Reklama

Bereszyński największym zwycięzcą ostatnich zgrupowań

redakcja

Autor:redakcja

11 listopada 2017, 15:29 • 5 min czytania 17 komentarzy

Wizualizuję sobie mundial, moje miejsce w reprezentacji. Wiem, że cały czas trzeba walczyć o pozycję w zespole, ale układam wszystko tak, jakbym tam jechał. Wyobrażam sobie, jak będzie, z kim możemy zagrać w grupie. Chciałbym trafić na Rosję, na trenera Czerczesowa, który prowadził mnie w Legii. Wygrać z nimi, coś udowodnić. Patrzyłem, gdzie możemy mieszkać, sprawdziłem odległości. Wszędzie jest daleko, a ja boję się latać samolotem – powiedział niedawno Bartosz Bereszyński w rozmowie z Przeglądem Sportowym. Co tu dużo mówić, całkiem słuszna analiza, bo wyjazd do Rosji w przypadku Bereszyńskiego wydaje się całkiem logiczny. Żaden inny reprezentant – zwłaszcza w ostatnich spotkaniach – nie wykonał tak wielkiego kroku w stronę mundialu jak obrońca Sampdorii.

Bereszyński największym zwycięzcą ostatnich zgrupowań

Bereszyński debiutował w reprezentacji kilka lat temu, gdy selekcjonerem był Waldemar Fornalik. Tak więc w zasadzie w czasach prehistorycznych, które nijak się mają do dzisiejszych. Graliśmy wtedy towarzysko z Liechtenstein: w ramach pożegnania symboliczne 35 minut rozegrał Jerzy Dudek, na boisko wybiegli Marcin Komorowski, Adam Matuszczyk czy Ariel Borysiuk, a na ławce rezerwowych siedział Eugen Polanski i Sebastian Boenisch. Wszystko to pokazuje, jak dawno to było… Pół roku później Bereszyński został powołany, już przez Nawałkę, na styczniowe granie o pietruszkę z Norwegią i Mołdawią. Z tymi pierwszymi rozegrał 70 minut na prawej obronie i to musiało wystarczyć mu na blisko kolejne trzy lata. Dopiero rok temu Adam Nawałka po raz kolejny odwrócił się w jego stronę, gdy ten zanotował kilka dobrych występów w Lidze Mistrzów. W nagrodę przyszło powołanie na listopadowe zgrupowanie w 2016 roku. Co prawda w meczu o punkty z Rumunią Bereszyński siedział na ławce rezerwowych, ale trzy dni później zagrał na prawej obronie w towarzyskim spotkaniu ze Słowenią. Rzecz jasna stało się tak dlatego, gdyż Łukasz Piszczek wraz z Kamilem Glikiem i Robertem Lewandowski zostali z tego meczu zwolnieni. Była to więc idealna szansa, aby chłopaka przetestować.

Wydaje się, że Bereszyński zrobił w tamtym czasie pierwszy krok w stronę mundialu. Co prawda mały, ale jednak bardzo ważny, bo w kolejnych meczach o punkty z Czarnogórą i Rumunią siedział na ławce rezerwowych, co oznaczało progres w jego przypadku, jeśli chodzi o reprezentację. Zimą 25-latek zaryzykował i zmienił klub na Sampdorię, w której początkowo nie grał. Kolejne powołanie przyszło, ale gdy w meczu z Danią problemy miał Łukasz Piszczek, Bereszyński na boisku jednak się nie pojawił, gdyż selekcjoner zdecydował, iż ten bez gry w klubie reprezentacji nie pomoże. Ostatecznie oglądał wrześniowe mecze z wysokości trybun.

To zgrupowanie reprezentacji było dla mnie najtrudniejszym momentem. W klubie nie grałem, w meczach z Danią i Kazachstanem usiadłem na trybunach. Łukasz Piszczek doznał kontuzji, a mnie nie było nawet na ławce. Mocno mnie to zmotywowało. Oczyściłem głowę, wróciłem do klubu i wskoczyłem do składu – mówił na łamach Przeglądu Sportowego.

