Reklama

Czuliśmy się w Wiśle jak w restauracji. W menu piłkarze Ekstraklasy a my prosimy – to, to i to

redakcja

Autor:redakcja

10 listopada 2017, 00:02 • 17 min czytania 41 komentarzy

Manuel Junco, od 2016 roku dyrektor sportowy Wisły Kraków, przy Reymonta pracował już między 2005 a 2010 rokiem jako skaut, dzieląc tę funkcję z pracą skauta Liverpoolu. Porozmawialiśmy sobie o raportowaniu o Skrtelu czy Ivanoviciu, ale znacznie więcej było do omówienia spraw bieżących. Co z Carlitosem i jak ciężko będzie go w Krakowie zatrzymać? Kiedy akademia zacznie dostarczać Wiśle piłkarzy? Czy opieranie klubu na obcokrajowcach to długofalowa wizja? Jak przekonać Hiszpanów do przyjścia do Polski? Dlaczego nie każdy zawodnik z poziomu Primera Division dałby sobie radę w Ekstraklasie? O tym wszystkim w rozmowie z Manuelem Junco – człowiekiem, który odpowiada za aktualną politykę transferową Wisły.  

Czuliśmy się w Wiśle jak w restauracji. W menu piłkarze Ekstraklasy a my prosimy – to, to i to

Zapewniliście sobie opcję przedłużenia kontraktu z Carlitosem o rok, jeśli tylko zwiększycie jego zarobki o 20 procent. Teoretycznie należałoby przyklasnąć i pogratulować, ale… czy w dzisiejszym futbolu taki zapis ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie?

Piłkarz nigdy nie zostanie w jakimś klubie, jeśli tego nie chce i nieważne czy ma pięcioletni kontrakt czy pozostał mu rok umowy do wypełnienia. Prosta zasada: jeśli chce – odchodzi. Kompromis muszą znaleźć wówczas trzy podmioty: klub sprzedający, klub kupujący i piłkarz. Bez chęci piłkarza nie jesteś w stanie zrobić żadnego ruchu. Neymar w Barcelonie poczuł, że chce odejść, więc odszedł. Rynek jest zawsze sztuką kompromisów. Zgadzam się, że to utrudnia pracę dyrektorom sportowym. Gdy kiedyś piłkarz zaczynał karierę w danym klubie, zwykle ją w tym klubie kontynuował pięć-sześć lat, a czasami zostawał nawet do końca kariery. Teraz wszystko nabrało większej dynamiki. Nie jest już absolutnie regułą, by piłkarz pozostawał na tak długi czas w jednym miejscu.

Czuje pan, że Carlitosa może być trudno zatrzymać?

Carlitos jest w Krakowie bardzo, bardzo szczęśliwy. Czuje się tutaj doceniony i jest już naprawdę związany z klubem i kibicami. Nie jesteśmy zdesperowani, by go sprzedawać. Powiem więcej: nie szukamy nawet takich możliwości, by go sprzedać. Zarówno piłkarz jak i klub jesteśmy szczęśliwi, więc nie widzę powodów, dla których mielibyśmy się rozstawać. Chcemy pozostać konkurencyjni, z drugiej strony nigdy nie wiesz, jaki będzie rynek i czy jeśli odrzucimy szaloną ofertę za piłkarza, to ten będzie zadowolony. To spekulacje. Naprawdę ciężko mówić o tym w tym momencie.

Reklama

Ściągając Carlitosa wiedział pan, że ściąga przyszłą gwiazdę ligi?

Gdy bierzesz piłkarza z zagranicznego klubu nigdy nie masz gwarancji, choćby dlatego, że polska liga zupełnie różni się od lig hiszpańskich. Piłkarz musi zaadaptować się do jej fizyczności, tempa, innej charakterystyki poszczególnych piłkarzy. Jeśli piłkarz ma dobrze grać w piłkę, musi też ułożyć sobie tutaj życie prywatne. Zwykle przyjeżdża z żoną czy rodziną i nie może być tak, że oni będą nieszczęśliwi, a nie jesteś w stanie przewidzieć, czy żonie spodoba się miasto. To zawsze jest ryzyko, lecz w przypadku Carlitosa wszystko zagrało.

