Reklama

Rzucał rękawicami, ręcznika nie rzucił nigdy. Stani, rosyjski niedźwiedź

redakcja

Autor:redakcja

07 lipca 2018, 11:41 • 15 min czytania 13 komentarzy

Uparty. Ograniczony taktycznie. Konfliktowy. Przywiązany do niegodnych reprezentacji zawodników. Gdy pytamy znanych rosyjskich dziennikarzy o przywary ich selekcjonera, odpowiadają bez mrugnięcia okiem. A przecież rozmawiamy chwilę przed meczem o półfinał mistrzostw świata z Chorwacją, który w domowym zaciszu obejrzą reprezentanci Niemiec, Hiszpanii, Portugalii, Kolumbii, Meksyku… Meczem mogącym być tak zwieńczeniem, jak i kolejnym rozdziałem niezwykłej historii, jaką ze swoimi piłkarzami pisze zdecydowanie najbardziej charakterystyczny z selekcjonerów wśród ćwierćfinalistów. Stanisław Sałamowicz Czerczesow. 

Rzucał rękawicami, ręcznika nie rzucił nigdy. Stani, rosyjski niedźwiedź

Przełom października i listopada 1990. Spartak Moskwa trafia w Pucharze Europy na Napoli z Gianfranco Zolą i Diego Maradoną. Nikt nie daje zespołowi z ZSRR większych szans w starciu z mistrzem Włoch. Stojący w bramce moskiewskiego zespołu Czerczesow dopiero od roku był „jedynką”, wcześniej zmieniając tylko w awaryjnych sytuacjach legendarnego Rinata Dasajewa, a tutaj miał zmierzyć się z jednym z najlepszych piłkarzy w historii futbolu.

0:0 w Neapolu, 0:0 w Moskwie, wygrana 5:3 w karnych, w których Maradona się nie pomylił, zrobił to jednak Baroni. Stanisław i jego Spartak zwycięża.

Październik 2001. Czerczesow wciąż nie wraca do gry w bramce Tirolu Innsbruck po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją. – W maju 2002 były powołania na mistrzostwa świata, a my jakoś w październiku siedzieliśmy z Czerczesowem i Jurkiem Brzęczkiem przy kawie. Nagle Stani mówi: „zobaczycie, pojadę na mundial”. Mówimy: „no jak, przecież ty ledwo chodzisz”. „Zobaczycie, Stani pojedzie”. Pośmialiśmy się z tego trochę i tak to zostawiliśmy – wspomina Radosław Gilewicz.

W lutym Rosjanin wraca między słupki. Trzy miesiące później imię i nazwisko Stanisław Czerczesow zostaje przez Olega Romancewa wpisane na 23-osobową listę powołanych.

Reklama

Stanisław wygrywa i tę walkę.

Maj 2018. Rosja Czerczesowa przegrywa w fatalnym stylu 0:1 z Austrią. Do mundialu pozostają dwa tygodnie, a w kraju organizującym turniej dominuje przekonanie, że reprezentacja za moment zostanie jednym z najsłabszych gospodarzy mistrzostw w historii. Wszyscy pamiętają marną grę i równie marne wyniki na Pucharze Konfederacji zaledwie rok wcześniej. Jedyne osoby, które wierzą w sukces to Stanisław Czerczesow i jego piłkarze, choć i między nimi mają się pojawiać konflikty.

Cztery i pół tygodnia później Rosjanie przygotowują się do ćwierćfinału mistrzostw świata przeciwko Chorwacji, po odesłaniu do domu Hiszpanów.

Stanisław znów wychodzi z trudnej batalii zwycięsko.

Mało tego. Rosjanie zdają się być jedną z najlepiej przygotowanych do turnieju drużyn. W fazie grupowej przebiegli łącznie 331 kilometrów, mniej jedynie od Niemców i Serbów. A należy pamiętać, że od 36. minuty spotkania z Urugwajem przestał bić licznik ukaranego czerwoną kartką Igora Smolnikowa.

