jeszcze dodać? Rakowowi, w którym widzimy głównego kandydata do awansu, życzymy lepszej skuteczności i więcej koncentracji. A skazywana na porażki Garbarnia powinna jeszcze wielu ekipom w tej lidze urwać punkty.
Fot. 400mm.pl