Reklama

Marcin Brosz wszędzie chadza w wyjściowym garniturze

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2017, 16:46 • 4 min czytania 12 komentarzy

Pamiętacie jeszcze Franciszka Smudę, któremu Puchar Polski dla Wisły Kraków, potrzebny był do szczęścia jak – nie przymierzając – pas cnoty kobiecie lekkich obyczajów? Sezon 2014/15. Białej Gwieździe w 1/16 finału trafia się mecz z Lechem na wyjeździe. Owszem – to pech, ale Wisła to też nie klub specjalnej troski, by mieć pełne gacie przed takim meczem. Tym bardziej, że chodziło o jedyną szansę na jakiekolwiek trofeum w tym czasie. Tymczasem Franz stwierdził, że… szkoda zachodu, bo i tak będzie w dupę. Do Poznania w ogóle nie zabrał Głowackiego, Brożka, Sadloka, Stilicia, Boguskiego i Jankowskiego, a o Puchar Polski mieli zawalczyć m.in. Bieszczad, Żemło, Czekaj, Lech, Zając, Kolanko czy Kuczak. Aż dziw, że sam stawił się osobiście.

Marcin Brosz wszędzie chadza w wyjściowym garniturze

Smuda miał święty spokój, przynajmniej w swoim mniemaniu (nie dotrwał na ławce do końca tamtego sezonu). A Lech w ostatecznym rozrachunku miał finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym po tym, jak później ograł Jagiellonię Białystok (w jednym meczu), a także Znicza Pruszków i Błękitnych Stargard Szczeciński (po dwumeczach). To nie była jakoś szczególnie trudna trasa. Chyba nie musimy podpowiadać, kto wyszedł na tym lepiej.

Zapytacie – i nie będzie to pytanie nie na miejscu – dlaczego w ogóle o tym przypominamy? Ano dlatego, że choć mamy wrażenie, iż prestiż Pucharu Polski i tak już urósł o jakieś – tak na szybko licząc – 236%, to i tak ciągle warto podkreślać właściwe postawy. Po prostu normalność. A za coś takiego uważamy przekonanie o tym, że jak piłkarz od czasu do czasu zagra mecz co trzy dni, to nie wyląduje z przepracowania pod kroplówką. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę trener (może właśnie dlatego?) lidera ekstraklasy, Marcin Brosz.

Oto skład Górnika na ostatnie trzy mecze Pucharu Polski…

Z Sandecją: Loska – Ambrosiewicz, Wieteska, Suarez, Koj – Kądzior, Matuszek, Żurkowski, Kurzawa – Ł. Wolsztyński, Angulo.
Z Chojniczanką (1. mecz): Loska – Wolniewicz, Wieteska, Suarez, Koj – Kądzior, Matuszek, Ambrosiewcz, Kurzawa – Ł. Wolsztyński, Angulo.
Z Chojniczanką (rewanż): Loska – Wolniewicz, Wieteska, Suarez, Koj – Kądzior, Matuszek, Żurkowski, Kurzawa – Ł. Wolsztyński, Angulo.

Reklama

Okej, nie musicie się wczytywać  – ciągle obracamy się w kręgu tych dwunastu piłkarzy, którzy jako zawodnicy pierwszego składu robią furorę w ekstraklasie. Raz w wyjściowej jedenastce zabrakło Wolniewicza, raz Żurkowskiego (akurat przez uraz), raz Ambrosiewicza. Jedynie we wcześniejszych meczach z ROW-em Rybnik (II liga) i Sokołem Ostróda (III liga), Brosz zdecydował się sprawdzić formę zmienników. Ale gdy już zaczęło się poważne granie, w składzie zabrakło nawet miejsca dla Wojciecha Pawłowskiego. Trener zabrzan ceni jego umiejętności, chciał go zrobić pierwszym bramkarzem, ale golkiper odniósł kontuzję, a z formą wystrzelił Loska, więc w teorii powinien się zachować jak wielu innych kolegów po fachu w całej Europie – puchar zarezerwować dla zmiennika, by utrzymywać go pod prądem i w niezłym humorze. Brosz uznał jednak, że nawet taka poprawka w wyjściowym garniturze nie przejdzie.

No i co – zabrzanie są już w półfinale, a odpadnięcie z rozgrywek poważniej zaglądało im w oczy jedynie przez kilkanaście minut meczu z Sandecją, w którym roztrwonili dwubramkową przewagę. Jednocześnie wyniki w lidze są tak dobre, ze można podejrzewać, że im więcej minut na boisku, tym bardziej zabrzanie są nakręceni. Wrzesień. W sobotę zremisowali ze Śląskiem, w środę po 120-minutowy boju wyrzucili za burtę PP Sandecję, a następnie przejechali przez całą Polskę i ograli Pogoń Szczecin. Kilka tygodni później – w piątek zremisowali po trudnym meczu z Koroną, znów przebyli cały kraj, by tym razem pewnie puknąć Chojniczankę we wtorek, a dalej droga powrotna, by w sobotę na wyjeździe ograć Sandecję. No i teraz najpierw w piątek ograli Jagiellonię, a wczoraj ten sam skład dobił pierwszoligowca z Chojnic. W niedzielę mecz w Krakowie z Wisłą. Nie spodziewamy się rewolucji w składzie.

Zapewne Pawłowski, Grendel, Karwot i Ledecky też poradziliby sobie z utrzymaniem wypracowanej na wyjeździe dwubramkowej zaliczki, tak jak w Warszawie dali radę to zrobić Turzyniecki z Hildeberto w meczu z Bytovią. Nie jest to zarzut w kierunku Romeo Jozaka, bo miał pełne prawo tak zagrać, a kadra Legii jest szersza (choć nie można się też potem dziwić, że na mecz w Zabrzu przyszło 3 tysiące ludzi więcej, choć pora gorsza). Marcin Brosz wolał jednak nie sprawdzać tego, czy zmiennicy nie zawiodą. I jest to dość imponujące podejście, bo tak naprawdę sporo tym samym ryzykuje. Jeśli drużyna w końcu spuchnie, pojawią się głosy, że zabrakło mu chłodnej głowy i kunktatorskiego podejścia. Jeśli nie uda się nic osiągnąć, zacznie się gdybanie i podkreślanie, że przy lepszym gospodarowaniu siłami być może udałoby się wywieźć punkty z Warszawy czy Lubina, co zrobiłoby różnicę. Jednocześnie wydaje się jednak, że Brosz ma tę cechę, którą zauważmy również u innych dobrych trenerów – ma gdzieś to, co ludzie powiedzą. Wie lepiej.

Wstawiamy popcorn, rozsiadamy się w fotelu i sprawdzamy, gdzie to go zaprowadzi.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...