Jak go znaleźliśmy? Ze względu na ceny piłkarzy szukaliśmy na poziomie Segunda B, choć niewielu zawodników z tego poziomu mogłoby grać w Ekstraklasie. Villareal B miał dwóch napastników – Carlitosa i Carlosa Martineza – którzy wydali nam się interesujący. Sprawdzaliśmy ich obu. Drugi z nich finalnie odszedł do Japonii. By mieć pewność, spytaliśmy u wielu źródeł o osobowość Carlitosa. Wypytywaliśmy głównie skautów, którzy pracują dla innych klubów, ale znają rynek i oglądali tego piłkarza każdego weekendu. Mimo że Carlitos grał w dużo gorszej lidze niż Ekstraklasa, miał na wysokim poziomie cechy piłkarskie jak zachowanie z piłką przy nodze, poruszanie się czy łatwość strzelania goli. Dla napastnika to ważne, by mieć naturalną zdolność do zdobywania goli, ale największą trudnością dla każdego z nich jest kreowanie bramek z niczego. Każdy napastnik ma z tym problem. Jeśli to potrafi – a Carlitos potrafi – to znaczy, że został obdarzony bardzo rzadką cechą. Zaobserwowaliśmy, że w Villareal B Carlitos ją prezentował.

Dlaczego w takim razie w Hiszpanii Carlitos nie zrobił kariery? Aż nie do wiary, że był tam tylko jednym z wielu.

Zaczynał budzić zainteresowanie poważniejszych klubów w Hiszpanii. Był już dogadany z Mallorcą z Segunda Division, co byłoby dla niego kolejnym poważnym krokiem w kraju. Nawet podpisali już kontrakt. Znalazł się w nim jednak zapis mówiący o tym, że do finalizacji transferu Mallorca musi utrzymać się w lidze. Mallorca spadła, więc Carlitos stał się wolnym zawodnikiem. Śledziliśmy ostatnie mecze Mallorki ze szczególną uwagą – nie mam nic przeciwko temu klubowi, ale nie ma co ukrywać, że z tego spadku z ligi się ucieszyłem (śmiech). Jeśli Mallorca zostałaby w lidze, Carlitos byłby dziś w Segunda Division.

Pewnie nawet nie chce pan sobie wyobrażać, co byłoby, gdyby tego transferu nie udało się dopiąć. Dziś Carlitos ma 11 bramek i 3 asysty, daje to udział przy 74% bramek drużyny. W Hiszpanii powiedzielibyście Carlitosodependencia.

Reklama

Każdy klub ma kluczowych piłkarzy. Taki sam zarzut może paść w kierunku Górnika – co byłoby, gdyby nie Angulo? Gdzie byłaby Lechia bez Kuciaka, który regularnie ratuje jej punkty? W każdym klubie są piłkarze, który wznoszą go na wyższy poziom. Jeśli nie masz takich piłkarzy, inni piłkarze automatycznie muszą przejąć tę rolę. Każdy zespół jest mniej lub bardziej zależny od jednego piłkarza, ale to nie jest tak, że jeden piłkarz pracuje na wynik. Cały zespół się na to składa.

2017.09.11 KRAKOW LOTTO KESTRAKLASA PILKA NOZNA SPORT WISLA KRAKOW KONFERENCJA PRASOWA PREZENTACJA NOWY PILKARZ ZAWODNIK NZ JESUS IMAZ MANUEL JUNCO FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Jakich argumentów używa pan, by przekonać Hiszpanów do Wisły? Co jest magnesem?

Nie tylko Hiszpanów, pozyskujemy też zawodników z Chorwacji czy innych miejsc. Pierwszy argument to historia klubu. Każdy, absolutnie każdy kojarzy historię Wisły Kraków z czasów, gdy ta grała w europejskich pucharach i mierzyły się z nią najlepsze hiszpańskie drużyny. Nasz klub ze sportowego punktu widzenia ma dobre referencje w Europie. Drugi – przekonujemy ich filmikami z dopingiem kibiców. Uważają, że to niesamowite i są autentycznie oczarowani. Trzeci argument – miasto. Kraków to piękne, świetne, atrakcyjne miejsce do życia. Dla Hiszpanów nie bez znaczenia jest też oczywiście to, że zespół trenerski pochodzi z Hiszpanii. Czują, że dzięki temu adaptacja w nowym kraju przebiegnie łatwiej. Sztab trenerski musi też tych piłkarzy zaakceptować – na końcu to trener musi przecież na nich postawić.

Jak wygląda wyszukiwanie piłkarzy w Hiszpanii? Jeden z polskich menedżerów powiedział mi, że nie ma nic prostszego niż ściąganie Hiszpanów – każdy z poziomu trzeciej ligi jest równie dobry, co reszta ligowców, a pewnie nawet i lepszy. Nawet gdy jest wzięty z plaży.