Utarło się, że właśnie przygotowanie fizyczne zawsze było siłą drużyn Stanisława Czerczesowa. Że choćby miał do dyspozycji piłkarzy ograniczonych technicznie, słabszych niż rywale, to ci będą w stanie wydrzeć wygraną dzięki zabieganiu przeciwnika. „Gwiazdy są dobre, ale ja chcę zespołu” to zresztą jedno z jego ulubionych powiedzonek.

Reklama

– Jeśli chodzi o przedsezonowe zgrupowania, to trzeba powiedzieć jasno: czegoś takiego jeszcze nie miałem i mieć już chyba nie będę. Mieliśmy dwa fajne obozy, gdzie mogliśmy się wykazać. Dużo biegania bez piłki, dużo interwałów. Podejrzewam, że w okresie przygotowawczym Czerczesowa, rozgrzewka była bardziej męcząca niż główny trening u innych trenerów. Pod tym względem był ogień – wspomina Igor Lewczuk.

Ku rozczarowaniu polskich kibiców nieprawdą okazało się jednak, że podczas przebieżek po lesie Stanisław Sałamowicz goni piłkarzy na niedźwiedziu. I to mimo że w czasach gry w Austrii przylgnął do niego przydomek „russische Bär”, czyli „rosyjski niedźwiedź”.

I o ile polscy kibice raczej nie mieli wątpliwości, że rosyjska reprezentacja będzie wiele braków nadrabiała wybieganiem ekstra kilometrów, bo przecież pamiętali, jak Czerczesow przygotował Legię do wiosny 2016, Rosjanie nie byli o tym tak mocno przekonani. 

Panowało bowiem przekonanie, że w drużynach klubowych Czerczesow potrafił zarówno przeprowadzić treningi między rundami perfekcyjnie, jak i… kompletnie je skopać. Utarło się, że pierwszy obóz przygotowawczy w nowym klubie był bardziej perfekt niż pierwsze 15-20 minut reprezentacji Engela z Koreą, za to podczas kolejnego coś się psuło. A wydzierający dotąd punkty w końcówkach zespół – niezależnie, czy był to Spartak, Dynamo, Amkar czy Terek – nagle na finiszu meczów, szczególnie pod koniec sezonu, zdychał.

Narosło też wiele wątpliwości odnośnie jakości zespołu. Nie tylko dlatego, że w Rosji nie było akurat zawodników wysokiej klasy, również ze względu na osobiste sympatie i antypatie Czerczesowa.

– Nie podoba mi się jego przywiązanie do konkretnych zawodników, takich jak Władimir Gabułow, którzy są w składzie, a na to nie zasługują – mówi David Sansun z russianfootballnews.com. Z kolei Gosza Czernow, dziennikarz Sport Express dodaje: – Jego wadą jest upartość. Odmówił powołania najlepszego defensywnego pomocnika w Rosji Igora Denisowa, bo pokłócili się kilka lat temu w Dynamie Moskwa.

Konflikt z Denisowem jest zresztą tym najgłośniejszym w trenerskiej karierze Czerczesowa, o który pytano go nawet na jednej z konferencji w Legii. Odpowiedział wtedy rozbrajająco szczerze, nieszczególnie cackając się ze swoim rodakiem: – Denisow powiedział mi wprost, że nie uważa mnie ani za trenera, ani za człowieka. Że po prostu dla niego nie istnieję. Poprosiłem, żeby to powtórzył. On powtórzył, ja powiedziałem „dziękuję”. Denisow więcej nie zobaczy Czerczesowa-człowieka, a Czerczesow-trener nie będzie go więcej trenował.

