Reklama

Myślałem, że umiem grać w piłkę. W Anglii zobaczyłem, że jestem amatorem

redakcja

Autor:redakcja

24 listopada 2017, 12:29 • 17 min czytania 38 komentarzy

W cztery lata od Evertonu do Niecieczy. Nie da się ukryć, że coś w karierze Jana Muchy poszło nie tak. Słowacki bramkarz po raz pierwszy mówi otwartym tekstem, dlaczego w ostatnich latach nie potrafił skupić się na futbolu. – Nasz najstarszy syn zachorował na raka. Cierpiał przez długie osiem miesięcy, cały rok był dla mnie niesamowicie trudny. To był najszybciej rozwijający się rodzaj raka złośliwego – z ostatniej, czwartej grupy. Mieliśmy prawdziwe szczęście, że wykryliśmy to w miarę szybko dzięki temu, że kolano syna bardzo spuchło. Gdybyśmy wykryli go miesiąc później… – opowiada bramkarz wyjaśniając przy tym, że w Rosji dostał zgodę na przerwę od piłki, a na Słowację wrócił głównie po to, by pomóc synowi przylatującemu co miesiąc z Anglii na kontrolne badania. Poza tym pogadaliśmy o zjebkach Davida Moyesa, baletach z Roystonem Drenthe i gongu, jaki Mucha otrzymał w Evertonie

Myślałem, że umiem grać w piłkę. W Anglii zobaczyłem, że jestem amatorem

Dlaczego uważasz, że w piłce nie ma miejsca na pochwały?

Piłkarz powinien grać w każdym meczu na swoim poziomie, a gdy go zbyt często chwalisz, to automatycznie schodzi na niższy. Nie lubię chwalić innych. W Anglii David Moyes nie chwalił prawie nigdy. Bierzesz za to pieniądze, grasz dla danego herbu, więc to oczywiste, że musisz grać na sto procent. Po co jeszcze za to chwalić? Przecież wszystko, co zrobiłeś do tej pory, to historia. Zawsze trafiałem na trenerów – czy to w kadrze, czy w klubach – którzy byli bardzo srodzy. Źle to zresztą wygląda w szatni, gdy ktoś cię za bardzo chwali. To jest zespół i wszyscy jako zespół mamy dobrze funkcjonować, a nie tylko „Mucha, Mucha, Mucha”. Nie lubię tego, po prostu.

To dobrze, bo patrzę na twoją karierę i nie znajduję zbyt wielu powodów do pochwał. W cztery lata od Evertonu do Niecieczy… Chyba coś poszło nie tak.

Nie uważam, że coś poszło nie tak. W Evertonie nie grałem, to fakt, ale potem w Rosji miałem prywatnie bardzo trudny okres. Nasz najstarszy syn zachorował na raka. Cierpiał przez długie osiem miesięcy, cały rok był dla mnie niesamowicie trudny. Moje dzieci generalnie zostały w Anglii, gdzie chcą się uczyć, ale na leczenie zdecydowaliśmy się na Słowacji – tu wszyscy mnie znają i potrafiłem załatwić, co tylko możliwe, by ratować syna. Z tego powodu zdecydowałem się też na powrót do Slovana, a przecież deklarowałem, że nigdy nie planowałem wracać na Słowację. Życie układa się jednak nieprzewidywalnie. Syn każdego miesiąca przylatywał na Słowację na badania i chciałem być w tych chwilach razem z nim.

Reklama

Sprawy ważne i ważniejsze.

Na dzień dzisiejszy syn jest już trzy lata poza szpitalem i wyniki są bardzo dobre. To najcięższy okres w karierze. To był najszybciej rozwijający się rodzaj raka złośliwego – z ostatniej, czwartej grupy. Mieliśmy prawdziwe szczęście, że wykryliśmy to w miarę szybko dzięki temu, że kolano syna bardzo spuchło. Gdybyśmy wykryli go miesiąc później… Byłoby naprawdę ciężko. Najważniejsze w tamtym momencie były sprawy ze zdrowiem syna. Dobrze, że miałem mądrego trenera z Belgii. W klubie już powiedziałem, że chcę skończyć z piłką, bo są ważniejsze sprawy, ale dali mi dwa miesiące wolnego bym wszystko ogarnął. Przez pierwsze dwie chemioterapie byłem cały czas przy synu. Jak mówię – piłka zeszła wtedy na drugi plan, najważniejsze było, by wrócił do zdrowia.

