Reklama

„Sukces nie powinien powodować amnezji”

redakcja

Autor:redakcja

25 maja 2018, 09:04 • 10 min czytania 98 komentarzy

– Legia była niedawno w podobnej sytuacji do Lecha – jej piłkarze byli ganiani po klubowym parkingu. Wtedy powstrzymywałem się od komentarza, choć dziennikarze mnie o to pytali, bo znam to środowisko. Mówienie, że coś się u nas nie wydarzy to ogromne ryzyko. Nie życzę tego Darkowi, ale niech pamięta, że nie ma monopolu na kreowanie przyszłości. Parking, mecze z Borussią czy Jagiellonią – te przykłady z Warszawy pokazują, że jego słowa były nieeleganckie – mówi Karol Klimczak w Przeglądzie Sportowym.

„Sukces nie powinien powodować amnezji”

4

Przegląd Sportowy

Na początek tekst o młodzieży, która marzy o Rosji.

Każdy ma szansę, a plany i marzenia zweryfikuje boisko. Wszystko przed nimi – powiedział na początku zgrupowania w Juracie trener Adam Nawałka. – Liczę, że z niespełna 21-letnim Szymonem Żurkowskim albo o dwa lata młodszym Sebastianem Szymańskim powtórzy się historia Bartka Kapustki, który świetnie spisał się podczas EURO 2016. Liczę na tych chłopaków, zrobili duży postęp, a teraz sprawdzą się na tle bardziej doświadczonych i lepszych piłkarzy. Powołanie na zgrupowania odebrali z entuzjazmem. Chciałbym, aby sporo wnieśli do drużyny, zobaczymy, czy są gotowi wzmocnić ją już teraz, czy dopiero za jakiś czas – dodał selekcjoner.

Reklama

W samolocie do Rosji zostały ostatnie dwa, może trzy wolne miejsca. – Mam prawo marzyć o mundialu – odważnie deklaruje najmłodszy z kadrowiczów. Szymański wdarł się do reprezentacji przebojem, jeszcze miesiąc temu był poza listą 32 wybrańców Nawałki, którzy przyjechali do Juraty. Ostatnimi, świetnymi występami w lidze zauroczył selekcjonera, któremu zaimponowała boiskowa dojrzałość, odpowiedzialność i odporność psychiczna pomocnika. – Sebek zmężniał jako człowiek i dorósł jako piłkarz – chwalił go starszy o 19 lat bramkarz Legii Arkadiusz Malarz. 

4

Arkadiusz Milik odzyskany dla kadry.

Kiedy rozmawiam z chłopakami i pada słowo „mundial”, widzę błysk w ich oczach. Zapewniają, że będą gotowi na sto procent, mają świadomość że zbliża się coś wielkiego – opowiada trener Adam Nawałka, który od razu, pierwszego dnia zgrupowania w Juracie podzielił zespół na dwie grupy: przemęczonych i wyeksploatowanych trudnym sezonem oraz zawodników z zaległościami treningowymi i meczowymi.

W drugiej grupie znalazł się Milik, dla którego selekcjoner przygotował indywidualny plan zajęć. – Jeszcze nie jestem gotowy do gry od pierwszej minuty, ale… zostały trzy tygodnie. Zdążę – zapewniał 24-letni napastnik, „oczko w głowie” selekcjonera, który kilka lat temu nie bał się postawić na 18-latka w Górniku Zabrze. Zdania nie zmienił nawet, kiedy dni bez zdobytej bramki zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Piłkarz odpłacił mu później eksplozją formy, a kiedy obaj spotkali się w reprezentacji, przebojem wdarł się do podstawowej jedenastki i odciążył Roberta Lewandowskiego. Zapewnił Polsce gole m.in. w wygranych meczach z mistrzami świata Niemcami oraz Irlandią Północną w finałach EURO 2016

Wywiad z Karolem Klimczakiem, który apeluje: „zacznijmy działać skutecznie”.

Reklama

– Jak odebrał pan słowa Dariusza Mioduskiego z Gali Ekstraklasy? Prezes Legii zagwarantował, że ceremonia wręczenia trofeum odbyłaby się przy Łazienkowskiej bez problemu.

