Reklama

Frankowski pływał szybko, ale dość chaotycznym kraulem

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

26 lipca 2018, 23:16 • 3 min czytania 21 komentarzy

Nie oszukujmy się – mecz Jagiellonii z Rio Ave w pierwszej połowie przypominał parodię piłki nożnej. Jakiś grubymi nićmi szyty skecz Monty Pythona. Ale to był po prostu psikus natury. Nad Białymstokiem przeszła taka ulewa, że brakowało tylko, aby na boisku pojawił się Gene Kelly i zaczął wywijać piruety z gustowną, czarną parasolką. Czy można Jagiellonię winić, że skorzystała z takich okoliczności przyrody? Jasne, że nie. Przemysław Frankowski idealnie się w te warunki wstrzelił ze swoją szybkością, wielokrotnie objeżdżając spowolnionych rywali.

Frankowski pływał szybko, ale dość chaotycznym kraulem

Czy jest tu jednak pole do zachwytu? Również nie.

„Portugalczyka będą chować, to i niebo płacze” – rzekłby Andrzej Kmicic. Rywale zdecydowanie mocniej odczuli trudności, jakie wynikają z gry w piłkę, brodząc po kostki w grząskim bajorze, na dodatek bez gumofilców. Ich meczowa strategia opierała się na kombinacyjnej grze po ziemi, szybkiej klepce w drugiej linii. Trudno coś takiego wykonać, kiedy futbolówka co i rusz wyhamowuje gwałtownie w kałuży. Wymowna była scena, gdy Marian Kelemen po jednej z interwencji musiał wyżymać swoje rękawice.

W dużej mierze za sprawą Przemysława Frankowskiego, Jaga w bajorku radziła sobie lepiej. To on dał szansę obrońcy rywali na wykonanie tej komicznej obcinki, która zaowocowała jedyną, zwycięską bramką dla Jagi. Po prostu, jak na klepisku pod blokiem – wziął piłkę, przejechał z nią parę ładnych metrów i wypuścił w bój rozpędzonego Machaja. Geniusz tkwi w prostocie.

Frankowski początkowo poczuł się na boisku jak… ryba w wodzie. Na tle kolegów i tonących przeciwników najlepiej było widać, jaki dynamit ma w nogach. Na pierwszych trzech metrach wyglądał niczym rekin wśród wielorybów. Nieuchwytny. Trzeba napisać wprost: momentami po prostu brakowało mu wsparcia. Przyjmował piłkę na połowie przeciwnika, utrzymywał się przy niej, co było podwójnie trudne pośród białostockich kałuż. Ale zanim koledzy nadążyli za jego akcją, trzeba już było wycofać futbolówkę.

Reklama

Czego dzisiaj u Frankowskiego brakowało? Cóż… Umiejętności. Asystę można mu oczywiście zaliczyć, choć raczej było to zagranie z kategorii „kluczowego podania”, bo Machajowi najbardziej zadanie ułatwił obrońca. Poza tym – Franek miał jednak na koncie za dużo niedokładności. Nawet biorąc pod uwagę warunki. Od zawodnika aspirującego do regularnych występów w reprezentacji Polski należy 0czekiwać bardziej precyzyjnych dośrodkowań i – przede wszystkich – zwycięskich pojedynków z obrońcami.

Franek raz na jakiś czas musi po prostu ograć przeciwnika dryblingiem. Kiwnąć, wytrącić z równowagi, założyć siatkę, cokolwiek. Nie może być tak, że każdą akcję wychowanek Lechii próbuje rozwiązać, bazując na niezwykłym potencjale szybkościowym. Bo wytrawnym rywalom łatwo się w tym wszystkim połapać i po jakimś czasie wygasić jego ofensywne popisy. Tak uczynili obrońcy Rio Ave.

Sama szybkość to jednak trochę mało, jeżeli Franek chciałby pograć w piłkę na naprawdę poważnym poziomie. Trudno się oprzeć wrażeniu, że gdyby nie wyjątkowość tego meczu, to na tle rywali z Rio Ave wyglądałby dość surowo pod kątem technicznym.

Co nie zmienia faktu, że ewentualna utrata Frankowskiego to będzie potężny cios w układankę Ireneusza Mamrota. Potwierdził dzisiaj, że nawet w najtrudniejszych warunkach jego możliwości biegowe są nieposkromione. Piłka odegrana do niego to inwestycja, która daje nadzieję na zysk. Ale, gdyby odmierzyć jakąś specjalną miarką, ile w tym wszystkim jest czystych umiejętności, to zdecydowanie lepiej od Frankowskiego wypadł w dzisiejszym meczu na wodzie choćby Romanczuk.

Mimo wszystko – jeżeli Frankowski jednak odejdzie, to trudno sobie wyobrazić, żeby białostoczanie zdołali w tym okienku znaleźć wartościowe zastępstwo. Tacy piłkarze na kamieniu się nie rodzą. Chyba że Ireneusz Mamrot znajdzie jakiś sposób, żeby z komiksowego uniwersum DC wyciągnąć Flasha. Bo Usaina Bolta trudno będzie namówić, żeby porzucił jamajskie plaże dla deszczowo-trawiasto-błotnistej kąpieli na stadionie w Białymstoku.

fot. 400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Komentarze

21 komentarzy

Loading...