Reklama

Decydujące tygodnie dla Drągowskiego. Teraz albo nigdy

redakcja

Autor:redakcja

04 września 2018, 16:37 • 3 min czytania 23 komentarzy

Włochy to ostatnio ziemia obiecana dla polskich piłkarzy, ale akurat Bartłomiej Drągowski stanowił zaprzeczenie tej tezy. Dotychczasowe dwa lata spędzone we Florencji mógł uznać za zmarnowane. Latem koniecznie chciał odejść, na co jednak nie zgodził się klub. Wydawało się, że czekają go kolejne miesiące wycięte z piłkarskiego życiorysu, ale niespodziewanie pojawia się szansa na to, że wreszcie czeka go coś miłego w barwach „Violi”.

Decydujące tygodnie dla Drągowskiego. Teraz albo nigdy

Drągowski od początku pobytu w nowym miejscu był skazany na ławkę. Najpierw przegrywał rywalizację z Ciprianem Tatarusanu, a potem z Marco Sportiello. W ciągu dwóch sezonów rozegrał tylko sześć meczów w pierwszym zespole – cztery ligowe i dwa pucharowe. Przepuścił w nich aż 13 goli, ani razu nie zachował czystego konta. Nigdy nie zrobił różnicy, natomiast kilka bramek ewidentnie zawalił. Nie dał ani jednego argumentu, by na niego stawiać.

Narastała w nim frustracja, która w marcu eksplodowała w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Padły tam m.in. takie słowa: – Jeśli będę kolejny rok siedzieć na ławce, to nie wiem, czy nie skończę grać w piłkę. Nie wiem, czy będzie sens się dalej denerwować. Przez ciągłe bycie rezerwowym ucieka chęć grania w piłkę nożną. Trudno się zmusić do treningu.

Wydźwięk tych słów był jednoznaczny. Sam zainteresowany kilka dni później przekonywał jednak, że wcale nie to miał na myśli, jego wypowiedź została źle zinterpretowana i tak dalej. Mało kto to kupił, mleko się rozlało.

Reklama

Z drugiej strony taki upust emocji mógł mu trochę ulżyć, a Włochom uświadomić, że powoli trzeba wyjaśniać jego sytuację. Polak później wystąpił w lidze przeciwko Lazio (od 9. minuty), Sassuolo (pełny mecz) i Milanowi (druga połowa), kapitulując aż osiem razy. Szczególnie postawą na San Siro zapracował na krytykę.

Latem wielu z pełnym przekonaniem obstawiłoby odejście Drągowskiego. On sam tego chciał. Znów nie zapowiadało się, że będzie grał. Sportiello co prawda zakończył wypożyczenie z Atalanty, ale za 10 mln euro kupiono z Tuluzy 19-letniego Albana Lafonta. Rewelacyjny nastolatek miał już w CV 98 meczów w Ligue 1 i wiadomo było, że przychodzi po to, żeby być numerem jeden. Problem polegał na tym, że Fiorentina chciała jeszcze sprowadzić jakiegoś doświadczonego bramkarza i dopiero wtedy mogłaby puścić naszego rodaka. Oferty podobno miał, przewijały się chociażby takie nazwy jak Espanyol czy Benfica. Nikt już jednak nie przyszedł, więc Drągowski musiał zostać, bo Lafont nie miałby konkurencji.

Sezon między słupkami rzecz jasna rozpoczął Francuz, ale w miniony weekend w meczu 3. kolejki z Udinese, doznał poważnie wyglądającej kontuzji i od początku drugiej połowy na murawie zameldował się Drągowski. Po raz pierwszy zebrał dobre recenzje. Nie pozwolił się pokonać, a „Viola” wygrała 1:0.

Niewiadomą pozostawała długość przerwy jego konkurenta. Dziś sytuacja prawdopodobnie się wyjaśniła. Z jednej strony – tragedii nie ma, a obawiano się poważnej kontuzji kolana. Stanęło na tym, że Lafont uniknie operacji i będzie przechodził rehabilitację. Ma ona potrwać kilka tygodni, po której zapadną decyzje co do terminu powrotu. Portal fiorentinanews.com precyzuje, że Francuz ominie co najmniej trzy mecze ligowe: z Napoli na wyjeździe (16 września), zaległy z 1. kolejki przeciwko Sampdorii w Genui (19 września) i domowy ze SPAL (23 września). Najwcześniej mógłby wrócić na spotkanie z Interem, aczkolwiek to na razie nic pewnego.

Jest w zasadzie przesądzone, że zastępować będzie go Drągowski. Wreszcie stanąłby przed poważniejszą szansą i rozegrałby kilka meczów z rzędu. Na taki moment czekał ponad dwa lata. Musi go wykorzystać, to będzie wóz albo przewóz. Jeśli i tym razem nie potwierdzi klasy, chyba wszystkie strony przestaną mieć wątpliwości, że zimą trzeba będzie się rozstać. Ale, póki co, trzymajmy kciuki.

Reklama

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…

Maciej Szełęga
7
Pomocnik Warty otwarcie krytykuje klub: zastanawiam się, co ja do cholery tutaj robię…
1 liga

Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Damian Popilowski
3
Lechia Gdańsk odpowiada byłemu prezesowi: Próba destabilizacji klubu

Komentarze

23 komentarzy

Loading...