Reklama

Wieczni kozacy kontra wieczni cwaniacy

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

01 lipca 2018, 10:43 • 5 min czytania 6 komentarzy

Pamiętny francuski mundial z 1998 roku nie stał wyłącznie pod znakiem chorwackiego rajdu po brązowy medal. Suker, Jarni, Prosinecki i spółka to nie była wówczas jedyna ekipa spoza klasycznego grona piłkarskich super-potęg, która osiągnęła zaskakująco znakomity wynik. Do ćwierćfinału awansowała też Dania i dopiero tam poległa, po pięknym boju z Brazylijczykami. Dzisiaj, po dwudziestu latach od tamtych wydarzeń, obie ekipy stają naprzeciwko siebie, znowu z wielkimi ambicjami, chcąc nawiązać do sukcesów sprzed dwóch dekad.

Wieczni kozacy kontra wieczni cwaniacy

Droga Duńczyków do ćwierćfinału w 1998 roku trochę przypomina ich tegoroczne występy – męczenie buły w grupie, a potem starcie w 1/8 finału z rewelacją turnieju, zakończone, tak przynajmniej było wówczas, efektownym zwycięstwem. Dania ledwie, ledwie wyczołgała się z fazy grupowej – kuriozalny był zwłaszcza ich mecz przeciwko Republice Południowej Afryki, zremisowany 1:1, kiedy dwóch rezerwowych, wpuszczonych na murawę przez Bo Johanssona, otrzymało czerwone kartki.

Jak widać, są to specjaliści od przedziwnych historii, biorąc pod uwagę wyczyny Youssufy Pulsena, który zdążył już strzelić zwycięską bramkę z Peru, sprokurować dwa rzuty karne i pauzować za kartki. Niesamowity ananas.

Dlaczego o tym wszystkim wspominamy? Bo mistrzostwa świata we Francji to nie tylko turniej najbardziej emblematyczny dla chorwackiego futbolu, ale również jeden z wielu dowodów na to, że nudnawej, męczącej bułę Danii nigdy nie należy lekceważyć. Chociaż trudno ją wspierać dopingiem, skoro już drugi raz w XXI wieku ustawiają się z przeciwnikami na wynik. Takie zagrywki są zawsze obrzydliwe. Choć, nie oszukujmy się – Francuzom nikt już tego nie pamięta i Duńczykom też ich paskudne kombinacje szybko zostaną zapomniane, ale tę hańbę można spłukać wyłącznie efektownym, pięknym futbolem.

Chorwacja już sporo nam takiego pokazała, ale wciąż nie są zespołem zweryfikowanym przez poważnego rywala. Zresztą – trudno też za takowego uznać Danię, która póki co jak ognia unika grania dobrej piłki, a wyjście z grupy zawdzięcza frajerstwu przeciwników, zwłaszcza Peru. Nawet bardziej, niż własnemu cwaniactwu. Chorwaci z kolei nie bez kłopotów ograli kiepsko poukładanych w defensywie Nigeryjczyków, no i uporali się z Islandią, głównie przy użyciu rezerwejros. I, oczywiście, rozjechali na miazgę Argentyńczyków.

Reklama

Właściwie to głównie zwycięstwo przeciwko Albicelestes sprawiło, że do Chorwacji kolejny już raz przylgnęła etykietka zespołu zawieszonego gdzieś pomiędzy rolą faworyta do medalu, a czarnego konia w walce o złoto. Z perspektywy całego turnieju widać jednak, że są to mocno przesadzone przewidywania, bo Argentynę na tym mundialu byłby w stanie, przy odrobinie pomyślnych wiatrów, szurnąć każdy, może wyłączając Panamę, no i podopiecznych Adama Nawałki, realizujących akurat założenia niskiego pressingu.

Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, mecz z Danią zapowiada się na znacznie trudniejszy, niż starcie z taką Argentyną. Ostatecznie Age Hareide naprawdę ogarnia temat, w przeciwieństwie do Jorge Sampaolego, który zrobił z siebie klauna.

