Reklama

Jagiellonia już po kryzysie, sześć finałów Legii, w Lechu Situm za Gumnego

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 kwietnia 2018, 10:27 • 10 min czytania 8 komentarzy

Jarosław Niezgoda marzy o lidze angielskiej, ale na razie to temat 50 na 50 (on chce, Anglicy nie). W Jagiellonii już po kryzysie, Arka Gdynia zabiera punkty bogatym i rozdaje biednym, młodzież z klubów krakowskich musi poczekać na swoją szansę, a „SE” wraca do tematu Mohameda Salaha oferowanego Legii. Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy. 

Jagiellonia już po kryzysie, sześć finałów Legii, w Lechu Situm za Gumnego

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zaczynamy od relacji z Monachium, gdzie Bayern mimo wielu sytuacji przegrał u siebie z Realem Madryt i jego szanse na finał Ligi Mistrzów znacznie zmalały.

(…) Ale mimo wszystko Bayern prowadził i rozdawał karty w dwumeczu. Duża w tym zasługa zawodnika wypożyczonego z Realu. James Rodriguez zagrał prostopadłe podanie na wolną przestrzeń, gdzie był Kimmich. Bramkarz Królewskich Keylor Navas spodziewał się, że obrońca Bayernu będzie dośrodkowywał w pole karne, zwłaszcza że Niemiec szukał wzrokiem partnerów. Ale kopnął na bramkę, a tam… Navas się pomylił. Zrobił krok w prawo i zabrakło mu kilku centymetrów, by odbić piłkę.

Realizator kończył pokazywać powtórki, kiedy kibice na Allianz Arenie znowu wstali z miejsc. Po wznowieniu gry Królewscy pogubili się, a Lewandowski biegł na bramkę Navasa. W ostatniej chwili powstrzymał go powracający Raphaël Varane. Polak (nie ostatni raz w tym meczu) domagał się odgwizdania rzutu karnego, ale sędzia Björn Kuipers miał inne zdanie. To nie był najlepszy mecz naszego rodaka. Sporo walczył, przepychał się z obrońcami, dyskutował z arbitrem, ale nie z tego jest rozliczany. Miał strzelać gole. Był bliski szczęścia pod koniec pierwszej połowy, gdy wyskoczył w polu karnym najwyżej. Uderzył jednak głową wprost w Navasa.

Reklama

W Lidze Mistrzów Roberto Firmino jest jeszcze skuteczniejszy od Mohameda Salaha.

(…) Firmino przeszedł wyboistą drogę, by błyszczeć w Champions League. Pochodzi z brazylijskiej milionowej miejscowości Maceio, co w języku plemienia Tupi oznacza „bagno”. Stamtąd musiał się wyrwać, żeby zostać piłkarzem. Jego ojciec przez pewien czas zarabiał na życie, sprzedając napoje na ulicy czy na stadionie. Najpierw kupował je w sklepie, potem sprzedawał z zyskiem. Większych perspektyw nie było. Sytuację rodziny poprawiło dopiero wypatrzenie utalentowanego Roberto przez… dentystę.

– Doktor Marcellus Portella był stomatologiem współpracującym z lokalnym zespole Clube de Regatas. Zobaczył mnie podczas gry na ulicy i zaprosił do klubu. Wtedy jeszcze był dentystą, ale stał się menedżerem i zaczął pilnować moich interesów – wspomina Firmino.

ps1

W Legii szykują się na sześć finałów – ten faktyczny w Pucharze Polski i pięć ostatnich kolejek w lidze. Pomóc może w tym Jarosław Niezgoda, który zostanie nagrodzony za dobrą formę.

(…) Nagrodą za skuteczność będzie nowy kontrakt (do 2022 roku) i podwyżka dla byłego zawodnika młodzieżowej reprezentacji Polski. – Wszystko wskazuje na to, że niedługo podpiszemy umowę. Mój wymarzony scenariusz, to gra z Legią w europejskich pucharach i później silniejsza zachodnia liga. Zobaczymy, co przyniesie życie – mówi. Pytany o wymarzony kierunek transferu, stawia na ligę niemiecką, francuską, albo włoską. – Angielska? Wiadomo, że to marzenie, ale tam intensywność gry jest ogromna. Nie jestem typem zawodnika, który dużo biega. Szanse oceniam na 50 procent. To znaczy: ja bym chciał, ale nie wiem, czy mnie tam chcą – żartuje. 

Reklama

Korona Kielce sprawdziła już dwóch kandydatów do mistrzostwa, w piątek pora na trzeciego.

