Reklama

Benevento stroi się na stypę? „Najgorsza drużyna w historii” stara się odkleić łatkę

redakcja

Autor:redakcja

18 stycznia 2018, 14:06 • 8 min czytania 13 komentarzy

25.10.2017. W meczu Cagliari z Benevento, w dramatycznych okolicznościach, po dwóch golach w doliczonym czasie gry, napisano historię Serie A. Nigdy wcześniej nikt nie zaczął tych rozgrywek gorzej niż beniaminek z Benewentu, z ksiąg historii wymazano 67-letni rekord Venezii, która w cymbał dostała dziewięć razy z rzędu.

Benevento stroi się na stypę? „Najgorsza drużyna w historii” stara się odkleić łatkę

19.11.2017. W meczu Benevento z Sassuolo, również w dramatycznych okolicznościach, po golu w ostatniej minucie, napisano historię europejskiej piłki. Nigdy wcześniej w pięciu czołowych ligach Starego Kontynentu nie było drużyny, która sezon zaczęła gorzej niż „Czarownice”. Nieaktualny stał się rekord Manchesteru United z sezonu… 1930/31. Czerwone Diabły przegrały wówczas 12 meczów z rzędu na starcie rozgrywek. 

Na tym oczywiście nie koniec, bo tydzień później po porażce z Atalantą rekord został wyśrubowany. Wielkie przełamanie nastąpiło dopiero na początku grudnia w spotkaniu z Milanem a styl, w którym do niego doszło, idealnie pasował do obrazka. To było wyrwanie punktu z gardła. W 95. minucie bramkę na wagę remisu strzelił Alberto Brignoli. Jeśli nie kojarzycie – to bramkarz drużyny Roberto De Zerbiego.

W tak zwanym międzyczasie było jeszcze zwolnienie trenera, który wywalczył awans i jeszcze chwilę wcześniej był noszony na rękach, a także zrzucenie winy za beznadziejne wyniki drużyny na barki… czarownic. – Nasza drużyna jest chwalona, ale nie zdobywa punktów. Winę za to wszystko ponoszą nieczyste siły czarownic, które od zawsze związane są z tym miastem. Tak, mówię serio, jestem bardzo przesądnym człowiekiem – przekonywał Oreste Vigorito, prezydent klubu. Mamy nadzieję, że to krótkie przypomnienie kilku faktów jest wystarczającym nakreśleniem sytuacji – mówimy o klubie-pośmiewisku. Mówimy o klubie, którego hymnem mogłaby być muzyczka z Benny’ego Hilla. Mówimy o klubie, który z szeroko otwartymi ramionami przyjęlibyśmy w ekstraklasie, by szydzić z niego regularnie.

Reklama

W tym tekście chcielibyśmy zrobić jednak coś innego, a mianowicie – zastanowić się, czy przypadkiem dziś nie mówimy już o klubie, który nauczył się Serie A i jest w stanie jeszcze raz zadziwić świat. Tym razem pozytywnie, odrabiając starty i utrzymując się w silnej lidze pomimo tego, że przed chwilą wydawało się to równie realne co Złota Piłka dla Tomasza Hołoty.

O zdanie pytamy kogoś mądrzejszego od nas, eksperta od Serie A, Michała Borkowskiego. – Jeszcze kilka tygodni temu ich szanse były równe zeru, bo nie dość, że Benevento grało naprawdę słabo, to jeszcze miało niesamowitego pecha i wypuszczało punkty dosłownie w ostatnich akcjach meczów. Mentalnie byli kompletnie rozwaleni, ich trener wspomina, że już nie miał pomysłu na to, jak motywować ich na treningu po kolejne porażce, ale w tej chwili… kto wie! Może jakimś cudem uda im się powtórzyć zeszłosezonowy wyczyn Crotone? Ekipa z Kalabrii prezentowała się wtedy niemal równie „spektakularnie”, po pierwszych dziewięciu kolejkach miała na koncie zaledwie jeden punkt. Na dziewięć kolejek przed końcem jej utrzymanie było zupełnie nieprawdopodobne, a ona jak na złość wygrała wtedy sześć meczów (w tym z Interem), zremisowała z Torino i Milanem i po wygranej w ostatniej kolejce z Lazio zdołała wyskoczyć ze strefy spadkowej. 

