Reklama

Żółto-czerwona Legia

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2018, 00:07 • 2 min czytania 74 komentarzy

Chcielibyśmy napisać, że Legia Warszawa wyszła dziś na Łazienkowską grać w piłkę, ale nie znajdziemy na to zbyt wielu dowodów. Po pierwsze dlatego, że Jagiellonia TOTALNIE zmasakrowała mistrzów Polski i wybiła im futbol z głowy. Po drugie dlatego, że Legia błysnęła w tym meczu co najwyżej wyczynami w szeroko pojętej branży spożywczej.

Żółto-czerwona Legia

Konkretnie chodzi o rzeźnię. 

Najpierw w rolę boiskowego bandyty wcielił się Vesović, który wjechał sankami prosto w piszczel swojego rywala. Arbiter zdecydował się jednak nie pokazywać czerwonej kartki. Słusznie? Ze swojej decyzji z pewnością się obroni, faktem jest jednak, że Czarnogórzec potwierdził plotki o tym, że czasem odcina mu prąd. Nie był to jeszcze poziom „urwę ci nogę a następnie ją zjem”, ale mimo wszystko po dość eleganckim występie z Cracovią nie spodziewaliśmy się, że Vesović potrafi być tak idiotycznie agresywny.

Reklama

Wyrozumiałość arbitra postanowił wykorzystać Antolić, który chwilę później „popisał się” jeszcze brutalniejszym zagraniem. Wszedł we Frankowskiego… Zresztą, słowa chyba nie oddadzą tego smutnego widoku. Patrząc na jego atak aż czujemy, jak chrupią kości w nodze Frankowskiego.

Kryminał. Narażanie na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, w dodatku w połączeniu z wcześniejszym rzeźniczym atakiem Vesovicia – wyglądające na plan Legii na ten mecz. Sędzia tym razem słusznie wycenił to czyste bandyctwo na czerwo i tak jak Legia wcześniej nie radziła sobie z Jagiellonią, tak od 13. minuty przestała sobie radzić kompletnie. Nieważne, czy nazwiemy to głupotą czy przemotywowaniem – Legia wyszła z szatni ze zbyt dużą pianą na ustach i to jedna z odpowiedzi dlaczego wyglądało to tak, jak wyglądało. Zachowanie piłkarzy Legii tylko pogłębiło niesmak, jaki kibice mogą czuć po tym spotkaniu.

Prawie tak jak wejście samego Antolicia zdegustowały nas protesty Eduardo, który uważał, że nie powinno być mowy o żadnym kartoniku – zupełnie, jakby nie pamiętał, co mu się przytrafiło kilka lat temu. Atak na podobne miejsce nogi, u brazylijskiego Chorwata pewnie jeszcze zostały blizny. Jedyne pocieszenie, że Antolić był świadomy, jak wielką krzywdę mógł zrobić Frankowskiemu i po meczu od razu ruszył przeprosić białostockiego piłkarza. Całe szczęście, że w szatni, a nie w szpitalu, do którego dzisiaj Legia mogła odesłać przynajmniej dwóch piłkarzy lepszej z drużyn.

Fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

74 komentarzy

Loading...