Po powrocie do Włoch Bereszyński faktycznie z czasem wskoczył do pierwszego składu Sampdorii, a co za tym idzie nazbierał całkiem pokaźna liczbę minut.

Reklama

Torino – 45 minut

Hellas Verona – 90 minut

AC Milan – 90 minut

Udinese Calcio – 90 minut

Oczywiście nie umknęło to Nawałce, który postawił na Bereszyńskiego w dwóch ostatnich spotkaniach o punkty. Na dodatek Bartek musiał grać na lewej stronie obrony, co mogło wydawać się dość ryzykowne, jeśli weźmiemy pod uwagę ciężar gatunkowy meczów z Armenią i Czarnogórą. Okazało się jednak, że był to doskonały wybór, bo były zawodnik Legii zagrał w obu spotkaniach bardzo pewnie (u nas zgarnął szóstkę za Armenię i siódemkę za Czarnogórę), a o panice w jego grze nie było mowy. Potwierdził więc, że miejsca w składzie Sampdorii nie dostał za ładny uśmiech.

– Październikowe mecze z Armenią i Czarnogórą były dla mnie weryfikacją. Jeżeli nie zdałbym tego egzaminu, trener szybko by mi nie zaufał. To były dla nas bardzo ważne spotkania, dostałem szansę na lewej obronie i myślę, że ten test zdałem. Selekcjoner wie, że w ważnych spotkaniach może na mnie liczyć. Mam nadzieję, że moja pozycja w kadrze będzie coraz silniejsza, ale też muszę znać swoje miejsce w szeregu. Wiem, że niekwestionowanym numerem jeden na prawej obronie jest Łukasz Piszczek, który jest jednym z najlepszych zawodników na tej pozycji w Europie. Trzeba mieć jednak kogoś, kto go zastąpi, choć najbardziej chciałbym grać razem z nim: on na prawej, ja na lewej obronie – kontynuował Bereszyński w rozmowie z PS.

Reklama

Wczoraj Bereszyński już nie musiał niczego udowadniać, a wystarczyło potwierdzić, iż październikowe mecze nie były jedynie nielogicznym wybrykiem.

Obok Glika najlepszy piłkarz meczu. Jeśli ktokolwiek zastanawiał się w jaki sposób Bereś wypracował sobie w Sampie mocną pozycję, dzisiaj miał doskonały materiał dowodowy. Bereszyński to nie jest Cafu ani Maicon, który w ataku będzie wyglądał lepiej niż skrzydłowy, a w pole karne wpadnie z raboną lub bajecznym dryblingiem. Ale to jest taki koń do pracy, że żal nam wszystkich Urugwajczyków, którzy dzisiaj grali po stronie Bartka. W obronie, poza jednym zbyt luźnym kryciem na początku meczu, nikt przeciwko niemu nie zrobił sztycha. W ataku czasem bywał zatrzymywany, to wślizgiem, to podwojeniem, to po prostu gorszą decyzją. Ale za minutę znowu się podłączał i znowu rywal musiał się męczyć. Bereszyński cały czas był wsparciem dla graczy ofensywnych, ani przez chwilę nie zapominając, że trzeba pilnować tyłów. Jego dogranie do Grosickiego z 82 minuty mogło zakończyć się bramką – dzięki temu zgarnął u nas kolejną siódemkę.

Bez wątpienia jest zawodnikiem, który w trakcie ostatnich zgrupowań zyskał najwięcej. Właściwie to wystarczyły zaledwie trzy spotkania, aby niemal przyklepać sobie wyjazd do Rosji. A kto wie, czy Bartek w trakcie mundialu nie będzie podstawowym zawodnikiem. W końcu opcja z Piszczkiem na jednej stronie, a Bereszyńskim na drugiej wypada naprawdę przyzwoicie. Oczywiście, żeby tak się stało, musi grać w klubie do końca sezonu, ponieważ jest typowym zawodnikiem, który buduje formę poprzez grę. Coś w stylu Krychowiaka, który musi swoje wybiegać, aby być w doskonałej wyglądać fizycznie.

 Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

17 komentarzy

Loading...