Reklama

Mam dwie córki, zawsze chciałem też syna, który gra w piłkę. Mam więc Amber Cup

redakcja

Autor:redakcja

11 grudnia 2017, 10:53 • 13 min czytania 7 komentarzy

Jeden SMS. Drugi. Pierwsze, drugie, trzecie nieodebrane połączenie. Czwarty telefon. „Odbiorę to, dobra?”. Chwila rozmowy, czerwona słuchawka, ale zaraz dosiada się do stolika osoba związana z restauracją, w której jemy, bo ma sprawę.

Mam dwie córki, zawsze chciałem też syna, który gra w piłkę. Mam więc Amber Cup

– Ile razy dziennie ładujesz smartfona?

– Dwa-trzy. Wiesz, co jest najgorsze, jak się okaże, że dobrze nie podpiąłem i nic się naładowało.  Lubię rano potrenować i mój instruktor mówi, że w ogóle nie umiem skierować swojej uwagi na ćwiczenia, tylko ciągle myślę o telefonie. To nieprawda, natomiast fakt, gdy nie mam koło siebie smartfona, to jestem niespokojny.

Cóż, proza życia menadżera, tym bardziej takiego, który dopina największy turniej halowy w Polsce. Poznajcie Daniela Kaniewskiego i jego dziecko, czyli Amber Cup.

To będzie już dwunasta edycja imprezy, a trzecia rozgrywana w Gdańsku na Ergo Arenie. Swój udział potwierdziły Lechia Gdańsk, która jest jednocześnie gospodarzem i obrońcą trofeum, Śląsk Wrocław, Wisła Płock, Drutex Bytovia, Miedź Legnica i Fabryka Futbolu. Ci ostatni, jako agencja menadżerska, przywiozą ze sobą naprawdę mocny skład, bo będzie między innymi Krzysztof Piątek, Filip Jagiełło, Robert Gumny, Bartłomiej Pawłowski, a w przypadku wolnego w swoich klubach też Bartosz Bereszyński czy Karol Linetty. Jak – mamy nadzieję – pamiętacie, rok temu spędziliśmy z nimi cały turniej i było wesoło, głównie za sprawą Błażeja Telichowskiego, który zresztą i tym razem się pojawi.

Reklama

amber12

– Nie przez przypadek gramy turniej w niedzielę, bo zawodnicy zawsze narzekali, że grają w sobotę ligę i nie mogą być na turnieju. Robimy wszystko, by mieli jak najlepsze warunki do przyjazdu, to rok mundialowy i chcemy to bardzo mocno piłkarsko zaakcentować – opowiada Kaniewski. Obsada jest więc ciekawa, lecz futbol futbolem, ale Amber Cup, stawia sobie inne ambitne zadania. – Bardzo dużo narzeka się w Polsce na to, że ludzie nie przychodzą na stadiony – wiem, że wszyscy chcą coś zrobić tanim kosztem, by to wyglądało. Wiem też, że poziom Bundesligi jest wyższy i nie ma nawet o czym gadać, ale zobacz: tam strefy dla dzieci, dla rodzin, dla biznesu działają, u nas kuleją. Na Amberze chcemy pokazać, że można to zrobić – spotkać na imprezie fajnych ludzi, oprócz tego, że jesteś na sporcie, to dodatkowo masz warunki do nawiązania wartościowych kontaktów. Przychodzisz z dzieciakiem, on jest zadowolony, bo widzi atrakcje dla siebie. Chcę pokazać, że warto chodzić na stadiony i obiekty sportowe dla takich rzeczy. Nie powiem, że będzie to nowość w Polsce, ale będzie to ciekawe dla osób, które chciałyby zobaczyć, jak to robić. Na przykład cały jeden łuk aranżujemy jako strefę dla dzieci, gdzie będą mogły się spotkać z ambasadorami turnieju – mówi Kaniewski. Z ambasadorami, czyli z Kamilem Glikiem, Arturem Borucem i Sławomirem Peszką. Żeby jednak turniej odwiedził półfinalista Ligi Mistrzów z zeszłego sezonu, trzeba było jakoś zacząć.

