Reklama

Brudny Sasza w kolejce po złote runo

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

17 kwietnia 2018, 09:55 • 8 min czytania 5 komentarzy

Aleksander Powietkin już niedługo może dostać kolejną szansę walki o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Jeśli Anthony Joshua i Deontay Wilder nie osiągną porozumienia w sprawie unifikacji wszystkich pasów, to właśnie 38-letni Rosjanin wyjdzie do starcia z Brytyjczykiem. Jest jednak jeden problem – za Powietkinem i wieloma jego kolegami ciągnie się długa i dająca do myślenia dopingowa smuga.

W tej sprawie wszystko można podzielić na dwie kategorie: z jednej strony są niepodważalne fakty, z drugiej dające jeszcze więcej do myślenia poszlaki. Wszystko razem tworzy jednak spójny łańcuch przyczynowo-skutkowy, który osobom dobrze zorientowanym w sportach walki raczej nie pozostawia wątpliwości. Mimo to, sprawa rosyjskiego dopingu w boksie w trudny do zaakceptowania sposób rozeszła się po kościach.

Brudny Sasza w kolejce po złote runo

Przełomowa data to 1 stycznia 2016 r. – właśnie tego dnia meldonium trafiło na listę zakazanych substancji. Oficjalnie ten lek poprawia ukrwienie mięśnia serca w sytuacjach chorobowych. Nieoficjalnie podnosi wydajność organizmu, pozwala lepiej reagować w stresujących sytuacjach i ułatwia regenerację po dużym wysiłku. Najlepiej jego zastosowanie opisał Ivar Kalvins – przewodniczący Rady Naukowej Łotewskiej Instytutu Syntezy Organicznej. Wynalazca tego środka powiedział jasno – meldonium miało pomagać… żołnierzom. Z taką właśnie intencją środek trafił do radzieckich wojsk stacjonujących w Afganistanie.

Jeśli żołnierze mają pracować w górach, to niedobór tlenu będzie problemem. Sposobem ochrony miało być stosowanie tego leku – tłumaczył Kalvins. Dzięki meldonium mogli dźwigać ciężkie plecaki i lepiej poruszać się po trudnym terenie. Kilka dekad później środek trafił do sportowców, którym pomagał znosić coraz większe obciążenia treningowe. Szczególnie popularny był właśnie w Rosji i krajach bloku wschodniego. Niektóre firmy farmaceutyczne reklamowały go właśnie jako lek pozytywnie wpływający na siłę i kondycję.

Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) w obliczu coraz większej popularności tego specyfiku zbadała sprawę i postanowiła go zakazać. Wielu rosyjskich sportowców wpadło jednak na stosowaniu meldonium po 1 stycznia 2016 r., a najsłynniejszym przypadkiem była oczywiście Maria Szarapowa, która po prostu nie zorientowała się (rzekomo), że używana przez nią od lat substancja została zakazana.

I tu wchodzi Powietkin, cały na biało. W maju 2016 r. miał walczyć o mistrzowski pas federacji WBC z Deontayem Wilderem. Promotorzy Rosjanina (34-1, 24 KO) wydali grube miliony, aby sprowadzić czempiona do siebie. Pojedynek miał odbyć się 21 maja, jednak na miesiąc przed imprezą w organizmie pięściarza wykryto meldonium. Były to zdecydowanie śladowe ilości tej substancji – 0,07 mikrograma, ale coś znaleziono. Promotorzy Rosjanina nawet nie ukrywali, że ich zdaniem pozytywny wynik, to efekt stosowania meldonium w 2015 r., gdy środek jeszcze nie był zakazany. Ciekawsze jest jednak być może coś innego: trzy poprzednie testy przeprowadzone w kwietniu dały bowiem wynik… negatywny.

Reklama

To linia obrony w stylu „pies zjadł moją pracę domową”. Sprawa jest absurdalna – tłumaczył prawnik Wildera, Judd Bernstein. Amerykanin pozwał obóz rosyjski za naruszenie warunków umowy. W pierwszej instancji przychylono się do jego wniosku o 5 mln dolarów odszkodowania. Rywale odpowiedzieli absurdalnym kontratakiem, pozywając Wildera w analogicznym wniosku o… 35 milionów.

Najwięcej witaminy mają… rosyjscy pięściarze?

Środowisko bokserskie podzieliło się w oczywisty sposób, Powietkina bronili rodacy, a krytykowali wszyscy pozostali. – Aleksander jest niewinny. Meldonium to nie doping, to taka witamina na serce – tłumaczył Denis Lebiediew, mistrz świata w kategorii junior ciężkiej. Wtórowali mu inni znajomi królika, z Grigorijem Drozdem na czele.

