Reklama

Jak będziemy chcieli spać, to puścimy sobie obrady sejmu

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2018, 21:29 • 3 min czytania 5 komentarzy

Trzeci z rzędu mecz Ekstraklasy kończy się na 0:0. Gdy dodamy do tego mróz i pustawe trybuny (choć jak na ostatnie dni ponad 4 tys. widzów w Kielcach to i tak zawyżanie średniej), znów wychodzi nam obraz nędzy i rozpaczy. Polska liga grająca w takich warunkach staje się absurdem do potęgi. 

Jak będziemy chcieli spać, to puścimy sobie obrady sejmu

W tym spotkaniu i tak nie było aż tak źle. Obejrzeliśmy łącznie pięć celnych strzałów, ze dwa razy zapachniało nawet golem. Do czego to dochodzi, że pozytywów musimy szukać w takich szczegółach…

Do Korony pretensje mamy tylko umiarkowane, bo to głównie ona prowadziła grę i czasami stwarzała jakieś zagrożenie. Pogoń bez Adama Frączczaka, Adama Buksy i Łukasza Zwolińskiego nie miała żadnego pola manewru w ofensywie. Na środku ataku musiał grać Morten Rasmussen. Duńczyk przeważnie był jednak osamotniony, a że to zawodnik dość wolny, przy kontrach nic nie dawał drużynie. To typowa „dziewiątka”, która może właściwie funkcjonować jedynie w polu karnym rywala. Poza nim na wierzch wychodzą wszystkie jego braki, a tych najwyraźniej jest sporo. Przykłady? Kontra w przewadze, Duńczyk prowadzi piłkę środkiem i ma tylko podać w tempo na parę metrów do wbiegającego Jakuba Piotrowskiego. Zamiast tego zagrywa tak, że Piotrowski ledwo ratuje akcję przed wznowieniem od bramki. W drugiej połowie „Duncan” nie potrafił nawet opanować piłki po wyrzucie z autu, gdy miał na to miejsce i nie był przesadnie atakowany. Przyjął tak, że… moglibyśmy pomyśleć, że oglądamy okręgówkę. Jak już Rasmussen w drugiej połowie miał swoją szansę po odegraniu Drygasa, kopnął prosto w Zlatana Alomerovicia. Poza wcześniejszą niecelną próbą Spasa Delewa, były to jedyne „momenty” Pogoni w sobotnie popołudnie.

W Koronie zagrożenie stwarzał przede wszystkim Mateusz Możdżeń. Najpierw strzelił minimalnie niecelnie sprzed pola karnego, później dwa razy po jego uderzeniach dobrze interweniował Łukasz Załuska. To też Możdżeń miękko dośrodkował do Niki Kaczarawy, który głową posłał piłkę obok słupka. Raz też Załuskę do wysiłku zmusił Jacek Kiełb i to tyle. A tak oglądaliśmy typową rąbankę bez większego ładu i składu. Komentatorzy w akcie desperacji chwalili Delewa za to, że mimo odgwizdanego spalonego celnie podał do Huberta Matyni (który nawet wtedy nie trafił do pustej bramki).

Rzecz jasna taki wynik to problem głównie dla nas i innych postronnych obserwatorów, którzy jakimś cudem jeszcze się zniechęcili. W Koronie zapewne patrzą głównie na to, że nie przegrali po raz szósty z rzędu. W Pogoni, że z trudnych wyjazdów do Zabrza i Kielc przywieziono cenne remisy. My jednak musimy sobie ponarzekać, nic innego nam nie pozostaje.

Reklama

0:0, 0:0, 0:0. Zaraz oszalejemy z nadmiaru emocji. Nasza propozycja: wszystkim w tej kolejce wpiszmy taki wynik (Wisła Płock straci, trudno) i chodźmy na piwo, wyczekując prawdziwej wiosny. To ostatni dzwonek, inaczej skończymy w kaftanie.

[event_results 424220]

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...