Reklama

To nie jest kraj dla polskich kopaczy

redakcja

Autor:redakcja

27 stycznia 2018, 15:40 • 5 min czytania 14 komentarzy

Pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych. W Primera Division restrykcyjne zasady zatrudniania, Polska poza UE. Tymczasem w lidze szaleje Jan Urban, dziesiątką Atletico jest Roman Kosecki, sezon życia rozgrywa Jacek Ziober, niezłe momenty miewa Ryszard Staniek, swoje pięć minut ma Wojciech Kowalczyk, nawet w Logrones gra Grzegorz Lewandowski. Ale od tamtego czasu żadna zagraniczna liga TOP5 nie była równie oporna na względy polskich talentów.

To nie jest kraj dla polskich kopaczy

Jest jasne, skąd ówczesna moda na Polaków – koniunkturę nakręciły Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie, czyli nasi napędzający stracha gospodarzom, rozgrywający znakomity turniej. Grunt przygotował skuteczny Urban, potrafiący huknąć Realowi hat-tricka. Ale nie spełniający nadziei Kowal, wracający do kraju Staniek, fiasko z Podbrożnym, Kucharskim i Trzeciakiem, odpruły skutecznie korzystną łatkę.

DUVRUCgX0AYQmFd

Źródło: Piłka Nożna

Pierwszym Polakiem w La Liga po Trzeciaku był dopiero Smolarek w sezonie 07/08. Bilte siedem lat nie widziano naszego rodaka na hiszpańskich boiskach, choć po drodze zdążyliśmy wejść do Unii, więc przestaliśmy rywalizować o nieliczne miejsca w składzie z Romario, tylko na równych prawach z każdym.

Reklama

Smolarek to jednak przecież przypadek szczególny, bo ma w papierach od najmłodszych lat Feyenoord i holenderskie obywatelstwo. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że Ebi czuje się Polakiem, ale trudno go nazwać typowym wychowankiem polskiej myśli szkoleniowej, na którą alergię złapano w Hiszpanii.

Ebi jednak także nie dał rady, choć podpisano z nim pięcioletni kontrakt, czyli wiązano długofalowe nadzieje. Choć był – i wciąż jest – jednym z najdroższych transferów w historii Racingu Santander. Szedł z mocnego Dortmundu, miał znakomite mecze w reprezentacji Polski. Miał być gwiazdą, jednym z liderów, a skończyło się na nielicznych przebłyskach. Oddano go bez żalu po sezonie, by odzyskać choć część zainwestowanej kwoty.

Screen Shot 01-27-18 at 01.30 PM

Najdrożsi piłkarze w historii Santander. Źródło: Transfermarkt

Jurkowi Dudkowi nie odbieramy zasług, bo jednak – zupełnie poważnie – nie widziano w historii wielkich klubów piłkarskich sytuacji, w której piłkarz, po zagraniu raptem kilku meczów, zostałby pożegnany szpalerem. Nie wiemy i nie dowiemy się co dokładnie robił Dudek w szatni Królewskich, jak zbudował taką pozycję, ale jest to niezaprzeczalnie osiągnięcie.

Co nie zmienia faktu, że pomóc polskim piłkarzom zbudować pozycji w Hiszpanii nie pomógł. Szatnia go kochała, ale eksperci raczej żartowali, że do perfekcji opanował wygrzewanie ławki, a w najlepszym wypadku spełniał się jako chłopiec na posyłki.

Reklama

Przygoda Jurka Dudka i tak wygląda jak „american dream” w porównaniu do losów Darka Dudki w Levante. Nie ma się co oszukiwać, kontuzje nie pozwoliły mu na uzyskanie uczciwej szansy, głównie się leczył. Pech nie pech, łącznie zagrał raptem 138 minut, z tym nie ma co dyskutować. Drugi z naszych bramkarzy, Przemek Tytoń, szybko wylądował na ławce, a jego grę w Depor puentuje tegoroczny bilans: dwa mecze, osiem straconych goli.

Podobnym pechowcem był Czarek Wilk, który zawsze w momencie, w którym zaczynał budować sobie niezłą pozycję w Deportivo, łapał uraz. Trybuny go szanowały, jedenaście meczów ugrał także po awansie, ale ostatecznie zdrowie pokrzyżowało mu szyki. Przeciętny kibic La Liga nawet nie zdążył odnotować, że taki ktoś jak Wilk przemknął przez ligę.

