Reklama

Dzień z życia dziennikarza (na rosyjskim mundialu)

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2018, 09:23 • 10 min czytania 26 komentarzy

Dostajemy od was wiele pytań o szeroko pojętą organizacje mundialu. Jak dostajemy się na mecze? Jak się przemieszczamy? Jakie mamy prawa jako akredytowani dziennikarze? Chciałbym was z tego miejsca zaprosić was na jeden dzień z życia dziennikarza (na rosyjskim mundialu), podczas którego zobaczycie jak wygląda nasza praca od kulis.

Dzień z życia dziennikarza (na rosyjskim mundialu)

***

– Cześć.
– Cześć.
– Skąd?
– Z Polski, a wy?
– My ze Szwecji.
– Miło was poznać. Jest klimatyzacja?
– Jest.

Jeśli w ten sposób przebiega początek rozmowy z twoimi współlokatorami na najbliższe osiemnaście godzin, możesz mówić o dobrym początku znajomości. Nic tak nie psuje nastroju na początku trasy jak zwrot „nie ma klimatyzacji”.

Na szczęście nie tym razem.

Reklama

Jedziesz. Jeszcze podczas pierwszego przejazdu odliczałeś godziny do końca, ale każdy kolejny mija ci już coraz szybciej, a gdy po kilkunastu dniach tułaczki trafiasz do ekspresu z Niżnego Nowogrodu do Moskwy jadącego jedyne 3,5 godziny, ledwo dajesz radę się rozsiąść. Masz swój przedział, w którym są cztery łóżka, stolik, cztery komplety czystej pościeli, wieszaki, schowek na bagaże i lampka. Nie ma kontaktu, więc telefonu nie naładujesz. Przy odrobinie szczęścia załapiesz się na wagon restauracyjny, co przy tej długości trasy jest faktem dość istotnym.

– Gdzie mogę znaleźć restaurację?
– Tam na prawo, trzy wagony dalej. Ale teraz nigdzie nie pójdziesz. Za piętnaście minut – konduktorka mówi zupełnie serio.
– Czemu?
– Muszę zebrać bilety.
– Ale ja już swój oddałem.
– Za piętnaście minut.

Dyskusji nie ma – za piętnaście minut możesz iść do warsu i koniec, próbowanie zrozumienia dlaczego tak a nie inaczej będzie tylko jałową rozmkiną. Po piętnastu minutach podchodzisz i upewniasz się, czy już można. Tak, można. Przechodzisz zatem trzy wagony i jesz wołowinę z makaronem, która okazuje się ze trzy razy lepszym posiłkiem niż te, które możesz dostać w dworcowych bufetach. No i oczywiście ze trzy razy droższym.

Powrót do przedziału. Szwedzi śpią, więc też się kładziesz. Jest szósta rano. Obudzisz się za dwanaście godzin na swoim łóżku piętrowym. Do końca trasy pozostanie ci pięć godzin – pójdzie jak z płatka.

***

Proces akredytacyjny na mistrzostwa świata rozpoczął się już w listopadzie. O swoim powołaniu na mundial dowiedziałem zatem znacznie wcześniej niż Peszko czy Jędrzejczyk.

Reklama

Każda redakcja dostaje określoną pulę dziennikarzy, którzy mogą się akredytować. Weszło dostało dwa miejsca. Podział był więc jasny – jedna osoba lokuje się w Soczi i przykleja do kadry, druga jeździ po całej Rosji i co prawda jeździ na mecze Polaków, ale na co dzień o nich zapomina i przedstawia mistrzostwa same w sobie. Miałem to szczęście (szczęście głównie dzięki szalonej otwartości Polaków na media) być w tej drugiej sytuacji. Co ciekawe, większość redakcji rzuciła wszystkie siły właśnie na Soczi i to tam lokowała swoje najcięższe pióra. Było to logiczne – kto spodziewał się, że ci pozytywni reprezentanci jakich znamy z Łączy Nas Piłka schowają się pod stół, a do tego przerżną wszystko, co było do przerżnięcia?

O procesie rejestracyjnym opowiadał wam nie będę, bo historia jest dość prosta – standardowe podanie danych, standardowe maile potwierdzające, standardowe oczekiwanie.

