Reklama

Nawałkowo-brzęczkowe powołania Luisa Enrique

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

03 września 2018, 14:41 • 6 min czytania 10 komentarzy

Jeśli byłem czegoś pewien w momencie, gdy Luis Enrique został ogłoszony kolejnym selekcjonerem reprezentacji Hiszpanii to tego, iż przy nim żaden kibić tejże ekipy nie będzie się nudził. A tym bardziej dziennikarze, bo Lucho to chodzący producent nagłówków, krążących viralem cytatów i emocji, niekoniecznie tych pozytywnych. Wystarczyło poczekać do pierwszych powołań, aby show znów się rozpoczęło.

Nawałkowo-brzęczkowe powołania Luisa Enrique

To znaczy – nie zrozumcie mnie źle, nie mam na myśli żadnego grillowania nowego głównodowodzącego La Rojy, no bo przecież to byłoby kompletnie bez sensu, skoro jego kadra nie rozegrała jeszcze ani jednego spotkania. Inna sprawa natomiast, że trener po prostu uruchomił w swojej ojczyźnie debatę na temat składu personalnego drużyny narodowej, której został twarzą zaraz po rosyjskim mundialu.

Uporządkujmy – już parę tygodni temu szkoleniowiec zapowiadał nam, iż powinniśmy spodziewać się niespodziewanego. – Będziecie zaskoczeni – przyznawał bez ogródek. – Mam na liście około 72 nazwiska – dodawał. Przyznam, że traktowałem te deklaracje z dość dużym przymrużeniem oka. Może nawet jako naprawdę szeroko zakrojoną kurtuazję, choć to akurat jedna z ostatnich cech, jaką kojarzyłbym z Luisem Enrique. I to w tym drugim przypadku miałbym rację, bo gdy zaczęły wypływać nazwiska potencjalnych reprezentantów, można było łapać się za głowę, przecierać oczy lub okulary, a na koniec i tak nie dowierzać.

Oier – bramkarz Levante. Sergio Canales w wiecznie chybotliwej formie. Jose Luis Morales w życiowej formie, ale też bez przesady, gość z nisko zawieszonym sufitem. Czytając te oraz im podobne kandydatury miałem wrażenie, że lista Lucho nie zawiera 72 piłkarzy, tylko jakieś pięć razy więcej.

W końcu szczęka opadła mi także w momencie, gdy już na serio ogłoszono powołania na pierwsze zgrupowanie za kadencji nowego selekcjonera. Jeszcze raz przyjrzyjmy się zatem nazwiskom, które sprokurowały dość głośne dyskusje. Mamy więc Marcosa Alonso, Jose Gayę, Inigo Martineza, Diego Llorente, Raula Albiola, Daniego Ceballosa, Suso czy też Alvaro Moratę. Z drugiej strony w kadrze tym razem zabrakło miejsca dla Jordiego Alby, Alvaro Odriozoli, Koke, Javiego Martineza, Marca Bartry, Pablo Sarabii czy też Pedro. Praktycznie każdy z nich w poprzednim sezonie dawał wiele argumentów, aby drużyna narodowa się o niego upomniała, niektórzy i na początku tego kontynuują serię dobrych występów. Z kolei taki Aspas załapał się na listę tylko dlatego, iż kontuzji doznał Diego Costa.

Reklama

Okolicznością tylko trochę łagodzącą pierwsze wybory Luisa Enrique jest fakt, iż nie do końca ze swojej inicjatywy musi myśleć o przebudowie zespołu. Z własnej inicjatywy po tegorocznym mundialu z La Roją pożegnali się trzej jej architekci, czyli Gerard Pique, Andres Iniesta oraz David Silva. Dwaj ostatni przez swój już całkiem zaawansowany wiek, Silva ze względu na obowiązki rodzinne, dodatkowo Don Andres wylądował w Japonii, więc podróże na kadrę do Europy naprawdę by go wykańczały, Pique zaś po prostu dla świętego spokoju, o czym więcej pisałem już jakiś czas temu. Czy więc tego chciał Lucho, czy też nie, musiał szukać alternatyw dla schodzących ze sceny weteranów.

Pytanie, czy nie sięgnął za głęboko? Czy właśnie nie zaczął szukać słynnych kwadratowych jaj? Czy nie za bardzo wziął przykład z Adama Nawałki oraz Jerzego Brzęczka?

To ostatnie pytanie stawiam oczywiście pół żartem. Pół serio natomiast jednak także dlatego, iż właśnie poczynania byłego i obecnego polskiego selekcjonera przychodzą mi na myśl jako pierwsze, gdy widzę ruchy byłego szkoleniowca Barcelony, Romy i Celty na nowym stanowisku. Nawałka w 2013 roku też zaczął kadencję od powołań, które z racjonalnością miały tyle wspólnego co umiejętności wielu testowanych z futbolem na wysokim, międzynarodowym poziomie. Na zgrupowanie stawiły się wówczas takie tuzy jak Rafał Leszczyński, Tomasz Brzyski, Rafał Kosznik, Piotr Ćwielong, Tomasz Hołota czy Dawid Nowak. Jakiś czas temu Brzęczek również zaskoczył opinię publiczną, biorąc Rafała Pietrzaka, Adama Dźwigałę, Damiana Szymańskiego oraz etatowych ławkowiczów typu Jan Bednarek lub Marcin Kamiński.

