Reklama

Uwaga! Youtuberzy się biją!

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

22 czerwca 2018, 14:11 • 8 min czytania 3 komentarze

Tuż obok nas – czasami chyba naprawdę w jakiejś równoległej rzeczywistości – zaczynają się ostatnio dziać rzeczy absurdalne. Konflikty internetowych celebrytów coraz częściej są finalizowane w ringu albo w klatce. Za możliwość obejrzenia takiej „walki” trzeba nawet płacić, ale mimo to chętnych nie brakuje – wręcz przeciwnie! Biznes dopiero rozkwita, a takie wydarzenia powoli zaczynają generować większe zainteresowanie niż starcia naprawdę znanych pięściarzy i zawodników MMA.

Uwaga! Youtuberzy się biją!

Ludzie kłócą się od zarania dziejów. Jak wiadomo taki stan sprzyja temu, by między stronami pojawił się jakiś rodzaj przemocy. Nie znamy szczegółów, ale możemy przypuszczać, że już Kain z Ablem próbowali rozstrzygnąć swój spór na pięści i sprawy po prostu wymknęły się spod kontroli. W starożytności na śmierć i życie bili się gladiatorzy, na których tak lubią powoływać się współcześni wojownicy. Potem popularna stała się inna metoda rozwiązywania sporów – pojedynki z wykorzystaniem broni. Walczono na miecze, szpady i szable, a od XVIII wieku także na pistolety. Nie zawsze robili to ludzie, którzy się na tym znali – chodziło o honor, a on jak wiadomo jest wartością bezcenną. W pojedynkach przedwcześnie ginęli nie tylko prości chłopi oraz ambitni wojowie, ale także dziennikarze (Bruno Bielawski) i literaci (Aleksander Puszkin). W czasach najnowszych zjawisko dość mocno ewoluowało – właściwie nikt już nie zakłada uśmiercania rywala. Dominują utarczki słowne, choć nawiązania do dawnych czasów czasami wciąż się pojawiają.

„To było dość rycerskie starcie. Umówiliśmy się z kolegą na pojedynek. Obu nam podobała się ta sama dziewczyna. Przegrany miał zmienić obiekt swojego zainteresowania. Każdy miał swojego sekundanta, a przed walką podpisaliśmy dokument, że po walce żaden nie będzie wchodził na drogę sądową i rościł sobie praw do odszkodowania czy jakiegoś zadośćuczynienia w razie odniesionych obrażeń. Sprawa załatwiona w iście korporacyjny sposób” – tak współczesne oblicze pojedynków przedstawiał kilka miesięcy temu w rozmowie z „Dziennikiem” Maciej Kawulski, współwłaściciel Konfrontacji Sztuk Walki (KSW).

Ekspresowy ślizg po historii prowadzi do najświeższych wydarzeń. „Freak fight” – to zjawisko stało się w ostatnich latach kością niezgody między fanami boksu a MMA. Pierwsi powszechnie gardzą „walkami celebrytów”, które w realiach ich dyscypliny nigdy nie miały racji bytu. Drudzy z kolei na każdym kroku podkreślają, że do takich pojedynków dochodzi w określonym celu – głównie po to, aby zgadzała się kasa. Niemal wszystko jest tam medialną kreacją, a „konflikt” między zainteresowanymi często poraża sztucznością.

Z której strony na to jednak nie spojrzeć, to w polskich realiach właśnie KSW jest najmocniej kojarzone z tą inicjatywą. Zaczęło się od spotkania Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem – pierwszy specjalizował się w dźwiganiu ciężarów, drugi w nokautowaniu ludzi z ujemnym bilansem. Spotkali się niby w ringu, ale jednak na zasadach MMA. Jeden nie miał butów, drugi miał, ale koniec końców nie miało to znaczenia. „Kłopoty, kłopoty Najmana” zaczęły się tuż po pierwszym gongu i niemal równie szybko się skończyły. Mimo to oglądalność w otwartym Polsacie dopisała – w szczytowym momencie ten pojedynek oglądało ponad 6 milionów osób. Dla porównania – spotkanie Andrzeja Gołoty i Tomasza Adamka, krajowych legend boksu, nieco wcześniej przyciągnęło przed telewizory ponad 8 milionów widzów.

