Reklama

To już nie może być przypadek, to jakieś fatum

redakcja

Autor:redakcja

17 lutego 2018, 11:59 • 5 min czytania 15 komentarzy

Zagłębie Lubin to jeden z mądrzej zarządzanych klubów w Polsce. Duża cierpliwość do trenerów, spore nakłady na akademię, odwaga we wprowadzaniu młodych piłkarzy do zespołu, brak oporów przed transferami zawodników z niższych lig czy w słabszej formie, cierpliwe odbudowywanie tych grajków. Jeśli mielibyśmy sobie wyobrazić ekstraklasowca, który nie szasta pieniędzmi na lewo i prawo, zamiast tego zaś stawia na systematyczny rozwój i powiększanie potencjału całej organizacji – pewnie wskazalibyśmy właśnie na Zagłębie. Z drugiej strony jednak trudno znaleźć klub bardziej… pechowy.

To już nie może być przypadek, to jakieś fatum

Tak, pechowy to chyba odpowiednie słowo, bo tak naprawdę kolejne decyzje władz lubińskiego klubu da się fantastycznie uzasadnić. Problem polega na tym, że wiele z nich obraca się przeciw klubowi.

Nie wierzycie? No to zerknijmy, jak wygląda historia Zagłębia Lubin od momentu zdobycia brązowego medalu. Ambicje trzeciej siły w Polsce w sezonie 2015/16 sięgały naprawdę wysoko – beniaminek wdarł się do Ekstraklasy przebojem, zdobył serca kibiców dość młodym, polskim składem, w większości zbudowanym na kręgosłupie, który chwilę wcześniej wywalczył awans z I ligi. Działacze nieoficjalnie przyznawali – w kolejnych rozgrywkach ma być przynajmniej tak samo dobrze. Czyli innymi słowy – rzucamy rękawice Lechowi i Legii, chcemy się wbić w najgorszym wypadku pomiędzy ten duet, w najlepszym – na sam szczyt.

Nie było to jakieś przesadnie oderwane od rzeczywistości bajanie, bo Zagłębie zrobiło wiele, by wzmocnić drużynę, która zdobyła trzecie miejsce. Pobito klubowy rekord transferowy i utrzymano w składzie Filipa Starzyńskiego. Ściągnięto zawodnika z określoną marką w Ekstraklasie – Martina Nespora z drużyny wicemistrzów Polski. Do tego dwóch wciąż dość młodych i zdolnych – Daniel Dziwniel, później zimą również Kamil Mazek. Jak na naszą ligę – kawał wzmocnień, tym bardziej, że udało się zatrzymać praktycznie wszystkich najważniejszych aktorów poprzednich rozgrywek – wypadł właściwie jedynie Maciej Dąbrowski skuszony przez Legię oraz Krzysztof Piątek, z którego temperamentem nie za bardzo potrafiono sobie w Lubinie poradzić.

Dość sensacyjnie Zagłębie przeszło przez Partizan w europejskich pucharach, zaliczyło kilka efektownych meczów latem i… napuchnęło. To znaczy – to była jedna z teorii. W praktyce chodziło raczej o urazy Starzyńskiego, głównej lokomotywy, która stała na bocznicy tak naprawdę od początku września aż do lutego. Okej, tu już powoli można się doszukiwać tzw. pecha, ale zajrzyjmy jeszcze głębiej. Zagłębie w pierwszych 13 kolejkach przegrało zaledwie dwa mecze. W ostatnich 8 – tylko jeden. Fatalny był „jedynie” miesiąc, ale wypadł w tak niefortunnym terminie dla lubinian, że zdążyli w ten jeden słabszy miesiąc wypaść poza górną ósemkę. Pechowo? Tak, ale to jeszcze nie to.

Reklama

Prawdziwe studium złośliwości przedmiotów martwych otrzymaliśmy bowiem dopiero w tym sezonie. Najpierw przeciągał się transfer Piotra Leciejewskiego, bodaj najbardziej istotny dla klubu już w poprzednich rozgrywkach. Wyjadacz norweskich boisk siedział na walizkach przez kilka miesięcy, przez które Zagłębie gubiło sobie swobodnie punkty, nie bez winy Polacka, coraz częściej notującego mniej lub bardziej spektakularne wtopy. Najgorsze dla „Miedziowych” jest jednak to, że gdy już udało się dopiąć Leciejewskiego, to – jak na złość – Polacek zaczął redukować liczbę popełnianych błędów. Przez miesiące nie było żadnego bramkarza, teraz nagle pojawiło się dwóch.

Mannę z nieba i rozwiązanie tej patowej sytuacji miało rzucić Crystal Palace. Londyńczycy na ostatniej prostej rozmyślili się jednak i pozbawili Zagłębie szansy na większy zarobek, który z pewnością wiązałby się z ewentualnym odejściem Słowaka do Premier League.

Kolejna dobra decyzja – wyciągnięcie z I ligi Jakuba Świerczoka. Odważne postawienie na jego usługi. Jak korzystne to było dla klubu, dla samego napastnika, być może nawet dla reprezentacji Polski – nikogo przekonywać specjalnie nie trzeba. Ale znów, kto mógł przewidzieć, że eksplozja talentu gościa, który do niedawna miał problemy z przebiciem się w Górniku Łęczna nastąpi tak szybko i w takich rozmiarach. Gdy trafiał do Zagłębia, wydawało się, że kwota odstępnego i tak jest dość wysoka. Gdy odchodził, można było tylko wzruszać ramionami.

Puenta to z kolei niedoszły transfer Pawła Bochniewicza. Zagłębie miało go sondować już pół roku temu, ale wówczas transfer wydawał się nieosiągalny. W kolejnym okienku transferowym w Lubinie stwierdzili, że nie ma szans na wyciągnięcie gościa z Udinese, a Dariusz Motała, odpowiedzialny za wzmocnienia, wypalił w rozmowie z Gazetą Wrocławską wprost: „nie wydaje mi się, by Bochniewicz był zainteresowany transferem do Polski, jest poza naszym zasięgiem”. Po czym Bochniewicz wylądował w Górniku Zabrze i przyznał zaskoczony, że Zagłębie w styczniu się z nim nie kontaktowało (a przecież na pewno rozważyłby ich ofertę). Czysty pech, któremu oczywiście pomogli też lubinianie, zbyt przyczajeni, by powalczyć o młody talent.

Poza tą porażką za nimi jednak kolejne interesujące pod względem wzmocnień okienko – Łukasz Moneta, który wydaje się stworzony do systemu, w którym Zagłębie rozpoczynało sezon, Rafał Pietrzak z Wisły, kolejny piłkarz, który wygląda na człowieka z potencjałem a który jednocześnie nie dostał prawdziwej szansy. No i do tego próba załatania nieplanowanej wyrwy po Świerczoku – czyli Jakub Mares. Po raz kolejny dość mądre wybory, ale czy w praktyce wreszcie pozwolą Zagłębiu przezwyciężyć ten chroniczny pech?

Pierwsza okazja, by udowodnić, że Lubin to nie żadne Silent Hill już dzisiaj – mecz z Wisłą Płock na wyjeździe. Wisłą, która wygrała 4 z 5 ostatnich ligowych meczów i zajmuje szóste miejsce w tabeli.

Reklama

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Szymon Piórek
3
Urban o meczu z Legią: Będzie Lany Poniedziałek? Pytanie, kto kogo będzie lał

Komentarze

15 komentarzy

Loading...