Reklama

Trenerze, czemu nie biegamy pod górkę? A widzieliście kiedyś boisko pod górkę?

redakcja

Autor:redakcja

18 listopada 2017, 08:37 • 5 min czytania 11 komentarzy

Od czasu do czasu w ramach kartki z kalendarza przypominamy stare felietony Pawła Zarzecznego. Stare, ale jare! I wiecie co? Raczej szybko nie przestaniemy, bo materiału nam nie zabraknie. Dziś cofamy się do początków pracy Adama Nawałki z kadrą. Zapraszamy! 

Trenerze, czemu nie biegamy pod górkę? A widzieliście kiedyś boisko pod górkę?

***

Jak każdy z was, nie lubię poniedziałku, ale ja akurat nie lubię żadnego z dni tygodnia. Nie, nie dlatego że trzeba pracować, można się przyzwyczaić. Raczej tego, że trzeba katować się piłką nożną. A dobry mecz gramy raz na cztery lata, albo i raz na całe życie. Wszystko dlatego, że każdy wyobraża sobie jakąś drużynę. W dzieciństwie to oczywiście ze sobą w składzie, w ataku. A tu zamiast ze Sobą, to dostaje ekipę z Sobotą.

No, musi to powodować frustrację. Podobnie jak teraz, śledzenie przygotowań naszych futbolistów. Podobno grają słabiutko, bo mają mało czasu na wspólna pracę i treningi. Tak? No faktycznie. Jak na te pięć dni, to dwa dni wolnego, jeden na roztrenowanie, a dwa pozostałe na budowanie atmosfery, czyli żeby się zintegrowali ludzie, którzy znają się od kadr juniorskich i woleliby się zdezintegrować, zamiast na okrągło wymieniać się dupkami i telefonami. Trener (a właściwie selekcjoner Górnika Zabrze) Nawałka postawił na budowanie atmosfery. Szalenie oryginalne! To jak harcerzykom zrobić biwak i pieczenie kiełbaski z drużynowym, pierwsze piwo. Na przykład wspinaczka po ścianie, gdy naszym niezbędne jest raczej na pewno bieganie! Ale też bieganie mądre. Jak to cytował kiedyś Iwan swego trenera:

– U mnie będzie po nowemu. Nie będzie biegania pod górkę!
– A to czemu, czemu? – dopytują się niby zasmuceni piłkarze, na co opiekun odpowiada:
– A widzieliście kiedyś boisko pod górkę?

Reklama

No więc w futbolu nie ma wspinaczki, ale Adam mógł wtedy na lekcjach być nieobecny.

I jego kolejny pomysł – trening strzelecki. Dobry, ale przecież na boisku, chłopaku, a nie z karabinkiem pneumatycznym, z którego trafi nawet niedowidzący, czyli ja na przykład. Nasi powinni strzelać piłeczką! Do znudzenia. Bo nawet małpa w cyrku nauczy się jazdy na rowerze, na linie rozpiętej dziesięć metrów nad areną, na jednym kółku, i jednocześnie grać na skrzypcach. Choć oczywiście i wtedy znaleźć może się jakiś krytyk tej małpy: Paganini to to nie jest!

* * *

No więc Adam Nawałka zaczął od budowania atmosfery, choć atmosfery to potrzebne są w oponach głównie. A w drużynie ganianie za piłką. A ze wspólnych zajęć – ciekawe jakie wy byście wymyślili – no to takie bardziej futbolowo tradycyjne. Zrywka do knajpy, wyjazd na dziewuchy, słuchanie muzyki, i wymiana adresów do znajomych lekarzy, cokolwiek to znaczy. Nie, żebym był na nie, ale zawodnicy w sumie przyzwoici grają nieprzyzwoicie i musi być tego jakaś przyczyna. Że nie są sobą, i ze sobą, ale są Sobotą. I wypłaszają ludzi ze stadionów. Tak jakby intuicyjnie przeczuwali, że i tak nie mamy dokąd pójść, to pójdziemy na polskie kino. Jak jutro. I będziemy udawać bardzo zdziwionych, że Sobota wygląda jak Hamsik, jeśli chodzi o staromodność fryzury, ale gra zupełnie inaczej. Jakby odwrotnie, czyli w druga stronę.

* * *

Tak się uczepiłem tego Soboty, bo przecież nie Lewandowskiego. Powiem szczerze, jestem pełen podziwu dla tego chłopca, że chce mu się grać w tak słabej drużynie. Że jego każdy bieg do piłki jest bez sensu, bo zamiast trzech do pomocy, swoich, ma trzech do ogrania. Tyle na ten temat.

