Reklama

Atletico vs Valencia, czyli walka o komfort

redakcja

Autor:redakcja

04 lutego 2018, 11:03 • 5 min czytania 1 komentarz

Valencia i Atletico nie są klubami z dwóch różnych piłkarskich światów, ale przez kilka ostatnich lat sportowo była pomiędzy nimi przepaść. Atletico co roku stara się uprzykrzać życie Realowi i Barcelonie na przestrzeni 38. kolejek. Valencia potrafiła robić to w pojedynczych spotkaniach, lecz długodystansowo wymiękała. Fani Los Ches mogli co najwyżej pomarzyć o dokonaniach Los Rojiblancos. Dopiero w tym sezonie ich sny zaczęły się urzeczywistniać, bo Marcelino pozwolił im poczuć, iż Nietoperze naprawdę są w rywalizować na wysokim poziomie, zachowując w tym jakąś ciągłość. Dziś zagrają na Wanda Metropolitano, gdzie będą mogli potwierdzić swoje wysokie aspiracje oraz możliwości.

Atletico vs Valencia, czyli walka o komfort

To będzie dla nich jednak dość duże wyzwanie, biorąc pod uwagę ich obecną sytuację. Wpisując w wyszukiwarkę „Valencia”, „zima”, „2018” pewnie wyskoczyłby wam także link do internetowego słownika z hasłem „kryzys”. Oczywiście, podopieczni Torala wciąż trzymają się dzielnie w czołówce ligowej, ale jednocześnie trudno oprzeć się wrażeniu, że dzieje się tak głównie dzięki zapasom punktów, jakie poczynili na jesień. Ostatnio już nie idzie im tak dobrze, wszak licząc od początku grudnia wygrali tylko 3 z 8 meczów w Primera División. W Pucharze Króla z kolei męczyli się z Deportivo Alaves, a do półfinału awansowali dopiero po rzutach karnych.

Te 120 minut w nogach było dla Nietoperzy najgorszą rzeczą jaka mogła ich spotkać. Marcelino dysponuje bowiem bardzo wąską kadrą, złożoną praktycznie z 20-21 zawodników, co w świetle tego, iż przez styczeń Valencia grała co trzy dni, po prostu nie mogło dobrze się skończyć. Co chwila dochodziły też kary za kartki lub kontuzje, więc tak naprawdę pole manewru było jeszcze mniejsze. Nie bez powodu ¾ ostatniej konferencji Marcelino dotyczyło urazów jego podopiecznych.

Zmęczenie widać gołym okiem. Są takie momenty w meczach, że Los Ches wręcz słaniają się na nogach i nie są w stanie rozegrać całego meczu na wysokiej intensywności. Najdobitniej uwidocznił to ten z Realem Madryt. Gdy ekipa z Estadio Mestalla przegrywała 1:2 i chciała gonić wynik, rzuciła się na Królewskich – był pressing, agresywne odbiory, szybkie tempo rozgrywania akcji. Minęło jednak 20 minut i Nietoperze padły niczym muchy. Ostatecznie skończyło się to porażką 1:4.

Reklama

Profe Ortega, specjalista od przygotowania fizycznego Atletico, zapewne ostrzy sobie ząbki na ten pojedynek i kombinuje jak tu zamęczyć rywali. Normalnie zapewne wystarczyłby właśnie pressing oraz mrówcza praca w środku pola, które pozwoliłyby na zdominowanie gości, lecz z drugiej strony Koke i Saul też już przebiegli swoje w tym sezonie. Obaj bowiem spędzili na boisku około 90% możliwego czasu, co też na pewno nie pozostanie bez znaczenia. Szczęście Rojiblancos polega na tym, że pozostali nie są równie wyeksploatowani, bo kadra Atletico jest szersza i równiejsza niż ta zarządzana przez Marcelino.