Na Słowacji wszyscy wiedzieli, z jakimi problemami się borykasz? Po odejściu z Evertonu przestałeś być w meczowej kadrze drugoligowego klubu… Można się było zastanawiać, skąd taka sytuacja.

Nie wiedzieli, tylko bliscy. Nikt o tym nie pisał, ja nie lubię za dużo gadać, gazet nie czytam a w telewizji oglądam tylko mecze. Nie miałem takiej potrzeby. Słowacja jest jednak mała i wieści szybko się rozchodzą – znajomi pomagali mi psychicznie i dopingowali, że mam się trzymać. Stwierdziłem, że muszę zrezygnować z kadry. Trener tego nie chciał i zasugerował, bym załatwił sobie swoje sprawy i drzwi mam otwarte – faktycznie tak było, bo później wróciłem do kadry na mistrzostwa we Francji. Po mistrzostwach dogadałem się z trenerem tak, że jak mnie będzie potrzebował to przyjadę, ale jeśli miałbym przyjeżdżać jako drugi czy trzeci – lepiej dać szansę innym. Skupiłem się na tym, by to wszystko poogarniać. Trzy pozostałe córki chodziły w tym czasie do szkoły w Anglii i wszystko było tak rozpierdolone, że sobie tego nie wyobrażasz.

Dzieci zostały w Anglii?

Tak, są tam już osiem lat. Chcą się uczyć w Anglii, mają zajebiste szkoły i duży dom – jak chcą, to niech się uczą.

Reklama

Planujesz docelowo tam zamieszkać po zakończeniu kariery?

Wiesz, jak jest. Cos tam pograłeś i zarobiłeś i niby wszystko jest OK, ale ja jestem człowiekiem, który nie lubi siedzieć w domu i chciałbym zostać przy piłce. Gram w nią od dziecka, wiele lat spędziłem zagranicą, rozmawiam po angielsku, rosyjsku i polsku, zna mnie wielu ludzi i będę chciał to wykorzystać. Nie wyobrażam sobie żyć w jednym miejscu, np. w Anglii. Tym bardziej, że dzieci zaraz będą dorosłe i będą mieć swoje życie. Smutne jest to, że wielu piłkarzy po karierze nie robi nic, bo nie umie niczego poza piłką. Jeśli nie wyjechali to nawet nie znają języka i przejście na drugą stronę jest naprawdę trudne. Nie obawiam się, że nie będę miał pracy. Już w tej chwili po kursie UEFA A mogę być asystentem. Licencja UEFA Pro nie była w tej chwili możliwa do zrobienia – na Słowacji kurs trwa dwa lata, nie mógłbym dzielić go z piłką. Mam też licencję trenera bramkarzy, ukończyłem uniwersytet. Jestem przygotowany. Teraz trudno stwierdzić, co będę chciał robić. Trenerskie życie jest takie jak piłkarza – ciągłe podróże, ciągle poza domem. Moja rodzina to teraz koledzy z Niecieczy, bo z nimi spędzam więcej czasu niż z własnymi dziećmi. W Slovanie przymierzali mnie do roli dyrektora sportowego po zakończeniu kariery, ale z powodu konfliktu z obecnym dyrektorem sportowym dogadałem się na zakończenie kontraktu, mimo że obowiązywał jeszcze dwa lata. Pozostawałem bez klubu i pomyślałem sobie, że może to jest jeszcze czas, by ruszyć za granicę. No i tak wylądowałem w Polsce. Wszystko jest bardzo proste.

NIECIECZA 05.08.2017 MECZ 4. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18: BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA - LEGIA WARSZAWA 1:0 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA - LEGIA WARSAW 1:0 JAN MUCHA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Co to za konflikt? Coś grubego?