Podstawowa sprawa – sytuacja punktowa Benevento to w tej chwili już nie dramat. Do punktu wywalczonego w spotkaniu z Milanem udało się dorzucić sześć oczek po meczach z Chievo i Sampdorią. Do końca sezonu pozostało jeszcze 18 kolejek, strata do przedostatniego Hellasu wynosi sześć punktów, a do Crotone i Spal – osiem. Ekipa Bartosza Salamona to pierwsza z bezpiecznych drużyn. Łatwo oczywiście nie będzie, ale jednak potrafimy sobie wyobrazić, że „Czarownice” ogrywają Bolognę (słaba forma w ostatnich tygodniach) oraz Torino i bardzo szybko robi się bardzo ciekawie. Gorzej, że później trzeba będzie się zmierzyć z Napoli i Romą.

Co ciekawe, przed optymizmem wciąż przestrzega trener Roberto De Zerbi, architekt ostatnich sukcesików w skali klubu. Jego zawodnicy w końcu mogli poczuć się jak goście na poziomie Serie A, ale szef pilnuje, by na tym się nie skończyło. – Czuć, że facet nie buja w obłokach, tylko twardo stąpa po ziemi. Jasno stwierdził, że dwie wygrane z rzędu to nadal za mało i jeśli jego piłkarze myślą, że to sukces, to tak naprawdę niczego się w tym sezonie nie nauczyli. Natomiast zwraca uwagę, że te wygrane ich mocno podbudowały psychicznie. Jego zdaniem ma teraz do czynienia z zupełnie innymi piłkarzami niż podczas tej czarnej serii i to powinno się przełożyć na znacznie lepszą wiosnę. Jego celem jest dobicie do 25-30 punktów w sezonie i wierzy, że jest to w zasięgu Benevento, a otuchy dodaje mu właśnie zeszłoroczna historia Crotone – mówi Borkowski.

001723454-486165c6-2705-47de-88be-47871890599a

Dla samego De Zerbiego to również bardzo ważny czas – jest trenerem na dorobku, więc ma szansę się pokazać, gdy cały świat piłki z ciekawości zerka na postępy włoskiego Kopciuszka. Zaczął źle, od pięciu porażek, dołożył sporą sporą cegłę do tego najgorszego startu w historii, ale dziś wciąż może zostać cudotwórcą. Byłaby ro bardzo miła odmiana po tym, jak sparzył się w Palermo, z którym zaliczył jedną z najgorszych serii w historii klubu i został wywalony na zbity pysk po 13 meczach (tylko jedno zwycięstwo). Przy czym oczywiście należy pamiętać, że to jedno z najcięższych miejsc do pracy we Włoszech, bo trenerów zmienia się tam tak często, że nawet szkoleniowcy w ekstraklasie mogą mówić o większym komforcie. Wcześniej De Zerbi pokazał się w Foggii, z której odszedł dopiero, gdy nie potrafił porozumieć się z zarządem w sprawie polityki transferowej.

Reklama

No właśnie, transfery. Zdaniem Borkowskiego to właśnie De Zerbi w mniejszym lub większym stopniu stoi za tym, że w przypadku Benevento jest o czym gadać. Beniaminek na pewno przystąpi do wiosennych meczów solidnie wzmocniony. Choć oczywiście nie świadczą o tym wyniki, już przed sezonem Benevento sięgnęło dość głęboko do kieszeni – według Transfermarktu na nowych piłkarzy wydało aż 20 milionów euro. Tym razem jednak nowi piłkarze mają nie tylko zapewnić tłok w szatni, ale też być poważnym zastrzykiem jakości dla drużyny.

Z naszej perspektywy najciekawszym ruchem jest rzecz jasna sprowadzenie za darmo Guilherme. Na byłego legionistę, który z Warszawą pożegnał się już kilka tygodni temu, trzeba było trochę poczekać, ale wszystko wskazuje na to, że to już koniec zawieruchy. Jeszcze niedawno cel ofensywnego pomocnika był jasny – pokazać się wiosną na włoskich boiskach i zostać w najwyższej klasie rozgrywkowej na dłużej, już w barwach innej drużyny. No a że trochę się pozmieniało, trzeba postawić inne pytanie – może ten cel uda się zrealizować bez dopisywania do planu kolejnej przeprowadzki? Oczywiście najpierw trzeba jeszcze wygrać rywalizację o miejsce w składzie. Broń Boże nie zakładamy, że piłkarz z ekstraklasy idzie tam na pewniaka, choć są powody do optymizmu.