Piłkarze Korony, przynajmniej teoretycznie, nic już w tym sezonie nie muszą. Kielczan czeka pięć spotkań o nic. Cel na sezon został już zrealizowany i to z nawiązką. Awans do ósemki i półfinału Pucharu Polski oznacza dla złocisto-krwistych udany rok.

Ale humory przy Ściegiennego nie są najlepsze. Wszyscy w klubie zdają sobie sprawę, że finał PP był na wyciągnięcie ręki. – To w nas siedzi, wiadomo. Obok porażki z Arką nikt nie przeszedł obojętnie. W pierwszym meczu wygraliśmy 2:1 i byliśmy o krok od występu 2 maja w Warszawie. Dlatego przegrana w Gdyni tak nas przybiła – mówi Bartosz Rymaniak.

Kryzys ma być już za Jagiellonią Białystok, o czym świadczy wysokie zwycięstwo w Kielcach.

Trzy punkty wywalczone z Koroną (3:0) są dla białostoczan jak powiew świeżego powietrza. – Cieszymy się, że w końcu wygraliśmy. Wiadomo, jaka seria jest za nami. Zwycięstwo w Kielcach jest dla nas bardzo ważne. Wyszliśmy już z tego trudnego momentu – przekonuje szkoleniowiec wicemistrzów Polski, dla którego ostatnie tygodnie były jednymi z najgorszych, odkąd trafił do podlaskiego klubu.

– Patrząc tylko na wyniki, na pewno tak było. Jeszcze trudniejszym wyzwaniem było przejęcie drużyny latem ubiegłego roku. Były szybkie przygotowania i od razu mecze w eliminacjach Ligi Europy. Mało czasu. Jesienią też mieliśmy serię meczów bez wygranej (trzy remisy i porażka – przyp. red.), ale nie przegraliśmy kilku spotkań z rzędu. Od strony punktowej teraz był trudniejszy moment. Nie było zbyt nerwowo, nie robiliśmy też jakichś dziwnych, radykalnych ruchów. Nie zmieniliśmy wiele. Trzeba było zachować spokój i wyjść z tego. Mam nadzieję, że tak się stało, ale musi to teraz potwierdzić niedzielny mecz z Wisłą Kraków – dodaje trener.

Rafał Pietrzak pracuje na to, żeby Zagłębie Lubin wykupiło go z Wisły Kraków.

(…) – Rafał musiał u nas trochę poczekać na swoją szansę, ale widać, że zaczyna ostro rywalizować. W swoim pierwszym meczu z Wisłą w Płocku było widać, że jest po długiej przerwie i że w macierzystym klubie dawno nie grał. Natomiast w dwóch ostatnich spotkaniach z Legią i Lechem zagrał naszym zdaniem bardzo dobrze. Potrzebujemy jednak większej liczby występów, żeby ocena była miarodajna. Mamy jeszcze czas na podjęcie decyzji. W każdym razie kwota wykupu z Wisły Kraków jest daleka od zaporowej – mówi dyrektor sportowy lubinian Dariusz Motała.

ps2

Walczący o pozostanie w Lechu Poznań Mario Situm może zastąpić Roberta Gumnego na prawej obronie w meczu z Górnikiem Zabrze.

(…) Wydawałoby się, że naturalnym ruchem będzie zastąpienie go Emirem Dilaverem, ale Nenad Bjelica rozważa pewien eksperyment. Mianowicie przesunięcie na prawą obronę Mario Šituma, dla którego to byłby debiut na tej pozycji w Kolejorzu. Pomysł zrodził się dlatego, by nie osłabiać drużyny w ofensywie. Akurat Dilaver jest pewniakiem do gry i poradzi sobie na jakiejkolwiek pozycji, co udowadniał w tym sezonie, ale przesunięcie go na bok obrony mogłoby zabrać lechitom argumenty w ataku. O ile Austriak broni świetnie, tak w ofensywie nie daje zespołowi tyle, co chociażby Gumny. Odważna, ofensywna gra obu bocznych obrońców jest ważnym elementem taktyki Kolejorza. Z kolei Dilaver skupia się bardziej na zadaniach defensywnych. Dlatego pomysłem Chorwata jest postawienie na rodaka, który nominalnie gra na skrzydle. W meczu z Zagłębiem Šitum też wystąpił na prawej stronie, przyczynił się nawet do gola, bo przedłużył dośrodkowanie Gumnego. Bjelica wie, że przesunięcie go tyłu wcale nie musi oznaczać osłabienia drużyny.