Federacja WBC zarządziła dochodzenie. Ostatecznie poniekąd przychylono się do argumentów Rosjanina. Uznano, że tak minimalne stężenie musiało być efektem stosowania tej substancji wcześniej. Wciąż nadal nie tłumaczy to jednak w żaden sposób trzech poprzednich „czystych” wyników testów.

Powietkin pozostał jednak numerem jeden rankingu i lada moment miał wrócić do negocjacji z Wilderem, który chwilowo wypadł z gry z powodu kontuzji. W grudniu 2016 r. w starciu o tymczasowy tytuł mistrzowski rywalem Rosjanina miał być Bermane Stiverne (25-3-1, 21 KO). Lepszy z tej pary w kolejnym występie miał zmierzyć się z pełnoprawnym mistrzem. Kilka dni przed walką w organizmie Powietkina znów wykryto coś, czego nie powinno być. Tym razem była to ostaryna, zakazany steryd anaboliczny, który pomaga w budowie masy mięśniowej.

Organizacja wycofała się z sankcjonowania pojedynku, ale Rosjanie niewiele sobie z tego zrobili. Zamiast Stiverne’a do ringu z nasterydowanym Saszą wyszedł Johann Duhaupas (37-4, 24 KO). Ku uciesze miejscowej gawiedzi został ciężko znokautowany, ale co zarobił to jego. Sytuacja była jednak czymś bez precedensu, bo pierwszy raz po dopingowej wpadce pięściarz wyszedł do ringu i walczył jak gdyby nic się nie stało. Przygotowanie „zapasowego” rywala pozwala przypuszczać, że gospodarze byli na taką ewentualność podejrzanie dobrze przygotowani.

Reklama

Powietkin jest wstydem dla boksu. Drugi raz przed walką o pas WBC wpada na dopingu. Nie wiem co dzieje się z rosyjskimi sportowcami, ale ktoś musi coś z tym zrobić – grzmiał wówczas weteran Don King, promotor Stiverne’a.

Jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. W boksie ten czynnik rządzi, więc nic dziwnego, że po kilkunastu miesiącach Powietkin znów jest pierwszy w kolejce. Federacja WBC trochę się na niego boczyła, ale po roku przywróciła go do rankingu. Prawa obowiązkowego pretendenta nabył jednak z ramienia organizacji WBA. Jeśli Joshua (21-0, 20 KO, posiadacz pasów IBF, WBA i WBO) i Wilder (40-0, 39 KO, WBC) nie dojdą do porozumienia w sprawie organizacji pojedynku, który ma wyłonić pierwszego od blisko dwóch dekad niekwestionowanego czempiona wszechwag, to Rosjanina zobaczymy w walce o tytuł. I to prawdopodobnie jeszcze w tym roku.

Powietkin – wersja 2.0

Tyle faktów – przejdźmy do równie mocno dających do myślenia poszlak i subiektywnych wrażeń. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dziś Powietkin to jednak inny pięściarz. I nie chodzi tu wcale o wiek. W 2014 i 2015 r. z pomocą meldonium był bestią, potrafił brutalnie znokautować twardziela Carlosa Takama (35-4-1, 27 KO), czego nie zdołali dokonać Joseph Parker i Joshua.  W tamtej walce przyjął wiele potężnych bomb i szedł jak taran, łapiąc w kryzysowym momencie „drugi wiatr”.

W kolejnym występie spisał się jeszcze lepiej – już w pierwszej rundzie znokautował Mike’a Pereza (23-3-1, 15 KO), który nigdy wcześniej nie leżał na deskach. Uderzające były dwie rzeczy: sylwetka Powietkina i siła jego ciosów. Wcześniej, chociażby w 2012 r. w starciu z Marco Huckiem (40-5-1, 27 KO) – Rosjanin wyglądał jak ciepła klucha. Na tle atletów w stylu Kliczki i Joshuy sprawiał wrażenie kogoś z miękkim i trochę zbyt dużym brzuchem. Nie słynął z nokautującego uderzenia i miewał spore problemy kondycyjne.

Wszystko zmieniło się po porażce z Kliczką w 2013 r. Sasza pojawił się w wersji 2.0. Przybrał kilka kilogramów masy mięśniowej, a jego ciosy – nie robiące do tej pory wrażenia – zaczęły nokautować czołówkę wagi ciężkiej. Zupełnie przypadkowo ten okres pokrywa się z udokumentowanym sięganiem po meldonium, czego sam pięściarz i jego promotorzy w ogóle się nie wypierają.

Po ostatnich dopingowych wpadkach Powietkin znalazł się na cenzurowanym i obecnie jest stałym obiektem testów i badań. Może to m.in. dlatego przestał już wyglądać jak robot? Jasne, w ostatnim występie ciężko znokautował Davida Price’a (22-5, 18 KO), ale nie pokazał się z najlepszej strony. Słynący ze szklanej szczęki Brytyjczyk w trzeciej rundzie był nawet blisko wygranej przed czasem.