Większą zagwozdkę dla Diego Simeone stanowi jednak forma jego napastników. Antoine Griezmann? 27 meczów i 11 goli. Szału nie ma. Co w takim razie możemy powiedzieć o jego partnerach z ataku? Kevin Gameiro trafił tylko 6 razy w 19 występach, Fernando Torres 5 w 26, zaś Angel Correa 5 w 31. Jak na drużynę, która (w teorii) walczy o najwyższe laury zarówno w Hiszpanii jak i w Europie jest to wynik co najmniej przeciętny. Dlatego właśnie całe środowisko związane z ekipą Rojiblancos niczym zbawiciela traktuje Diego Costę. Zawodnik, który latem przyszedł z Chelsea, lecz mógł grać dopiero od stycznia ze względu na ban transferowy Atletico, ma być lekiem na ofensywny marazm tej drużyny. Wejście miał piorunujące, zupełnie jakby te 3,5 roku spędzone przez niego na Stamford Bridge były krótką chwilą. Ponowny debiut z Lleidą – gol. Mecz z Getafe – kolejny + czerwona kartka za euforyczne celebrowanie trafienia wraz z kibicami. Rewanż z Lleidą Diego okrasił asystą, następną zaliczył w spotkaniu z Gironą, zaś nieco wcześniej trafił do siatki Sevilli. Gdyby nie kontuzja mięśniowa zapewne zdjąłby skalp także z Las Palmas, a kto wie, może także zapobiegłby odpadnięciu Los Colchoneros z Copa del Rey?

– Pod względem stylu gry, Valencia jest ekipą bardzo podobną do nas – mówił El Cholo na konferencji prasowej. – Jej trener wie dużo o taktyce i ma do niej odpowiednich zawodników – komplementował rywali. Co jednak możemy przez to rozumieć? Chodzi głównie o system gry. Zarówno Simeone jak i Marcelino korzystają z fałszywych skrzydłowych, ich podopieczni lubią kontrować oraz agresywnie iść do pressingu. Z drugiej strony liczby mówią, iż proporcje w nastawieniu obu ekip różnią się znacznie. Fundamentem dobrych rezultatów Atletico – jak zwykle zresztą – jest ich obrona, najlepsza w Primera Division, z tylko 9 puszczonymi golami. Valencia straciła ich prawie trzy razy więcej, ale też skuteczniej strzelała (42 bramki względem 32 Rojiblancos). Jeśli argentyński szkoleniowiec zazdrości czegokolwiek swojemu koledze po fachu, na bank jest to skuteczność napastników. Mamy dopiero początek lutego, a praktycznie każdy atakujący Los Ches wykręcił już lepszy wynik niż przez cały poprzedni sezon.

Zarówno jedni jak i drudzy mają zatem swoje argumenty, mówiące kibicom – hej, postawcie właśnie na nas! Najnowsza historia jednak zdecydowanie faworyzuje Atletico, które wygrało 4 z 5 ostatnich meczów pomiędzy tymi zespołami. Z drugiej strony Nietoperze sprzed roku i te obecne to praktycznie dwie różne drużyny. Niekoniecznie personalnie, ale na pewno mentalnie. Są w stanie postawić się każdemu, co pokazali na jesień, odbierając punkty Realowi, Barcelonie oraz samym Rojiblancos.

Reklama

Stawką dzisiejszej potyczki będzie komfort psychiczny. Jeśli to Madrytczycy zatryumfują, wygodnie usadowią się na drugim miejscu w tabeli i uzyskają przewagę 9 punktów nad Los Ches. Gdyby to Valencia wygrała, oddaliłaby się od grupy pościgowej złożonej z Sevilli, Villarrealu oraz Realu Madryt, który de facto dopiero co zremisował z Levante. Ani jedni, ani drudzy nie pogardziliby, gdyby udało im się nieco zwiększyć margines błędu. Tego nigdy za mało.

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Patryk Fabisiak
3
Pique po El Clasico: Czy to była kradzież? Samo pytanie wskazuje na to, że tak

Komentarze

1 komentarz

Loading...