Denisow podpadł krytyką decyzji personalnych Czerczesowa, popełniając błąd absolutnie niewybaczalny. Ostro sprzeciwił się wystawianiu w pierwszym składzie Borysa Rotenberga, którego ojciec inwestował w Dynamo, kosztem Aleksieja Kozłowa i odsunięciu od pierwszego składu Arutra Jusupowa. Apogeum konfliktu miało miejsce po przegranym 0:1 meczu z Zenitem, po którym klub z Petersburgu odskoczył w tabeli do Dynama. Denisow całą sytuację w rosyjskich mediach przedstawiał w następujący sposób:

– Zapytałem go, dlaczego nasz najlepszy zawodnik w tak ważnym meczu nie podnosi się z ławki rezerwowych. Powiedziałem, że jestem liderem tej drużyny i jeśli tylko robię to w normalnym tonie, to mam prawo pytać, o co chcę. Czerczesow wtedy podszedł do mnie i wykrzyczał: „Nie jestem dla ciebie jak Spalletti, szybko ustawię cię do pionu! Chodź pod prysznic, to skręcę ci tam kark!”. Wtedy do rozmowy wtrącił się Jusupow. „Dlaczego pan odzywa się w ten sposób?” – zapytał. „Spierdalaj stąd! Jesteś gówniany i dopiero, gdy ja tutaj przyszedłem, stałeś się piłkarzem” – znowu krzyknął rozwścieczony Czerczesow.

Russian football championship 2013/14 - FC Zenit vs FC DynamoCzerczesow i Andre Villas Boas przed meczem Zenit – Dynamo

Denisow nie był jednak ani pierwszą, ani ostatnią ofiarą. W zasadzie można powiedzieć, że w każdym klubie, w którym był Czerczesow, prędzej czy później dochodziło do konfliktu na linii Stanisław-gwiazda drużyny.

Spartak? Po kompromitującym 1:5 z CSKA przesunął do rezerew liderów zespołu – Jegora Titowa, Maksima Kaliniczenkę i Mozarta. Brazylijczyk po kilku dniach wrócił do treningów z pierwszą drużyną, ale dla Titowa i Kaliniczenki trener nie chciał znaleźć miejsca przekonując, że obaj zasiedzieli się w Spartaku i powinni znaleźć sobie nowe kluby. Dla bardzo zasłużonych dla Spartaka zawodników był to wielki cios, ale nie mając wybory odeszli do innych zespołów. Miesiąc później w klubie nie było też Czerczesowa, który został zwolniony po sromotnej klęsce z Dynamem Kijów, odwiecznym rywalem „czerwono-białych” jeszcze z czasów sowieckich, w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Oba mecze Spartak przerżnął 1:4.

Żemczużyna, a więc upadły szybko projekt, który miał do Soczi sprowadzić rosyjską ekstraklasę? Tutaj również po pogorszeniu się wyników kozłem ofiarnym został czołowy zawodnik – Maksym Demienko.

Terek Grozny? A jakże by inaczej. Najgłośniej było o sporze Czerczesowa z Brazylijczykiem Mauricio, którego w swoim stylu wyrzucił z pierwszej drużyny bez słowa wyjaśnienia. Mauricio przymierzał się nawet do opuszczenia klubu, ale wtedy trenerowi nagle przeszło. Choć tematu konfliktu nigdy w rozmowie z zawodnikiem nie poruszył.

Amkar? Tym razem Czerczesow na celownik wziął sobie dwóch bułgarskich liderów szatni – Georija Peeva i Zaharija Sirakova. Do dziś nie wiadomo, co było przyczyną. Czerczesow po jednym ze spotkań stwierdził po prostu, że nie ufa obu zawodnikom i nie ich uważa za piłkarzy. Kiedy jednak za odstrzelonymi Bułgarami wstawili się kibice, Czerczesow nie miał wyjścia i musiał zmienić decyzję. Wszystko tłumaczył oczywiście po swojemu mówiąc, że zawodnicy poszli po rozum do głowy, przeprosili za wcześniejsze zachowanie i pokazali, że zmienili się o 180 stopni.

Zresztą – by nie szukać daleko – jak łatwo wypaść z łask trenera Czerczesowa dowiedzieli się i w Legii.

