Reklama

Na telebimie jedno, na stadionie drugie

redakcja

Autor:redakcja

19 lutego 2018, 19:14 • 4 min czytania 21 komentarzy

Nie trzeba być orłem z matematyki, by policzyć średnią frekwencję w danej kolejce ekstraklasy. Wystarczy zsumować osiem liczb, a następnie podzielić je przez ósemkę. Trzeba tylko wiedzieć, które liczby dodać, a później podzielić. Sprawa nie jest jednak taka prosta, bo jedni wyświetlają na telebimie – w trakcie meczu – osoby uprawnione do wejścia na stadion (sprzedane bilety + karnety), a inni faktyczną liczbę kibiców na stadionie. 

Na telebimie jedno, na stadionie drugie

No dobra, trochę uogólniamy, bo do tej pory tego typu sytuacje raczej się nie zdarzały. W ubiegłej kolejce jednak, na dość wyludnionym stadionie przy Łazienkowskiej 3, pojawił się komunikat z nieoczekiwaną liczbą widzów – według niego mecz ze Śląskiem Wrocław miało śledzić ponad 22 tysiące kibiców. Jest to o tyle dziwne, że ani stawka meczu nie była specjalnie wysoka, ani pogoda za bardzo nie rozpieszczała, ani też rywal nie powalał na łopatki. Zastanawialiśmy się – co zmieniło się od grudniowego meczu przeciw Wiśle Płock, który oglądało niespełna 14 tysięcy widzów? A przede wszystkim – gdzie się ci wszyscy ludzie pochowali, skoro trybuny 30-tysięcznika świeciły pustkami?

Dość szybko sama Legia przyznała, że podana na telebimie informacja z liczbą przeszło 22 tysięcy widzów to nie jest liczba fanów fizycznie obecnych na obiekcie.

– Na telebimie wyświetliliśmy liczbę osób uprawnionych do wejścia i było to ponad 22 000 kibiców, ale dziennikarzom podawaliśmy też liczbę osób, które przebywały na stadionie, czyli około 18 300 widzów. Większość klubów ekstraklasy tak robi – powiedziała nam rzecznik prasowa klubu, Izabela Kruk. I faktycznie, w ubiegłej kolejce w podobny sposób zagrała choćby Pogoń Szczecin, która poprzez swojego rzecznika, Krzysztofa Uflanda, podała na Twitterze i liczbę osób uprawnionych do wejścia (5865) i obecnych na stadionie (4895). Ale już na przykład Lech Poznań podaje wyłącznie faktyczną liczbę widzów na stadionie – tak, jak robiła to Legia przed meczem ze Śląskiem.

Generalnie problemu by nie było, gdyby nie fakt, że większość klubów nie zdradza, czy podana przez nich liczba to uprawnieni do wejścia, czy ci, którzy przeszli przez bramki na stadionie. Co za tym idzie – porównania frekwencji klubów mniej medialnych niż Legia czy Lech mogą być zafałszowane.

Reklama

W tej sprawie przekręciliśmy również do Bartosza Orzechowskiego, który jest menadżerem ds. Komunikacji w Ekstraklasie.

Weszło: Skąd bierzecie frekwencję na poszczególnych stadionach?
Bartosz Orzechowski: – Polegamy na informacjach, które dostajemy od klubów. Które są również wpisane w raporcie delegata PZPN. To są też te oficjalne liczby, które znajdują się u nas na stronie internetowej.

Nie myśleliście, by ujednolicić dane podawane przez kluby?
Jeśli dostaniemy sygnały, że liczby zdecydowanie się nie zgadzają, pomyślimy wtedy, by jakoś to ujednolicić. Natomiast nie dostaliśmy jeszcze takich informacji, by zacząć działać w tym kierunku.

*

Do tej pory takich sygnałów zapewne nie było, bo też różnice przy frekwencjach zapewne nie były wiele większe, niż w przypadku przywołanej Pogoni Szczecin. Przy frekwencjach na tak niewielkich stadionach jak w Gliwicach, Niecieczy czy nawet na Cracovii dość trudno byłoby zweryfikować, czy na obiekcie jest 5 czy jednak 6,5 tysiąca widzów. Różnica jest widoczna gołym okiem dopiero przy większych liczbach – czyli w Poznaniu i w Warszawie, w miastach, gdzie dotychczas podawano realną liczbę kibiców.

Na Legii ze Śląskiem to jakieś 4 tysiące widzów różnicy, czyli dość sporo. W teorii nie powinno to nikomu specjalnie przeszkadzać, ale w praktyce niezadowolone mogą być kluby podające faktyczną frekwencję – bo stoją na straconej pozycji, przedstawiając sponsorom dane dotyczące liczby sympatyków na stadionie – oraz liga, bo trudno jej oszacować skuteczność własnej polityki marketingowej oraz szereg zmiennych bardzo istotnych dla planowania rozgrywek. Vide choćby wpływ terminu i godziny rozgrywania spotkań na zainteresowanie fanów.

Reklama

Czy podawanie liczby uprawnionych do wejścia zamiast obecnych na stadionie to tak jak podawanie masy golonki razem z talerzem i sztućcami? Może i tak, ale to jeszcze w niczym nie przeszkadza. Gorzej, że nie ma jednolitych zasad dla całej ligi, przez co sens traci jakiekolwiek zestawianie frekwencji w poszczególnych klubach czy ocena zmian frekwencji na przestrzeni kilku lat.

***

Na oficjalnej stronie Lotto Ekstraklasy danych odnośnie frekwencji z 23. kolejki jeszcze nie ma. Dowiedzieliśmy się jednak, że na przykład Legia wysłała informację, iż na stadionie było 18 362 widzów. Czyli „po staremu”. W takim wypadku warto jednak zauważyć, że to Legia może być pokrzywdzona względem klubów, które podając dane o osobach uprawnionych, zamiast faktycznie obecnych na stadionie, zawyżyły sobie oficjalną frekwencję. Ujednolicenie zasad byłoby na rękę wszystkim – statystykom, marketingowcom, ale i samym kibicom.

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...