Arka Gdynia w tym sezonie zabiera bogatym, a rozdaje biednym. W Trójmieście mamy piłkarskiego Robin Hooda.

(…) – Staliśmy się Robin Hoodem ekstraklasy – zauważa Ojrzyński. – Daliśmy drugie życie Pogoni, Lechii, teraz Sadencji. A możnych stopujemy: trzy punkty zdobyliśmy z Jagiellonią, Legią, a z Górnikiem i Koroną cztery. Bilans z pierwszą ósemką mamy dobry, tyle że gramy… w dolnej i cel się nie zmienia. Mamy się utrzymać – dodaje.

Faktycznie, „Robin Hood z Gdyni” przywraca nadzieje zespołom w kryzysie. Pogoń, Lechia i Sandecja przed starciem z żółto-niebieskimi miały duże problemy, nie potrafiły przed długi czas wygrać. Zła seria skończyła się właśnie na Arce. 

Chorwacki bramkarz Oliver Zelenika na debiut w Lechii Gdańsk czekał 404 dni i dał radę.

(…) Lepszej nagrody za cierpliwość nie mógł dostać – w poniedziałek zachował czyste konto. To pierwsze starcie za kadencji trenera Piotra Stokowca bez straconej bramki i drugie w rundzie wiosennej. Chorwat dorównał już Kuciakowi, którego uważa za najlepszego golkipera ekstraklasy.

ps3

Reforma Centralnej Ligi Juniorów sprawia, że trenerzy Wisły i Cracovii nie będą w tym roku masowo wpuszczać młodzieży do ekstraklasy.

(…) Rozgrywki zawodników do 19. roku życia aktualnie nie są specjalnie elitarnym gronem. W podzielonej na dwie grupy lidze grają łącznie aż trzydzieści dwie drużyny z całego kraju.

Gdy tworzono CLJ, chciano, by najlepsze drużyny w kraju miały większą konkurencję. W swoich regionach nierzadko dominowały tak mocno, że młodzi piłkarze gładko ogrywali rywali, co nie wpływało jednak korzystnie na ich rozwój. Okazało się jednak, że podział kraju na wschód i zachód, choć poprawił sytuację, nie zniwelował do końca wszystkich różnic. Nadal rozwarstwienie jest spore, a w obu grupach zdarzały się w tym sezonie nawet ośmiobramkowe zwycięstwa.

Postanowiono więc pójść o krok dalej i utworzyć z Centralnej Ligi Juniorów prawdziwą młodzieżową ekstraklasę. Od przyszłego sezonu będzie w niej grać tylko szesnaście drużyn – po sześć najlepszych z każdej z obecnych grup oraz cztery zespoły, które wywalczą sobie awans z rozgrywek makroregionalnych. Dla klubów, które chcą dobrze szkolić młodzież i wprowadzać ją do ekstraklasy, posiadanie zespołu w zwężonej CLJ, jest kluczowe. Trudno będzie pozyskiwać największe talenty poszczególnych roczników, mając im do zaproponowania występy tylko w lidze makroregionalnej.

Morten Rasmussen na razie rozczarowuje w Pogoni Szczecin, dla której strzelił tylko jednego gola.

(…) Ostatnio przegrywa rywalizację o miejsce w ataku z Adamem Buksą i Łukaszem Zwolińskim. Początkowo oszczędne korzystanie z byłego reprezentanta Danii można było tłumaczyć zaległościami treningowymi, Rasmussen przyjechał do Szczecina w słabiutkiej kondycji, dlatego zorganizowano mu indywidualne zajęcia z odpowiadającym za przygotowanie fizyczne Rafałem Burytą. Ale czas leci, a napastnik coraz wygodniej rozsiada się na ławce – w ostatnich trzech kolejkach grał przez pięć minut, dwukrotnie w ogóle nie pojawił się na murawie.

Oprócz tego:
– Śląsk Wrocław nadal nie porozumiał się z Sebino Plaku, tym razem chodzi o podatek.

ps4

Wkrótce premiera książki Jacka Gmocha, więc były selekcjoner staje się aktywniejszy medialnie.

DARIUSZ DOBEK: Rozmawiamy z okazji zbliżającej się premiery pańskiej książki. Dlaczego nosi tytuł „Najlepszy trener na świecie”?

JACEK GMOCH: Jest w tym pewna przewrotność, chodzi o to, żeby wywołać dyskusję, wzbudzić zainteresowanie czytelnika. Panowie dziennikarze zasugerowali taki tytuł, a mnie nie sposób było odmówić. 

