Reklama

Kadra A odnosi sukcesy, kadra B dołuje. Co słychać na zapleczu polskich skoków?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

20 marca 2018, 14:33 • 9 min czytania 7 komentarzy

W sporcie często bywa tak, że podmiot X nie spodziewa się nadejścia kryzysu. Zwłaszcza wtedy, gdy wyniki pokazują, że jest się w gronie największych potęg. Gdy po jakimś czasie wszystko się wali, zaskoczenie zawsze jest ogromne. Dlatego ostrzegamy.

Kadra A odnosi sukcesy, kadra B dołuje. Co słychać na zapleczu polskich skoków?

Znacie bajkę o trzech małych świnkach? Jasne, że znacie, każdy zna. Widzicie, gdyby przenieść ją w świat skoków narciarskich, musielibyśmy napisać, że Polska to świnka numer dwa. Ta z drewnianym domkiem, który wilk niszczy, choć nie bez problemów, ale jego potencjalna ofiara ma blisko do ceglanego, najbardziej wytrzymałego, i tam ucieka.

Tak jest w tej chwili z polskimi skokami. Kadra A odnosi wspaniałe sukcesy, w juniorach są zawodnicy, którzy mogą do nich nawiązać za kilka lat, ale kadra B pokazuje, że coś jednak jest nie tak. Więc choć ten domek z zewnątrz wygląda solidnie, najprawdopodobniej nie wystarczy. Od decyzji, jakie w najbliższym czasie zostaną podjęte, zależy, czy uda się uciec do tego z cegieł.

Ostatni dobry sezon

Wiemy, że trudno to uwierzyć, ale w sezonie 2015/16 – najsłabszym od wielu lat w wykonaniu Polaków – naprawdę nieźle radziła sobie kadra B. Inna sprawa, że w chwili ogłoszenia jej składu znajdowali się tam m.in. Maciej Kot, Stefan Hula i Dawid Kubacki, wszyscy „zesłani”, by odbudować swoją formę. W zimie każdy z nich regularnie występował już w Pucharze Świata. Co świadczyło tylko o tym, że zsyłka zadziałała.

Reklama

W klasyfikacji generalnej Pucharu Kontynentalnego w tamtym sezonie najwyżej z Polaków był Bartłomiej Kłusek – na 11. miejscu, zgromadził 518 punktów. W pierwszej trzydziestce znaleźli się też Dawid Kubacki i Andrzej Stękała, ale oni zaliczyli odpowiednio cztery i pięć występów na tym szczeblu. W klasyfikacji drużynowej Polacy zajmowali piąte miejsce, za Austrią, Niemcami, Słowenią i Norwegią. Czyli czterema ekipami, które do rozgrywek drugiej ligi regularnie rzucały zawodników, jacy spokojnie mogliby rywalizować w pierwszej. Krótko mówiąc: wstydu nie było.

Zdawało się też, że są perspektywy na lepsze wyniki. Przed kolejnym sezonem trenerem kadry B ogłoszony został Robert Mateja, który wcześniej prowadził kadrę juniorską. Wtedy Polacy znów zajęli piąte miejsce, ale… mając niemal 1000 punktów mniej. Byliśmy niewiele lepsi od Czechów i Włochów. A to już sugerowało, że nie jest dobrze. Adam Małysz mówił wówczas Onetowi:

– Stefan [Horngacher] był trochę tym zaskoczony. Tym bardziej że wcześniej mówiliśmy o tym, że zazwyczaj nasi zawodnicy dobrze startowali w Pucharze Kontynentalnym i dzięki temu łatwiej im było potem występować w Pucharze Świata. Tak to miało też wyglądać w tym sezonie. Jest jednak zupełnie inaczej. Nie jest dobrze, jeśli nasi zawodnicy mieli problemy z tym, by awansować do drugiej serii w Pucharze Kontynentalnym.