– Były zupełnie niepotrzebne. Tym bardziej z punktu widzenia kogoś, kto zdobył właśnie dublet. Sukces nie powinien powodować amnezji. Legia była niedawno w podobnej sytuacji – jej piłkarze byli ganiani po klubowym parkingu. Wtedy powstrzymywałem się od komentarza, choć dziennikarze mnie o to pytali, bo znam to środowisko. Mówienie, że coś się u nas nie wydarzy to ogromne ryzyko. Nie życzę tego Darkowi, ale nie pamięta, że nie ma monopolu na kreowanie przyszłości. Parking, mecze z Borussią czy Jagiellonią – te przykłady z Warszawy pokazują, że jego słowa były nieeleganckie.

– Kluby w ogóle mają kontrolę nad takimi wydarzeniami jak to z meczu Lech-Legia?

– Nie w stu procentach. Oczywiście, że w idealnym świecie chciałbym, żeby ceremonia wręczenia medali odbyła się w sposób normalny. Zarzucano mi, że jestem idiotą, bo nie mam pojęcia, jak to zorganizować. A więc ten idiota wie, jak powinno się czynić honory. Niestety od kilku dni wiedzieliśmy, co się szykuje. Staraliśmy się przewidzieć sytuacje niebezpieczne i nie dopuścić do nich. Nie zmieniam zdania, że w klimacie, jaki wytworzył się wokół Lecha, taka ceremonia byłaby przyczynkiem do jeszcze większej rozróby. Odbieranie medali w otoczeniu broni gładkolufowej? Nie wiem, czy ktokolwiek miałby z tego przyjemność. Na przyszłość rozwiązaniem jest inny kalendarz. Najlepsza czwórka po rundzie zasadniczej rozgrywa ostatni mecz u siebie.

4

Piast ma dość Konstantina Vassiljeva.

Estończyk miał być gwiazdą drużyny, ale stracił swój blask. Grał wolno, schematycznie, jesienią dwukrotnie nie wykorzystał rzutów karnych, w drugiej rundzie często był poza pierwszym składem, a w decydującym o utrzymaniu meczu z Bruk-Betem (4:0) nie znalazł się nawet w meczowej osiemnastce. – Vassiljev zaliczył niesamowity zjazd, w Białymstoku był cesarzem, miał w poprzednim sezonie 13 bramek i 14 asyst, a w minionych rozgrywkach tylko jednego gola i jedną asystę. Bardzo mizerne statystyki. Sporo zarabia, a mało daje – przekonuje Andrzej Iwan, były reprezentant kraju.

Krótkie podsumowanie finiszu Śląska. Żaden inny zespół ekstraklasy nie nazbierał tylu punktów w rundzie finałowej co wrocławianie.

Drużyna Tadeusza Pawłowskiego jako jedyna w całej lidze w ostatnich siedmiu meczach nie przegrała, strzeliła najwięcej goli. Występowała wprawdzie w słabszej, dolnej ósemce, ale musiała grać z bijącymi się o utrzymanie desperatami i regularnie odprawiała ich z kwitkiem, bo punkty zdołała jej wyrwać tylko pewna już ligowego bytu Cracovia. Uwzględniając skuteczność drużyn jedynie w rundzie finałowej, Śląsk jest zdecydowanie najlepszy – druga w zestawieniu Legia zgromadziła w tym okresie o trzy punkty mniej.

Skoro zespół na ostatniej prostej odpalił, więc tym bardziej nie ma opcji powrotu trenera Pawłowskiego na stanowisko dyrektora Akademii Piłkarskiej Śląska, a o tym plotkowano, gdy przejmował drużynę w roli strażaka. – Oczywiście nadal będzie prowadził pierwszy zespół, tu nie było najmniejszego znaku zapytania – podkreśla dyrektor sportowy Dariusz Sztylka, który na tym stanowisku w lutym zastąpił Adama Matyska.

4

Dalej tekst o Jakubie Piotrowskim, który może przetrzeć szlak innym młodzieżowcom z Pogoni.

Sprzedany do KRC Genk Jakub Piotrowski ma przetrzeć szlak innym zawodnikom z akademii Pogoni. W tym sezonie Portowcy mieli kilkudziesięciu reprezentantów młodzieżowych.