No tak, było to grube, ale nie mam w tej chwili potrzeby o tym rozmawiać otwarcie. Nie lubię palić mostów za sobą. Ja chciałem zostać, z właścicielem mam do tej pory dobre stosunki, ale z dyrektorem sportowym miałem różne poglądy na temat piłki i miałem z nim dużą aferę. Stwierdziłem, że nie chcę z tym człowiekiem pracować, bo ten człowiek robi źle dla klubu. Trudna sytuacja.

Skoro miąłeś obiecaną posadę dyrektora sportowego, to może obecny bał się, że wskoczysz na jego miejsce?

Podejrzewam, że i w tym coś mogło być. Po prostu ten człowiek nieładnie o mnie mówił poza moimi plecami. Podpierdalał mnie jak tylko mógł i to wszystko. Takim sposobem znalazłem się tutaj i dobrze – wrzuciłem na luz, piłka mnie teraz bardzo cieszy i to najważniejsze. Trzeba pociągnąć jeszcze granie przez dwa-trzy latka jak będzie zdrowie – to najważniejsze, bez zdrowia nie zrobisz nic. Chcę grać. Bramkarz to pozycja, na której możesz grać nawet do czterdziestki. Po trzydziestce dopiero zaczynasz rozumieć, o co chodzi w bronieniu. Zawodnik czym starszy tym lepszy. Jak jesteś młody to myślisz, że wszystko umiesz, a tak naprawdę nie umiesz nic. Po 30-ce jedziesz już na doświadczeniu. Jak byłem młody to też na wariata wszystko robiłem, czasami ze szczęściem. Teraz mniej więcej wiem, gdzie piłka może spaść i nadrabiam ustawieniem. Nie rozumiem tylko jednego: czemu wszyscy pytają: ale dlaczego Nieciecza?

Gdy wyjeżdżałeś do Evertonu wszyscy sobie wyobrażali, że jeśli kiedyś wrócisz, to raczej w glorii chwały do Legii.

Miałem jeszcze propozycję z Rosji, ale ze względu na odległość odmówiłem. Gdy wcześniej grałem w Rosji, w domu byłem dwa razy w roku. Z Niecieczy mam 180 kilometrów. W Polsce czuję się dobrze, język opanowałem, ludzie mnie znają… A Legia? Propozycji nie było, ale nigdy nie mów nigdy. W Niecieczy wszystko jest poukładane. Niby mały stadion i wioska, ale tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Pieniądze są rozliczane na sekundę. Cos takiego przeżyłem naprawdę tylko w Anglii i Niecieczy. Baza i treningowe boiska są na bardzo wysokim poziomie.

Ale wiesz, wychodzisz na stadion Evertonu nawet jako rezerwowy – masz ciarki. Idziesz przez Warszawę – wszyscy cię poznają. W Niecieczy tego nie ma.

Oczywiście, nie ma kibiców tak dużo, ale nie ma co w ogóle tego porównywać. Nieciecza jest mała i nigdy tu nie będzie dziesięciu tysięcy. Nie wyciągniesz ludzi, bo nie ma skąd. Wiem, że ludzie jeżdżą na mecze z okolicznych miast, bo jest najbliżej, stadion jest komfortowy, można obejrzeć fajny mecz.

To prawda, że miałeś oferty ze Śląska Wrocław i Pogoni Szczecin?

Z Pogoni – tak. Pogoń jako pierwsza była mną zainteresowana jeszcze wtedy, gdy obowiązywał mnie kontrakt ze Slovanem. Rozwiązywałem go jednak przez miesiąc nie mogąc się dogadać, Pogoń nie chciała dłużej czekać i podpisała Załuskę, ja byłem wolny dopiero po dwóch tygodniach. Ze Śląska nic oficjalnego nie było. Coś tam słyszałem, ale do konkretów nie doszło.

Co się mówi o Niecieczy na Słowacji? Zrobiła się tu spora słowacka kolonia, obecnie jest was sześciu, bardzo dużo.

