Reklama

Zaraz odwiozą nas do Tworek

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2018, 18:01 • 3 min czytania 7 komentarzy

Jeśli ktoś w futbolu najbardziej ceni moment, w którym sędzia pokazuje żółtą kartkę, to Śląsk – Sandecja było dla niego prawdziwą ucztą. Wszyscy pozostali zastanawiają się jaki splot nieszczęśliwych przypadków i złych decyzji życiowych doprowadził do tego, że obejrzeli ten mecz. Tak naprawdę relacja ze Śląsk – Sandecja powinna się pojawić tylko w „Detektywie”.

Zaraz odwiozą nas do Tworek

Znamy polską ligę. Wiemy, że tutaj spotkania dobre są przeplatane z produktem piłkarskopodobnym. Ale ta kolejka jedzie po bandzie. To ścieżka zdrowia, którą jak przejdziesz, to znaczy, że masz odporność mentalną na poziomie komandosa. My z ręką na sercu przyznajemy: nie wytrzymamy. Jak tak dalej pójdzie odwiozą nas do Tworek. Jeśli to protest ligowców przed grą na mrozie, to naszym zdaniem skuteczny. Podpiszemy petycję.

Pierwsza połowa meczu – osiem żółtych kartek, dwa celne strzały. Kraczunow udający, że wypadł mu dysk, bo dotknął go bioenergoterapeuta Robak. Przewrotka Cetnarskiego, w której najlepsze było to, że nic sobie nie zrobił. Albo taka szalona szarża Riery – fajnie, że odebrał wysoko piłkę. Naprawdę fajnie, że udanie kiwnął. Ale co z tego, skoro potem nawet nie podniósł głowy tylko kopnął byle gdzie, do nikogo? A przecież to i tak była miła odmiana, bo przez większość czasu nie działo się nic, zupełnie nic. Strata goniła stratę. Beznadziejna decyzja beznadziejną decyzję. Futbol pojawił się tylko raz: tuż przed przerwą, kiedy Trochim zaczął kontrę pietą, Brzyski przerzucił celnie przez pół boiska a Kolew strzelił kąśliwie z półwoleja. Był to jednak naparstek miodu w balii dziegciu.

Po zmianie stron dalej trwał festiwal wrzutek do nikogo i strzałów, które wchodziły na orbitę okołoziemską. Boiskowe ADHD Trochima dzisiaj objawiło się w pełni, ale jeszcze w większym wymiarze objawiły się wszystkie jego niedostatki. Sabotował akcje kolegów z rozmachem godnym lepszej strzały. Jeśli ktoś wychodził na dobrą okazję – Trochim strzelał w maliny. Innym razem wikłał się w niepotrzebny drybling albo sam wychodził poza boisko. Nieliczne akcje, kiedy Sandecji udało się wymienić trzy celne podania, umierały w zarodku. Jak Kolew został dobrze wypuszczony lewym skrzydłem, to nikt nie poszedł za akcją i chłop został sam. Paranoja. Po drugiej stronie Śląsk grał w zasadzie to samo, w czym bardzo pomagał Riera. Dochodziło do kompletnych absurdów, jak wtedy, gdy Augusto, mając kolegę kilka metrów od siebie, kropnął za mocno i za wysoko zamiast po prostu podać do ziemi. Ostatecznie Śląsk stworzył półtorej sytuacji – raz groźnie strzelał Robak, a w doliczonym czasie gry wprowadzony Cholewiak.

I to by było na tyle. Mecz jak komedia, w której skręcasz się z poczucia żenady, ale ma jedną, góra dwie udane sceny. W żaden sposób nie rekompensujące tego, co doświadczyłeś. Sandecja całą jesień kalendarzową nie wygrała ani razu, zaraz skończy jej się też kalendarzowa zima. Śląsk zrównał się jakością gry z rywalem, który nie ściga się ostatnio w lidze z przeciwnikami, tylko z porami roku. Pawłowski kontynuuje fenomenalną passę – nabił już szesnaście meczów z rzędu bez zwycięstwa. Jak nie potrafi pokonać Sandecji u siebie, to kogo?

Reklama

[event_results 424180]

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...