– Inicjatywa wzięła się z tego, że na temat turnieju rozmawiałem z Maciejem Kobylińskim, ówczesnym prezydentem Słupska. Powiedziałem mu, że warto byłoby zrobić taki turniej, że nie ma podobnych w Polsce. Przedstawiłem projekt, on powiedział, że bardzo mu się to podoba i jest zrobiony profesjonalnie, a że miałem wiele wspólnego z piłkarzami i klubami sportowymi, to szybko ruszyliśmy z organizacją. Swoje kroki skierowałem do Tomka Iwana, bo on zajmował się organizacją turnieju plażowego w Ustce, zaczęliśmy działać we wrześniu 2006 roku, a już w grudniu tego samego roku były pierwsze zawody. Imprezę nazwałem Amber Cup. Od bursztynowego szlaku – on przechodził zarówno przez Słupsk, jak i Gdańsk – mówi Kaniewki.

– Pół żartem, pół serio, nie bałeś się po aferze z Amber Gold, że będziesz źle kojarzony?

– A wiesz co, czasem ktoś mnie zaczepi i pyta: „Ty, jak tam ten twój Amber Gold?!”. Ale od razu prostuję. W każdym razie, na pierwszym turnieju nie było klubów piłkarskich, ale byli znani zawodnicy, jak Olgierd Moskalewicz, wspomniany Tomek Iwan, Piotrek Świerczewski, czy Piotrek Reiss. Zawody odbyły się w słupskiej hali Gryfia i cóż, nie jest to ósmy cud świata. Ktoś może pomyśleć, że mamy już wypaczony obraz przez boom infrastrukturalny związany z Euro, ale nie, wątpliwe, by Gryfia robiła wrażenie już w 2006 roku.

Reklama

20171205_115736

– Gdyby nie Czarni Słupsk, to nie wiem, czy to by w ogóle jeszcze istniało. Może, gdyby zbudowano halę, tak jak było to w planach trzy lata temu, to by utrzymało koszykówkę. A teraz Czarni dołują, choć nigdy tak nie było. Mimo wszystko im kibicuję – tłumaczy Kaniewski. Amber Cup rósł z edycji na edycję, trzeba było przez te lata dojrzewać do zmiany lokalizacji, a dla rodowitego słupszczanina to z pewnością nie mogła być prosta decyzja. Miasto nie stoi specjalnie sportem, a Kaniewski próbował już pomagać gdzie indziej. Konkretnie w Gryfie Słupsk. – Paweł Kryszałowicz żyje tym klubem i chwała mu za to, bo to nie jest łatwe, zderzył się ze ścianą. Ja też próbowałem coś zrobić, ale nie znaleźliśmy wspólnego języka. Gdy wybrano mnie do zarządu Gryfa, klubowi groził spadek do czwartej ligi. Lechią zarządzali wtedy Błażej Jenek i Maciej Turnowiecki, kumplowaliśmy się, wpadłem na pomysł, by zrobić fuzję – dwóch zaprzyjaźnionych klubów, które miałyby swoją akademię, miał też pomagać Lotos. Maciej i Błażej dali mi też czterech wartościowych zawodników do pierwszego składu seniorskiego,. Dzięki temu udało nam się osiągnąć cel – Gryf ukończył sezon na bezpiecznej pozycji. Kolejnym celem, który sobie wyznaczyłem, było doprowadzenie do awansu zespołu do drugiej ligi. Strategia, którą obrałem, by to osiągnąć, różniła się od strategii prezesa Pawła Kryszałowicza. Życzyłem mu wszystkiego dobrego i poszedłem dalej robić swoje, nie mogło zostać nas dwóch, nie dogadywaliśmy się i tyle – mówi Kaniewski. Dziś Gryf gra w czwartej lidze, jest czwarty, ale z małymi widokami na awans – ma dziewięć punktów do lidera. Stadion prezentuje się tak: 

