Reklama

Absolutny fenomen – genialny 14-latek leje dorosłe gwiazdy przy tenisowym stole

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

25 stycznia 2018, 15:12 • 8 min czytania 6 komentarzy

Pamiętacie, jak to było mieć 14 lat? Powoli zbliżał się koniec podstawówki, człowiek zaczynał się oglądać za dziewczynami, ale generalnie i tak praktycznie każdą wolną chwilę spędzał uganiając się za piłką. Problemy? Klasówka z matmy, albo kontuzja, przez którą nie można grać. Dylematy? Kogo wybrać do drużyny! To teraz wyobraźcie sobie, że pewien 14-latek z Japonii właśnie został mistrzem kraju seniorów. A w światowym rankingu jest już na 11. miejscu. Poznajcie cudownie dziecko tenisa stołowego, Tomokazu Harimoto.

Absolutny fenomen – genialny 14-latek leje dorosłe gwiazdy przy tenisowym stole

Niedawno pisaliśmy o innym sportowym fenomenie z Japonii. Noriaki Kasai wciąż skacze na światowym poziomie, choć ma prawie pięćdziesiątkę na karku. I tylko coraz bardziej śrubuje swoje rekordy z kategorii „najdłużej” i „najstarszy”. Na drugim biegunie jest prawdopodobnie najlepszy dzieciak w historii tenisa stołowego.

22 lata różnicy

Tomokazu urodził się w czerwcu 2003 roku, czyli 14 lat i kilka miesięcy temu. W Polsce wtedy Stanko Svitlica odbierał nagrodę dla króla strzelców I ligi (jeszcze nie Ekstraklasy), a Szczakowianka kupowała baraż od Świtu. W polskich realiach piłkarskich przez ten czas zmieniło się na szczęście bardzo wiele. Mamy liczącą się reprezentację, kilka gwiazd światowego formatu, piękne stadiony, wreszcie mieliśmy też klub w Lidze Mistrzów. W tym czasie w Japonii zdążył się urodzić i wyszkolić prawdziwy diament. Na szczęście nie gra w piłkę, bo mógłby w czerwcu solidnie napsuć krwi podopiecznym Adama Nawałki. Tomokazu to absolutny fenomen, który wymyka się wszelkim standardom w świecie tenisa stołowego.

27 sierpnia 2017 roku, Ołomuniec w Czechach. Właśnie trwa finał prestiżowego turnieju Seamaster, rozgrywanego w ramach cyklu ITTF World Tour, największego cyklu zawodowych imprez w tenisie stołowym. Po pełnej emocji walce rozstawiony z czwórką zawodnik pokonuje 4-2 w setach turniejową jedynkę. Cóż, żadna sensacja, faworyt nie zawsze wygrywa, nawet, jeśli to Timo Boll, jedna z legend tego sportu, dwukrotny mistrz świata i sześciokrotny mistrz Europy.

Reklama

timo-and-harimoto-2017

Sensacją był fakt, że jego rywalem był Tomokazu Harimoto, który dwa miesiące wcześniej skończył 14 lat. Japończyk został oczywiście zdecydowanie najmłodszym zwycięzcą turnieju World Tour w historii. Warto dodać, że od Timo Bolla jest młodszy o ponad 22 lata…

Ćwierćfinał w debiucie

Co ciekawe, gdy chodzi o bicie rekordów w kategorii „najmłodszy”, najczęściej udaje się je poprawić o „dni”, czy „tygodnie”, znacznie rzadziej o „miesiące”. Tymczasem Tomokazu poprawił osiągnięcie Yu Zianga o prawie dwa lata! Wydaje się, że jego rekord jest absolutnie niezagrożony, bo w tym wieku tak naprawdę dopiero powinno się rozkręcać karierę juniorską. Dość powiedzieć, że kiedy rok temu Harimoto wygrywał mistrzostwa świata juniorów w wieku 13 lat i 163 dni, był zdecydowanie najmłodszym, który tego dokonał. Poprzedni rekord należał do Kenty Matsudairy, który mistrzem juniorów został w wieku 15 lat i 259 dni! Dziś Matsudaira i Harimoto są sąsiadami w światowym rankingu seniorów, zajmują odpowiednio 10. i 11. miejsce.