Rozliczył się pan w niej ze sobą?

Rozliczyłem. Często powtarzam „de metaniono”, z greckiego: niczego nie żałuję. To dla mnie bardzo ważne. Nie żałuję żadnej decyzji, którą podjąłem. Staram się nie opowiadać w książce o czymś, co nie byłoby prawdą. Nie apoteozuję mojej postaci. 

Niewiele brakowało, by zostałpan księdzem? Wielką orędowniczką zrobienia z pana kapłana była pańska ciocia Flora Paczkowska.

Sprawiła mi nawet komżę. Sport chyba w tym przeszkodził, miałem za dużo sił witalnych. Nie mieściłem się w tym modelu, który zakładał bycie spokojnym człowiekiem. Poza tym miałem chyba za dużo grzechów na sumieniu (śmiech). Ale i grzeszni ludzie robili karierę w kościele. Ja przede wszystkim optowałem za innym rodzajem kariery, a głównym powodem było to, że miałem alergię na zioła z kadzidła. Przysypiałem podczas nabożeństw, a pewnego razu spowodowałem nawet pożar. Wszystkie te elementy złożyły się na to, że nie zostałem księdzem. Najwidoczniej tam, u góry, stwierdzili, że mają na mnie inny plan.

Grał pan przeciwko… Karolowi Wojtyle, który stał w bramce AZS-u Lublin na turnieju w Starachowicach. 

Tak było. I nie konfabuluję! Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale tak było. Gdy po latach byłem z żoną na audiencji w Rzymie, to wspomniałem o tym papieżowi i przyznał, że wystąpił w tym turnieju. Mnie nie pamiętał, ale kojarzył, że stał wtedy w bramce AZS.

ps5

SUPER EXPRESS

To trochę odgrzewany kotlet, ale temat znów na czasie. Mohamed Salah kilka lat temu mógł trafić do Legii Warszawa za niewielkie pieniądze.

Lato 2011 roku. Młodzieżowa reprezentacja Egiptu przebywa na zgrupowaniu w Portugalii, gdzie przygotowuje się do mistrzostw świata do lat 20, które za kilka tygodni mają się odbyć w Kolumbii. Na miejscu jest młody agent piłkarski z Polski, wówczas 25-letni Rafał Żurowski (teraz 32 l.), który próbował przekonać gwiazdkę Zamaleku Kair Mohameda Ibrahima (obecnie 26 l.) do transferu do Polski. Ibrahim nie mówił jednak po angielsku, dlatego Żurowski do pomocy w tłumaczeniu wziął innego piłkarza Faraonów, a był nim… Salah.

– Ibrahim to był mój główny cel, miał zapytania m.in. ze Sportingu Lizbona, ale chciałem umieścić go w Legii. Spodobał mu się ten pomysł, a gdy skończyliśmy rozmawiać, nasz tłumacz skromnie zapytał, czy mógłbym i jemu pomóc w transferze do Europy – powiedział „Super Expressowi” Żurowski, który tak wspomina młodego Salaha: – Nie grał wtedy regularnie w lidze egipskiej, ale w młodzieżówce spisywał się dobrze. Był trochę jeźdźcem bez głowy, ale gaz miał taki sam, jak dziś. Był kompletnie poza radarami zachodnich klubów, dlatego zdecydowałem, że mu pomogę – tłumaczy.

Syn Leszka Ojrzyńskiego – Kuba to jeden z największych bramkarskich talentów w Polsce. Chłopak trenował już z pierwszym zespołem Legii Warszawa.

(…) Ojrzyński senior jest znany z tego, że w prowadzonych przez siebie drużynach wprowadza wojskową dyscyplinę. – W domu tata też lubi porządek. Ale to nie tak, że stałem na baczność, kiedy udzielał mi rad. Trzy, cztery lata temu, kiedy wychodziliśmy pograć w piłkę, zdarzały się zgrzyty – śmieje się Kuba. – Gdy ojciec wymyślał mi jakieś ćwiczenie, które mi się nie podobało, to potrafiłem się obrazić i zejść z boiska – przyznaje bramkarz. – Bywa, że grając z tatą i starszą o dwa lata siostrą Oliwią w siatkówkę, zakładamy się, co zrobi przegrany. Ostatnio zmywał tata. – mówi bramkarz.

se1

Jest też parę zdań o Lidze Mistrzów.

se2

GAZETA WYBORCZA

Nic ciekawego.

gw1

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...