Apoloniusz Tajner w tym samym okresie mówił, że trzeba „obudzić” zawodników kadry B, twierdząc, że zostaną podjęte odpowiednie kroki. Pierwszym z nich była…

…odsiecz z Czech

Do tej pory niemal wszystko, czemu swoje błogosławieństwo dawał Stefan Horngacher, okazywało się trafną decyzją. Niemal, bo zatrudnienie Radka Żidka w marcu 2017 roku kompletnie nie wypaliło. Czech został sprowadzony do Polski na stanowisko, które piastował wcześniej Mateja. Ten przejął zresztą rolę jego asystenta. Żidek miał naprawić sytuację na zapleczu polskiej kadry, a przy okazji udowodnić sobie, że nadaje się na pierwszego trenera, bo wcześniej bywał tylko asystentem. Adam Małysz mówił Interii:

Reklama

– Propozycja zatrudnienia Żidka wyszła od trenerów kadry A. Pozytywną opinię o nim wydał też jego rodak Michal Doleżal, koordynator sprzętowy w polskiej kadrze. Znamy wartość Roberta [Matei] jako trenera, ale trzeba kadrę B postawić na nogi i twardą ręką wziąć się za to. Trzeba świeżej krwi i zapadła decyzja, że Żidek jest odpowiednią osobą na to stanowisko. Potrzebowaliśmy kogoś, kto już pracuje z użyciem nowoczesnych platform i systemów testów, takich samych jak u Horngachera, by nie trzeba było go tego uczyć.

W kadrze przed sezonem letnim znaleźli się Jan Ziobro, Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł, Krzysztof Biegun, Bartłomiej Kłusek, Andrzej Stękała, Łukasz Bukowski, Stanisław Biela i Przemysław Kantyka. Innymi słowy: dużo talentu, jeszcze więcej niepowodzeń. To w zdecydowanej większości skoczkowie, których trzeba było odbudować. Raz jeszcze sięgnijmy do wypowiedzi Małysza, które wyraźnie pokazują, czego brakowało Matei, a co miał dać czeski szkoleniowiec:

– Jeśli chodzi o samą technikę, Robert bardzo dobrze się na tym zna, ale bardziej chodzi o twardą rękę. Zawodnikom potrzeba kogoś, kto w pewnych momentach będzie wręcz za nich decydował. To są zawodnicy już w miarę doświadczeni, niektórzy nawet wygrywali konkursy Pucharu Świata. Gdy oni są w dołku i nie wiedzą, co dalej, trzeba kogoś, kto uderzy ręką i powie, jak należy to zrobić, nawet jak na początku nie pójdzie. Tak było z Piotrkiem Żyłą, który był strasznie niechętny zmianom, a gdy przyszedł Horngacher, po prostu zawierzył trenerowi i to się opłaciło.

Wygląda to wszystko logicznie, prawda? Niestety, to, co na papierze wydaje się znakomitym rozwiązaniem, w sporcie często niewiele ma wspólnego z tym, co dzieje się w rzeczywistości. O niewykorzystanych talentach, które aktualnie kiepsko sobie radzą pisaliśmy już tutaj (https://weszlo.com/2018/03/06/zostac-nastepcami-malysza-stocha-udalo-sie/), więc możecie się łatwo domyślić, jaki był efekt tych wszystkich działań.

Jeszcze w lecie Żidek mówił oficjalnej stronie PZN, że:

– Widać już pierwsze efekty naszej współpracy, bo dyspozycja zawodników idzie troszkę do góry. Mamy jednak mały problem z koordynacją, którą zawodnicy powinni trenować jak byli mali. Poza tym musimy cały czas się rozwijać i poprawiać technikę, aby było coraz lepiej. Każdy z zawodników zrobił krok do przodu ku lepszej dyspozycji. (…) Uważam, że na tą chwilę jest dobrze, jednak mamy jeszcze sporo rzeczy do poprawy, ale ufam, że pomału będziemy eliminowali te błędy.