Władze klubu robią wiele, by „Kaszti”, jak nazywają pomocnika koledzy, nie był jednorazowym przypadkiem. Portowcy jako jedyny klub w Polsce ma cztery zespoły w Centralnych Ligach Juniorów. Co więcej, dwa z nich (U-15 i U-17) są liderami, trzeci (U-19) ma tyle samo punktów co druga ekipa w tabeli. Wiosną średnia wieku rezerw oscylowała wokół 20. Do tego dochodzi kilkudziesięciu reprezentantów Polski, a będzie ich więcej. Niedawno kontrakt podpisał 15-letni Dawid Rezaeian, sprowadzony z Lecha, podstawowy piłkarz kadry w swojej kategorii wiekowej. To kolejny po ściągniętym z Legii Sebastianie Walukiewiczu przykład zawodnika, który wybiera Pogoń, zamiast dotychczasowych hegemonów szkoleniu młodzieży. Wszystko wskazuje na to, że w Szczecinie idzie młodość.

Niżej notka dotycząca odejścia Pola Lloncha z Wisły Kraków do Willem II Tilburg.

4

Reportaż Kuby Radomskiego o Krzysztofie Kamińskim.

Punktualność to klucz. Dlatego bramkarze wybiegają na rozgrzewkę o 14.17, jak zawsze równo 43 minuty przed pierwszym gwizdkiem. Gdy na murawie Yamaha Stadium pojawia się Krzysztof Kamiński, stojący na trybunie za bramką kibice błyskawicznie się ożywiają. Część wyciąga polskie flagi, które powiewają na lekkim wietrze. Nagle zaczynają śpiewać. Muszę się trochę skupić, by rozróżnić poszczególne wyrazy. Ale po chwili już wiem. „Idź do niego, Kamiński!” – rozbrzmiewa na całym obiekcie. I tak przez kilka minut, przerywane krótkim, powtarzanym wielokrotnie: „Kamyk! Kamyk!”. Sytuacja ma miejsce w Iwacie, przed meczem miejscowego Jubilo z Cerezo Osaka. 

Iwata leży w Japonii, w prefekturze Shizuoka. Jest oddalona o ponad 200 kilometrów od Tokio i o ponad osiem tysięcy kilometrów w linii prostej od Polski. A jednak na stadionie, zwłaszcza w tym momencie, można się przez chwilę poczuć jak w naszym kraju.

Kamiński z Ruchu Chorzów do Jubilo przeniósł się w 2015 roku. Na początku wiele rzeczy go dziwiło. Zupełnie inna kultura, mentalność. Po jednym z treningów podszedł do niego kibic. –Miał w ręku telefon. Puścił mi filmik, na którym w trzy czy cztery osoby śpiewają coś w jakiejś salce. Nie wyłapałem z tego żadnego słowa. Coś tam mu podpisałem, przybiłem piątkę i odszedłem w swoją stronę. Kilka dni później graliśmy mecz. Kibice zaczęli coś śpiewać i rozpoznałem tę melodię. Okazało się, że ten człowiek mi to wtedy pokazywał, bym zaakceptował treść. A ja nie miałem o tym pojęcia. Pomyślałem: „Kurde, mogłem to jeszcze naprawić, ale nie skumałem ani słowa” – opowiada z uśmiechem Kamiński.

Na kolejnych stronach możemy przeczytać o przewrocie w Neapolu po objęciu posady trenera przez Carlo Ancelottiego. Dalej Michał Pol pisze w swoim felietonie o ofiarach wojny z kibolstwem.

Wszyscy w Polsce wciąż mamy kaca po skandalicznym zakończeniu sezonu ekstraklasy w Poznaniu. W świat poszły obrazy zadymionego stadionu, wyłamanego płotu, przerwanego meczu, zamaskowanych kiboli.

Jeden symboliczny – wypięty goły tyłek w kierunku kibiców gości, ale tak naprawdę nas wszystkich. Jeszcze gorszy – chuligana w kominiarce, który wtargnął na murawę i wyzywa na solo piłkarza Lecha siedzącego na ławce.

Przez media przetoczyła się ta sama dyskusja, którą rytualnie odbywamy po podobnych incydentach, ostatnio po finale Pucharu Polski, wcześniej po derbach Krakowa, meczu Legii z Borussią Dortmund itd. Znów szukamy winnych, wspominamy lata zaniedbań, zgniłych kompromisów z najbardziej agresywnym kibolstwem, na jakie skazane są kluby. Znów stawiamy te same diagnozy choroby.

Podstawowa brzmi, że nie poradzimy sobie z tą patologią sami, bez pomocy państwa.

4

Na kolejnych stronach czytamy o strachu Neymara przed powrotem po kontuzji.