Trzeba powiedzieć, że dużo się w Polsce zmieniło, od kiedy grałem tu ostatnio. Ilu było wtedy Słowaków? Trzech? Teraz w Polsce jest ponad 30, z czego pięciu to podstawowi bramkarze, a wcześniej byłem tylko ja i Pesković. Wszyscy wiedzą, że Nieciecza to klub, w którym jest sześciu Słowaków i każdy z nich gra. Dużo się o Termalice mówi też z tego względu, że ci Słowacy są dobrzy. Miković to były kapitan Spartaka Trnawa, bardzo kojarzony piłkarz. Stefanik, który grał w Holandii, też jest rozpoznawalny, Guba czy Gergel także są znani z dobrych klubów. To naprawdę dobre chłopaki jak na poziom polskiej ligi, zdają sobie sprawę, że przez Polskę mogą się wypromować.

Co was tu przyciąga?

Nie ma dużej różnicy między Słowakiem a Polakiem co do mentalności, kuchni, języka, kobiet. Bardzo łatwo nam się tu odnaleźć, na pewno łatwiej niż np. Brazylijczykowi. Mamy bardzo młodą ligę i chłopaki wiedzą, że jak wyjadą to będą obserwowani przez kluby z lepszych lig i będą mogli zrobić następny krok. Wcześniej byliśmy w dwójkę-trójkę i myślę, że nie zrobiliśmy słowackim piłkarzom złej reklamy. Poziom ligi powinien być dużo wyższy, ale u was – tak jak i u nas – reprezentanci grają zagranicą. Polskie kluby nie chcą inwestować – niby są te stadiony, boiska, bazy, ale nie idą jeszcze dalej. Ja naprawdę wróciłem do innego świata. Gdy odchodziłem, najlepszy stadion miała Korona Kielce.

Teraz jest pewnie w dolnej części stawki.

Czytałem, że w Polsce wybudowano ponad 40 stadionów. To bardzo dużo. My na Słowacji nie możemy przez tyle lat wybudować stadionu narodowego – ruszył ostatnio po 20 latach. Grałem na Śląsku Wrocław i byłem w szoku. Za niedługo będę grał na Legii jak zdrowie pozwoli i jestem ciekaw, jak to będzie wyglądało. Za moich czasów warunki były dramatyczne. Grać w grudniu na tych murawach to było nie do pomyślenia. Nie było nic. Jeździłem trenować 20 kilometrów za Warszawę, bo nie mieliśmy boiska. Dużo ludzi nie docenia tego, co się zmieniło. Kibice są, stadiony – naprawdę macie wszystko, by mocniej zainwestować w piłkę. Polska na to zasługuje i mam nadzieję, że się to zmieni. Lubię oglądać polską kadrę i zawsze jestem pod wrażeniem stadionu. Te mistrzostwa dały wam niesamowicie dużo.

SAINT-ETIENNE 20.06.2016 MECZ I RUNDA GRUPA B MISTRZOSTW EUROPY 2016: SLOWACJA - ANGLIA --- FIRST ROUND GROUP B UEFA EURO 2016 MATCH: SLOVAKIA - ENGLAND JAN MUCHA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Znasz powiedzenie „mucha nie siada”?

Oczywiście.

Trochę mu zaprzeczyłeś, bo w Evertonie przyspawałeś się do ławki.

Wiadomo. W tych latach gdy powiedziałeś w Anglii Słowacja, to nie wiedzieli, gdzie to jest. Takie życie. Dostałem propozycję z Anglii, chciałem spróbować…

Każdy by poszedł, to naturalne.

Ja się urodziłem na Słowacji w wiosce, która ma 1500 ludzi. Gdy zacząłem grać w piłkę to każdy marzył o tym, by zagrać w lidze – to normalne. Ale że miałbym zagrać w Premier League?! Wtedy bym sobie tego nie potrafił nawet wyobrazić. W tej chwili nie ma tam żadnego Słowaka. Skrtel wyjechał do Turcji, był krótko Weiss, Stoch… To jest dla nas inna galaktyka. Szok. Zawsze myślałem, że umiem grać w piłkę. W Anglii zobaczyłem, że jestem jeszcze amatorem.

