Reklama

10 nowych postaci w Ekstraklasie, po których trzeba spodziewać się najwięcej

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

08 lutego 2018, 19:51 • 6 min czytania 31 komentarzy

Tej zimy do Ekstraklasy trafiło już 42. piłkarzy, którzy nigdy jeszcze w niej nie grali (stan na 7 lutego) – z czego aż 34 nazwiska to obcokrajowcy. Jako że liga startuje lada dzień, najwyższy czas zastanowić się, od których zawodników z tego grona należy spodziewać się najwięcej.

10 nowych postaci w Ekstraklasie, po których trzeba spodziewać się najwięcej

10. Ołeksij Chobłenko (Lech Poznań) – 23-letni napastnik na dziś może pochwalić się jedną dobrą rundą. Jesienią w ukraińskiej ekstraklasie zdobył osiem bramek dla Czornomorca Odessa, co w tak słabym otoczeniu (dziesiąte miejsce w 12-zespołowej lidze) jest osiągnięciem zasługującym na uznanie. Przy Bułgarskiej nie ukrywają sporych nadziei związanych z Chobłenką, mimo że na razie został jedynie wypożyczony. Trudno zakładać, że zapewni boiskowe fajerwerki, to raczej zawodnik o charakterystyce Marcina Robaka, więc… powinien pasować do polskiej kopanej.


***

9. Filip Mladenović (Lechia Gdańsk) – Miał roczny rozbrat z poważnym graniem, ale jego wcześniejsze dokonania każą przypuszczać, że jeszcze jest nadzieja na powstanie z kolan. Serbski obrońca regularnie grał w Crvenej Zvezdzie, był ważnym ogniwem BATE Borysów (11 meczów w fazie grupowej Ligi Mistrzów i dwa gole strzelone Romie z Wojciechem Szczęsnym między słupkami), miał udaną pierwszą rundę w FC Koeln. Dorobek nie do pogardzenia, a nie mówimy jeszcze o emerycie. W jego przypadku jednak może być problem z formą od początku, przyszedł dość późno.

F2oEGNl

Reklama

***

8. Paweł Bochniewicz (Górnik Zabrze) – Nadszedł dla niego czas, żeby zbudować swoją historię w Polsce. Trochę ryzykuje, bo jeśli się nie uda, po powrocie do Włoch nie będzie miał argumentów, żeby liczyć tam na coś więcej. Jest tego świadomy, a jednocześnie pewny swoich umiejętności. Bochniewicz zadebiutował już w pierwszym zespole Udinese, u Czesława Michniewicza jest pewniakiem w kadrze U-21, więc wywalczenie miejsca w składzie Górnika jak najbardziej nie przekracza jego możliwości. W pierwszej wiosennej kolejce zadanie ma ułatwione, bo nie będą mogli zagrać Mateusz Wieteska i Dani Suarez. Kilka dni temu publikowaliśmy na Weszło dłuższą rozmowę z Bochniewiczem, do przeczytania TUTAJ.

a

***

7. William Remy (Legia Warszawa) – 26-letni Francuz stracił 2017 rok w Montpellier, kisząc się w czwartoligowych rezerwach. „To już wiadomo, dlaczego trafił do Legii” – powiecie i będziecie mieli rację. Remy sroce spod ogona jednak nie wypadł. Przez półtora roku miał w Montpellier dość mocną pozycję, a do Warszawy przyszedł jeszcze przed startem przygotowań, co w jego przypadku było kluczowe. W sparingach zasygnalizował, że może być dużym wzmocnieniem – sprawdzał się nawet jako defensywny pomocnik, choć docelowo ma być stoperem. To, co w skali Ligue 1 wystarczyło na bycie przeciętniakiem, w skali Ekstraklasy może oznaczać bycie gwiazdą. Takie mamy realia…


***

Reklama

6. Dejan Lazarević (Jagiellonia Białystok) – Jeżeli będzie zdrowy i odpowiednio zmobilizowany, trudno zakładać, żeby sobie nie poradził. Znajduje się jeszcze w wieku, w którym przeważnie ma się ambicje sportowe (27 lat), a 20 występów w reprezentacji Słowenii, 34 mecze i dwa gole w Serie A czy prawie setka spotkań w Serie B o czymś świadczą. W jego przypadku też jednak dochodzi haczyk związany z gorszym okresem przed przyjściem do Polski. Jesienią był bez klubu i nawet jeśli w dużej mierze był to jego wybór, na pewno będzie dawało o sobie znać na samym początku.

a

***

5. Thomas Rogne (Lech Poznań) – Co do jego klasy piłkarskiej nie ma wątpliwości. W jego kontekście słowo kluczowe to „zdrowie”. Jeśli tu będzie w porządku, będzie też dobrze na boisku. Rogne bez powodu nie rozegrał 65 meczów w Celtiku i to w tym silniejszym, który nie zbierał wpierdoli od Legii. Norweg od prawie dwóch lat nie doznał kontuzji, więc kibice „Kolejorza” mogą być optymistami.