– Był bezlitosny dla piłkarzy, o czym przekonał się Ivica Vrdoljak, którego trener podejrzewał o symulowanie. W końcu Vrdoljak coś odpyskował Czerczesowowi i wyleciał ze zgrupowania. Ja lubię takich trenerów, którzy potrafią złapać to całe rozbestwione towarzystwo za mordy – opowiada znany spiker Legii Wojciech Hadaj.

WARSZAWA 07.06.2016 SPORT PILKA NOZNA LEGIA WARSZAWA - KONFERENCJA PRASOWA STANISLAW CZERCZESOW FOT. JAN SZUREK/ 400mm.pl

Opieprzyć po meczu potrafił, nawet jeśli udało się odnieść zwycięstwo. – Wygraliśmy na Zagłębiu Lubin 2:1, ale po meczu w szatni był dym i nie zdziwiliśmy się, bo to spotkanie nie było w naszym wykonaniu najlepsze. Natomiast z drugiej strony, gdy przegraliśmy 0:3 w Niecieczy, to Czerczesow nic nie powiedział. Uznał, że czasami tak się zdarza i trzeba to wszystko załatwić merytorycznie, a nie krzykiem – wspomina Lewczuk.

Rosjanin nie miał też oporów, by na dwa mecze odstawić od składu Aleksandara Prijovicia, który po starciu z Lechem Poznań naskoczył na Igora Lewczuka z pretensjami za jedną z sytuacji pod bramką rywali. Za karę Serb ze szwajcarskim paszportem nie pojechał na spotkania z Chojniczanką i Lechią Gdańsk, trenując w tym czasie z rezerwami.

Terapia szokowa zadziałała – Legia od meczu z gdańszczanami w lidze nie przegrała kolejnych jedenastu spotkań, wygrywając dziewięć z nich i potykając się dopiero w Niecieczy. Prijović, który przed dwumeczową zsyłką na zajęcia drugiej drużyny strzelił zaledwie jednego ligowego gola, po powrocie do kadry meczowej uzbierał do końca sezonu kolejnych sześć bramek oraz cztery asysty.

Ale terapię szokową z Czerczesowem podobną do tej, jaką fundował swoim gwiazdom w zasadzie w każdym klubie dużo, dużo wcześniej przeszedł też… jego szkoleniowiec w Tirolu Innsbruck, Czech Frantisek Cipro.

– Nie było mnie jeszcze wtedy w klubie, ale chłopaki opowiadali mi tę sytuację. Na jednej odprawie pomeczowej Cipro stwierdził, że Stani zrobił coś w spotkaniu źle, że popełnił błąd. Koledzy mówili później, że Czerczesowa tak zdenerwowanego jak wtedy nigdy wcześniej ani nigdy później nie widzieli. Wstał, rzucił rękawicami, podszedł pod tablicę i zaczął trenerowi tłumaczyć, co było źle. Konsternacja kompletna, trener sam nie wiedział, co się właśnie dzieje. Kompletnie zbladł, bo nigdy wcześniej żaden zawodnik wobec niego się tak nie zachował. Mało tego, Stani przekonał go swoimi argumentami, że błędy były gdzie indziej, nie w jego grze. Co mu się nie podobało, co drużyna zrobiła źle – opowiada Radosław Gilewicz.

Na zdjęciu z czasów zawodniczych Czerczesow i jego bezbłędna stylówka – czarne dresy wpuszczone w grube, białe skrapety

– Można po piłkarsku powiedzieć, że wziął zawodników za mordy. Ustalił zasady, które były równe dla wszystkich, bez względu na to, czy to był Nikolić, Prijović, czy Kopczyński. Wydaje mi się, że przez tą jego transparentność oraz zdecydowanie i konsekwencję, piłkarze bardzo go polubili. To jest taka osoba, że jak na ciebie spojrzy, to już wiesz po wzroku, co chce powiedzieć. Myślę, że zawodnicy się z nim zżyli i bardzo szanowali. On wskazywał kierunek, a oni wypełniali jego rozkazy – wspomina były dyrektor sportowy Legii Michał Żewłakow.