– Kluczowa jest kwestia Amato Cicirettiego, chyba największej gwiazdki Benevento. Co prawda chłopak ma zdecydowanie więcej tatuaży niż goli i asyst w tym sezonie, jednak bez wątpienia to on nakręcał ofensywę Benevento i jeśli tylko był zdrowy, to od niego zaczynano ustalanie składu. Niestety dla klubu Cicirettiemu w czerwcu kończył się kontrakt i Włoch postanowił, że karierę będzie kontynuował w Napoli, a z Benevento odszedł już teraz, na wypożyczenie do walczącej o powrót do Serie A Parmy – ocenia Borkowski. I dodaje: – Także kwestia rywalizacji o grę na skrzydle jest otwarta. Dość powiedzieć, że ostatnio na prawej stronie występował 18-letni Enrico Brignola, piłkarz co prawda – podobno – utalentowany, jednak kompletnie niedoświadczony, a do tego nominalnie występujący w młodzieżówce Benevento jako cofnięty napastnik lub ofensywny pomocnik. A zagrał, bo Cristiano Lombardi i Vittorio Parigini zaliczyli w tym sezonie już ponad 1200 minut i nie zdołali w tym czasie ani strzelić, ani asystować przy bramce. Zresztą na lewej stronie nie wygląda to wcale lepiej, nie najgorzej wyglądał Achraf Lazaar, ale Marokańczyk wyleciał z kontuzji kolana.

BENEVENTO-LECCE-2-6

Jednak z całą sympatią dla Guilherme – dość wątpliwe jest, by to on okazał się największym wzmocnieniem, bo reszta nazwisk wygląda jak na realia takiego klubu ciekawie. Na początku stycznia za ponad 2 miliony euro zakontraktowany został Jean-Claude Billong. Środkowy obrońca z Francji, który jesienią grał w Lidze Mistrzów w barwach Mariboru, zdążył już zadebiutować we Włoszech w wygranym meczu z Sampdorią.

Dalej jest wypożyczony z Turcji napastnik, Cheick Diabate. Gościa trzeba odbudować, bo stracił jesień, ale jeszcze wiosną regularnie strzelał w Ligue 1 na wypożyczeniu do Metz. We Francji to marka – w pierwszej lidze wypracował ponad 70 goli w 143 występach. Oficjalnego klepnięcia ze względów formalnych nie doczekał się jeszcze Sandro, ale wiele wskazuje na to, że 28-letni Brazylijczyk, który ma na koncie ponad 100 występów w Premier League, zapewni Benevento odpowiedni poziom doświadczenia w środku pola. Tak jak Diabate stracił jesień w Turcji, ale uznajmy, że szklanka jest do połowy pełna – ci goście pasują do włoskiego outsidera, bo też mają coś do udowodnienia.

fabio-christian-paolo-cannavaro

Dość szerokim echem odbiło się również zakontraktowanie Christiana Cannavaro, ale bardziej dlatego, że 18-latek to syn TEGO Cannavaro. To jabłko musiałoby paść wyjątkowo blisko jabłoni, by z marszu pomóc drużynie w takiej sytuacji. Co innego potwierdzony właśnie Filip Djuricić z Sampdorii. Jak wyżej – facet ma swoje problemy, ale też dużo determinacji, bo w jego zasięgu jest też powrót do serbskiej kadry i wyjazd na mundial. – A pewnie na tych transferach się ich zbrojenie nie skończy. Powoli zaczyna to mieć ręce i nogi. Szkoda tylko, że o takich wzmocnieniach nie pomyślano latem, a teraz gdy trzeba się ratować. Niemniej jednak można powiedzieć, że pogłoski o śmierci Benevento są przesadzone – podkreśla nasz rozmówca.

Mamy sytuację, która już nie jest opłakana. Jest wiara w zespole. Są klocki, które trzeba poukładać. Manchester United, którego rekord pobiło Benevento, nie wygrzebał się we wspomnianym sezonie z dna, ale udało się mu nazbierać 22 punkty. Czujemy, że Włosi mogą okazać się lepsi. W poprzednim roku byliśmy świadkami pięknych piłkarskich comebacków – Sevilli w meczu z Liverpoolem, Schalke w spotkaniu z Borussią Dortmund czy Barcelony w dwumeczu z PSG. Powrót do gry Benevento to misja dla długodystansowca, ale potencjalnie również piękna historia. Warto być jej świadkiem.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
1
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

Komentarze

13 komentarzy

Loading...