Reklama

Starcie ucznia z nauczycielem. Chorwacja patrzy na hit Ekstraklasy

redakcja

Autor:redakcja

03 marca 2018, 14:53 • 6 min czytania 26 komentarzy

Nenad Bjelica i Romeo Jozak wreszcie staną ze sobą twarzą w twarz. Wątków łączących obu trenerów nie brakuje – trener Lecha zdawał egzaminy trenerskie u szkoleniowca Legii, trener Legii wprowadzał do Dinama skrzydłowego Lecha, a asystent trenera Legii jest dobrym kumplem trenera Lecha. I nic dziwnego, że największa chorwacka gazeta sportowa grzeje temat hitu Ekstraklasy już od kilku dni. Bjelica mówi, że szanuje to, jak szybko Jozak poprawił grę Legii, z kolei Jozak chwali Bjelicę za to, jakim ten był uczniem.

Starcie ucznia z nauczycielem. Chorwacja patrzy na hit Ekstraklasy

Jesienią w starciu chorwackich trenerów górą był Nenad Bjelica. Choć tak naprawdę na ławce ręce w geście triumfu wzniósł za niego jego asystent Rene Poms – pierwszy trener Lecha oglądał spotkanie z trybun. Była to kara Komisji Ligi za jego zachowanie w trakcie spotkania ze Śląskiem Wrocław. W niedzielę więc Romeo Jozak i Nenad Bjelica po raz pierwszy staną ze sobą twarzą w twarz. Obaj darzą się szacunkiem, ale trudno nazwać ich przyjaciółmi. – Nie dzwonimy do siebie, choć mamy poprawne relacje. Śledzę jego pracę w Legii, szanuję to, jak poprawił grę drużyny – mówi szkoleniowiec Lecha. – To mój kolega. Był jednym z moich najzdolniejszych uczniów. Jest wielkim pasjonatem – komplementował swojego rodaka Jozak.

Kurtuazja, znajomość, ale raczej bez wspólnych imprez. Szczególnie dziś, gdy dwie zupełnie inaczej poprowadzone trenerskie kariery spotykają się w jednym punkcie – celem i byłego piłkarza, i dawnego specjalisty od budowy akademii młodzieżowych jest dzisiaj wyłącznie mistrzostwo Polski.

*

Obecny trener Legii był jednym z członków komisji szkoleniowej, przed którą Bjelica zdawał w Chorwacji swoje uprawnienia trenerskie. Temat pracy – gra z kontrataku, jej modele i przykłady. Dzisiejszy trener „Kolejorza” zdał egzamin z wysokimi ocenami i ruszył w świat. A konkretnie do Austrii, gdzie wraz z Wolfsbergerem wywalczył dwa awanse rok po roku. Później przyszła propozycja z Austrii Wiedeń, a po Austrii z włoskiej Spezii. – On przez te lata się nie zmienił. Zarówno w swoim podejściu do piłkarzy, jak w metodach treningowych. Ma swoją linię postępowania i trzyma się jej od dawna – wspomina czasy z Wiednia Emir Dilaver, który w Austrii pod wodzą Bjelicy grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Reklama

W tym czasie Jozak jeździł po świecie. Ale wszędzie gdzie pracował – w Dinamie Zagrzeb, ECA, a także w chorwackim związku – wszędzie tam sprawował raczej funkcje organizacyjno-doradcze. – To właśnie taki typ dyrektora. Od lat gromadził swoją wiedzę na temat piłki – mówi Mario Situm, wychowanek Dinama Zagrzeb, a dziś skrzydłowy Lecha. Situm jest jednym z zawodników, który pracował zarówno z Bjelicą, jak i z Jozakiem. – Grałem w zespole juniorskim Dinama i Jozak był wtedy kimś w stylu dyrektora sportowego. Przychodził do nas na mecze, rozmawiał z nami. Był bardzo pomocny i profesjonalny. Po jakimś czasie zarekomendował mnie ówczesnemu trenerowi pierwszego zespołu, a ten włączył mnie do kadry. Można powiedzieć, że pomógł mi w karierze – wspomina Situm: – Pracowaliśmy też razem w reprezentacjach młodzieżowych i poznałem go głównie jako koordynatora czy dyrektora. W tych rolach odnajduje się bardzo dobrze. Trudno mi go ocenić jako trenera, bo z seniorami jako pierwszy trener zaczął pracować dopiero w Legii.

Starcie Jozaka z Bjelicą wywołuje spore zamieszanie w samej Chorwacji. „Sportske Novosti”, czyli tamtejszy „Przegląd Sportowy”, grzeje ten mecz już od czwartku. Codziennie aż do meczu chorwaccy kibice dostają rozmowę lub sylwetkę postaci z Lecha – był już Jozak, był Bjelica, na swoją publikację czeka Situm. – Polska Ekstraklasa jest dość popularnym tematem w ostatnich miesiącach. Nie tylko kibice śledzą co się dzieje w Polsce, ale i prezesi klubów. W piątek rozmawiałem z jednym z nich i pytał o to, jak Lech przygotowuje się do gry w takich temperaturach. Bo u nas w kraju odwołano dwie kolejki przez mrozy. Pod względem infrastruktury i finansów jesteśmy 20 lat za Polską. O tym też rozmawiałem z mediami – opowiada Bjelica.