Całkowicie się z tym nie zgadzam. Nie ma nic trudniejszego niż przewidzenie czy piłkarz z niższej ligi będzie w stanie rozwijać się i dobrze grać w wyższej lidze. Najpierw robimy plan, których piłkarzy będziemy musieli pożegnać i na których pozycjach będziemy potrzebować wzmocnień. Potem obserwujemy. Koncentrujemy się na piłkarzach, którzy nie mają kontraktu. Potem ich sprawdzamy na wideo, sprawdzamy, sprawdzamy… Jeśli oceniamy, że piłkarz jest wystarczająco dobry – oglądamy go na żywo. Jeśli wciąż jest wystarczająco dobry, zaczynamy negocjować warunki. Nie wszystkich jednak da się obejrzeć live. Czasami trwała przerwa w rozgrywkach, a my nie mieliśmy czasu. To idealne obejrzeć wszystkich, ale to czasami niemożliwe. Odnosząc się do wspomnianej opinii – powtarzam, że nie mogę się z nią zgodzić. Niewielu z tych piłkarzy mogłoby grać w Polsce. Nawet na poziomie Primera Division są zawodnicy, którzy w Ekstraklasie by sobie nie poradzili. Styl lig jest kompletnie inny. W Hiszpanii jest inaczej niż w Anglii, w Anglii inaczej niż w Niemczech, w Niemczech inaczej niż we Francji – to normalne. Piłkarze tutaj są dobrzy technicznie, ale uwielbiają fizyczną grę, pojedynki w zwarciu. Hiszpanie idący do Niemiec, Anglii czy Polski muszą się uczyć właśnie gry w kontakcie. W Hiszpanii kultura gry jest inna: tam najważniejsza jest piłka. Piłka porusza się szybciej niż piłkarze. W innych ligach proporcje są inne.

Wisła nie ukrywa, że ściąga obcokrajowców nie dlatego, że ma takie widzimisię, ale są po prostu tańsi.

Rynek mówi ci, co możesz zrobić. Pierwszą opcją dla nas zawsze są piłkarze z Polski, ale w tamtym momencie ściąganie ich było niemożliwe, bo trzeba wydać na nich big money. Musieliśmy  korzystać z drugich czy trzecich opcji, na które nas zwyczajnie było stać. Póki co ekonomicznie wychodzimy na tym lepiej, ale jestem pewien, że ten trend zostanie zmieniony w krótkim czasie i będziemy podpisywać więcej piłkarzy z Polski. To nie jest generalna zasada, że piłkarze zza granicy są tańsi, bo często też obcokrajowiec jest dla nas zbyt drogi. Gdy mówią, że chcą tyle i tyle, mówimy: nie, to nie jest moment, w którym możemy tyle wydać. Na koniec dnia musisz popatrzeć na swój budżet i odmówić piłkarzom, którzy są wystarczająco dobrzy, ale zbyt drodzy. Czasami musisz poszukać dobrego stosunku jakości do ceny. Złota zasada rynku jest taka: piłkarz, który nie podniesie twojej jakości i nie będzie grał, jest zawsze zbyt drogi. Jeśli będzie grał regularnie – zawsze jest tani.

Budowanie Wisły na obcokrajowcach to okres przejściowy czy obecny sezon wyrobił w was przekonanie, że zagraniczni piłkarze potrafią dać wysoką jakość za niską cenę i że to się zwyczajnie będzie dalej opłacało?

Nie, nie, nie. Jak powiedziałem – każde okienko transferowe jest inne, w przyszłości będziemy ściągać większą liczbę polskich piłkarzy. Nie mamy w akademii wystarczająco dobrych zawodników w kontekście pierwszego zespołu z roczników 96, 97, 98, więc jesteśmy zmuszeni takich graczy pozyskać za gotówkę. Akademia pracuje na to, by młodsze roczniki były gotowe produkować piłkarzy dla dorosłej drużyny w krótkiej przyszłości.

2017.06.28 MYSLENICE SPARING PILKA NOZNA SPORT FUTBOL WISLA KRAKOW - RAKOW CZESTOCHOWA NZ MANUEL JUNCO FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Jakie błędy zostały popełnione, że akademia nie dostarcza piłkarzy do pierwszego zespołu?

To chyba nie powinno być pytanie do mnie. Jestem tu od niedawna, mogę powiedzieć tylko tyle, że w ostatnich latach niewielu piłkarzy przedostało się do pierwszej drużyny i musimy to robić lepiej.

To może spytam inaczej: co zmieniło się w funkcjonowaniu akademii od momentu pana przyjścia?