Nie było z nim łatwo również dziennikarzom. Najczęściej przepytującego go przed spotkaniami Żelka Żyżyńskiego brzydko potraktował po pytaniu o kryzys, w jakim miała się znaleźć Legia. Na pożegnalnej konferencji odczytał dziesięć zadań, jakie przed nim postawiliśmy, za każde przyznając sobie najwyższą ocenę. Pamiętna jest też wymiana z Piotrem Wierzbickim, który na stwierdzenie Czerczesowa „koniec z tymi pytaniami, za moment mamy samolot” odpowiedział: „a ja mam tramwaj”.

Trzeba jednak powiedzieć, że mało kto tak jak Czerczesow sprawia, że konferencje prasowe i wywiady nigdy nie są nudne. Kiedy został zapytany o to, dlaczego jego piłkarze znacząco schudli podczas obozu przygotowawczego, odparował: „Jak tylko wróciłem z Austrii, zarzucono mi, że piłkarze Spartaka są chudzi i wysuszeni. Przypomnę więc, że kobiety w ciąży nie grają w piłkę”. Wielokrotnie szybko dawał też znać, kto w zespole ma najtrudniejszy charakter. I dlaczego on. „Kuranyi ma ciężki charakter? Dajcie mi chwilę, a wszyscy będą uważać, że w całym Dynamie to ja jestem najgorszy”. „Jaka atmosfera panuje w klubie? Jeszcze zanim przyjechałem na bazę, wszyscy zdążyli się schować”.

– W Spartaku dawał do zrozumienia, że to on jest pierwszym trenerem, że to on jest wielki Czerczesow. Kiedyś wychodzimy na trening i robimy rozgrzewkę. Bramkarze zaczęli nieco wcześniej. W pewnym momencie trener bramkarzy Stauce podchodzi do Czerczesowa i mówi: „Stanisławie Sałamowiczu, bramkarze są gotowi!”. Czerczesow wymownie na niego spojrzał i odpowiedział: „Bramkarz, to jest tutaj tylko jeden. Ja” – opowiadał Andriej Iwanow.

Usposobienie Czerczesowa świetnie obrazuje też anegdota opowiedziana na łamach rosyjskich mediów przez Fiodora Kudriaszowa.

– Kiedyś pojechaliśmy do zoo Ramzana Kadyrowa (szef Republiki Czeczeńskiej i formalny właściciel Achmata Grozny – przyp. red.), które znajduje się na terenie jego rezydencji. Były lwy, tygrysy, bardzo ładne i zadbane. Stanisław Sałamowicz podszedł do klatki z tygrysem, a ten groźnie na niego zaryczał. Czerczesow popatrzył na niego i powiedział: „Spokojnie, nie rycz, jestem taki jak ty”. Wszyscy po prostu umierali ze śmiechu.

I choć w Legii nie przepracował nawet pełnego roku, dziś w stolicy Polski wspomina się Czerczesowa z niemałym sentymentem, za każdym razem przy zmianie szkoleniowca tęsknie wypatrując charakterystycznej łysiny i gęstego wąsa.

Ekstraklasa. Legia Warszawa - prezentacja nowego trenera. 06.10.2015

– Po pierwszej rozmowie wiedziałem, że trzeba zrobić wszystko, żeby przyszedł na Łazienkowską. Mam taką teorię, że to nie jest tak, że są obiektywnie dobrzy trenerzy, tylko konkretna drużyna w konkretnym czasie, w konkretnych okolicznościach, potrzebuje konkretnego trenera. Na tamten moment to na pewno była dla nas absolutnie najlepsza opcja – mówi nam Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii. 