Złote dziecko tenisa stołowego nie wzięło się znikąd. Zanim Tomokazu zdobył swój pierwszy tytuł, zadebiutował w mistrzostwach świata. I to jak! Do turnieju przystępował jako zawodnik z okolic 60. miejsca światowego rankingu, co jak na 13-latka i tak jest niewiarygodnym osiągnięciem. Ten typ jednak ma niesamowitą ambicję i sam fakt debiutu zdecydowanie mu nie wystarczył. W pierwszej rundzie bez żadnych kłopotów zdemolował Cedricka Nuytincka, zostając najmłodszym w historii zawodnikiem, który kiedykolwiek wygrał mecz na MŚ. Ale znacznie ważniejszy był pojedynek drugiej rundy. Młokos mierzył się w nim z Junem Mizutanim, mistrzem Japonii i brązowym medalistą igrzysk w Rio de Janeiro. Mizutani do meczu przystępował jako szósty gracz światowego rankingu i oczywiście zdecydowany faworyt. Cóż, zdołał urwać dwukrotnie młodszemu rodakowi jednego seta… Liao Cheng w 3. rundzie przegrał do zera, Lubomir Pistej wygrał jedną partię. Piękny marsz Tomokazu skończył się na ćwierćfinale, gdzie musiał uznać wyższość trzeciego w rankingu Xu Xina.

Niezbyt towarzyski i nieśmiały

Reklama

Zwycięstwo nad Mizutanim było najszczęśliwszym momentem w moim życiu – przyznał na konferencji, zwołanej po powrocie na lotnisku Narita. – Prawie doszedłem do strefy medalowej mistrzostw świata. Myślę, że bardzo się rozwinąłem, zwłaszcza pod względem mentalnym. Byłem w stanie grać agresywnie przeciwko najlepszym graczom świata. Osiągnięcie finałowej ósemki w takim turnieju dało mi bardzo dużo pewności siebie.

Rzeczywiście, minęło kilka miesięcy i dzieciak pokonał Bolla w finale w Ołomuńcu. Oglądając skrót tego spotkania można zauważyć kilka rzeczy. Po pierwsze: bardzo irytującą manierę młodego Japończyka, który po każdym wygranym punkcie coś wykrzykuje. Po drugie: ogromne emocje, które towarzyszą mu w zasadzie cały czas. Wtedy znów wygląda jak dziecko, którym przecież jeszcze jest. Gdy wygrywa punkt, krzyczy, skacze, jest w euforii – jakby właśnie znalazł prezent pod choinką. Ale gdy przegrywa, wygląda, jakby miał się rozpłakać, dokładnie jak dziecko, które otworzy paczkę i znajdzie w niej zupełnie coś innego niż oczekiwało. Po trzecie wreszcie: zaskoczenie i niedowierzanie, malujące się na jego twarzy po ostatnim punkcie.

Trudno się dziwić. Choć był do takich chwil szykowany od dziecka, to jednak plany i marzenia to jedno, a ich błyskawiczna realizacja to coś zupełnie innego. Bo tak, Tomokazu Harimoto to chłopak, który w zasadzie od najmłodszych lat był programowany na osiągnięcie sukcesu w tenisie stołowym. Rodzice przekazali mu dobre geny. Oboje pochodzą z Chin, skąd przenieśli się do Japonii. Ojciec Yu Harimoto jest zawodowym trenerem tenisa stołowego, matka Zhang Ling grała w supermocnej reprezentacji Chin na mistrzostwach świata. Tomokazu nikt o zdanie nie pytał. Kiedy miał dwa lata dostał do ręki rakietkę i zaczął pykać.

Ojciec pomagał mu stać na krześle koło stołu, a matka rzucała piłeczki. Dziś metody treningu ma zupełnie inne, ale nastawienie – podobne. Trenuje 9 godzin dziennie. – Całe moje życie to była nauka i tenis stołowy – przyznaje. A poproszony o opisanie samego siebie mówi: – Prawdopodobnie niezbyt towarzyski i nieśmiały.

Bolesna lekcja dla medalisty olimpijskiego

Harimoto należy do niesamowitego pokolenia genialnych japońskich dzieci, osiągających zdumiewające sukcesy w tenisie stołowym. Trzy lata temu dwie 13-latki, Mima Ito i Miu Hirano wygrały debla w turnieju ITTF World Tour German Open, zostając najmłodszą parą, której to się udało. Tomokazu nie krył, że właśnie starsze koleżanki stawiał sobie za wzór. Różnica jest jednak zasadnicza: tenis stołowy w męskim wykonaniu wymaga dużo więcej siły. Ito i Hirano były w stanie wygrywać głównie dzięki talentowi i technice. Ale spójrzcie na 14-letniego Tomokazu i postawcie go obok lidera rankingu, mierzącego 186 centymetrów i ważącego 80 kilogramów Dimitrija Owczarowa. Przepaść. A jednak, Japończyk był w stanie pokonać reprezentującego Niemcy Ukraińca.