Temu panu „Master” ręki nie poda…

Ciekawym tłem z punktu widzenia polskiego kibica dla tej sprawy są losy Grigorija Drozda (40-1, 28 KO). Tego samego, który stał w pierwszym rzędzie obrońców Powietkina podczas dopingowych wpadek. Analogie nasuwają się same – on też długo był solidnym pięściarzem ze ścisłego zaplecza czołówki, ale jednak jednym z wielu. W 2006 r. przegrał przed czasem z Firatem Arslanem (41-8-2, 27 KO). Potem odbudował się i zaczął piąć się w rankingach.

W 2013 r. na jego drodze stanął niepokonany wówczas Mateusz Masternak. Stawką pojedynku był należący do Polaka tytuł mistrza Europy. Po krwawej batalii Drozd przełamał „Mastera” i sięgnął po pas. Po roku zdetronizował Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka i został mistrzem świata federacji WBC. W obronie pasa wyszedł tylko raz, oficjalnie karierę zakończył z powodów zdrowotnych. Doszło do tego niemal dokładnie wtedy, kiedy organizacja wprowadziła (jako pierwsza w świecie boksu) system obowiązkowych testów. Program „Czysty Boks” zakładał, że pięściarze mogą być testowani nie tylko jak do tej pory po walkach, ale 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Przypadek? Nie sądzę! Fakty połączył Petr Shugurow – były dziennikarz „The Ring” i kiedyś… wielki fan Drozda.

Wierzę, że sięgał po niedozwolone środki. Gdy wpadł Powietkin, to Drozd był jednym z pierwszych, którzy rzucili się w jego obronie. Powiedział wtedy, że wszyscy brali meldonium i dla niego to żaden problem. W 2016 r. Drozd miał walczyć z Makabu, ale walkę dwukrotnie przekładano, aż wreszcie została odwołana z powodu kontuzji. Podobno miał bardzo poważne problemy z łokciem. Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka tygodni później widziałem jak uczył dzieci boksu i wtedy łokieć nie sprawiał mu żadnych problemów – przypomniał dziennikarz.

O komentarz do tych faktów i poszlak poprosiliśmy samego „Mastera” w audycji „Ciosek na wątrobę” (słuchajcie nas co czwartek od 20 w Weszlo.fm). Był to chyba jedyny moment, w którym ten niespotykanie spokojny pięściarz sprawiał wrażenie wyraźnie poruszonego.

Tak jak wszystkim moim pogromcom – Kalendze, Muellerowi, Bellew – mogę podać rękę i podejść, uśmiechnąć się i pogadać, tak Drozdowi nigdy w życiu ręki nie podam. Po prostu! (…) To jest rosyjska matrioszka. (…) Z meldonium zrobili bardzo ciekawą rzecz – wsadzili środek do aptek, trenerzy polecali go zawodnikom i wszyscy przez wiele lat mieli do tego dostęp – opowiadał rozgoryczony.

Zapytany o to samo kilka tygodni wcześniej „Diablo”, aż takiego żalu nie miał. W naszej audycji podkreślał, że walka z Drozdem trafiła mu się w fatalnym momencie ze względów osobistych, chociaż również słyszał na temat rosyjskiego wspomagania sporo ciekawych anegdot.

Jeden z trenerów z Rosji lub Ukrainy powiedział mi, że gdyby wtedy wziąć go na testy, to nie wyglądałoby to ciekawie dla naszego kolegi. (…) Było u niego widać każde włókienko. (…) Gdybyśmy dziś w jakiś sposób znaleźli stare próbki rosyjskich pięściarzy, to poszlaki zamieniłyby się w dowody – ocenił Włodarczyk.

Bez tego musimy jednak pozostać w sferze domysłów i przypuszczeń. Fakty są jednak takie, że ofensywa rosyjskich pięściarzy w ostatnich miesiącach gwałtownie wyhamowała. Powietkin siłą rozpędu może jeszcze dojść do starcia o tytuł, ale czas zdecydowanie nie gra na jego korzyść. Wilder i Joshua są młodsi, silniejsi i robią postępy z walki na walkę. Jeśli do pojedynku z którymś z nich dojdzie jeszcze w tym roku, to 38-letni Rosjanin na pewno nie będzie faworytem. Pozostaje pytanie, czy pięściarz przyłapywany w ostatnich latach na takich zagrywkach powinien w ogóle walczyć o pas i odebrać wielomilionową wypłatę?

KACPER BARTOSIAK

Fot. boxingnewsonline.net

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
1
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...