Reklama

W Soczi Polacy zniszczyli system. Czy w Pjongczang pójdzie im równie dobrze?

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

11 grudnia 2017, 21:22 • 6 min czytania 12 komentarzy

Podczas gdy całemu światu igrzyska w Soczi kojarzą się głównie z aferą dopingową rosyjskich sportowców, polscy fani mogą je wspominać bardzo dobrze. Sześć medali, w tym cztery złote – tak bardzo na zimowych IO biało-czerwona reprezentacja nie obłowiła się nigdy wcześniej. Czy w Pjongczang uda się zakręcić wokół tego spektakularnego wyniku? Sprawdzamy, jak niespełna dwa miesiące przed rozpoczęciem imprezy prezentują się nasze szanse na podium w najważniejszych dyscyplinach.

W Soczi Polacy zniszczyli system. Czy w Pjongczang pójdzie im równie dobrze?

BIEGI NARCIARSKIE

W biegu na 10 km klasykiem w Rosji Justyna Kowalczyk skradła show. Najważniejsze fakty: Polka startowała ze złamaną kością śródstopia, a mimo to od drugiej na mecie Charlotte Kalli była szybsza o 18,4 sekundy! To niesamowity wyczyn, który wzbudził w kraju wielkie emocje, nie tylko pośród kibiców – pamiętamy, jak tuż po występie JK jeden z rozentuzjazmowanych dziennikarzy radiowych wykrzyknął na antenie „państwo tego nie widzą, ale kamera ją filmuje, a Justyna się uśmiechuje!”.

Do Korei Południowej Kowalczyk przyleci jako doświadczona, 35-letnia zawodniczka, która nie startuje już tak często jak kiedyś. Zamiast na ilość postawiła na jakość: oszczędza swoje zdrowie unikając np. biegów nielubianym przez siebie stylem dowolnym. Eksperci zdają sobie sprawę, że czasu (i młodszych rywalek) nie da się oszukać, ale nadal wierzą w to, że Justyna może stanąć na podium na czwartych z rzędu (!) igrzyskach. Największe szanse na znalezienie się w trójce dają jej w sprincie oraz biegu na 30 km klasykiem. W tym drugim sięgnęła już po złoto, w Vancouver, gdzie stoczyła pasjonujący bój do ostatnich metrów z Marit Bjoergen (filmik powyżej).

Reklama

– Widzę szanse na medal, chociaż oczywiście nie wynoszą one 80 czy 90 % – mówi nam komentator Eurosportu Kacper Merk. – Forma Justyny rośnie, w Lillehammer zaprezentowała sie nieźle, ciekaw jestem jak to będzie wyglądać w Toblach. Jeśli pobiegnie dobrze, to super, bo przed wielkimi imprezami z reguły było tak, że w okolicach świąt wchodziła na wysokim poziom. Uważam, że w Pjongczang najprędzej znajdzie się na podium w sprincie. Jeśli już wejdzie do finału na tej trasie, którą zresztą dobrze zna, to wszystko może się zdarzyć. Natomiast w biegu na 30 km widzę kilka dziewczyn, które są w stanie rozerwać stawkę i uciec, nie wiem, czy Justynie starczy wówczas sił na pościg za nimi.

SKOKI NARCIARSKIE

Nie ma się co czarować – po wyczynach naszych skoczków w ostatnich latach liczymy na nich w Azji tak bardzo, jak kiedyś kibice w Chicago na Michaela Jordana. Kamil Stoch zdobył w Soczi dwa złote medale, w styczniu tego roku wygrał Turniej Czterech Skoczni, a Piotr Żyła zajoł w nim drógie miejzce był tuż za nim, pozostali reprezentanci też podnieśli swój poziom pod okiem trenera Stefana Horngachera. Owszem, w obecnym sezonie nasi zawodnicy nie zachwycają – nie wygrali ani jednych zawodów PŚ, a w klasyfikacji generalnej najwyższe miejsce zajmuje szósty Stoch – ale to zdecydowanie nie jest powód do paniki. Jeszcze raz oddajmy głos Kacprowi Merkowi:

– W skokach naprawdę trudno jest przygotować formę w taki sposób, żeby zawodnicy byli w gazie od listopada do marca. Ten sezon zaczął się rekordowo wcześnie, więc nie możemy być zdziwieni, że nasi na razie nie wygrywają. Przypominam, że rok temu było podobnie, a jednak potem błyszczeliśmy w Turnieju Czterech Skoczni, choć następnie zabrakło indywidualnych medali Stocha na MŚ w Lahti. Rozmawiałem o tym z trenerem Horngacherem. Austriak ma nadzieję, że forma przyjdzie tydzień później niż w poprzednim sezonie, dzięki czemu w Pjongczang kadra odpali.

Teoretycznie w Korei możemy zdobyć nawet… cztery medale. Policzmy na spokojnie: Stoch będzie faworytem do pudła na obu skoczniach, podobnie jak nasza kadra w turnieju drużynowym. Plus możemy mieć nadzieję, że Żyła lub Maciej Kot sprawią podobną niespodziankę, co ten pierwszy właśnie w Lahti, gdzie był trzeci na normalnej skoczni.

