Reklama

To będzie dłuuugi sezon…

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2018, 22:10 • 3 min czytania 97 komentarzy

1:0 z ostatnim zespołem ligi mołdawskiej. 1:0 z ostatnim zespołem ligi mołdawskiej po bardzo przeciętnej grze. 1:0 z ostatnim zespołem ligi mołdawskiej po bardzo przeciętnej grze, w dodatku 1:0 bardzo szczęśliwe. To zdanie można jeszcze trochę przedłużać, ale chyba już po tym pierwszym jesteście w stanie dojść do wniosku, do jakiego musiał dojść każdy kibic Górnika Zabrze oglądający premierowe starcie w eliminacjach Ligi Europy. To będzie bardzo długi i bardzo ciężki sezon, podczas którego ich cierpliwość zostanie wystawiona na potężną próbę.

To będzie dłuuugi sezon…

„Kochanie, byłam u fryzjera. Jakby ci to powiedzieć… może ci się nie spodobać” – słyszysz. I niby jesteś przygotowany na to, że będzie średnio. A potem widzisz, że twoja kobieta zgoliła pół głowy na łyso. Czujecie sytuację? Mniej więcej tak czuć się musieli kibice Górnika, gdy zobaczyli, jaką transformację przeszły skrzydła, które w ekstraklasie nie miały sobie równych.

Niby byli przygotowani na to, że nie będzie już zejść na strzał Damiana Kądziora. Że do przeszłości zaliczają się wszystkie te wrzutki w punkt Rafała Kurzawy. Ale mieli pełne prawo łudzić się, że ktokolwiek zagra dziś na bokach pomocy, zaprezentuje się przynajmniej przyzwoicie. Powiedzmy to sobie wprost – z ostatnim zespołem mołdawskiej ekstraklasy duże szanse na porządny występ miałby losowo wybrany pasażer pociągu Zabrze-Katowice. O zawodowych piłkarzach ekstraklasy nawet nie wspominając.

Bocznych obrońców Zarii Balti mieli za zadanie rozbujać Ryczkowski i Ambrosiewicz. Jeden z najlepszych skrzydłowych poprzedniego sezonu I ligi i przekwalifikowany na bocznego pomocnika zawodnik z już niezłym ekstraklasowym doświadczeniem. Dalekie to oczywiście zestawienie od duetu Kądzior-Kurzawa, ale zdawali się oni zdolni do wypełnienia minimum przyzwoitości.

Zamiast tego stali się symbolem niemocy całej drużyny. Skrzydła bowiem po prostu nie funkcjonowały. Po prawej stronie Ambrosiewicza w zasadzie nie było. Ciągnęło go nieustannie do środka, gdzie w poprzednim sezonie występował najczęściej. Na lewej znacznie więcej wiatru od zmienionego już w przerwie Ryczkowskiego robił Gryszkiewicz, któremu jednak uwieńczenie rajdów – dośrodkowanie – kompletnie nie wchodziło. Na prawej jedyny konkret dał Wolniewicz w 87. minucie.

Reklama

Ale boki pomocy były – jak wspomnieliśmy wcześniej – tylko symbolem problemów toczących całą drużynę. Może jeszcze niegotową do sezonu, ale nie można wykluczyć, że po prostu tak potężnie osłabioną, że nie jest jakkolwiek w stanie nawiązać do najskuteczniejszego zespołu ekstraklasy 2017/18. Jedyne momenty, gdy zabrzanie zagrażali bramce Livsita aż do 87. minuty, gdy wrzutkę Wolniewicza na długo wyczekiwanego gola zamienił Angulo, to dwa stałe fragmenty gry zakończone uderzeniami w poprzeczkę. Wolny Hiszpana z około 25 metrów, a także główka Daniego Suareza po rzucie rożnym. Gdy już udawało się stworzyć coś z gry, górnicy byli piekielnie nieskuteczni, fatalnie pudłowali. A także uderzenie Szymona Żurkowskiego z rzutu wolnego, które Livsit zbił do boku.

Trzeba to powiedzieć wprost – Górnik mimo wygranej, najskromniejszej z możliwych, zagrał dziś bardzo słabo, szczególnie mając świadomość „klasy” rywala. Tomasza Loski spodziewaliśmy się jutro w urzędzie pracy stojącego po zasiłek dla bezrobotnych po meczu, w którym nie miał szans dotknąć piłki. A musiał bronić sam na sam z Aleksiejewem i omal nie został pokonany w końcówce spotkania. Gdy odświeżyliśmy tweeta, w którym ktoś na Twitterze wyrokował, że Jesus Jimenez może być wzmocnieniem ligi na miarę Carlitosa, mało nie opluliśmy kawą towarzyszy niedoli muszących nie tylko ten mecz obejrzeć, ale i kilka słów o nim napisać. Gdy tak naprawdę za komentarz wystarczałyby dwa zdania.

Górnik wygrał w wielkich męczarniach z ostatnią drużyną ligi mołdawskiej. Z ostatnią, kurwa, drużyną ligi mołdawskiej.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

97 komentarzy

Loading...