aaa

***

4. Marko Vesović (Legia Warszawa) – W jego przypadku pozornie powodów do niepewności jest niewiele: podstawowy reprezentant Czarnogóry, pierwszoplanowa postać HNK Rijeka, z którą jesienią wygrywał z Milanem i Austrią Wiedeń w Lidze Europy. Dobrze prezentował się w pierwszym sparingu, może obstawić cztery pozycje na bokach boiska – przed bojami o punkty zapowiadał się na konkretne wzmocnienie i takie też są oczekiwania. Jakiś problem? Tak, jest kontuzjowany, inauguracja wiosny go ominie. W najgorszym razie będzie pauzował nawet miesiąc…

***

3. Morten Rasmussen (Pogoń Szczecin) – Ma już 33 lata, ale to nie musi być problem. Mówimy o najlepszy snajperze w historii duńskiej ekstraklasy, który w czterech poprzednich sezonach Superligaen zawsze zdobywał po kilkanaście bramek. Jesienią w Aarhus było gorzej (cztery trafienia), jednak cały czas grał regularnie i zakładał opaskę kapitańską. „Duncan” w Celtiku, Mainz i Sivassporze był tylko przez chwilę, ale tam również zawsze coś strzelał. Jeśli ktoś taki nie będzie w stanie ukąsić z 7-8 razy w koszulce Pogoni, to znaczy, że chyba nikt będący w zasięgu „Portowców” nie potrafiłby tego zrobić (o ile nie nazywa się Adam Frączczak).

***

2. Roman Bezjak (Jagiellonia Białystok) – Jak większość poprzedników, ostatnio dołował i właśnie dlatego szykuje się teraz do rundy wiosennej Ekstraklasy. Są jednak okoliczności łagodzące: w minionej rundzie był cały czas w treningu i pod koniec roku coś tam zagrał. W SV Darmstadt reprezentant Słowenii zawiódł na całej linii (był najdroższym transferem w historii klubu, wydano 2 mln euro), ale niewiele wcześniej grał pierwsze skrzypce w Ludogorcu i HNK Rijeka. To już, jak na polską ligę, bardzo zachęcająca rekomendacja. Zadanie ma trudne, bo musi zastąpić Fedora Cernycha, ale zakładamy, że da radę.

***

1. Eduardo da Silva (Legia Warszawa) – Swoim CV zdecydowanie przebija Danijela Ljuboję czy Vadisa Odjidję-Ofoe. W zasadzie można zaryzykować tezę, że to największe zagraniczne nazwisko w historii ESA, ale znaków zapytania jest przy nim mnóstwo. Brazylijski Chorwat od pół roku nie grał w piłkę w ogóle, a od półtora nie grał regularnie. Na dodatek podczas zimowych przygotowań doznał kontuzji, przez co stracił sporo cennego czasu. Sami dobrze wiecie, czym to grozi. Nasza liga jest jaka jest, ale już wiele razy przekonywaliśmy się, że same umiejętności nie wystarczą, jeśli ktoś zdecydowanie odstaje w pozostałych aspektach. Z drugiej strony – od kogo w Ekstraklasie mamy oczekiwać jakości, jak nie od gościa, za którego Arsenal płacił 13,5 mln euro? Za drobne Eduardo przy Łazienkowskiej też pocić się nie będzie. Ten transfer wzbudza skrajne odczucia. Tu stanów pośrednich nie będzie: albo Eduardo napisze podobną historię jak Ljuboja czy Vadis, albo dołączy do obszernej galerii niewypałów transferowych Legii pokroju Ismaela Blanco czy Nacho Novo i będzie bohaterem szyderczych memów.

lz

————

Łatwo zauważyć, że większość tych piłkarzy łączy ciekawa lub bardzo ciekawa przeszłość z jednoczesnym zjazdem w historii najnowszej, trwającym od pół roku do półtora. To i tak jednak postęp w porównaniu do transferów zdarzających się regularnie jeszcze kilka lat temu. Nowego Collinsa Johna tu nie ma. Pewną odmianą jest również to, że coraz więcej zawodników z dobrymi papierami nie przychodzi do Polski grubo po trzydziestce (choć Eduardo i Rasmussen pokazują, że tej drogi zupełnie nie porzucono), ale w wieku 26-28 lat. W teorii wygląda to naprawdę nieźle, w praktyce kolejny raz może wyjść, że błyszczeć będą Frantisek Plach czy inny Jakub Gric. Ale już samo to, że przynajmniej nie musimy na starcie rozkminiać „skąd oni się, kurwa, wzięli?!” to już całkiem dużo, prawda?

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...