Reklama

Niebezpieczna zabawa w pudłowanie

redakcja

Autor:redakcja

08 kwietnia 2018, 19:23 • 4 min czytania 6 komentarzy

Flow. Stan, gdy umysł skupia się całkowicie podczas wykonywanego z czystej przyjemności zadania. Flow. Stan, w jakim dziś piłkarze Chelsea pykali sobie piętkami, krzyżaczkami, zewniaczkami, podawali między nogami rywali. I stan, który w zdecydowanej większości przypadków nie przynosił bramkowych efektów, przez co piłkarze The Blues nie powiększyli prowadzenia i dali sobie wyrwać wygraną w londyńskich derbach.

Niebezpieczna zabawa w pudłowanie

To było takie spotkanie, które Chelsea powinno mieć wygrane wysoko i przekonująco już po pierwszej połowie. Alvaro Morata, Eden Hazard i Willian bawili się dziś z obrońcami West Hamu zupełnie jakby przyszło im grać z grupą dzieciaków odwiedzających w ramach wycieczki szkolnej Stamford Bridge. Byli niesamowicie efektowni, nawet gdy nie do końca chcieli puszczać piłkę kanałem między nogami rywala, ta i tak jakoś tamtędy przechodziła (patrz: Alvaro Morata plecami do bramki Młotów w pierwszej połowie). Ale nie chcieli tych zagubionych dzieciaków karcić. Brakowało chyba tylko zatrzymania piłki na linii i wycofania jej do środka boiska, by znów odpalić fajerwerki.

Pudłował więc Willian (na potęgę), pudłowali też – choć z mniejszą częstotliwością – Hazard czy Morata. Gdy zaś ten ostatni dwukrotnie wpakował piłkę do siatki, sędzia dwa razy odgwizdał spalonego. W obu przypadkach – naprawdę minimalnego.

Sygnał, że dość już tych zabaw, dał Antonio Rudiger, który odpalił bombę z 60. metrów. Ale frajdy nie dali się pozbawić gracze ofensywnego trio Chelsea, jeden z nich zablokował to odważne uderzenie. Nikt nie zdołał jednak zatrzymać – co tu dużo mówić – farfocla, którego do bramki West Hamu wcisnął koniec końców Cesar Azpilicueta. Pewnie w rankingu na najbrzydszego gola sezonu The Blues wielkiej konkurencji mieć nie będzie, ale pozwolił on bez reszty oddać się popisom graczom znacznie bardziej kreatywnym.

Reklama

A ci znów – drybling, zewniaczek, krzyżaczek. I znów bez wymiernych efektów. Piłkarze Davida Moyesa, choć długo nie przyjmowali zaproszenia do walki o korzystny wynik, w końcu podnieśli rękawicę. Sygnałem było wprowadzenie na boisko Chicharito w miejsce Edimilsona Fernandesa. „Groszkowi” potrzeba było trzech minut, by poluzować defensywne szyki The Blues i wyrównać stan meczu.

To zaś sprawiło, że spotkanie całkiem się otworzyło. Piłkarze Chelsea wiedzieli doskonale, że rywal jest do ogrania, w końcu bawili się z nim przednio momentami nawet w jego polu karnym. Gdyby tylko dołożyć konkretów, gdyby minimalnie nie pudłować – wygrana byłaby pewnikiem.

Zrzut ekranu 2018-04-08 o 19.40.07

Zawodnicy West Hamu zaś dostrzegli, że u The Blues stworzyła się przez coraz liczniejsze ataki dziura w środku pola i można łatwo przenosić piłkę pod pole karne Thibauta Courtoisa.

Z jednej strony mieliśmy więc potężny strzał po ziemi Eden Hazarda wprost w Joe Harta czy uderzenie Giroud głową wybronione w wielkim stylu przez bramkarza angielskiej reprezentacji. Z drugiej – sytuację Marko Arnautovicia, który wychodząc sam na sam z bramkarzem Chelsea został przewrócony przez N’Golo Kante. I choć zwykle nietrudno jest krytykować angielskich arbitrów, tutaj Kevina Frienda trzeba pochwalić – to, co my dostrzegliśmy w trzeciej powtórce, że Kante wybił piłkę zgodnie z przepisami, on ocenił bez dostępu do wideoweryfikacji.

Gol koniec końców nie padł, co oznacza, że Chelsea nie ma już prawa spoglądać w górę, gdzie top four – a wraz z nią Liga Mistrzów – odjechała na dziesięć „oczek”. Trzeba raczej patrzyć w dół, bo stamtąd ręce wyciągnąć może jeszcze świetnie ostatnio dysponowany Arsenal.

Reklama

***

Konkretnie szalony mecz zaserwowali nam wcześniej piłkarze tegoż Arsenalu i Southampton. Od 1:0 dla Świętych, przez 2:1 dla Arsenalu i remis 2:2, aż po 3:2 dla Kanonierów. A to wszystko przy akompaniamencie sytuacji absolutnie kuriozalnych.

Ale po kolei. Pierwszy gol to jakieś kosmiczne nieporozumienie Mustafiego z Cechem:

Bramka na 3:2 Danny’ego Welbecka, która koniec końców i tak padła, powinna zaś zostać strzelona nieco wcześniej. Welbeck przypomniał sobie jednak, że jest Dannym Welbeckiem. Czyli raczej nie bezwzględnym snajperem na miarę Pippo Inzaghiego.

Szczęśliwie dla Arsenalu, który dzięki wygranej nie traci dystansu do Chelsea i zachowuje szanse na 5. miejsce w lidze, Welbeck przypomniał sobie niedługo później, że przecież Southampton to jego ulubiony rywal. I że wypadałoby jednak strzelać w prostych sytuacjach. Ta zakończona golem na 3:2 aż tak banalna, jak wcześniejsza, nie była. Ale mimo wszystko przyzwoity napastnik powinien ją wykończyć.

No więc precyzyjną wrzutkę na głowę Welbeck już wykończył jak bozia przykazała. Od zera do bohatera, czego w swojej cieszynce Anglik nie zapomniał zaznaczyć.

Oprócz tego dostaliśmy jeszcze dwie czerwone kartki w samej końcówce. Jackowi Stephensowi kompletnie odcięło prąd, z kolei Mohamed Elneny uznał, że za cenę wyrzucenia z boiska będzie próbował utrudnić wykonanie rzutu wolnego. No i tę cenę przyszło mu koniec końców zapłacić.

Może i sędzia przesadził, ale po jaką cholerę po wyrzuceniu Stephensa Egipcjanin – rozgrywający naprawdę dobry mecz – odegrał taką szopkę? Doprawdy nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na to pytanie…

***

Arsenal – Southampton 3:2
Aubameyang 28’, Welbeck 38’, 81’ – Long 17’, Austin 73’

Chelsea – West Ham 1:1
Azpilicueta 36’ – Chicharito 73’

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Anglia

Anglia

Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Przemysław Michalak
11
Polak w Anglii wypożyczony na tydzień. „W piątek przyjechałem, w sobotę grałem”

Komentarze

6 komentarzy

Loading...