– O tym, że to urodzony zwycięzca, że chce być zawsze pierwszy, świadczyła pewna symboliczna drobnostka z zapoznawczej kolacji. Okazało się bowiem, że nawet jego kod do telefonu składa się z samych jedynek – dodaje Dominik Ebebenge, były kierownik ds. rozwoju Legii.

Niech za najlepszą recenzję pracy, jaką wykonał Czerczesow w Legii, posłuży sam fakt, że żaden trener stołecznej drużyny w XXI wieku (nie biorąc pod uwagę trenerów tymczasowych) nie wykręcił lepszej średniej punktów na mecz od Stanisława Sałamowicza.

Zarzutów, mimo dubletu, było jednak wiele. Czerczesow bez ceregieli wypowiadał się o klubowej młodzieży, nazywając ją przedszkolem, był zamknięty na jakiekolwiek sugestie co do powiększenia sztabu, podobno też po mistrzostwie miał zażądać grubych milionów na transfery, co nie do końca spodobało się osobom rządzącym klubem.

– Niestety, trener, który osiąga sukces, przekracza, przesuwa pewną granicę i w pewnym momencie jest ona tak daleko, że człowiek zatraca trzeźwą ocenę sytuacji. Bardzo fajnie ujął to Adam Nawałka na pożegnalnej konferencji, że dopiero teraz, po tygodniu-dwóch zrozumiał, jakie popełnił błędy, podczas gdy pewnie wcześniej był w pełni przekonany, że jest inaczej. I to jest duża sztuka – zachować zdolność do autorefleksji. Stanisław Czerczesow, gdy odnosił sukcesy w Legii, tę zdolność zatracił – ocenia Leśnodorski. I dodaje: – Ale uważam, że jest idealnym selekcjonerem.  W codziennej pracy jest trenerem męczącym dla zawodników. I nie tylko. Ale prowadząc reprezentację jest w stanie sprawić, żeby Rosjanie osiągali wyniki lepsze niż predysponowałyby ich do tego umiejętności.

Pilka nozna. MS 2018. Urugwaj - Rosja. 25.06.2018

No bo właśnie – odejście z Legii stało się przepustką do reprezentacji Rosji. Z jednej strony do pracy najbardziej prestiżowej w kraju organizującym u siebie mundial, z drugiej – roboty cholernie niewdzięcznej. Z zawodnikami, którzy w wielu przypadkach zasiedzieli się w lidze rosyjskiej, mając tu wszelkie wygody, o jakich mogli sobie zamarzyć. Z drużyną, której filarami w obronie byli niewiele młodsi od dębu Bartka bracia Bierezuccy i Siergiej Ignaszewicz.

– Przypominam sobie, że reakcja na jego zatrudnienie nie była ani szczególnie zła, ani szczególnie dobra. Nie udało nam się wyjść z grupy na Euro 2016 z naszym najlepszym menedżerem Leonidem Słuckim, więc uznano po prostu, że trafiło nam się najsłabsze pokolenie w historii i nikt nie jest w stanie odmienić tej drużyny. Ani Czerczesow, ani Guardiola – wspomina Gosza Czernow, dziennikarz rosyjskiego Sport Express.

Gdyby ktoś Rosjanom wtedy, tuż po klęsce na Euro 2016, powiedział, że ten sam Ignaszewicz, w dniu meczu o 3. miejsce kończący 39 lat, będzie absolutnie kluczową postacią w wygranym meczu 1/8 finału mundialu z Hiszpanią – pewnie prędzej uwierzyliby w zwycięstwo opozycji w wyborach do Dumy. Czerczesow dokonał jednak taktycznego majstersztyku. 

– Trzeba przyznać, że potrafi korzystać z zawodników, których ma do dyspozycji w kadrze, nawet jeśli nie są to rozwiązania oczywiste. Zastosowanie w starciu z Hiszpanami 38-letniego Ignaszewicza obudowanego pięcioma-sześcioma skupionymi na defensywie zawodnikami było typowym przykładem jego dużych taktycznych umiejętności – uważa Aleksiej Jaroszewski, dziennikarz telewizji RT.