20171205_132615

ijiji 20171205_132533

– Szkoda, że słupska piłka tak wygląda, kiedyś mieliśmy dwa zespoły w trzeciej lidze i były derby. Jestem związany z tym miejscem, jak widzę 76-200, czyli kod pocztowy Słupska, na meczach reprezentacji, to dostaję kopa, bo właśnie z tym numerem chłopaki wywieszają flagę. Amber musiałem jednak przenieść. W Gryfii wszystkie miejsca były zajęte, pod halą stało nieraz kilkaset osób, nie mogliśmy rozwinąć skrzydeł – opowiada Kaniewski. Zabranie Ambera było więc sporym ciosem dla i tak wątłej futbolowej sceny w Słupsku, sporo ludzi miało więc do Kaniewskiego pretensje, że pozbawia miasta i tej przyjemności. Jak się okazuje, jedną z takich osób był Kamil Grosicki, którego Kaniewski jest menadżerem. – Kamil się wychował na tej hali, jak był w Pogoni, Jadze, Legii, to i tak przyjeżdżał tutaj na ten turniej, zawsze go zapraszałem i zawsze przyjeżdżał. On był strasznie za tą halą, rok temu, gdy byłem w Rennes, mówił mi: – Daniel, kurde, sam dobrze wiesz, jaka jest sytuacja. Wychodziliśmy z tej hali, szliśmy do naszej restauracji, byliśmy w swoim środowisku, a ty zabrałeś to wszystkim ludziom, oni mają do ciebie pretensje i ja też. Fajnie się grało, był duży rozgłos, wszystkim udzielała się atmosfera tej hali. No, ale wytłumaczyłem mu, jaka jest sytuacja. Jestem ze Słupska, znam tych kibiców i wiem, że ich potencjał i atmosfera, którą tworzą, są wielką siłą. Nie zapominam o tym, wrócę tam z nowym projektem, kiedy tylko będzie to możliwe.

Skoro już zahaczyliśmy o Grosika, nie mogę sobie odmówić:

– Kamil odejdzie zimą?

– Wiemy, jakie ma wartości w sobie, da sobie spokojnie radę w Premier League, może nie powiem tak odważnie, jak on, że w każdym zespole, wiadomo, konkurencja jest spora, ale w ponad połowie ligi sobie poradzi. Plan numer jeden jest taki, żeby tam poszedł, lecz mamy jeszcze jeden kraj.

– Włochy?

– Nie, ale też dałby sobie radę. Nie jest tajemnicą, że było zainteresowanie między innymi Fiorentiny.

– To duży problem, że teraz nie gra?

– Ja to obserwuję i moim zdaniem trener Słucki sam się pogrążył. Jak może nie wystawiać najlepszego zawodnika w klubie, szybkiego zawodnika, który jest w kadrze, strzela bramki jak na zawołanie? Gra dobrze, w Premier League też rozgrywał fajne mecze i jest w formie. Słucki się pogrążył i jak dobrze wiesz, już go nie ma. Zmiana trenera i mamy turboefekt – Grosik strzela ważną bramkę i zostaje zawodnikiem ostatniego meczu. 

– Jaka będzie cena za Kamila?

– Wiadomo za ile Kamil przyszedł do Hull i jak jego wartość wzrosła po występach w Premier League. Jeśli Hull pójdzie po rozum do głowy i prawidłowo oceni swoją sytuację, będą chcieli odzyskać zainwestowaną kwotę.

– Poczekacie jak zwykle do ostatnich minut okienka?

– Nie wiem, ale wszyscy się śmieją, że to nasza wizytówka! Największym wydarzeniem w mojej menedżerskiej karierze był transfer Kamila do Hull. Byłem szczęśliwy jak on, chociaż to on miał grać, ale to mój przyjaciel i cieszyłem się, że spełniło się jego marzenie. To ja mu mówiłem na parę godzin przed podpisaniem kontraktu, że to wyjdzie. Był jeszcze Michał Siara i Maciej Kaczorowski, ale to chyba ja byłem największym optymistą. Pamiętam, że jak przyszedł już czas wylotu, to Francuzi zapomnieli mnie i Michała Siarę zapisać na listę pasażerów, a zgłaszaliśmy to dwa razy, że jesteśmy na pokładzie samolotu. Śmiałem się, że Francuzi nie chcą puścić Kamila. Gość, który nas odprawiał, był w szoku, dlaczego nas nie ma na liście i spytał, w jakim celu przylecieliśmy. Mówimy: „wieziemy jednego z najlepszych polskich zawodników do Hull City, reprezentanta kraju”. Strasznie się ucieszył i powiedział, że zrobi wszystko, żebyśmy jak najszybciej opuścili samolot i zdążyli na podpisanie umowy. Druga historia z tym transferem to taka, że jak przyjechaliśmy i się dogadywaliśmy, to zrobiliśmy Kamilowi zdjęcie w koszulce Hull, żeby ogłosić sukces, kiedy dojdzie już do podpisania kontraktu. Wiedzieliśmy, że później nie będzie dobrego czasu na zdjęcia – wszystko dzieje się bardzo szybko. Michał Siara, który stał gdzieś na dole, zaczął krzyczeć, że to zdjęcie się ukazało! Mówiłem mu, że to niemożliwe, lecz po wszystkim wyszło, że Kamil wysłał zdjęcie do mamy, mama do cioci, a ciocia na Facebooka. Jeden z redaktorów obserwuje ciocię i wstawił zdjęcie. Przestraszyliśmy się, że może być fuck up, bo kontrakt jeszcze nie był podpisany. Do dzisiaj z Kamilem się z tego śmiejemy.

