Reklama

Żenadometr wyjebało

redakcja

Autor:redakcja

16 sierpnia 2018, 22:25 • 3 min czytania 343 komentarzy

Odcieni eurowpierdolu znaliśmy więcej niż twarzy Greya, więc w sumie kolejny nie powinien nas jakoś szczególnie uwierać. A tym bardziej dziwić. Dziś jednak zostały przekroczone nieprzebyte wcześniej granice piłkarskiej żenady. Mistrz Polski nie tylko odpadł z Ligi Europy z mistrzem Luksemburga. Mistrz Polski miał dwa podejścia do pokonania mistrza Luksemburga, w żadnym mu się nie powiodło. Mistrza, kurwa, Luksemburga.

Żenadometr wyjebało

Można odpaść z drużyną teoretycznie słabszą, gdy ma się niesamowitego pecha? Gdy jej wpada wszystko, a tobie nic? Można. Zdarzają się takie pojedyncze mecze, świat futbolu widział więcej niż garść takich dwumeczów.

Ale Legia nie miała pecha. Pecha to miało Dudelange, że w pierwszym meczu nie strzeliło więcej niż dwóch goli, bo przecież gdyby Turpel nieco lepiej wstrzelił się choćby ze swoim lobem nad Malarzem, spokojnie mogło być i trzy. Że dziś przy stanie 2:0 nie zdobyło trzeciej bramki, bombardując dwukrotnie bramkę Malarza z dystansu. Że legionistów po rzucie wolnym i uderzeniu głową kompletnie odpuszczonego w kryciu Stolza uratował słupek.

Siedemnastu minut potrzebowało dziś Dudelange, by zgasić Legii światło. Po siedemnastu minutach rewanżu w lewym górnym rogu ekranu zobaczyliśmy coś, w co przed meczem nie uwierzylibyśmy nawet mając świadomość tegorocznego europejskiego dziadostwa zespołu z Warszawy. 4:1. Michał Pazdan, reprezentacyjny obrońca, wyglądał na tle najlepszej drużyny Luksemburga jak dziecko we mgle. Gdyby pokazać trenerowi czerwonej latarni luksemburskiej ligi – kimkolwiek ona jest – wycinki meczu z zagraniami Chrisa Phillippsa, wątpliwe by pozwolił mu grać w swojej drużynie, choćby i miał za to dopłacić.

Gonitwa za wynikiem nie okazała się skuteczna, bo z przodu nie było o wiele lepiej. Długo jedynym pomysłem było granie na prawo do Kucharczyka, by ten wrzucił w pole karne. Aż dziwne, że piłkarze Dudelange dali się na to nabrać w 33. minucie, gdy Kuchy – zagraniem z prawej strony, a jakże – obsłużył Kante.

Reklama

Kante, który strzelił też na 2:2 zza pola karnego i który wyglądał o niebo lepiej od będącego jakąś marną podróbką torreadora z Wisły Carlitosa. Sorry, ale z gry w koszulce z białą gwiazdą na piersi zapamiętaliśmy Hiszpana kontrolującego piłkę z zadziwiającą lekkością i swobodą. Dziś zobaczyliśmy zaś gościa, któremu cztery kontakty nie pozwalają uratować futbolówki przed wyjściem za linię boczną.

Do dziś wieczora liczyliśmy jeszcze na to, że Legia jest w stanie się otrząsnąć. Że ktoś tą grupą zawodników wstrząśnie i zarządzi koniec nieśmiesznych żartów, rozpoczętych w pierwszym meczu z Trnawą.

Po dziewięćdziesięciu minutach zarzynania wiary w sens polskiej piłki na luksemburskiej ziemi nie mamy już nawet przekonania, że od paru lat najlepsza drużyna w naszym kraju byłaby w stanie wywalczyć mistrzostwo Luksemburga. A jej kibicom na kolejną europejską kampanię możemy doradzić tylko jedno. By przyszykowali nową wyjazdową flagę, specjalnie na wojaże po Starym Kontynencie.

Jesteśmy waszym pośmiewiskiem.

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

343 komentarzy

Loading...