Reklama

Zaczął najgorzej jak się da, ale jest nadzieja, że to jednak nie ogórek

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 kwietnia 2018, 19:35 • 4 min czytania 3 komentarze

Znacie nas. Jak ktoś się ewidentnie wystawia – i niekoniecznie chodzi tylko o tańczenie do kamery z gołą dupą – to nie będziemy go oszczędzać. Ale jak trzeba, odnotujemy, że się podniósł, zrehabilitował czy zanotował zwyżkę formy. To w sumie dość prosty schemat. Po wielu uszczypliwościach pod adresem Thomasa Daehne należy więc zauważyć, że bramkarz Wisły Płock po katastrofalnym początku wszedł na solidny poziom, z którego rzadko schodzi.

Zaczął najgorzej jak się da, ale jest nadzieja, że to jednak nie ogórek

Jego debiut już obrósł małą legendą, bo naprawdę trudno zacząć gorzej w nowym klubie. No dobra, Wisła mogła jeszcze przegrać z Górnikiem Zabrze, a na szczęście dla Niemca wygrała 4:2. Jego dwa koszmarne błędy nie kosztowały straty punktów.

Po tym meczu pisaliśmy:

Wynik 4:2 to potwierdzenie zasady „kłamstwo, większe kłamstwo i statystyka”. Przecież przy obu bramkach zabrzan największą rolę odegrały wyjątkowe skłonności parodystyczne Daehne, niemieckiej podróby Neuera sprowadzonej z Finlandii. Wyjątkowo trzeba tu pochwalić płocki skauting: znaleźć na kontynencie bramkarza, który aż tak by się z miejsca skompromitował, wymaga wyjątkowych umiejętności poszukiwawczych. Przecież ostatnie takie wejście w lidze zanotował chyba Andrzej Pyrdoł, gdy poprowadził Widzew do 0:5 z Radzionkowem. Daehne najpierw wrzucił sobie za kołnierz wrzutkę Kądziora, potem okazało się, że ma wyjątkowo śliskie ręce. Dwa prezenty, nagroda św. Mikołaja w kieszeni.

Tak żenujący początek Daehne rzucał się w oczy tym bardziej, że miał on być następcą dla mającego za sobą bardzo słabą rundę Seweryna Kiełpina. A tu zapowiadało się, iż zamienił stryjek siekierkę na kijek.

Reklama

Niedługo potem rozmawialiśmy z dyrektorem sportowym płockiego klubu Łukaszem Masłowskim. Tłumaczył również, jak pozyskano nowego bramkarza.

Jest pan dyrektorem w Płocku od lipca 2016 roku. Gdyby od tego momentu podsumować udane transfery w Ekstraklasie, Wisła byłaby w czołówce, ale Thomas Daehne zaczyna fatalnie. Jego występ z Górnikiem Zabrze był kompromitacją. Pojawiły się u pana wątpliwości?

Nie zamierzam zaklinać rzeczywistości. Z Górnikiem Thomas rozegrał naprawdę fatalny mecz, oba gole obciążają jego konto. Wciąż jednak jestem przekonany, że to dobry bramkarz. Jest za wcześnie, żeby go skreślać. Widzimy, jak na co dzień prezentuje się na treningach, oglądaliśmy go przed transferem i jesteśmy przekonani do jego umiejętności. Liczymy, że jeszcze wiele razy nam pomoże w tym sezonie. W praktyce może być różnie, nie mogę przewidzieć, jak to się potoczy.

Z Zagłębiem Daehne popełnił błąd przy rzucie rożnym, wybiciem piłki z linii bramkowej uratował go Adam Dźwigała.

Tak, trudno twierdzić inaczej. Pamiętajmy, że to dla niego nowy kraj, nowy język, nowa szatnia. Niektórzy potrzebują więcej czasu, żeby się zaaklimatyzować. Thomas najwyraźniej jest w tej grupie, ale bronić na pewno potrafi, nie braliśmy kota w worku. Znamy jego przeszłość i wiemy, na co go stać. Pytanie, kiedy nam to sprzeda. Oby już niebawem.

Sami go wypatrzyliście, czy został zaoferowany, wzięliście go pod lupę i uznaliście, że jest wart pozyskania?

Reklama

Orientowaliśmy się w lidze fińskiej. Byliśmy poważnie zainteresowani Aleksandrem Wasjutinem z FC Lahti. Nie udało nam się go pozyskać, ale przy tej okazji zobaczyliśmy też w akcji Thomasa, który grał w HJK. Z FC Lahti wypadł bardzo dobrze. Został poddany dalszej obserwacji przez sztab szkoleniowy, trener bramkarzy także wydał pozytywną opinię i koniec końców przeprowadziliśmy ten transfer.

Czyli jeździł pan nawet do Finlandii, żeby oglądać Daehne?

Na żywo widziałem go w tym jednym meczu. Na więcej nie mogłem sobie pozwolić, mamy ograniczone możliwości finansowe i skautingowe, wszędzie jeździć nie mogę. Dziś jednak jest dostępnych wystarczająco dużo narzędzi, żeby kogoś dobrze ocenić.

Czas pokazuje, że Daehne w dłuższej perspektywie uspokoił sytuację między słupkami Wisły. Z Zagłębiem zachował czyste konto, choć popełnił wspomniany błąd przy rzucie rożnym, gdy uratował go Adam Dźwigała. Na szczęście dla kibiców „Nafciarzy”, później już raczej nie musieli drżeć o postawę Niemca. Po debiucie, w dziesięciu następnych meczach dostał od nas dwie czwórki, sześć piątek i dwie szóstki (dwie ostatnie kolejki). Cztery razy kończył spotkanie na zero, łącznie w jedenastu występach skapitulował tylko 10 razy. Rzecz jasna ma też za co dziękować swojej defensywie, często stającej na wysokości zadania.

Daehne jeszcze rzadko robi różnicę, nie zachwyca spektakularnymi interwencjami, ale przestał popełniać większe błędy, a co ma obronić, to obroni. Mówiąc bardziej dosadnie – nie przeszkadza. A na tej pozycji to już całkiem sporo, zwłaszcza w przypadku kogoś, kto na starcie wypadł jak sabotażysta.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

3 komentarze

Loading...