Aleksandar Holiga, chorwacki dziennikarz pracujący m.in. dla „Guardiana”, przyznaje, że starcie Jozaka z Bjelicą wzbudza niemałe zainteresowanie w ich kraju. – To prawda, media regularnie śledzą pracę Jozaka i Bjelicy. W ogóle przeciętny kibic w Chorwacji stał się lepiej zaznajomiony z polską piłką odkąd chorwaccy trenerzy trafili do dwóch bardzo silnych drużyn – mówi. – W ogóle ludzie w Chorwacji bardzo interesują się zagranicznymi ligami. Szczególnie tymi, gdzie Chorwaci grają albo trenują – dodaje Situm.

Holiga uważa też, że Bjelica ma sporo racji w tym, że tamtejsza liga pod względem organizacyjnym jest daleko za naszą Ekstraklasą. – Musisz zrozumieć, że u nas przez ostatnie 20-30 lat dokonano bardzo niewielu inwestycji w infrastrukturę, prawa telewizyjne są śmieszne niskie i połowa ligi ledwo wiąże koniec z końcem. Więc siłą rzeczy wiele osób z tutejszej ligi zerka na Ekstraklasę, gdzie są nowe stadiony, wyższa frekwencja, większa konkurencyjność. I gdzie jest do kogo zadzwonić, tak jak do Bjelicy i Jozaka. Jeśli chodzi o poziom piłkarski, to najlepsze drużyny z Polski są na poziomie czołówki zespołów chorwackich. Być może to też sprawia, że chorwaccy kibice interesują się polską piłką. Mogą wtedy zobaczyć jak futbol na zbliżonym poziomie funkcjonuje na znacznie lepszym rynku i w korzystniejszych warunkach – tłumaczy dziennikarz.

Co do Bjelicy – to on, a nie Jozak, był jednym z faworytów mediów do przejęcia reprezentacji Chorwacji w 2015 roku. Tamtejsi dziennikarze przytaczali swego czasu historię, jak to Jozak miał wyśmiać tę kandydaturę pytając „a kim w ogóle jest Bjelica?”. Ale obaj trenerzy zgodnie zaprzeczają, by do takiej sytuacji miało w ogóle dojść. – W roli trenera jest znacznie bardziej doświadczony ode mnie. „Bjelko” ma to coś, taki „trenerski dotyk”. Cieszę się, że z nim współpracowałem, to świetny facet – mówi przed meczem Jozak.

Ich doświadczenie i charakter znajdują swoje odbicie w opinii kibiców. Bo w tabeli idą ze sobą łeb w łeb, wciąż obaj mogą zdobyć mistrzostwo Polski. Jozak jest w o tyle lepszej sytuacji, że Legia wciąż jest w grze o Puchar Polski. W ostatnich tygodniach jednak nad głową Bjelicy rozpętała się burza. Na tyle intensywna, że aż sam trener Legii przyznał, że mu współczuje. Z kolei szkoleniowiec „Kolejorza” zapracował sobie na miano lekkiego szaleńca – takiego, który potrafi wykrzyczeć sędziemu w twarz „jebem ti mater” czy prowadzić kilkuminutowy monolog o VAR przed kamerami Canal+. Jozak sprawia wrażenie chłodnego analityka. Takiego, który może i krzyknie w szatni, ale przed kamerami wytrzymuje ciśnienie. Gościa, który lubi być otoczony współpracownikami i ceni sobie zaufany sztab ludzi. A gdy jesteśmy przy temacie współpracowników – tu znajdziemy kolejny wątek łączący Jozaka z Bjelicą. Trener Lecha dobrze zna się z Ivanem Kepciją, dyrektorem technicznym Legii. W przeszłości obaj dżentelmeni regularnie do siebie dzwonili i wymieniali uwagi. – Ale w obecnej sytuacji już nie wypada – uśmiecha się Bjelica.

Reklama

*

Pod większą presją zdaje się być Bjelica, który siedzi w Poznaniu na gorącym krześle – po meczu z Koroną został wezwany na rozmowę do Piotra Rutkowskiego. Wiceprezes klubu nie przedstawił mu ultimatum punktowego na następne kolejki, ale postawił konkretny warunek – w następnych dwóch spotkaniach chcemy zaobserwować wyraźny progres w grze. Sytuacja Jozaka zdaje się być spokojniejsza – nikt w Warszawie nie wzywa do jego zwolnienia, choć oba zespoły w tym roku zdobyły tyle samo punktów. Nie może to specjalnie dziwić – Jozak wciąż jest w Warszawie świeży, w oknie transferowym drastycznie przebudowano szatnię, ewentualne niepowodzenia da się zgonić na brak czasu, na potrzebę lepszego dotarcia się poszczególnych klocków.

Bjelica swoją układankę dociera już półtora rok i na ten moment nikt nie jest w stanie powiedzieć, czy będzie mu dane zdmuchnąć drugą świeczkę na torcie.

Niedzielny mecz przy Łazienkowskiej śledzić będzie pół piłkarskiej Polski i ćwierć futbolowej Chorwacji. Wobec formy Jagiellonii nie na miejscu byłyby nagłówki o grze o tron, ale możliwe, że będzie to gra o krzesełko. Bywa, że niesforni uczniowie podkradają fotel nauczyciela. Tutaj to mentor może boleśnie skarcić studenta. Tysiąc sto piętnasty podtekst w warszawsko-poznańskiej batalii.

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

26 komentarzy

Loading...