Reklama

Oczywiście łatwo wygwizdać tego, kito się najbardziej wyróżnia, na tej zasadzie hanysy gwizdały na Deynę, a ja na Lubańskiego i Bońka. Cóż, na hejterów też trzeba sobie zasłużyć!

* * *

Ale i na nielicznych zwolenników. Akurat Przemek Rudzki podarował mi swój literacki debiut, pod tytułem skradzionym z Dostojewskiego „Gracz”. O treści pisać nie będę ani oceniał, zresztą debiut, mocno literacki, ale PR zachwycił mnie dedykacją: „Dla Pawła, bez którego to wszystko nigdy by się nie zaczęło. Dzięki”. No więc każdy z nas w życiu musi spotkać kogoś, od którego nauczy się rzeczy dobrych, jak i zaobserwuje czego unikać. By nie popełniać błędów, popełnionych przez kogoś innego. Dotyczy to mniej dziennikarzy (bo trudno znaleźć dobry wzór), ale zawsze piłkarzy. No i teraz pytanie – kto i czego nauczy Lewandowskiego? To jak z trenerami w kobiecym tenisie. Jak wiadomo są coraz przystojniejsi (cytuję Agassiego), ale nie ma to związku z tenisem, raczej z penisem.

Hm, pofolgowałem nieco, to teraz wracam na właściwe tory. Mój pomysł na kadrę jest niezmienny – wszyscy grają na Lewego, ale z przodu, nie z tyłu na Boga! Straćmy dwa gole, ale strzelmy cztery! Tak dziś rozwija się futbol! Nasz środek, trzech ludzi, w ogóle nie podchodzi przed szesnastkę, ani swoją, co widać po akcjach rywali, ani pod cudzą, co widać po akcjach naszych. Cały cud piłki hiszpańskiej polega na tym, iż ludzie potrafią grać na małej przestrzeni przed polem karnym, a czasem w nim, odruchowo, intuicyjnie, szybko, na jeden kontakt, poprzecznie, prostopadle, ukośnie – obojętne, byle szybko i blisko bramki przeciwnej. A wtedy gole są kwestią czasu jedynie, bo już nie przypadku.

Widziałem nawet jeden taki trening w Grodzisku, albo trenindżek raczej, bo taki paronastominutowy. Tyle że to dziadek był, czyli bardziej na stojąco, a tu trzeba wszystko robić w ruchu. Jakby człowiek uciekał przed psem, konduktorem, przed zagrożeniem, zmykał! Błyskawicznie! Dlatego kto nie biega, do tego sportu się nie nadaje, jak pechowiec ślamazarny i mało spostrzegawczy do jazdy na gapę.

Takiego to zgarnie nawet dzielnicowy.

* * *

Brakowało mi w kadrze Glika, bo on nawet najsłabszy jest lepszym zawodnikiem, niż nietrafiający całe życie w piłkę Jędrzejczyk (przeciw komu bardziej byście się bali grać?). Ponoć dlatego, iż Glik wyprosił z szatni prezesa Bońka, mówiąc, że to miejsce dla piłkarzy. Ha, potraktujmy to jako lekcję wychowawczą – bo prezes ma prawo, musi mieć, wchodzić tam gdzie ma ochotę i kiedy, to też jego rola. A secundo – szatnia faktycznie jest dla piłkarzy, ale najpierw to muszą być w niej piłkarze!

* * *

Zdarzyło mi się być na urodzinach „Faktu”, a tam dawno niewidziany były sponsor Korony Krzyś Klicki, kolporter gazet zresztą. I tak gaworzymy o piłce nieistniejącej, no i on chciał się czymś pochwalić, bo przecież nie Wdowczykiem. I mówi: – Wiesz, byłem ostatnio u nas w Kielcach Tomek Smokowski z Canalu Plus, z tenisową rakietą, i zaproponował grę. Ja, lat prawie sześćdziesiąt, ale się zgodziłem. I wiesz Paweł jaki wynik był? 6:0, 6:0. Dla mnie. Uśmiechnąłem się tylko, bo to potwierdza, iż więcej, my eksperci, my krytycy, my dziennikarze, my kibice, otóż więcej wymagamy od innych, niż wymagamy od samych siebie.

Pomyślcie, czy nie dotyczy to każdego z was, no i rzecz jasna, obowiązkowo – mnie.

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
6
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...