W końcu, po kilkudziesięciu dniach, przychodzi wiadomość: twój wniosek został rozpatrzony pozytywnie. Jedziesz na mundial.

Kilka tygodni później zostaje otwarta rejestracja na poszczególne mecze. Jeszcze w lutym – chwilę przed startem WeszłoFM, więc dość dawno – otworzyłem mapę Rosji i sporządziłem plan: jak zrobić tak, by zobaczyć najlepsze drużyny, a przy okazji odwiedzić jak największą liczbę miast. Mam na rozkładzie Moskwę, Sankt Petersburg, Jekaterynburg, Kazań, Sarańsk, Wołgograd, Samarę i Niżny Nowogród, więc plan został chyba sporządzony z pomyślunkiem.

I właśnie wtedy, już w lutym, aplikowałem o wejście na te mecze fazy grupowej, które mnie interesowały.

Miałem w tym pełną dowolność, dostałem wejściówkę na każdy mecz, o który wnioskowałem. Jeśli jednak trafia się na zbyt duże zainteresowanie mediów na dany mecz (trybuna prasowa z gumy nie jest), można wpisać się na listę oczekujących. Działa to w sposób następujący: dziennikarz mający wejściówkę na dane spotkanie musi pojawić się w centrum prasowym przy określonym okienku do 1,5 godziny przed meczem. Jeśli tego nie zrobi – jego wejściówka przepada na poczet oczekujących. Takim sposobem można załapać się na farta, choć oczywiście nie zawsze, bo lista chętnych zawsze jest długa. Zasady bywają brutalne, a korki nie są żadnym usprawiedliwieniem – spóźnisz się, mecz zobaczysz jak świnia niebo.

FIFA przyznaje wejściówki według prostego schematu. Na mecze Polaków nasi dziennikarze byli oczywiście traktowani priorytetowo, tak samo jak ci z Senegalu/Kolumbii/Japonii. Inne spotkania? Wszystko zależy od statusu redakcji, jaką reprezentujesz. Najtrudniej było o wejściówkę na mecze na stadionie Spartaka (mała trybuna prasowa, duże zainteresowanie – wiadomo, Moskwa to baza większości dziennikarzy). Na trybunie prasowej polscy dziennikarze byli sadzani zazwyczaj obok siebie.

W przypadku meczów fazy pucharowej, proces akredytacyjny zaczynał się dnia następnego od poznania drużyn występujących w danym spotkaniu i trwał zwykle 24 godziny.

Składając wniosek, możesz oprócz samej wejściówki aplikować o udział w konferencji prasowej, dostępu do strefy mieszanej (miejsca, przez które musi przejść każdy zawodnik i – jeśli ma taką ochotę – udzielić wywiadu) i miejsca parkingowego. Najtrudniej było załapać się na konferencję prasową (ograniczona liczba miejsc).

***

DSC02730

Pierwsza rzecz, jaką robi dziennikarz po ulokowaniu się w Moskwie? Pójście po odbiór akredytacji. Każde miasto-gospodarz ma swoje centrum akredytacji, jest ono usytuowane zawsze pod stadionem. Zwykle to tymczasowy budynek, w którym ruch panuje w zasadzie tylko na początku mistrzostw. Poza tym – pustka. Ale stać musi, bo różni dziennikarze dojeżdżają na mistrzostwa w różnych momentach.

Akredytacja wyrabiana jest na miejscu. Trwa to dosłownie chwilę. Przy okienku proszony jesteś o spojrzenie w kamerę, która cyka ci fotkę, czego efekt ląduje później na twoim laminowanym identyfikatorze. Dostajesz w gratisie smycz i kartę na darmową komunikację miejską w całej Moskwie.

FIFA każdego dnia sporządza kalendarz aktywności poszczególnych reprezentacji. Pomiędzy meczami odbywają się konferencje prasowe. Wymóg – jedna dziennie. Odbywają się one w bazach reprezentacji (nasze miały miejsce w Soczi) oraz dzień przed meczem na stadionie goszczącym obie ekipy, na której to ma obowiązek zjawić się selekcjoner. Na przedmeczowych konferencjach jest zwykle dużo dziennikarzy z przeróżnych zakątków świata.