Chcielibyśmy się skupić na Primera Division, ale jeśli od drugiej ligi odbija się reprezentant Polski, etatowy król strzelców Ekstraklasy… Paweł Brożek swoją nieudaną przygodą w Recreativo rzucił kolejny kamyczek do ogródka o nazwie „Polski piłkarz? Nie dziękuję”. Naprawdę, z takim CV mogli oczekiwać, że sprowadzają kozaka, który strzeli kilkanaście bramek. Brożek został jednak wyłącznie królem fristajlu:

Niezwykle ważne było pojawienie się Pawłowskiego w Maladze. Mówiliśmy o pierwszym od blisko dwudziestu lat transfer bezpośrednio z Ekstraklasy do La Liga. Gdyby Bartkowi wyszło, mógłby wyważyć ligowcom drogę do Hiszpanii – w Serie A się udało.

Bartek, bez aklimatyzacji, wszedł z kopyta do ligi, wyszedł w pierwszym składzie na Barcelonę, w drugim meczu strzelił piękną bramkę. W sumie aż dziwny to przypadek: wydawało się, że ma papiery, że tu pasuje, że jako młody chłopak może się nauczyć tego, czego mu brakuje. Ale wrócił do kraju i, w gruncie rzeczy, przepadł.

Tak dochodzimy do jedynego Polaka, który w ostatnich dwóch dekadach pokazał się w La Liga z dobrej strony. Z dobrej? Mało – z najlepszej. Krychowiak w Sevilli stał się gwiazdą i ulubieńcem trybun. Trafił na europejski panteon. Był w jedenastce sezonu La Liga, a także w jedenastce roku France Football.

635699769663317600

Oficjalna jedenastka La Liga

Dlaczego więc nie otworzył innym Polakom drzwi? Znamy to doskonale z Ekstraklasy – przedstawiciel narodowości X nieźle gra, więc za chwilę sprowadzamy hurtem jego kolegów po paszporcie. Zagraniczne ligi też podlegają modom. Ale nie zdziwimy się, jeśli wielu kibiców La Liga miała Krychowiaka – przynajmniej przez pewien czas – za Francuza.

Od szesnastego roku życia we Francji, gdzie piłkarsko się wychował, a pewnie i życiowo, mentalnie, ukształtował. Nawet po francusku dzisiaj Grzesiek pewnie mówi lepiej niż po polsku, sam przyznał w jednym z wywiadów, że po francusku… myśli. Oczywiście, że Stal Szczecin, że gol strzelony Brazylii w Kanadzie, ale jednak Krychowiaka oszlifowała Francja i tak mógł być postrzegany. Jego dobra gra w najlepszym wypadku zachęciła hiszpańskie kluby do poszukiwań w Ligue 1, bo w byle Reims można znaleźć prawdziwą perełkę, a nie na polskich boiskach.

Czy wierzymy, że nasi piłkarze, generalnie, nie pasują do hiszpańskiego stylu gry? Za mały nacisk kładzie się nad Wisłą na technikę i grę na małej przestrzeni? To teorie, które pewnie dałoby się przeforsować, obudować solidną literaturą, ale naszym zdaniem to bujda. Nie trzeba sięgać po gwiazdy kadry – Sampa ma świetnie wyniki w Serie A, spokojnie każdy z grających w niej Polaków mógłby się odnaleźć w hiszpańskiej rzeczywistości. Widzimy młodzieżowców, którzy mieliby szansę w słabszych klubach La Liga wyważyć drzwi.

Ale prawdą jest, że ostatnich ukształtowanych od A do Z w Polsce zawodników, którzy potrafili coś osiągnąć w La Liga pamięta już pół procenta hiszpańskich działaczy. Wszystkim innym Polak kojarzy się nieciekawie. Ta sytuacja nie zmieni się, dopóki – jak to w piłce bywa – nie zbierze się do kupy kilka korzystnych czynników. Ktoś zaryzykuje, postawi na właściwego konia, i dopiero wtedy Hiszpania zostanie odczarowana.

Najnowsze

EURO 2024

Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju

AbsurDB
2
Jedenastka nieobecnych na Euro 2024 – po jednym z każdego kraju
Niemcy

Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Szymon Piórek
1
Honess: Zatrudnienie Xabiego Alonso będzie praktycznie niemożliwe

Komentarze

14 komentarzy

Loading...