kaniewski

– Skoro mowa o mojej ścieżce piłkarskiego menedżera, na myśl przychodzi mi jeszcze jedno wydarzenie, które miało miejsce całkiem niedawno. Koniec reprezentacyjnej kariery Artura Boruca i pożegnanie, jakie zgotowali mu kibice, były jednym z momentów, które zostaną mi w pamięci na bardzo długo. Artur, z którym mam przyjemność pracować przy różnych projektach i z którym przyjaźnię się od lat, to jeden z tegorocznych ambasadorów Amber Cup, który swoim przyjazdem bez dwóch zdań wywoła spore zamieszanie.

*

Dobra, ale wróćmy całkiem do Ambera – przenosiny wyszły naturalnie. – Gdańsk się zgłosił, żeby robić turniej u nich. Kibice, którzy przyjeżdżali do Słupska, też namawiali na imprezę, bo przecież Słupsk z Gdańskiem jest kibicowsko zaprzyjaźniony – mówi Kaniewski. Menadżer podkreśla, że z Lechią jest mocno związany i pewnie ta sympatia do niej rośnie z każdym rokiem, kiedy widzi na trybunach taki doping, jak na warunki halowe, bardzo dobry.

Przeprowadzka odbiła się pozytywnie na frekwencji. W Słupsku wchodziło maksymalnie nieco ponad 2000 osób, na pierwszym turnieju w Gdańsku przyszło ich 2500, na kolejny już 4100. Teraz organizatorzy chcieliby zobaczyć na trybunach co najmniej 5500 kibiców. Wpływ na rozwój ma wiele czynników: Gdańsk to większy ośrodek sportu, organizatorzy dbają o coraz to lepsze atrakcje. Chodzi tu oczywiście o ekstraklasowe i pierwszoligowe kluby, które przyjeżdżają pograć, ale też o wydarzenia towarzyszące: jak i rok temu, w tym też będzie mecz gwiazd, Turbokozak prowadzony przez Bartka Ignacika, pojawi się też znany YouTuber PLKD, prezentujący inną odsłonę piłki nożnej, mający na liczniku ponad 500 tysięcy subskrybentów. PLKD ma ściągnąć do hali przede wszystkim młodszych widzów, na nich Kaniewskiemu specjalnie zależy, bo przecież dzień przed seniorami zagrają dzieci z rocznika 2008. – Widziałem, ile dzieci przychodziło na słupską halę. Pamiętam rok 2012, to był rok Euro, jak wchodził Rafał Murawski, Adrian Mierzejewski i Kamil Grosicki, to ochrona nie dawała sobie rady, żeby powstrzymywać te dzieciaki. Raz była taka sytuacja, że przyjechał Mila po strzeleniu bramki z Niemcami. Mówił, że jeszcze nigdy nie stał trzech godzin, żeby rozdawać autografy. Taką kolejkę miał. Jak Seba poszedł odpoczywać, to podobnie miał „Grosik”, który go zmienił – opowiada Kaniewski.

– Turniej dla dzieci jest niesamowitym przedsięwzięciem. Spotykaliśmy się z władzami obwodu Kaliningradzkiego, oglądali halę, bo przyjedzie zespół Bałtiki i jeszcze jeden. Poza tym będzie między innymi Legia Warszawa, Lech Poznań, Arka Gdynia, Lechia Gdańsk, lokalne drużyny jak Gedania, czy AP Tczew. Mają zagwarantowany pobyt z wyżywieniem, płacą tylko za dojazd. Najlepsze, że ten turniej jest transmitowany przez Łączy Nas Piłka, nagrodą specjalną dla finalistów turnieju dziecięcego będzie rozegranie pokazowego spotkania dnia następnego, podczas turnieju drużyn zawodowych, transmitowanego na antenie telewizji Polsat. Ludzie też chcą oglądać takie mecze, to jest dla nich odmiana. Teraz gra jeden rocznik, 2008, ale nie wiem, czy nie będziemy co edycję robić trzech roczników. Na pewno w tej edycji pojawi się także Akademia Młodych Orłów, pokażą, jak szkolą dzieci.