– Czy ma pan pomysł, jak zatrzymać naszą reprezentację? – ich pytania zazwyczaj nie kandydują do miana nagród dziennikarskich za 2018.

Potem dziennikarze mogą obejrzeć 15 minut treningu. Tak szczerze – kompletna strata czasu. Aktywność istotna jedynie dla operatorów kamery bądź fotografów, którzy mają szansę na jakiekolwiek „zakulisowe” obrazki.

***

DSC02729

Wreszcie przychodzi to, na co czeka się najbardziej. Mecz.

Jadę na niego metrem, tym darmowym, choć w dniu meczu bramki zazwyczaj są prostu otwarte i przepuszcza się wszystkich. Mam na sobie plecak, więc pan w mundurze staje mi na drodze i zaprasza do pokoiku, gdzie muszę przepuścić go przez taśmę. Jest OK, można iść. Trochę upierdliwe, ale godne lepszej sprawy, więc strojenie fochów zakrawałoby o hipokryzję.

Metrem dojedziemy w każdy zakątek stolicy. O tym jak fantastyczny jest to sposób komunikacji mówi najlepiej fakt, że Moskwa dorobiła się aż piętnastu linii metra. Kosmos.

Kierowani jesteśmy mapkami i strzałkami pokazującymi, jak dojechać na stadion. W Moskwie specjalnie na okoliczność mundialu wymieniono wszystkie tablice informujące o kolejności stacji (zarówno w metrze, jak i na stacjach). W mniejszych miastach czasami bywa problem – na przykład wtedy, gdy wchodzisz do metra, a tam wszystkie stacje metra napisane są tylko cyrylicą. Od czego jest jednak pomoc ludzi?

Df-_tJ6X4AEN8Ze

Przy odrobinie szczęścia w metrze możemy załapać się na meczyk.

Po wyjściu z metra kierują nas wolontariuszki, które są wszędzie i które wiedzą wszystko. W drodze na stadion stoją z wielkimi rękawicami, którymi albo przybijają wszystkim piątki, albo po prostu wskazują drogę. W końcu docieram. Dla bezpieczeństwa jestem 2-3 godziny przed meczem. Jeśli stadion mieści się w centrum, zazwyczaj jest już przed nim tłum. Wchodzę specjalnym wejściem dla mediów, do którego kierują mnie wszechobecne kierunkowskazy. Zaczyna się od – a jakże – kontroli. Specjalnie do tego celu przygotowano dedykowane pomieszczenie.

DSC02733

Przerzucam plecak przez taśmę, wyjmuję wszystko z kieszeni, kładę na przeznaczonym do tego miejscu i samemu przechodzę przez bramkę, która mnie prześwietla. Potem jeszcze dodatkowo jestem dokładnie sprawdzany przez ochroniarzy, którzy bywają bardzo wnikliwi – potrafią sprawdzić na przykład, czy niczego nie przemycam w butach. Później jeszcze kontrola sprzętu, czyli „proszę włączyć laptopa”, „proszę pokazać, że telefon działa”, „proszę zrobić to samo z aparatem i powerbankiem”. Dlaczego? Ochroniarze sprawdzają, czy w urządzeniach nie jest zręcznie przemycony ładunek wybuchowy, choć od nich samych można usłyszeć jedynie niewiele wyjaśniające: – Względy bezpieczeństwa.

DSC02734

Kawał czasu do meczu, idziemy do centrum prasowego. Jest to wielkie, klimatyzowane pomieszczenie, zapewne także tymczasowe, które robi za – w największym skrócie – miejsce pracy dziennikarzy z całego świata. To tu dziennikarze siedzą przed meczem i piszą teksty po nim. Centrum wyposażone jest w…

Tak dużą liczbę stołów, że dla nikogo nie zabraknie (chyba że jesteśmy na stadionie Spartaka – za ciasnym pod każdym względem). Przy każdym z nich kabel z internetem, by kłopoty z WiFi, których na stadionie nie da się uniknąć, nie były dla nikogo przeszkodą.

DSC02738

Miejsce, w którym można wypić kawę.

DSC02737

Miejsce, w którym można zjeść obiad.

 DSC02735

Menu jest dość rozległe – od makaronów, przez kilka rodzajów mięs, pizzę, burgery, po sałatki i kilka rodzajów ciasta na deser.

