Reklama

Mroczna strona polskiego kolarstwa

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

27 listopada 2017, 15:30 • 3 min czytania 16 komentarzy

Chciałbym, żeby przeciętnemu Polakowi nasze kolarstwo kojarzyło się wyłącznie z Michałem Kwiatkowskim i jego wspaniałą jazdą podczas MŚ w Ponferradzie czy na monumencie Mediolan – San Remo. Albo z Rafałem Majką, triumfującym na górskich etapach Tour de France. Niestety, zanosi się na to, że w najbliższych miesiącach zamiast ze spektakularnymi sukcesami ta dyscyplina będzie w głowach rodaków łączona z czymś innym, mianowicie skandalem jakiego nasz sport dawno nie widział. Skandalem, przy którym szprycowanie się Lance’a Armstronga to niewinna dziecięca zabawa…

Mroczna strona polskiego kolarstwa

Okazuje się, że w kolarstwie brud pojawia się nie tylko na ciałach zawodników podczas treningów na szosie. W sobotę członek zarządu PZKol Piotr Kosmala udzielił SportowymFaktom mocnego wywiadu, w którym opowiedział o strasznych sytuacjach, jakie miały miejsce w środowisku. Kiedy wspominał o nielegalnym pobieraniu prowizji od kontraktów sportowców, poczułem niesmak. Gdy powiedział o  zmuszaniu do seksu nieletnich kolarek – obrzydzenie, które zresztą wzrosło po lekturze dzisiejszego Przeglądu Sportowego: „Czasem przerażone czekałyśmy w napięciu, która zostanie zaproszona do jego pokoju i choć prawdopodobnie każdej działa się krzywda, nie rozmawiałyśmy o tym ze sobą. Słuchałyśmy do znudzenia, że wszystko, co działo się w grupie, miało w niej pozostać i że kolarstwo to piękny sposób na życie.”.

W taki sposób jedna z zawodniczek opowiadała o znanym trenerze, a w przeszłości zawodniku, który ponoć jest głównym „bohaterem” całego skandalu. Przez lata czytałem teksty kolegów o jego sukcesach i miłości do kolarstwa, i myślałem sobie, że to prawdziwy pasjonat. Facet, dla którego liczy się tylko jedno – chęć rozwoju dyscypliny, którą kocha. Teraz okazuje się, że najpewniej gdy był chwalony przez niejednego dziennikarza za swoją robotę, równolegle dopuszczał się straszliwych czynów. Okazuje się, że sport był dla niego tylko pretekstem do tego, aby oddawać się innej, mrocznej pasji. Okazuje się, że gdy tylko gasły światła kamer, facet, którego wielu miało za Dr Jekylla, zamieniał się w Mr Hyde’a, gotowego na wszystko byle tylko spełnić swoje fantazje. 

Przerażające jest to, że ów człowiek wykorzystywał ponoć swoje podopieczne od lat. W tym czasie nie znalazł się nikt, kto pociągnąłby go do odpowiedzialności. Ale że karma wraca, sytuacja niebawem się zmieni – istnieją zapisy zeznań zawodników i ludzi przy nich pracujących złożone przed adwokatami. Mam nadzieję, że w efekcie procesu, do którego zapewne za jakiś czas dojdzie, ten gość trafi tam, gdzie jego miejsce, czyli za kartki. I że przejdzie tam szkołę życia, przy której najtrudniejsze wyścigi, w jakich brał udział, będą wyglądać na bardzo przyjemne, ekskluzywne wakacje.

Zbulwersowany całą historią minister sportu Witold Bańka domaga się dymisji całego zarządu PZKol wraz z prezesem Dawidem Banaszkiem. Do tego ostatniego jesienią dzwonili ludzie, którzy opowiadali o wyczynach wspomnianego trenera. Szef związku najpierw zlecił audyt „w zakresie nieprawidłowości o charakterze prawno-podatkowym, mogących mieć miejsce w ramach działalności PZKol i jego współpracowników”, a potem go przerwał, do teraz nie wiadomo dlaczego. I choćby z tego względu zgadzam się z Bańką, który grozi też PZKol-owi wprowadzeniem zarządu komisarycznego. I który wstrzymał również finansowanie związku, czyli poszedł za przykładem firmy CCC (Orlen również rozważa ten ruch).

Reklama

Ironia polega na tym, że mimo wielkich sukcesów, jakie nasi zawodnicy odnosili w ostatnich latach, wizerunek polskiego kolarstwa ucierpiał równie mocno, co Majka podczas ostatniego Tour de France. Poobijany Rafał nie dał rady kontynuować wyścigu, władze PZKol też powinny dać sobie spokój i powiedzieć pas. Gówno, które wpadło w wentylator, należało posprzątać od razu, a nie liczyć na to, że świat go nie zauważy i nie poczuje nieprzyjemnego zapachu. 

Nasze kolarstwo generalnie przypomina teraz zawodnika, który wziął udział w przepotężnej kraksie i doznał licznych obrażeń. Przeżył, więc będzie mógł kontynuować karierę i walczyć z najlepszymi, ale zanim do tego dojdzie czeka go proces długiej i żmudnej rehabilitacji…

KAMIL GAPIŃSKI

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024
Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
1
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

16 komentarzy

Loading...