Najlepsze, że na Amberze młodszy piłkarz rzeczywiście może błysnąć. Kiedyś pokazał się Oktawian Skrzecz, który bez seniorów z przodu tak się rozhulał, że zrobił króla strzelców, MVP turnieju, a potem pojechał do Schalke.

*

– Nie wyobrażam sobie lepszego piłkarza na hali od Bartka Ławy, mam nadzieję, że teraz też przyjedzie. Koledzy mówią o nim, że przygotowałby się profesjonalnie również do turnieju podwórkowego. Zrobiłby większą karierę, gdyby nie kontuzje – twierdzi Kaniewski.

*
Jakie ma problemy organizator takiego turnieju, czy drużyny często odmawiają przyjazdu? – Czasem najpierw potwierdzają obecność, ale potem trener się zmienia i nie przyjeżdżają, bo się boją kontuzji lub pojawiają się inne słabe wymówki. Głupota. Nigdy się nic nie działo, raz z Piotrkiem Wiśniewskim był jakiś przypadek, bo naciągnął mięsień, ale to się mogło stać wszędzie. Amber Cup to możliwość zaprezentowania klubów i zawodników w całkiem innej odsłonie, niż podczas ligowych spotkań. Inna jest atmosfera tego turnieju, zawodnicy mają żywy kontakt z kibicami. Dla obu stron to bardzo istotna wartość. Kluby widzą ogromny potencjał marketingowy tego wydarzenia. W czasie jednego z meczów rozgrywanych na Ergo Arenie, było włączonych blisko 80 tysięcy odbiorników. Nie wspomnę o sile internetu, który jest kolejnym, w zasadzie nieograniczonym polem naszego działania. Dlatego dziś odmowy zdarzają się rzadko – tłumaczy Kaniewski.

kaniewski2

Kaniewski z Sylwią Rezmer i Agatą Magdziarz, współodpowiedzialnymi za strategię i organizację turnieju Amber Cup

– Jaki ma budżet taki turniej?

– Na budżet takiego turnieju składa się bardzo wiele elementów. Trzeba pokryć koszty hali, transmisji LIVE, zapewnić noclegi i wyżywienie dla wszystkich zawodników, zorganizować nagrody i dodatkowe atrakcje, do tego obsługa, bezpieczeństwo, komunikacja i tak dalej. Na to szuka się sponsorów. Strategia win-win to podstawa przy takiej współpracy. Nie traktuję tego zarobkowo, tylko jako misję i święto piłki nożnej.

Do organizacji takiego przedsięwzięcia przydatne są wszystkie zajęcia Kaniewskiego i związane z nimi kontakty – jest menadżerem, współpracuje z New Balance, zasiada w komisji PZPN do spraw futsalu i beach soccera – Wymyśliłem kiedyś w New Balance, żeby podpisać z Drągowskim kontrakt pięć po północy w dniu jego osiemnastych urodzin, wtedy, co szalał w Jagiellonii. Zrobiliśmy to, puściłem Tweeta i wszyscy myśleli, że on zmienia klub! Mówią, że zawsze osiągam to, czego chcę, to nieprawda, ale miło słyszeć takie słowa – opowiada Kaniewski.  

*
– Ranga Ambera i wszystkich podmiotów w nim występujących jest ogromna i dostrzegana przez wszystkie zaangażowane strony. Wielką wartością dla sukcesu Amber Cup jest patronat PZPN, a w szczególności prezesa Zbigniewa Bońka, który dopinguje każdej edycji. Pomoc i merytoryczne wsparcie otrzymane od Janusza Basałaja, dały nam wielkiego, pozytywnego kopa. Zawsze też mogę liczyć na wsparcie Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, z prezesem Radkiem Michalskim na czele. Jan Bednarek, wiceprezes PZPN to kolejna osoba, której przy tej okazji chciałbym bardzo podziękować – zawsze mogłem liczyć na jego pomoc. Amber Cup to bardzo duży projekt. Przy takich przedsięwzięciach, jak na boisku, gramy zespołowo – podsumowuje menadżer.

– Mam dwie córki, zawsze chciałem mieć syna, który gra w piłkę. No to mam Amber Cup.

PAWEŁ PACZUL

12. edycja Amber Cup odbędzie się na Energa Arena w Gdańsku 6 i 7 stycznia 2018 roku.

Najnowsze

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

7 komentarzy

Loading...