Reklama

„Ktoś może się śmiać, że walki typu Oświeciński kontra Popek to cyrk, ale to właśnie takie freak fighty napędzają sprzedaż gali i popularność KSW. Oczywiście poza pojedynkami z udziałem Khalidova czy Pudzianowskiego. (…) Zapraszamy osoby popularne, ale takie, które też mają w swoim życiorysie jakiś epizod związany ze sportami walki. To nie mogą być kompletni „leszcze”. Ostatnio jeden gwiazdor disco polo sondował, czy jesteśmy nim zainteresowani, ale pod marką KSW czegoś takiego sprzedawać nie będziemy” – deklarował Kawulski w rozmowie z „Dziennikiem”.

Po pyskach dla sławy

Może się jednak okazać, że sprawy dalej potoczą się już bez udziału KSW. Ostatnio na rynku pojawił się nowy gracz – Fame MMA. Nazwa w zasadzie mówi wszystko, ale warto jednak zagłębić się w szczegóły. 30 czerwca w Koszalinie dojdzie bowiem do przedziwnej imprezy, na którą złoży się 8 walk. W żadnej z nich nie wystąpi ktoś związany ze sportami walki – bić między sobą będą się… youtuberzy i internetowi celebryci. Niestety, w gronie uczestników nie ma Klocucha ani nawet Mietka, którego liryczny pojedynek z doktorem Jabłońskim z pewnością byłby hitem nie tylko na sali sądowej.

Najbardziej doświadczony w całym zestawie wydaje się Dawid Ozdoba –  tancerz erotyczny, który kiedyś walczył z „Hardkorowym Koksem”. Chociaż „walczył” to chyba za duże słowo – ograniczał się do uciekania po oktagonie, aż wreszcie sędzia zlitował się i zdyskwalifikował go za brak inicjatywy i bierność. Tę przedziwną imprezę będzie można obejrzeć on-line za jedyne 15 złotych. Biorąc pod uwagę, że za Narodową Galę Boksu ktoś zażyczył sobie 20 dolarów – może to i faktycznie okazja, by za niewielką cenę wywołać u siebie wymioty i oczyścić organizm?

Ktoś może powiedzieć, że mówimy o niegroźnym folklorze, ale przeczą temu liczby. Same zapowiedzi walk mają po kilkadziesiąt tysięcy odsłon! Minęły już czasy, gdy osoby komentujące świat w formie wideo były marginesem. Dziś ich poczynania śledzą miliony, a poza granicami Polski „pojedynki” osób bez doświadczenia w sportach walki często przyciągają większe zainteresowanie niż starcia zawodowych fighterów.

W Koszalinie youtuberzy będą tłuc się między sobą nie tylko w znanej wszystkim formule, która na amatorskim poziomie często przypomina poziomem walki meneli pod sklepem. 30 czerwca jedną z walk będzie bowiem pojedynek… rycerski. Tak, do klatki wejdzie dwóch panów (może nawet wjadą na koniach, trudno powiedzieć) w pełnej zbroi i z mieczami pod ręką. Na tym nie koniec atrakcji – za „ring girl” będzie robić… wytatuowana wnuczka Leszka Millera (!), a całe wydarzenie uświetnią występy muzyczne – między innymi Malika Montany. Będzie naprawdę prawie wszystko – oczywiście poza rozumiem i godnością człowieka.

Reklama

„Rak, to jest rak! (…) Trzeba zawrzeć gdzieś rozsądny kompromis. Osoby, które znają się na sportach walki, będą tym zażenowane po pięciu minutach. Osoby, które znają się na YouTubie, znudzą się po pierwszych dwóch takich projektach” – przewidywał niedawno w audycji „Ciosek Na Wątrobę” na antenie Weszlo.fm Grzegorz „Griszka” Sobieszek, współpracujący z KSW trener MMA.