Rzucili mnie na wodę i kazali pływać. Byłem pozostawiony sam sobie – jako Słowak nie miałem nawet żadnego Polaka czy Czecha. Nie znałem języka, od razu pierwsze co to musiałem się go nauczyć. Tim Howard to świetny bramkarz, reprezentant, konkurencja z nim była bardzo trudna. Zawsze był profesjonalistą, masę czasu spędzał na siłowni, a ja musiałem czekać. Doczekałem się tylko dwóch meczów w Premier League i zapamiętam je do końca swojego życia. Nawet nie muszę ich nigdzie  odtwarzać, płyta DVD jest w głowie. Pierwszy był z Reading, drugi z Manchesterem City. To były jedne z najlepsze meczów w mojej karierze, ale potem i tak usiadłem na ławce. To jest Anglia, po prostu. Jesteś pierwszy, to jesteś pierwszy. Trudno to piłkarzowi zrozumieć, ale tak jest. Zbyt wiele szans nie ma, gdy ją dostajesz – musisz wykorzystać. Nie dostałem jej, po trzech latach skończył mi się kontrakt i stwierdziłem, że chcę jeszcze pograć w piłkę, więc musiałem odejść. Ale nie żałuję w ogóle. Zobaczyłem coś pięknego. Wielu piłkarzy marzy o tym, co przeżyłem. Jest oczywiście niedosyt, pewnie, że chciało się pobronić więcej, ale to i tak piękna przygoda.

Patrzyłeś na treningach na Tima Howarda i myślałeś „gdzie mi tam do niego” czy wręcz przeciwnie – „w sumie to nie jestem aż tak dużo gorszy”?

Na świecie jest 200-300 bardzo dobrych bramkarzy i ich poziom jest bardzo wyrównany. Widać to choćby u was w kadrze – najpierw bronił Fabian, potem Szczęsny, Boruc też wczesniej dawał radę. U najlepszych bramkarzy różnice nie są duże.

Czyli czułeś, że jesteś na zbliżonym poziomie.

Zdecydowanie tak. On bronił w kadrze USA, ja broniłem w reprezentacji Słowacji. Tim był w Manchesterze, miał zbudowaną markę… To jest Anglia – trener chce mieć trzech równorzędnych bramkarzy w kadrze i ich dostaje.  Trener wie wtedy, że jak ktoś dozna kontuzji, na jego miejsce nie wejdzie gorszy piłkarz. W Anglii zarabia się dużo, ale te chłopaki akurat zasługują na te pieniądze, bo naprawdę zasuwają. Święta nie święta – ty masz być do grania. A jeśli nie będziesz – jest następny w kolejce. Nikt się tobą nie przejmuje. Tak powinno to wyglądać.

A propos Howarda – jak objawiał się jego zespół Tourette’a?

Wszyscy oczywiście wiedzieliśmy o jego przypadłości, brał na nią specjalne lekarstwa, na które zezwolić musiała mu kontrola antydopingowa. Czasami gdy był zdenerwowany dostawał tików, było po nim to wyraźnie widać. Trzeba przyznać – niesamowity chłopak. Miałem z nim bardzo dobry kontakt. Nie jestem człowiekiem, który lubi podpierdalać i robić komuś na złość. Uważam, że to bardzo ważne dla bramkarzy. W Niecieczy też dbam o to, tak samo jak w Slovanie mieliśmy super relację z pozostałymi bramkarzami. Wiem, co to jest czekać na grę bardzo dobrze, więc ich rozumiem.

Drugi bramkarz musi być oazą cierpliwości. Tobie nigdy nie puściły nerwy?

Nie. W Anglii nikt ci nie mówi, ze jesteś pierwszy, drugi czy trzeci. Musisz walczyć o każdy dzień, jakby był ostatnim. Wiedziałem, że idę do klubu ze świetnymi piłkarzami, Everton to naprawdę dobra marka w Anglii. Nigdy jeszcze nie zleciał z Premier League i mam nadzieje, ze teraz też do tego nie dojdzie, bo ostatnio nie jest za ciekawie. Wiem, co widziałem. Dużo ludzi z różnych stanowisk myśli, że robi piłkę naprawdę dobrze, ale to tak jak ze mną – dopiero gdy zobaczyłem Anglię uświadomiłem sobie, że jestem amatorem.