Różnica jest oczywista – poziom. Hiszpanie drugiego czy nawet trzeciego sortu byliby u nas podstawowymi zawodnikami i z tym się dyskutować nie da. Bardziej chodzi mi po prostu o schemat działania, gdy poszukiwania godnych reprezentantów kraju zaczynają zataczać szerokie kręgi. Czy zbyt szerokie to się jeszcze okaże, aczkolwiek wzięcie niektórych jest wyjątkowo dziwne, albo nawet bez sensu.

Bo czy powrót Raula Albiola do La Rojy po trzyletniej przerwie i w wieku 33 lat nie nosi miana desperacji? Stoper klasy światowej to to nie jest, a tym bardziej ktoś, na kim można budować przyszłość drużyny. Czy Inigo Martinez dawał w ostatnim czasie argumenty, by znów należało go rozważać w kontekście reprezentacji? No nie bardzo, a w dodatku stracił lwią część presezonu w powodu kontuzji. W bieżących rozgrywkach nie rozegrał jeszcze ani jednego meczu. Czy Dani Ceballos zapracował sobie na powołanie doskonałą dyspozycją? Nie sądzę. Jeśli już miałbym obstawiać dlaczego Lucho wysłał mu zaproszenie na kadrę, to raczej obstawiałbym, iż pomocnik zawdzięcza je łatce wonderkida. Póki co ani jego forma nie jest zbyt wonder(ful), ani z niego już żaden kid. Alvaro Morata? To powołanie wydarzyło się chyba tylko dlatego, że Lucho wysłał sms-a o treści „pomagam” pod zły numer telefonu.

No i w końcu nie mogę nie postawić tego pytania – czy Marcos Alonso oraz Jose Luis Gaya są lepsi niż Jordi Alba? Nie zamierzam deprecjonować dorobku tego pierwszego, skoro w czterech meczach Premier League w tym sezonie dał 5 asyst oraz jednego gola. Nie mam tez nic do zawodnika Valencii. Uważam go za świetnego piłkarza de facto z dużym pechem, skoro jeszcze nie zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Hiszpanii. Aczkolwiek to i tak nie zmienia faktu, iż piłkarz Barcy w gronie powołanych znaleźć się powinien. Jeśli nie kosztem gracza Chelsea, to w miejsce Nietoperza. Bo forma formą, ale ogólnymi umiejętnościami – tymi podstawowymi dla każdego lewego obrońcy – znacznie przerasta obu.

Reklama

Moim zdaniem właśnie obserwujemy nic innego jak tylko kolejny odcinek personalnych gierek, które mają swe źródła jeszcze za czasów pracy Lucho na Camp Nou. I choć obecny selekcjoner tłumaczył się sceptycyzmem wobec Alby ryzykiem i brakiem balansu na lewej flance Blaugrany, skoro z przodu grał Neymar, to tajemnicą poliszynela jest też fakt, że obaj panowie nie pałali do siebie miłością. Wczoraj, kiedy Jordi strzelił gola Huesce na 7:2, celebrował go najpierw przykrywając oczy, a potem posyłając w świat soczystego całusa, co miało oznaczać ironiczne pozdrowienia dla ślepego Luisa Enrique.

– Zadedykowałem ją mojemu synowi. Zda sobie z tego sprawę, gdy będzie starszy. Codziennie daje mi mnóstwo radości – tłumaczył się potem zawodnik Dumy Katalonii. Może nawet dałoby się łyknąć ten haczyk, gdyby nie fakt, iż w podobny sposób zachował się Pedro po golu przeciwko Bournemouth. Jak to wytłumaczyć? Skrzydłowy The Blues też kierował przekaz do dziecka swojego kumpla z byłego klubu? Bez jaj. Przydałaby się tu jakaś lepsza wykrętka. I – tak sobie myślę – całe szczęście, że w derbach Sewilli zwycięskiego gola nie strzelił Marc Bartra, bo on również mógłby cieszyć się w podobny sposób. Właśnie za kadencji Luisa Enrique został sprowadzony do roli niepotrzebnego balastu przy klubowej sakwie, w związku z czym odszedł do Borussii Dortmund.

Martwiono się w Hiszpanii, że Lucho będzie nieobiektywny w swoich powołaniach ze względu na jego miłość do Barcelony i nienawiść wobec Realu, ale póki co te przypuszczenia wydają się być skrajnie nietrafione. O ile owszem, selekcjoner rzeczywiście nie ma w sobie obiektywizmu za grosz, o tyle póki co cierpią na tym głównie piłkarze jakkolwiek związani właśnie z Blaugraną. Argument o klubowych niesnaskach można zatem wsadzić między bajki, wszak tu wyraźnie mamy do czynienia z osobistymi niesnaskami.

I nie wiadomo jak właściwie na niego zareagować. Cieszyć się? Raczej nie, nie ma z czego. Śmiać się lub płakać? Na razie nie ma powodów, jednak w dłuższej perspektywie duma, pycha i konfliktowość selekcjonera nie przyniosą nic dobrego. Po doświadczeniach z Barcy sądzę raczej, iż zmęczenie oraz chaos.

Na razie jesteśmy w jego przededniu, aczkolwiek Lucho już zapowiedział: – Przy następnych powołaniach też będą zmiany.

Ciekawa, intrygująca i szalona to koncepcja, by porządkowanie rozpoczynać od zrobienia bałaganu.

Mariusz Bielski

Najnowsze

1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
0
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Felietony i blogi

1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
2
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Komentarze

10 komentarzy

Loading...