Sarath Kamal Achanta, 51. w rankingu reprezentant Indii, przegrał z cudownym dzieckiem w półfinale turnieju ITTF World Tour w New Delhi. Porażka musiała być bolesna, bo kiedy on debiutował w zawodowym cyklu, Harimoto jeszcze nie było na świecie. – To świetny gracz, którego czeka wspaniała przyszłość. Jestem pewny, że wkrótce awansuje do czołowej dwudziestki – mówił kilka miesięcy temu, a historia szybko przyznała mu rację. – Jego forhend jest trochę słabszy, bo on jest drobny i nie tak silny, jak dorośli gracze. Potrzebuje kilka lat, by poprawić ten element. Ale jeśli chodzi o bekhend, może rywalizować z najlepszymi na świecie.

Brutalnie przekonał się o tym po raz kolejny Jun Mizutani, w zakończonych kilka dni temu mistrzostwach Japonii. Wynik był podobny, jak na mistrzostwach świata – 4:2 dla Harimoto. Dzieciak nie tylko ustalił hierarchię w Japonii i odebrał medaliście olimpijskiemu mistrzostwo kraju. Zabrał mu także rekord: Mizutani do tej pory był najmłodszym w historii zdobywcą tego tytułu, po który po raz pierwszy sięgnął jako 17-latek.

Men's Singles 1/4 Final world table tennis championships in Dusseldorf. 29 May 6 june 2017.

Wspomniane wcześniej panny Ito i Hirano spotkały się w finale turnieju kobiet, wygrała ta pierwsza, 17-letnia, zostając najmłodszą mistrzynią kraju w historii. To oni mają być motorem napędowym japońskiej reprezentacji na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Oni mają spróbować przełamać chińską dominację w tenisie stołowym. Bo na ostatnich sześciu igrzyskach olimpijskich Chińczycy zdobyli we wszystkich konkurencjach tenisa stołowego 17 na 18 możliwych złotych medali i 31 na 42 wszystkie. W tym samym czasie Japończycy zdobyli jeden brąz w singlu (Mizutani) i trzy medale w deblu, choć to jeden z ich narodowych sportów, uprawiany przez mnóstwo ludzi. Dość powiedzieć, że w tegorocznych mistrzostwach kraju wzięło udział prawie półtora tysiąca zawodników!

Cel: dwa złota na igrzyskach w Tokio

W pierwszym finale World Tour w karierze nie wykorzystałem swojej szansy, za drugim razem wygrałem. Teraz chcę zdobyć dwa złote medale w Tokio, w singlu i deblu. Wiem, że trzeba ciężko trenować i walczyć, by zdobyć sławę i ja będę będę ciężko pracował. Moim celem jest zwycięstwo na igrzyskach – powtarza Harimoto. I co tu kryć: jeśli będzie się rozwijał w takim tempie, to za dwa lata w turnieju olimpijskim na swoim terenie może być już poza zasięgiem Chińczyków i całej reszty.

Już dziś jest 11. w światowym rankingu. Warto rzucić okiem na tę listę. Dimitrij Owczarow (numer 1) ma 29 lat Timo Boll (3) – aż 36. Xu Xin (5), mistrz świata Ma Long (7), Chun Wong (7) i Kenta Matsudaira (10) w czasie igrzysk będą po trzydziestce, albo w jej okolicach. Młodsi, po 21-23 lata są Fan Zhendong (2, wicemistrz świata), Lin Gaouyan (4), Koki Niwa (6) i Simon Gauzy (9). Średnia wieku w pierwszej dziesiątce rankingu wynosi nieco ponad 26 lat.

Jak chcesz być najlepszy, to musisz grać i walczyć z każdym – mówi wprost. – Chińscy gracze są świetni w zdobywaniu rozpędu w grze. Wiedzą, kiedy wziąć czas i jak grać w kluczowych momentach. Żeby ich pokonać potrzebuję więcej doświadczenia.

A Polacy? Niestety, od lat nie wychylają się poza drugą rundę mistrzostw świata. Ostatni przyzwoity wynik wykręcił Lucjan Błaszczyk, który odpadł w 4. rundzie po epickim, 7-setowym pojedynku z późniejszym wicemistrzem Ma Linem. Kiedy? Cóż, na turnieju, w czasie którego Harimoto miał niespełna dwa lata…

Wiek nie ma żadnego znaczenia – podkreśla Tomokazu Harimoto i zdecydowanie nie wypada mu nie wierzyć. Chociaż Noriaki Kasai też ma coś do powiedzenia na ten temat…

JAN CIOSEK

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Inne sporty

Komentarze

6 komentarzy

Loading...