Reklama

„Losy greckiej piłki zależą od właścicieli klubów, nie od rządu”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

12 marca 2018, 22:50 • 7 min czytania 14 komentarzy

Ostatnie wydarzenia w greckiej ekstraklasie to niekończąca się seria kuriozalnych wydarzeń, które stawiają całą tamtejszą piłkę w fatalnym świetle. W minionych tygodniach żaden hit Super League nie został dograny do końca, a jeden nawet się nie rozpoczął, bo trener Olympiakosu ucierpiał na twarzy po oberwaniu rolką rzuconą z trybun przez kibiców PAOK-u Saloniki. Nadal nie zapadły ostateczne rozstrzygnięcia, kto w tych meczach dostanie lub straci punkty. Każdy z trójki AEK-Olympiakos-PAOK może stać się faworytem do mistrzostwa lub też praktycznie odpaść z wyścigu. Nie będziemy tego wszystkiego przypominać, pisaliśmy o tym TUTAJTUTAJ.

„Losy greckiej piłki zależą od właścicieli klubów, nie od rządu”

W niedzielę po nieuznanym golu PAOK-u w doliczonym czasie spotkania z AEK-iem na murawę wbiegł rozwścieczony właściciel klubu z Salonik Ivan Savvidis. Świat obiegły zdjęcia, na którym widać, jak za pazuchą ma broń i akurat w tym miejscu spoczywa jego ręka. Do tego dyrektor techniczny PAOK-u Lubos Michel (kiedyś jeden z najlepszych sędziów świata) miał grozić prowadzącemu zawody Giorgosowi Kominosowi, że jest skończony. Piłkarze AEK nie chcieli kończyć meczu w obawie o swoje bezpieczeństwo. Savvidis z kolei kazał drużynie zejść do szatni w ramach protestu, ale kapitan Vieirinha nie zgodził się na to. On i koledzy pozostali na murawie.

Postanowiliśmy pogadać o tym wszystkim z kimś będącym na miejscu. Zadzwoniliśmy do dziennikarza Sotirisa Miliosa. Sympatyzuje on z PAOK-iem, ale na pewno kilka jego opinii rzuca nowe światło na całe zamieszanie. Jego zdaniem sędziowie popełnili fatalny błąd w niedzielnym meczu.

 – Wiele razy oglądałem powtórki. To prawidłowa bramka, nie mam co do tego wątpliwości. Tak też na początku ocenił arbiter główny po rozmowie z asystentem. I nagle, jakieś 50 sekund później, decyzję zmieniono. Wszystko rozbijało się o pozycję spaloną Brazylijczyka Mauricio po strzale Fernando Vareli. Był na niej, to fakt, ale stał za bramkarzem, nie utrudniał mu interwencji, nie ograniczał przestrzeni, nie brał udziału w grze i robił wszystko, żeby nie dotknąć piłki. I nie dotknął. Po zmianie decyzji wielu ludzi nie wytrzymało, emocje wzięły górę – to się w Grecji dość często zdarza. Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać: to bardzo złe rzeczy dla greckiego futbolu i całego kraju – mówi Milios.

Reklama

Ma on także wytłumaczenie, jakim cudem właściciel PAOK-u znalazł się na murawie z bronią. – Spróbuję ci to wyjaśnić. Zacznijmy od tego, że Savvidis ma pozwolenie na broń, może ją legalnie nosić przy sobie. Chodzi o względy bezpieczeństwa, to przecież bardzo bogaty człowiek. Oczywiście nie powinien znaleźć się z nią na boisku, to nie ulega wątpliwości. Jestem jednak przekonany, że nie miał zamiaru nikomu grozić i nie chciał eksponować jej widoku. Nie wyjął jej, nikomu nią nie wymachiwał. Na początku meczu miał założoną kurtkę, ale potem ją zdjął. Nie wiem, pewnie było mu za gorąco. Ogólnie obrazek ten wyglądał wyjątkowo niefortunnie: rozwścieczony decyzją sędziego facet wbiega na boisko z widoczną bronią u boku. To wystarczyło, żeby wszystko poszło w świat, ale zauważ, że potem założył tę kurtkę z powrotem i schodził już normalnie ubrany – przekonuje grecki dziennikarz.

I dodaje: – Na swój sposób trudno się dziwić złości Savvidisa. Zainwestował w klub wielkie pieniądze, PAOK ostatni tytuł zdobył w 1985 roku, a teraz pojawiła się wyjątkowa szansa, żeby wreszcie powtórzyć ten sukces. Wtedy emocje wzięły górę i pewnie nawet nie myślał o tym, że ta broń jest widoczna i może to być tak źle odebrane.

Warto tutaj wspomnieć, że w Grecji normą jest, że prezesi i dyrektorzy sportowi normalnie siedzą z drużynami na ławkach rezerwowych lub stoją przy linii bocznej. Z tego względu nieraz stają się bohaterami skandali. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku znany z porywczości prezes Larissy właśnie w meczu z PAOK-iem wbiegł na murawę i… opluł pomocnika rywali Omara El Kaddouriego. Wyobrażacie sobie takie rzeczy u nas?!