Miejsce, w którym są do dyspozycji laptopy, z których do woli mogą korzystać dziennikarze.

DSC02740

Stoisko z informacją, stoisko z wejściówkami dla dziennikarzy prasowych, fotoreporterów, punkt pomocy Nikona, Canona oraz IT.

DSC02762

Jak widać – praca wre.

Wejściówka odebrana, a więc czas udać się na trybunę prasową. Zwykle mieści się ona na samej górze stadionu, więc trzeba złapać wiecznie zapchaną windę albo po prostu iść schodami. Po drodze skrupulatnie sprawdzana jest nasza wejściówka, dostajemy także butelkę wody, a o następną możemy w każdej chwili poprosić.

DSC02757 DSC02759

Na prasówce jest dość ciasno, ale narzekać nie ma sensu. Do dyspozycji dziennikarzy są telewizory (jeden ekran na trzy osoby). Jest na nich puszczany inny obraz, niż na stadionie, gdzie ze względów bezpieczeństwa unika się np. powtórek karnych, brutalnych fauli czy spornych sytuacji. Dziennikarze dostają na swoich monitorach wszystko. Lecąc po kanałach mogą w każdej chwili przełączyć się na aktualne statystyki z meczu, drabinkę turniejową albo transmisję z innego, równolegle rozgrywanego spotkania, jeśli takie oczywiście jest.

Siedząc na trybunie prasowej czasami dostajesz absurdalny komunikat. Na przykład: – Zdjęcia można robić tylko podczas hymnów. Autor komunikatu zazwyczaj skrupulatnie kontroluje, czy aby nie masz w zamiarze tak haniebnego czynu jak fotka w trakcie spotkania, innych robiących je dookoła raczy nie zauważać.

Po meczu – w zależności od tego, na co zostało nam przyznane prawo i czy w ogóle na coś – możemy iść na konferencję prasową bądź do strefy mieszanej.

Na konferencjach dzieje się zwykle niewiele. Wyuczone formułki, frazesy, wiadomo. Zazwyczaj zapraszany jest na nią piłkarz, który został wybrany zawodnikiem meczu. Po Francja – Urugwaj był na przykład Griezmann – niby fajnie, prestiżowa sprawa, ale z drugiej strony nie powiedział nic wartego zacytowania.

Strefa mieszana jest zwykle przepełniona. Na złapanie piłkarza na indywidualną rozmowę w zasadzie nie ma szans: za chwilę doleci do ciebie chmara dziennikarzy (z całego świata) podstawiających swoje mikrofony. Nic nie zrozumieją? Żaden problem – obok stoją wolontariuszki, które są w stanie po odsłuchu nagrania pomóc dziennikarzowi z tłumaczeniem.

Czy piłkarze się zatrzymują? Kwestia indywidualna. Reprezentanci Niemiec po porażce z Meksykiem zazwyczaj nie mieli problemu z zatrzymaniem się (ze mną porozmawiał na przykład Marco Reus – rozmowa miała jednak niewielką wartość), z kolei Portugalczycy po pokonaniu Iranu z głową na wysokości obłoków przeszli nie zauważając dziennikarzy. Jak wszędzie – kluczowe bywają często relacje zawodnika X z dziennikarzem Y.

A później spisywanie w centrum prasowym. W dni meczowe otwarte jest ono do późnych godzin nocnych/wczesnoporannych.

***

Dziennikarz, a zwłaszcza ten z Weszło, ma naturalną potrzebę przyczepienia się. Jeśli tego nie zrobi – czasem nawet na siłę – czuje się nieswojo.

I wiecie co? Właśnie czuję się nieswojo, bo do organizacji turnieju kompletnie nie ma jak się przyczepić. Jest perfekcyjna, także od strony dziennikarzy. To mój pierwszy duży turniej, więc nie mam prawa porównywać, ale mundialowi weterani przyznają, że na tak dobrze poprowadzonym turnieju jeszcze nie byli.

Pozostaje tylko przyklasnąć. Jeśli Rosja tymi mistrzostwami miała zachwycić ludzi i zmienić swój wizerunek – udało jej się trafić w środek tarczy.

3O2JqwX

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

26 komentarzy

Loading...