Świat bawi się w boks

Tylko czy aby na pewno tak będzie? Patrząc na losy zagranicznych YouTuberów, którzy zainaugurowali ten trend, można założyć, że jednak niekoniecznie. W lutym niejaki KSI (18 milionów subskrybentów) pokonał niejakiego Joe Wellera (5 milionów). Do walki doszło w Londynie, a na żywo obejrzało ją… 8 tysięcy widzów – wyprzedano wszystkie bilety! W szczytowym momencie transmisji na YouTubie oglądało ją ponad milion osób. To wcale nie koniec – przez pierwsze 24 godziny po walce łączna liczba widzów przekroczyła… 20 milionów!

Sama wartość sportowa nie była oczywiście zbyt wielka (jeśli jakakolwiek w ogóle), ale ciekawe jest co innego – obaj sprawdzili się w boksie. Walczyli w amatorskich kaskach, a mogli przecież spotkać się w klatce. Ten fakt zdaje się sugerować, że rywalizacja pięściarstwa z MMA nie wszędzie wygląda tak jak w Polsce. KSI już po wygranej przeprosił się z przeciwnikiem, bo wszystko zaczęło się właśnie od głośnego konfliktu na tle osobistym. Wzruszająca historia – prawdziwe „Trudne Sprawy”.

Zwycięzca wyzwał oczywiście do walki kolejnych YouTuberów i długo nie musiał czekać na odpowiedź. 25 sierpnia w jeszcze większej hali (Manchester Arena może pomieścić ponad 20 tysięcy widzów) zmierzy się z Loganem Paulem (17,6 mln subskrybentów), który w ostatnich miesiącach „zasłynął” filmikiem z japońskiego lasu, gdzie znalazł zwłoki samobójcy i śmiał się z całej sytuacji.

Choć obaj obrzucają się wyzwiskami jak weterani sportów walki, to interes zrobili jak współcześni biznesmeni. Dogadali się od razu na dwie walki – rewanż bez względu na wynik odbędzie się w USA, a kasą podzielą się po połowie. Pierwszą walkę zorganizują ludzie KSI, kolejną przedstawiciele Paula. Mało tego – przed wydarzeniem wieczoru ze sobą zmierzą się także… bracia obu YouTuberów!

Mały przedsmak tego, co nas czeka, mieliśmy kilka dni temu podczas pierwszej konferencji. Bohaterowie obu walk szarpali się w iście komicznym stylu, a do walki zagrzewał ich prowadzący to wszystko Shannon Briggs – były mistrz świata wagi ciężkiej, który w ostatnich latach bardziej znany jest jednak z dopingowej wpadki oraz ambitnej próby utopienia Władimira Kliczki. Efekty łatwo przewidzieć – klipy z konferencji mają już łącznie ponad 20 milionów wyświetleń.

Wszystko wskazuje na to, że tego szaleństwa nie da się już zatrzymać. Nie sposób jednak przewidzieć, czy boks lub MMA w jakikolwiek sposób na tym zyskają. Nie ma się jednak co oszukiwać – to nie o żaden sport w tym wszystkim chodzi. Całe zjawisko dość celnie sparodiowali wiele lat temu wizjonerscy twórcy „South Parku”. Słynny „cripple fight” (reklamowany w kościele i supermarkecie) był przecież w jakimś stopniu zapowiedzią szaleństwa związanego z „freak fightami”, które oglądamy w ostatnich latach.

Przestrogą dla łowców przygód powinna być sytuacja z Singapuru. Tam we wrześniu 2017 roku starcie YouTubera z kulturystą zakończyło się tragedią. Trudno mówić w ogóle o „walce” – wyglądało to na niezbyt udaną parodię sportów walki rodem z wiejskiej remizy. Pradip Subramanian (kulturysta) zebrał na twarz niezliczoną liczbę ciosów. Pojedynek został przerwany w drugiej rundzie, a pokonany zaczął narzekać na ból głowy. Trafił do szpitala, ale było już za późno. Zmarł kilka godzin po tym, jak został wyśmiany przez miejscową publiczność i tysiące internautów. Tylko czy na tłumie żądnych uwagi celebrytów zrobi to jakieś wrażenie? Odpowiedzi domyślamy się chyba wszyscy.

KACPER BARTOSIAK

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

3 komentarze

Loading...