2017.11.17 Wisla Skoki narciarskie Puchar Swiata 2017/2018 Kwalifikacje - Puchar Swiata w Wisle N/z Klemens Muranka Foto Rafal Rusek / PressFocus/NEWSPIX.PL 2017.11.17 Poland Wisla Ski Jumping Qualification - World Cup in Wisla Klemens Muranka Credit: Rafal Rusek / PressFocus --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Trzeba przyznać, że wtedy faktycznie tak to wyglądało. Było nieźle – Klemens Murańka wygrał całą edycję Letniego Pucharu Kontynentalnego, w pierwszej 10. klasyfikacji generalnej był też Olek Zniszczoł, pozostali zawodnicy punktowali stosunkowo regularnie (choć nie obyło się bez wpadek). W sierpniu, mniej więcej na półmetku sezonu letniego, Żidek był bardzo zadowolony z dyspozycji jego podopiecznych. Podobnie kibice i PZN. Potem przyszła zima i nagle wszystko diabli wzięli.

Jakub Kot, były skoczek, od roku trener, ekspert Eurosportu:

Zapewne trzeba by zapytać trenerów, co się stało w tym sezonie. Ja Roberta Mateję czy Marcina Bachledę znam i cenię, więc nie chcę wszystkiego na nich zwalać, bo może w grę wchodziło coś, o czym my nie wiemy. Ale tak to niestety jest, że to trenerzy biorą odpowiedzialność za wyniki.

To niesamowicie niewygodna sytuacja również dla Stefana Horngachera i skoczków pierwszej reprezentacji. Bo nie ma z czego czerpać – w przypadku kontuzji kogoś z kadry A, nagle nie ma nikogo do dowołania. Wszyscy skaczą słabo. W Zakopanem w tym roku Austriak mógł wystawić dwunastu zawodników. Przywilej gospodarzy. Chciał wziąć jedenastu, skończyło się na dziesięciu, bo chory był Klemens Murańka. Widzicie problem, prawda?

Jakub Kot:

Ja znam tych chłopaków z kadry B bardzo dobrze. To nie jest tak, że oni nie trenują, że się obijają. Jakieś błędy na pewno musiały być popełnione. Natomiast ja wiem po sobie, jak to jest. Jeżeli dostajesz się do kadry, to jeszcze jest okej, ale jak masz zrobione studia, musisz utrzymać rodzinę, to potrzebujesz z tego żyć.

Koło ratunkowe

Dość szybko, bo już przy okazji Pucharu Świata w Wiśle, który otwierał sezon Pucharu Świata, pojawiły się sensacyjne doniesienia wedle których zwalniano Radka Żidka. Jeszcze szybciej poszło sprostowanie, wedle którego Czech na stanowisku pozostał, a Maciej Maciusiak stawał się koordynatorem jego działań. Kim jest ten człowiek?

W skrócie: wielkim fachowcem. To on pomógł Stefanowi Huli w najgorszym okresie dla skoczka ze Szczyrku, to dzięki niemu znakomicie skakać zaczął Dawid Kubacki (szło o zmianę techniki), to on prowadzi naszą kadrę juniorską, która w tym sezonie prezentuje się naprawdę nieźle (skacze w niej m.in. Tomek Pilch, który ratował nam tyłki w Pucharze Kontynentalnym). I wreszcie: to on był trenerem kadry B, gdy po raz ostatni dobrze punktowała. Aktualnie jest też faworytem do powrotu na stanowiska trenera drugiej reprezentacji.

Dlaczego „zleciał” poziom niżej? Bo chciał tego Horngacher. Austriacki szkoleniowiec uznał, że Maciusiak, który znakomicie pracuje z młodzieżą, przyda się w kadrze juniorskiej, a kadrę B postanowił powierzyć najpierw Matei, a potem Żidkowi.