Wiem, że wszyscy są podekscytowani i podenerwowani przed mundialem, ale nikt nie boi się bardziej niż ja – przyznał niedawno Neymar. Największy gwiazdor reprezentacji Brazylii powrócił do treningów, lecz wciąż nie czuje się na murawie niepewnie. – Najważniejsze, abym przed startem mundialu zdołał pozbyć się strachu związanego z grą w piłkę – przekonuje 26-latek.

4

Super Express

Rozmówka z Sebastianem Milą.

– Bardzo przeżyłeś moment ogłoszenia, że zakończysz karierę?

– Wydawało mi się, że jestem przygotowany na tę chwilę. Ale gdy przyszła konferencja prasowa, zupełnie się rozkleiłem, były łzy. Czułem, że ogień, który był we mnie, wygasa. Czas mnie dogonił. To on podjął za mnie decyzję o rozstaniu.

– Pojawiała się frustracja, kiedy nie grałeś w Lechii?

– Oczywiście. Nie grałem, nie łapałem się do „18”. Ale wiedziałem, że muszę zachować się jak zawodowiec. Miałem ważny kontrakt, nie olewałem obowiązków, bo taka postawa pokazałaby, że na niego nie zasługuję. Nie odpuszczałem, nie uciekałem w kontuzje.

4

Kamil Grosicki mówi, że chciałby przejść do historii.

– Jaki pierwszy mundial pamiętasz?

– 1998 r. Finał Francja-Brazylia. Miałem 10 lat. Wydawało mi się, że Brazylia łatwo wygra, ale niestety. Zidane strzelił dwie piękne bramki. Kochałem piłkarskich wirtuozów, a Brazylia mi się wtedy z tą finezją kojarzyła.

– Na kolejnym turnieju zagrała już Polska. Teraz dzieciaki patrzą na ciebie.

– Cieszę się, że ode mnie dużo zależy. Wiemy, jakie są oczekiwania i presja, ale ja lubię grać pod presją. Teraz jest ten moment, żeby zapisać się w historii. Były kiedyś Orły Górskiego, my chcemy, żeby o nas mówiono Orły Nawałki. Mnie nakręca nawet sparing w kadrze, a co dopiero mundial!

4

Gazeta Wyborcza

Dzieje się na Ukrainie. Za chwilę ma się tam odbyć finał Ligi Mistrzów, tymczasem gospodarzy nie stać na bilety, goście je z konieczności zwracają. Korespondencja z Kijowa Rafała Steca.

– Przylecą, wylecą, jakby ich wcale nie było. Już przeżyłem mistrzostwa w 2012 r., mieliśmy się potem przyłączyć do Europy. A od tamtej pory zostaliśmy odłączeni – wzdycha Witalij, imiennik sławnego pięściarza Kliczki, obecnego mera Kijowa, który za chwilę odwiedzi i uroczyście pobłogosławi zorganizowany w sercu stolicy tzw. Champions League Festival. Imprezę teoretycznie składającą hołd wspaniałościom futbolu, w istocie klękającą przed sponsorami rozgrywek.

Kiedyś UEFA przejmowała od gospodarza finału – na eksterytorialną własność – tylko stadion, od pewnego czasu pożycza jeszcze kawał miasta. Tym razem odgrodziłą długi na kilkaset metrów odcinek głównej alei Chreszczatyk, by w środku namioty rozbili jej, używając oficjalnego eufemizmu, „partnerzy biznesowi”. Gdybyśmy chcieli osiągnąć identyczny efekt w Warszawie,  musielibyśmy na pięć dni wyłączyć z ruchu i oddać UEFA fragment Marszałkowskiej od placu Konstytucji do Rotundy.

Mały mistrz wagi ciężkiej. Szymański pojedzie na Mundial?

Do ligi Sebastian Szymański wszedł razem z drzwiami. Teraz chce wyważyć te, które prowadzą do kadry na Mistrzostwa Świata w Rosji. I nie jest bez szans.

W oczach Adama Nawałki czasami widać ogień. Widział go prezes PZPN Zbigniew Boniek, widzą pracownicy związku, widzą dziennikarze i kibice. Wystarczy, że selekcjoner mówi o zawodnikach młodych, dopiero starających się o miejsce w kadrze. Kiedyś z pasją i nadzieją opowiadał o Bartoszu Kapustce, Piotrze Zielińskim i Karolu Linettym. Teraz ogień widać, gdy mówi o Sebastianie Szymańskim.

4

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

98 komentarzy

Loading...