Reklama

Czyny wielkie jak serca, serca wielkie jak czyny

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2018, 11:02 • 4 min czytania 3 komentarze

Gdyby pasja była mierzalna, przy Chorwatach pasjometry pokazywałyby wartości daleko poza skalą.„Kiedy siedzę na ławce, umieram” – powiedział kiedyś Ivan Perisić. Trudno nie odnieść wrażenia, że rzec mógłby to każdy z reprezentacyjnych kolegów Perisicia. W połączeniu z wielką piłkarską klasą, to właśnie dało Vatrenim pierwszy w historii relatywnie młodego kraju finał mistrzostw świata.

Czyny wielkie jak serca, serca wielkie jak czyny

Od 1950 roku, od słynnego „Maracanazo”, nie było w finale mundialu kraju o tak niskiej liczbie ludności. Chorwacja w drodze do finału biła kraje o nieporównywalnie większych możliwościach – poczynając od „zasobów ludzkich”, przez futbolowe tradycje, aż po najważniejszy z argumentów w dzisiejszej piłce. Pieniądze. Banda z kraju, w którym nadal twój rozwój może zostać zablokowany, gdy nie zdecydujesz się podpisać umowy z odpowiednimi ludźmi (Kramarić) i w którym w najwyższej lidze gra klub filialny innego zespołu (Lokomotiva i Dinamo).

Chorwatom w finale nie daje się zbyt wielu szans. Totolotek za ich zwycięstwo płaci 4,75

Fenomen? Zdecydowanie. Mówił o tym w wywiadzie dla Weszło Igor Stimać, reprezentant drużyny z 1998 roku, której osiągnięcie udało się wreszcie przebić zespołowi Zlatko Dalicia:

– Chorwacja to niesamowicie silny sportowy naród. Niech pan wymieni jakiś sport, a pewnie mamy w nim świetnych zawodników. Piłka ręczna, koszykówka, tenis, narciarstwo… Nie mamy zbyt wielu pól golfowych, ale daję panu gwarancję, że gdyby nasz rząd zaczął je budować, po pięciu latach Chorwat zostałby mistrzem świata. Ostatnio brałem udział w nagraniu reality show, w którym chcieliśmy dać szansę piłkarzom-amatorom w wieku 18-25 lat, którzy uważają, że nigdy nie mieli okazji, by się pokazać. Wybraliśmy setkę, później z tej setki trzydziestkę, na koniec dziewiętnastkę. Jako trener poprowadziłem ich w spotkaniu towarzyskim z zespołem, w którym było nawet kilku reprezentantów kraju. I wie pan co? Wygraliśmy z nimi 4:3. Zwycięzca programu podpisał kontrakt z Dinamem Zagrzeb, a sześciu z uczestników dostało propozycje z klubów chorwackiej ekstraklasy.

Reklama

Chorwacja ma morze. Chorwacja ma góry. Chorwacja ma słońce. Może i w lidze, w związku dochodzi wciąż do patologii, ale tama szemranych interesów zwyczajnie nie jest w stanie wytrzymać napierających na nie kolejnych fal utalentowanych dzieciaków, mających warunki do uprawiania niemal każdego sportu na świeżym powietrzu. 

Chorwacja nowym mistrzem świata? Kurs na zwycięstwo Vatrenich w LV BET wynosi 4,70

Chorwacja ma też za sobą ciężkie czasy. Nie tak znów odległe, bo przecież wojna domowa zakończyła się tam 1995 roku. O doświadczeniu walk zbrojnych toczących się często tuż obok trudno mówić jako o atucie. Ale patrzymy na wypluwającego płuca Mario Mandzukicia, na sprintującego mimo potu lejącego się z czoła Modricia, na harującego w półfinale od linii do linii Vrsaljko, mimo że jego występ po ćwierćfinałowym urazie miał być wykluczony. I doprawdy trudno uciec od porównania do pola bitwy, którego Chorwaci nie opuszczają tak długo, jak długo trwa walka. Tak jak ich ojcowie, wujkowie, wielcy poprzednicy w narodowych barwach nigdy się nie poddali walcząc o chorwacką niepodległość, dumę i godność, tak i im przez moment nie zaświtała w głowie myśl o wywieszeniu białej flagi.

Racjonaliści piszą dziś, że Chorwaci rozegrali de facto o jeden mecz więcej, bo trzy dogrywki składają się właśnie na dodatkowe dziewięćdziesiąt minut futbolu. Wskazują na to, że w realiach mistrzostw świata półfinalista grający dzień wcześniej i mający w związku z tym odpoczynek dłuższy o dobę, startuje z mocno uprzywilejowanej pozycji.

Tylko że to, czego mecz po meczu dokonywali podopieczni Dalicia z racjonalizmem niewiele ma wspólnego. W każdym z trzech meczów fazy pucharowej skutecznie odrabiali straty, brnęli od wygranej do wygranej mimo skrajnie niesprzyjających okoliczności – pudła z karnego Luki Modricia z Danią, skurczy łapiących Danijela Subasicia (i nie tylko jego) na długo przed serią jedenastek w starciu z Rosją. Doprawdy trudno stwierdzić, czy przez kilka ostatnich, magicznych tygodni, większe były czyny, czy może serca drużyny z Bałkanów. Chyba nie wypada postąpić inaczej, jak tylko postawić pomiędzy nimi znak równości.

I choćby dlatego zwyczajnie szkoda by było, gdyby taka historia miała się nie zakończyć złotem.

Reklama

fot. FotoPyK

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

3 komentarze

Loading...