Duńczycy już nic nie muszą. Samo wyjście z grupy to dla podopiecznych Hareide sukces i spełnienie oczekiwań. Wszystko co ugrają teraz, będzie już wynikiem ponad stan. Mieli dzikiego farta w meczu z Peru, okrutnie się męczyli przeciwko Australii, no a to wszystko spuentowali wspomnianą już ustawką z Francją. Chyba tylko Argentyna i Japonia wyszły z grupy w gorszym stylu od Danii. Tych pierwszych już pochłonęła mundialowa otchłań, a w tych drugich nie wierzy chyba nawet cesarz Akihito. Po Danii ewidentnie widać, że jest jedną z najsłabszych europejskich ekip w całym turnieju. Co tylko dowodzi, jak cieniutka była nasza grupa eliminacyjna do mistrzostw.

Chorwacja natomiast gra o to, żeby zerwać wreszcie z wizerunkiem drużyny napakowanej super-taletami, ale notorycznie zawodzącej, gdy trzeba pograć w piłkę na poważnie, pod prądem. Dość powiedzieć, że od pamiętnego brązu we Francji, oni jeszcze ani razu nie wyszli z grupy podczas mistrzostw świata! Robili to w iście chorwackim stylu, jak choćby w 2002 roku, kiedy ograli Włochów, a szanse na awans pogrzebali w meczu z Ekwadorem.

Lepiej im idzie zwykle podczas mistrzostw Europy, ale tam też zawsze w kulminacyjnym momencie notują efektowny poślizg na skórce od banana i kończą w przedbiegach.

Teraz grają trochę jak Włosi w 2006 roku. Na przekór gigantycznej aferze, jaka trzęsie ich futbolem od wewnątrz. Na przekór zarzutom o krzywoprzysięstwo, a jakimi spotyka się Luka Modrić. Dla tego ostatniego, mundial w Rosji to prawdopodobnie ostatnia szansa, żeby nawiązać do dziedzictwa Davora Sukera. Rozgrywający Realu Madryt wprost olśniewa formą, ale we wrześniu skończy już 33 lata i trudno oczekiwać, żeby podczas mistrzostw w Katarze wciąż utrzymywał się w takim sztosie, w jakim jest teraz. No i dziś naprawdę ma z kim pograć. Rakitić, Perisić, Mandżukić to piłkarze w jakiś sposób na pewno spełnieni na niwie klubowej, ale ich charakter sprawia, że są wiecznie głodni. Zawsze chcą więcej.

Reklama

Taki jest również Modrić. Cztery triumfy w Lidze Mistrzów czynią go chyba najbardziej utytułowanym zawodnikiem w dziejach chorwackiego futbolu, ale nie będzie go można z czystym sumieniem nazwać „najlepszym”, dopóki nie przełamie niemocy, jaka dotknęła Vatrenich na szczeblu międzynarodowym.

A przecież zadanie będzie mu utrudniał nie byle kto, bo sam Christian Eriksen. Inna fantastyczna dziesiątka, zresztą być może podążająca śladami swojego wielkiego poprzednika. Eriksen wciąż jest zawodnikiem Tottenhamu, ale nie od dziś wiadomo, z jaką rozkoszą Florentino Perez lubi ściągać do swojej galaktycznej układanki największe gwiazdy mundiali. Duńczyk póki co nie rozgrywa wielkiego turnieju, ale chorwacka defensywa aż się prosi, żeby ją wreszcie porządnie nadgryźć. To przecież niemożliwe, żeby taki elektryk jak Domagoj Vida nagle aspirował do drużyny gwiazd turnieju.

Mamy nieodparte przerzucie, że ten mecz będzie miał w sobie wszystko to, co w futbolu uwielbiamy najbardziej. Będą ofensywne szarże, będą piękne strzały z dystansu, będą wielkie gwiazdy z topowej formie, będą obcinki w defensywie, będą trzeszczały kości, będzie boiskowa wojna, będzie tempo, będzie pasja. Zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. To musi być wielki mecz.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

6 komentarzy

Loading...