To czego możemy się nauczyć od Evertonu?

Naprawdę dużo. Jak chcesz zarządzać klubem i nie widziałeś¸ jak to się robi za granicą – jesteś w błędzie. Najlepsi się uczą.

Konkrety.

Organizacja klubu jest niesamowita. Bardzo dużo ludzi pracuje w jego strukturach i każdy wie, co ma robić. Być piłkarzem w Anglii to… nie robisz praktycznie nic. Twoja praca to tylko tyle co na boisku, poza tym masz full service. Robili za mnie wszystko. Piłkarz jest najważniejszy i wiele czynników od niego zależy. W Polsce kiedyś piłkarz nie był najważniejszy. Mięliśmy w klubie człowieka, który był od organizowania nam czego tylko chcieliśmy. Chciałeś zarezerwować stolik w restauracji? Zarezerwował. Chciałeś iść do banku zabrać kasę? Poszedł z tobą i pomógł. Chciałeś bilety? Zorganizował. Przyszedłeś z treningu, zabrał ci gość buty, wyprał i wykremował, a ty zabierałeś ze sobą tylko kosmetyczkę. Piłka jest w detalach, ale na zachodzie to normalne.

Jeśli nie lubisz pochwał, Moyes wydaje się dla ciebie trenerem idealnym.

Tak, u Davida Moyesa nie było pochwał. To taki trener, który przychodzi rano o 8 i wychodzi wieczorem o 20. Wiele organizacyjnych spraw przechodziło przez niego. Prowadził Everton 11 lat, przyszedł do Manchesteru United i nie dał rady, a wszyscy go cenili i mówili, że to jeden z lepszych trenerów. To jest piłka. Moyes ma ciężki charakter. Nie za dużo gadał. W szatni wszyscy byli tacy sami, nikogo nie chwalił, bo taki miał charakter. Nie będę na niego narzekał, choć niby mógłbym, że powinien mi dać więcej szans, ale żyłem z nim w porządku. Trenerzy nie mają łatwo, rozumiem to, dlatego jeszcze nie zdecydowałem, czy chcę nim być. Trener musi być wszystkim – przychologiem, wariatem, szczęściarzem.

Za co można było zebrać zjebki?

Za brak dyscypliny na boisku. Everton za jego ery grał bardzo twardo w obronie i bardzo nie lubił tego, gdy ktoś nie wykonywał zadań na boisku. W klubie była francuskojęzyczna grupa, której trudno było zawsze zrozumieć szkocki akcent Moyesa. Fellaini zawsze chodził wkurwiony, bo nigdy go nie rozumiał i nie wiedział, co ma robić. Zresztą po czterech latach w klubie wciąż słabo mówił po angielsku. Dużo było krzyków w szatni. Mnie też zjechał nie raz. Pamiętam, że zostałem mocno zjechany po pucharze z Chelsea, gdzie dostałem bramkę. Musieliśmy zawsze dostosować się do przeciwnika. Pod każdego rywala była inna taktyka. W czwartek i piątek trener robił treningi już pod konkretnego przeciwnika.

Jakie były u Moyesa kary?

Nie grałeś w następnym meczu, po prostu. Za ciebie wchodził następny, który potrafił się bardziej dostosować. Na Słowacji czy w Polsce tak nie ma – nie masz kadry, w której jest 25 równorzędnych piłkarzy. Byli piłkarze, którzy brak dyscypliny pokazywali też poza boiskiem. Taki Royston Drenthe miał bardzo bogate życie po treningach. Świetny piłkarz, przychodził z Realu Madryt, ale chyba nie wytrzymał presji i dziś jest DJ-em. Może w sumie robi to, co lubi (śmiech). Mocno był karany u Moyesa. Miał dużo kumpli poza klubem, którzy przyjechali z nim do Anglii i to był jego duży kłopot. Czasami zdarzało się nawet, że nie przychodzi na trening. Moyes dał mu raz ostatnią szansę, ale Royston jej nie wykorzystał. Livepool to miasto, w którym każdy się zna. Nawet ja gdzie nie poszedłem to wiedzieli, że ja to Jan Musza albo Jan Muka – tak mnie nazywali. Na meczu na krzesełkach siedzieli zawsze ci sami ludzie, którzy mieli karnety na to miejsce od 30  lat. W Anglii musisz być bardzo ostrożny na paparazzi i telewizję – gdy cos się zdarzyło, od razu byłeś w gazetach.