I Czerczesow nie omieszkał pogratulować sam sobie. – Musiałem przekonać zawodników, że to jedyny sposób, by przejść dalej. Nie lubimy tego typu piłki, ale musieliśmy tak zagrać, z trójką stoperów. Dzięki Bogu moi piłkarze zrozumieli, co im mówiłem. Zaufali mi. Rozmawiałem z każdym z nich przed meczem dłużej niż kiedykolwiek, wyjaśniając dlaczego, gdzie, co i jak widzicie, poskutkowało. Wierzę, że wygrali, bo dostosowali się do mojej strategii – mówił po spotkaniu.

Wcześniej wiele razy miał też po prostu szczęście. Gdy bohaterowi meczu z Arabią Saudyjską Czeryszewowi wysłał powołanie trochę z braku laku, a później został zmuszony zmienić nim kontuzjowanego Dzagojewa. Gdy w ostatniej chwili zdecydował się zakopać topór wojenny ze strzelcem trzech goli Artiomem Dziubą, z którym było mu mocno nie po drodze i gdyby nie kontuzja Kokorina oraz kaszana grana przez Zabołotnego, również nie byłoby go w kadrze.

Russia v Saudi Arabia: Group A - 2018 FIFA World Cup Russia

Już dziś można powiedzieć, że Czerczesow przesunął granicę możliwości Rosjan zdecydowanie dalej, niż pewnie oni sami by ją przed turniejem umieścili. Dla nich może i to novum, dla niego – w żadnym wypadku.

Grając w Tirolu Innsbruck zdarzyło mu się wyjść na boisko z kontuzją kolana. Jak zwykle zagrał z pełnym poświęceniem, przez co uraz się pogłębił i konieczna była operacja. Okazało się, że tkanka chrzęstna jest w opłakanym stanie. Że Stanisław prawdopodobnie będzie musiał zakończyć karierę. Kiedy na koniec sezonu zespół świętował trzeci z rzędu tytuł mistrza kraju, kibice najgłośniej skandowali nazwisko Czerczesowa. Po zakończeniu rozgrywek dostał nagrodę w kategorii „Powrót sezonu” przyznawaną graczom, którym udało się przezwyciężyć najcięższe urazy. Znając tę historię trudno się było dziwić, że później o kontuzjowanym Romanie Pawluczence „Stani” mówił: – Nie interesuje mnie, że Pawluczenko ma złamaną rękę. Przecież on gra nogami!

I oczywiście, mamy prawo mieć dziś głowę wypełnioną wątpliwościami, czy Czerczesowa i reprezentację Rosji stać na pokonanie Chorwacji. Czy na szyjach Stanisława Sałamowicza i jego piłkarzy naprawdę mogą za parę dni pojawić się medale. Ale w żadnym wypadku nie można stwierdzić, że to niemożliwe. Nie, gdy na ławce za gęstym wąsem skrywa się gość, który kiedyś niemożliwego już przecież dokonywał.

No bo jakim wyzwaniem może być powstrzymanie Luki Modricia dla człowieka, który zatrzymał będącego u szczytu kariery Diego Maradonę?

SZYMON PODSTUFKA
PAWEŁ PACZUL

fot. FotoPyK/NewsPix.pl/400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Weszło

Polecane

Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata

Sebastian Warzecha
10
Czasy się zmieniają, on wciąż na szczycie. O’Sullivan walczy o ósme mistrzostwo świata
Polecane

W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby

Szymon Szczepanik
35
W objęciach Skarbu Państwa. Sprawdzamy wkład państwowych spółek w polskie kluby
Polecane

Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”

Kacper Marciniak
18
Czy każdy głupi może wejść na Mount Everest? „Bilet lotniczy i wio”
Inne kraje

Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Szymon Janczyk
69
Życie i śmierć w RPA. Dlaczego czarni są rozczarowani wolnością i partią Mandeli?

Komentarze

13 komentarzy

Loading...