W greckich mediach właściciel PAOK-u nie ma jednak lekko i trudno się dziwić. Portal sport-fm.gr z rozgoryczeniem pisze, że to miał być wreszcie normalny, czysty sezon, zaś sędziowie mieli się mylić tylko dlatego, że są po prostu ludźmi, a nie dlatego, że wywierano na nich presję z jednej lub drugiej strony. W wydaniu czysto boiskowym mógł to być najbardziej emocjonujący sezon od lat, w którym trzy drużyny walczą o mistrzostwo do samego końca. A wyszło… jak zwykle. „Savvidis przekazał w najbardziej dosadny sposób: albo my, albo nikt” – puentują dziennikarze.

Murem za swoim pracodawcą stoi natomiast trener PAOK-u, Razvan Lucescu. – Jego gest był skrajny, to był pewien sygnał i symbol. Nie chcę go analizować, ale jestem w stu procentach za prezydentem. On zainwestował miliony w grecki futbol. Powinniśmy być na pierwszym miejscu w tabeli, a zamiast tego wszyscy sprzysięgają się przeciwko nam. Sytuacja nie jest dobra – mówił rumuński szkoleniowiec.

Reklama

Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu, gdy Olympiakos odstawił teatr. Ich trener został muśnięty gazetą, a zareagował, jakby zginął na miejscu – ironizował Lucescu.

W poniedziałek grecki rząd ogłosił, że rozgrywki zostają zawieszone do odwołania, a w przypadku Savvidisa wydano nakaz aresztowania. Media bez entuzjazmu przyjęły również tę decyzję, zarzucając władzom tchórzostwo, bo przecież nie od dwóch tygodni jest problem z zamieszkami na stadionach, a całe zło nie zaczęło się od Savvidisa.

Spokojny o dokończenie sezonu w terminie, czyli przed mundialem, jest Sotiris Milios. – Jestem niemal pewny, że tak naprawdę chodzi o zawieszenie ligi na trzy tygodnie. Za dwa są mecze reprezentacji i sądzę, że tydzień później rozgrywki już normalnie zostaną wznowione. Rząd chce pokazać, że próbuje znaleźć nową drogę i przejmuje się sytuacją – twierdzi.

W greckiej piłce za dużo mamy fanatyzmu, agresji i niezdrowych emocji. Futbol w naszym kraju mocno jest powiązany z polityką, ekonomią i wielkim biznesem. Chodzi tu o rywalizację na wielu szczeblach, nie tylko boiskowym. PAOK niejako reprezentuje północną część kraju, a Olympiakos i AEK południową. Toczy się wojna porównywalna do tego, co dzieje się między Crveną Zvezdą Belgrad a Dinamem Zagrzeb. Piłka sama w sobie niekoniecznie jest tu najważniejsza – tłumaczy Milios.

Trudno mu jednak wskazać, co może być tą „nową drogą” dla greckiej piłki. – Potrzebne są bardziej przejrzyste zasady. Może właściciele wszystkich klubów powinni zasiąść za stołem i wspólnie ustalić, w którym kierunku to wszystko ma pójść? Oni tak naprawdę są poza kontrolą federacji i władz. To oni muszą dać sygnał całej reszcie, że to co mamy teraz, prowadzi donikąd. To przecież nie pierwszy raz, gdy derbowe mecze są przerywane lub niedokańczane. W ostatnich pięciu latach działo się tak co najmniej 10 razy. Jeżeli nic się nie zmieni, liga będzie coraz mniej poważana i stanie się coraz mniej atrakcyjna. Ci ludzie powinni mieć tego świadomość, zaprowadzenie trwałego porządku leży również w ich interesie. Oni mają na to realny wpływ. Rząd nic nie jest w stanie zrobić. Równie ostre deklaracje słyszeliśmy dwa, trzy czy cztery lata temu i jak widać, niczego konkretnego to nie dało – nie ma złudzeń rozmówca Weszło.

Na razie pozostaje czekać, jakie decyzje zapadną przy zielonym stoliku ws. meczów Olympiakos – AEK, PAOK – Olympiakos i PAOK – AEK. Spodziewać można się wszystkiego. – Musiałbym być sędzią, żeby móc coś przewidzieć. Przepisy w Grecji są bardzo „elastyczne”. Każdy organ może stwierdzić coś innego i podważyć werdykt poprzedniego. Przykład dopiero co dostaliśmy przy meczu PAOK – Olympiakos. Najpierw PAOK miał dostać trzy punkty ujemne, a Olympiakosowi przyznano walkowera. Po apelacji obowiązywała już wersja, że PAOK punktów nie straci i jedyną karą będzie walkower. To oczywiście jeszcze może nie być koniec, bo teraz odwoła się Olympiakos. Co do meczu z niedzieli, sądzę, że PAOK dostanie minus trzy punkty, a AEK wygra walkowerem. Ale to tylko moje przypuszczenie, absolutnie nie jestem tego pewien. Nigdy nie wiesz, co się stanie – podsumowuje Sotiris Milios.

Wydaje się, że grecki futbol w kwestii wydarzeń okołoboiskowych powoli dobija do dna. Albo wreszcie dojdzie do otrzeźwienia i radykalnych zmian, albo tamtejsza liga powoli będzie umierać. Jeżeli przekroczy się pewne granice, wielu piłkarzy nie skuszą już nawet wysokie temperatury, piękne plaże i dobre jedzenie. A chyba właśnie na tej granicy się teraz znaleziono. Kolejny ruch może być decydujący.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...