NIECIECZA 05.08.2017 MECZ 4. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18: BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA - LEGIA WARSZAWA 1:0 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: BRUK-BET TERMALICA NIECIECZA - LEGIA WARSAW 1:0 KRZYSZTOF DOWHAN JAN MUCHA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Byłeś na baletach z Drenthe?

Byłem, muszę się przyznać. Byłem u niego w domu, miałem z nim dobry kontakt. Rzadko chodziłem na balety, ale zdarzyło się. Do 25 roku życia w ogóle nie piłem nic.

Potem przyjechałeś do Polski.

Nie, to nie był powód (śmiech). Najlepsi piłkarze piją i to jest normalne – jest czas pracy i czas na relaks. W Niecieczy też nie ma inaczej – to normalna sprawa, że po meczu pijemy piwko w autokarze. W sporcie jest dużo stresu, presja jest niesamowita, jesteśmy tylko ludźmi i jak damy z siebie wszystko to możemy się zrelaksować. Na mistrzostwach we Francji zauważyłem, że u niektórych lampkę wina pije się do obiadu i to jest normalne, zdrowe. Oczywiście w Rosji musiałeś zabierać chłopaków na mecz dwa dni wcześniej, bo jak ich nie zabrałeś to istniało ryzyko, że sobie popiją. Zwykle było tak, że jeśli mecz odbywał się w sobotę, to w czwartek już byłeś na bazie.  To jest Rosja – mentalność i kultura, których nie zrozumie nikt. Nic z tym nie zrobisz.

To człowiek musiał mieć mocną głowę, by wytrzymać tę intensywność.

Obcokrajowcy nigdy nie będą tacy jak Rosjanie – jeszcze się taki nie urodził, żeby to wytrzymał. Kilka klubów było takich, że trener musiał stać z batem nad chłopakami. Chociaż muszę przyznać, że poza futbolem najlepsze życie było właśnie w Rosji. Miałeś dużo wolnego, było dużo restauracji, dużo fajnych miejsc. Zawsze myślałem, że to kraj, którego się nie da polubić, ale jest naprawdę piękny. Liga silna, wysoki poziom, bogate kluby – nie ma na co narzekać, gdy piłkarz będzie miał okazję jechać to polecam. Problemem jest może tylko to, że w piłce pracuje tam dużo ludzi, którzy się na tym kompletnie nie znają. Myślą sobie, że są najważniejsi.

Wytłumacz nam jeszcze proszę jedną rzecz. w Ekstraklasie gra wielu kozackich słowackich bramkarzy – ty, Kelemen, Putnocky, Kuciak – a w reprezentacji znalazł się akurat Martin Polacek, który nie potrafi bronić. Ty masz układ z selekcjonerem, więc sprawa jest jasna, ale patrząc resztę… o co tu chodzi?

Też uważam, że ci bramkarze są jednymi z lepszych w Polsce. Marian ma już 38 lat, nigdy nie był w kadrze i bardzo tego żałuje, bo to zawsze było jego marzenie. Kuciak i Putnocky… Powiem tak – to są sprawy pozaboiskowe. Obaj mają z selekcjonerem sprawy z przeszłości, przez które nie są powoływani i sytuacja jest jaka jest. Trener nie jest osobą, która daje kolejne szanse. Nie jestem w to zamieszany, więc nie czuję się w obowiązku mówić o tych nieporozumieniach. W kadrze takim sposobem znalazł się Polacek, którego nie będę oceniał, bo to nie jest moja rola. Grał ostatnio przeciwko Ukrainie całą połówkę. Moja opinia jest taka, że i Matus, i Dusan są lepszymi i bardziej doświadczonymi bramkarzami. Ale generalnie słowaccy bramkarze podnoszą poziom tej ligi i nie da się z tym dyskutować.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Cały na biało

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

38 komentarzy

Loading...