Reklama

Nawet historia przeciwko Legii – żaden mistrz nie przegrał 10 meczów

redakcja

Autor:redakcja

03 kwietnia 2018, 16:32 • 4 min czytania 27 komentarzy

Legia Warszawa to dzisiaj klub, w którym wszystko zdaje się stać do góry nogami. Sytuacja w lidze tuż przed finiszem sezonu zasadniczego jest najgorsza odkąd wprowadzono nowy system rozgrywek. Przypomnijmy, warszawianie tylko raz nie skończyli na pierwszym miejscu tej fazy sezonu i miało to miejsce w zeszłym roku. Wtedy jednak ligowa sytuacja była zgoła inna, bo aż cztery drużyny były mocne i liczyły się w wyścigu o mistrza. A to oznaczało, że nie było aż takiej wielkiej różnicy, czy zajmie się miejsce pierwsze, czy drugie, bo i tak oznaczało to dwa mecze z bezpośrednimi rywalami u siebie i jeden na wyjeździe. Jak pokazała historia, rozkład gier nie dał nikomu przewagi, a Legii nie przeszkodził w sięgnięciu po tytuł.

Nawet historia przeciwko Legii – żaden mistrz nie przegrał 10 meczów

Dziś sytuacja jest znacznie gorsza, bo Legia po ostatniej kolejce – przed którą i tak nie miała szans dopaść Jagiellonii – dała się wyprzedzić jeszcze Lechowi. W ostatnim meczu tej fazy rozpędzony Kolejorz zagra u siebie z Górnikiem Zabrze – tym samym, który dzisiejszego wieczoru zostanie wymęczony przez samą Legię w półfinale Pucharu Polski. Podopiecznym Nenada Bjelicy zdarzało się już wiele wstydliwych wpadek, ale naprawdę ciężko przypuszczać, by mogli skończyć sezon zasadniczy za plecami Legii. I jeśli nie wydarzy się jakiś kataklizm, w grupie mistrzowskiej warszawianie pojadą na wyjazdy zarówno do Białegostoku, jak i do Poznania. Jeżeli dodamy do tego stratę punktową oraz fakt, że przy równej liczbie oczek warszawianie będą niżej od najgroźniejszych rywali… Na pole position przed fazą finałową raczej to nie wygląda.

Przede wszystkim jednak Legia gra na tyle słabo, że samo rozważanie jej w kontekście tytułu nie do końca ma rację bytu. Punktowo (trzy oczka straty do lidera) wciąż bowiem wygląda to znacznie lepiej niż na boisku. I tutaj można się spierać, czy bardziej krytykować same występy piłkarzy, czy ogólnie projekt pod nazwą „I zespół Legii”. Miała być niższa średnia wieku, a jest najwyższa w lidze – w meczu z Lechem dla wyjściowej jedenastki wyniosła przeszło 31 lat! Drużyna miała być bardziej polska, tymczasem tylko w tym sezonie ligowym zagrało w niej 19 obcokrajowców! Niełatwo nawet przeczytać ich jednym tchem:

Adam Hlousek, Kasper Hamalainen, Thibault Moulin, Inaki Astiz, Guilherme, Armando Sadiku, Cristian Pasquato, William Remy, Dominik Nagy, Marko Vesović, Eduardo da Silva, Domagoj Antolić, Chris Philipps, Miroslav Radović, Cafu, Daniel Chima Chukwu, Hildeberto Pereira, Mauricio, Brian Iloski.

Jakkolwiek spojrzeć, z takim zespołem, złożonym z tylu podstarzałych wyjadaczy i zagranicznych najemników, ciężko się identyfikować nawet najwierniejszym kibicom. Zagraniczny jest także trener, który ani nie zjednał sobie drużyny – nazywając piłkarzy panienkami czy zsyłając Michała Kucharczyka do rezerw – ani nie może czuć wsparcia trybun, ani nawet nie sprawia wrażenia człowieka, który ma jakikolwiek pomysł na wyjście z dołka. W tym sezonie Legia przegrała już dziesięć spotkań w lidze, z czego siedem właśnie pod wodzą Chorwata. Średnia z 21 kolejek za kadencji Jozaka to 1,81 punktu na mecz, czyli tylko odrobinę lepsza, niż ta z początku sezonu Jacka Magiery – 1,62 punktu na mecz. Jeżeli jednak sprawiedliwie porównamy ostatnie 21 spotkań Magiery i pierwsze 21 spotkań Jozaka, ten pierwszy okaże się już sporo lepszy – mimo rywalizacji w grupie mistrzowskiej zdobył o 6 punktów więcej i przegrał o 4 mecze mniej.

Reklama

Legia oczywiście wciąż ma szanse na tytuł i nawet nie wypada nazywać ich wyłącznie matematycznymi, ale też fakty są takie, że tegoroczne mistrzostwo warszawian byłoby historycznym ewenementem. Otóż nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby mistrz Polski przegrał aż tyle meczów w sezonie. Nawet w 1951 roku, kiedy w myśl absurdalnych przepisów mistrzostwo zgarnął Ruch (wtedy jako Unia Chorzów) – który zajął dalekie 6. miejsce w lidze, ale wygrał Puchar Polski – tych porażek zaliczył mniej, bo dziewięć. To jasne, że dziś gra się więcej spotkań, więc i jest więcej okazji do zebrania batów, ale też pamiętajmy, że Legia swoje 10 porażek zaliczyła zaledwie w 29 meczach. Bilans z całą pewnością niegodny mistrza.


* Mistrzem Polski został zdobywca Pucharu Polski.
** Rozgrywki niedokończone.

Gdyby czysto hipotetycznie założyć, że Legia wygra wszystkie osiem spotkań do końca – co przecież niekoniecznie musi dać jej tytuł, ale z duża dozą prawdopodobieństwa go da – i tak byłaby najmocniej obitym mistrzem w historii polskiej piłki. Spójrzmy na poniższą symulację (tak, oczy was nie mylą, Legia ma dopisane 8 zwycięstw):

Historia podpowiada jednak, że przegrywając 10 meczów w sezonie mistrza się nie zdobywa. Niemal sto lat ligowego grania i kilka pokoleń piłkarzy to – przyznacie sami – dosyć reprezentatywna próbka. Przed Legią więc maluje się niezbyt optymistyczna przyszłość – albo przegra tytuł i zaleje ją fala jak najbardziej zasłużonej krytyki, albo jakimś cudem oszuka przeznaczenie i zostanie mistrzem z największą liczbą porażek w historii ekstraklasy. Żadna alternatywa nie jawi się specjalnie chwalebnie, ale łatwo się domyślać, że w Warszawie i tak daliby się pokroić za ten drugi wariant.

MICHAŁ SADOMSKI

Reklama

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

27 komentarzy

Loading...