Reklama

Naturalnie nie można też wykluczyć najgorszej możliwej opcji – że nawet raz nie wskoczymy na podium. Skoki, niestety, nie są tak przewidywalne, jak Karol Strasburger i jego nieśmieszne żarty. Bardziej przypominają spektakl improwizowany, podczas którego nawet aktorzy często nie wiedzą, co się zaraz wydarzy…

ŁYŻWIARSTWO SZYBKIE

Do czasu igrzysk w Soczi łyżwiarstwo kojarzyło się większości z nas z jazdą na zatłoczonym lodowisku w centrum miasta, podczas której trzeba uważać, żeby nie złamać sobie ręki lub nie potłuc kolana. Po Rosji wszystko się zmieniło, bo nasi sportowcy byli tam nie tylko szybcy, ale i wściekli, w efekcie czego zdobyli trzy medale. Numerem jeden był oczywiście Zbigniew Bródka. Ten spokojny strażak w wyniku jazdy równie spektakularnej, co akcja ratownicza podczas pożaru, zdobył złoto na 1500 m. Potem dołożył do tego jeszcze brąz w biegu drużynowym, wraz z Janem Szymańskim i Konradem Niedźwiedzkim. Po wszystkim facet musiał być jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie – obstawiamy, że przed IO nawet nie marzył, że to wszystko ułoży się tak wspaniale. Ten przymiotnik pasuje też do opisu postawy naszych dziewczyn, które w biegu drużynowym były drugie.

Uwaga, teraz nastąpi spoiler alert, wszystkim, którzy chcą żyć w nadziei, że w Pjongczang będzie równie dobrze, radzimy tego nie czytać.

Otóż NIE BĘDZIE, z prostego powodu – panowie nawet nie zakwalifikowali się na igrzyska do biegu drużynowego! Awans do Korei Południowej wywalczyło sześć pierwszych drużyn klasyfikacji generalnej PŚ oraz dwie z najlepszymi czasami. Naszym zabrakło ponad trzech sekund, co w dyscyplinie, w której liczą się ich ułamki, jest przepaścią.

No to może chociaż Bródka powtórzy w Pjongczang swój sukces indywidualny? Cóż, szanse na to nie są zbyt wielkie, bo Zbigniew od dłuższego czasu jest tylko cieniem tego niesamowitego zawodnika, który wyrwał w Rosji złoto Koenowi Verweijowi.

Tak naprawdę w kontekście łyżwiarstwa szybkiego i podium, przynajmniej na teraz, możemy liczyć tylko na niezawodne dziewczyny, które zdobywały medale na dwóch IO z rzędu (w Vancouver były trzecie)…

BIATHLON

Nové Město – to właśnie tam Polki zaszalały w 2013 roku podczas mistrzostw świata. Krystyna Pałka (obecnie Guzik) została wówczas srebrną medalistką w biegu pościgowym, a Monika Hojnisz brązową w masowym. Po takim popisie kibice liczyli na to, że w Soczi płuca naszych dziewczyn będą gotowe na szybkie śmiganie na nartach, a oczy na celne strzelanie z karabinków. Niestety, nie wyszło tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. W Rosji najlepiej wypadła Hojnisz, która była piąta w biegu masowym. Mimo czystego strzelania do trzeciej w zawodach Tiril Eckhoff straciła prawie pół minuty. W tej sytuacji naszym jedynym medalistą w biathlonie na IO pozostał Tomasz Sikora, który w Turynie wywalczył srebro.

W Pjongczang panowie nie mają szansy na krążek, możemy liczyć tylko na to, że któraś z trzech wspomnianych zawodniczek zaskoczy. A może będzie to piękne ukoronowanie kariery dla dojrzałej, 38-letniej już Magdaleny Gwizdoń? Mówi Sebastian Krystek, redaktor naczelny portalu biathlon.pl:

– Na teraz nie odważyłbym się typować, że któraś z naszych dziewczyn zdobędzie w Korei Południowej medal. Ale z Polkami bywa tak, że początek sezonu miewają niewyraźny, a potem są w stanie trafić z formą na ważne imprezy. Przykład? 2015 rok i MŚ w Kontiolahti, gdzie Weronika Nowakowska dwa razy stawała na podium. Teraz możemy wierzyć w to, że i w Pjongczang odpali, w końcu mamy teraz dobry okres dla biathlonowych mam. W ostatni weekend zwycięstwa odnosiły mistrzynie olimpijskie z Soczi – Anastazja Kuzmina i Daria Domraczewa – które w minionym czteroleciu były na urlopach macierzyńskich. Byłem ostatnio w Hochfilzen, gdzie rozmawiałem z naszymi biathlonistkami i zauważyłem sporą zmianę na plus w ich myśleniu. Mają nadzieję, że dobra dyspozycja w końcu przyjdzie i nie są tak zdezorientowane, jak to bywało kiedyś. Przypominam, że dziewczyny mają od kilku miesięcy nowego trenera – Adama Kołodziejczyka zastąpił młody Norweg Tobias Torgersen.

KG

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Inne sporty

Polecane

Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
9
Zniszczoł: Nie widzę swojego limitu, chcę być najlepszy na świecie [WYWIAD]

Komentarze

12 komentarzy

Loading...