W ostatnim czasie pojawia się wiele różnych pomysłów na „uzdrowienie” drugiej kadry. Począwszy od wspomnianej i, nie oszukujmy się, niemal pewnej zmiany trenera (choć niekoniecznie musi nim zostać Maciusiak), po łączenie grup. W tym ostatnim chodzi o to, by druga i trzecia kadra trenowały razem. Problem polega na tym, że byłby to niesamowity wysiłek organizacyjny, który mógłby się zupełnie nie opłacać, a i tak wymagałby nakładów ludzkich mniej więcej takich jak teraz. O ile nie większych.

Najlogiczniejszym rozwiązaniem wydaje się jednak po prostu powierzenie drugiej reprezentacji Maciusiakowi. Nie ulega wątpliwości, że w zawodnikach, którzy się w niej znajdują, wciąż tkwi niewykorzystany potencjał. Dobrze byłoby go wreszcie uwolnić i sprawić, że o miejsce w ekipie trenera Horngachera (bo mamy nadzieję, że zostanie) będzie rywalizować 9-10 zawodników. Nie pięciu pewniaków i Kuba Wolny. Dlaczego nie udało się tego zrobić do tej pory?

Jakub Kot:

Na takie pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. To na pewno proces, który trwa od dłuższego czasu. To, że teraz nie mamy zaplecza, nie stało się w miesiąc, ale wynika z różnych czy to zaniedbań, czy braków. Wydaje mi się jednak, że nie ma co się pastwić nad kadrą B, tylko należy myśleć o tym, co zrobić, by było lepiej. Przecież po takich zawodnikach jak Olek Zniszczoł czy Klemens Murańka można by oczekiwać, że będą teraz skakać w Pucharze Świata. Trzeba ratować sytuację, żeby coś jeszcze z nich było, bo pokazywali wielokrotnie, że coś potrafią. Źle byłoby ich stracić.

Będzie gorzej?

Na ostatnich mistrzostwach Polski wystąpiło 31 zawodników. W olimpiadzie młodzieży w dwóch kategoriach wiekowych – junior i junior młodszy – niewiele więcej. Skocznia w Karpaczu, gdzie jeszcze kilkanaście lat temu odbywały się mistrzostwa Polski, dziś podupada. W Zakopanem przy kompleksie małych obiektów nie działa wyciąg. Od pięciu lat młodzi zawodnicy wyłażą tam na piechotę z nartami na barkach.

Jakub Kot:

Młodzi zawodnicy to zaplecze, z którego być może za kilka lat będzie kolejny Stoch. W Zakopanem nie za bardzo mamy teraz gdzie ich trenować. Zawodnicy widzą, że pojadą do Szczyrku tam to działa znakomicie, a potem wrócą do Zakopanego i jest znacznie gorzej. Jak mamy rywalizować ze Szczyrkiem, gdy tam zawodnicy trenują na skoczni, gdzie oddadzą 15 skoków w trakcie treningu, a tutaj 4-5? Jeżeli mówimy o przyszłości, o tym, co będzie na kolejnych igrzyskach czy za osiem lat, to mamy problem. Jeśli nie będzie infrastruktury, to jakie talenty my znajdziemy? Takie wybitne jednostki jak Adam Małysz, zdarzają się, oczywiście, przecież Adam wyłowił się sam, ale to są właśnie wybitne jednostki, które rodzą się raz na sto lat.

Musimy zwrócić na to wszystko uwagę, żeby za kilka lat nie okazało się, że podążymy drogą nie Norwegów czy Niemców, a Finów. Upadła potęga brzmi dostojnie, ale chyba wolimy być taką u szczytu chwały. Albo jeszcze lepiej – podnosić ten szczyt o kolejne metry.

SEBASTIAN WARZECHA

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]
Polecane

Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Szymon Szczepanik
0
Zniszczoł: Skłamałbym, jakbym powiedział, że nie stresowała mnie nowa rola w kadrze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...