Pierwszym problemem było to, że zespół U-19 nie był połączony z resztą akademii. Formalnie należał do Wisła SA, a reszta akademii do TS Wisła. W praktyce oznaczało to, że nie byliśmy uprawnieni do przenoszenia piłkarzy z jednego rocznika do drugiego. Jeśli jakiś piłkarz zaczął ligę w U-17, nie mógł w trakcie trwania sezonu zostać przeniesiony w ramach nagrody do U-19. Musisz mieć elastyczność w rotowaniu piłkarzami pomiędzy rocznikami i drużynami, piłkarze szybko się rozwijają i ważne jest szybkie reagowanie. Mianowaliśmy Macieja Musiała koordynatorem ds. szkolenia w naszej akademii. Chcemy, by wszyscy trenerzy stali po tej samej stronie i dostarczali te same standardy. Wcześniej nie działali w sposób jednolity. Nowy koordynator musiał przystosować trenerów do tego, by mówili tym samym głosem, by treningi były tożsame.

Wiśle nie przeszkodzi likwidacja drużyny rezerw? To pole, gdzie młody piłkarz zawsze się ogrywał.

Likwidacja rezerw to trend, nie jesteśmy w Polsce wyjątkiem, ostatnio przecież choćby Jagiellonia też zrezygnowała z drużyny rezerw. W innych krajach pionierzy jak RB Lipsk zrobili to samo. Istnieją dwa różne sposoby myślenia względem utalentowanych piłkarzy, którzy jeszcze nie łapią sie do dorosłego zespołu. Pierwsza – dać im grać w drużynie rezerw. Jeśli twoje rezerwy są w pierwszej lidze – fantastycznie, poziom pierwszej ligi jest bardzo wysoki, to ma sens. Ale raczej nie są. Jeśli jesteś w trzeciej czy czwartej lidze, poziom jest zwyczajnie niski. Drugi sposób – wypożyczanie ich. Zastanawiasz się, co jest lepsze dla piłkarza: dać go na wypożyczenie do pierwszej ligi czy trzymać w trzeciej lidze w drużynie rezerw? Widzisz piłkarzy jak Gumny czy Bednarek – najbardziej utalentowanych piłkarzy w Lechu – którzy nie idą do drużyny rezerw, a na wypożyczenie do pierwszej ligi czy nawet Ekstraklasy. To jest dobra droga. Wtedy jesteś pewny, że ci najlepsi mają odpowiednią drogę rozwoju i wysoki standard treningu.

Rozumiem, że teraz podążycie tą drogą.

Tak. Najlepsi piłkarze, którzy nie mają prawdziwej szansy na odegranie roli w pierwszym zespole będą wypożyczani. Jeśli to możliwe, będziemy oddawać ich do pierwszej czy drugiej ligi i przywracać do siebie. Będziemy w tym przypadku działać tak, jak Lech czy Legia.

Myślicie może o klubie filialnym? Można byłoby w nim regularnie umieszczać kilku piłkarzy w jednym miejscu, przez co łatwiejsze byłoby ich obserwowanie. Idealnym wyborem wydaje się będąca tuż nieopodal Puszcza Niepołomice.

Gdy wypożyczasz piłkarza najważniejsze jest zminimalizowanie ryzyka tego, że dany piłkarz może wylądować na ławce. Jasne, nigdy nie masz takiej gwarancji, zawsze ostateczna decyzja należy do danego trenera i tego nie możesz kontrolować. Nie możemy być dyktatorami dla trenerów innych drużyn. Musisz spróbować zrozumieć jak dany klub funkcjonuje i czy twój piłkarz ma realną szansę na pierwszą jedenastkę. Dla młodego piłkarza kluczowa jest gra, gra, gra. Tylko tak się może rozwijać. Jeśli młody piłkarz będzie grał – będzie dla nas w przyszłości opcją w kontekście pierwszego zespołu.

Czy wyciągnął pan wnioski z ostatnich lat wprowadzania młodych piłkarzy do pierwszej drużyny? Do Wisły na dobre przylgnęła już słuszna łatka klubu, w którym młodzi nie mają lekko. Z rocznika, który wygrał mistrzostwo Polski juniorów starszych pokonując w finale Cracovię 10:0, poza Jakubem Bartoszem nie ma obecnie w Wiśle nikogo.

W swoim gabinecie mam plakat z drużyną, która wygrała ten finał, by przypominał mi o straconym potencjale i o tym, jaki jest tak naprawdę cel młodego zespołu: wygrać mistrzostwo czy rozwinąć piłkarzy i dostarczyć ich do pierwszej drużyny? Ten plakat to przypomnienie, że produkujemy piłkarzy dla pierwszej drużyny i to jest najważniejsze. Nie żadne mistrzostwa. Jeśli jesteś w stanie promować piłkarzy do pierwszego zespołu, twoja akademia pracuje fantastycznie.

Jeden z piłkarzy z tamtej ekipy wypożyczony do Chrobrego Głogów zwierzał się, że nikt z klubu go nigdy nie oglądał. Wypożyczanie to jedno, kluczowe jest monitorowanie.

Tak, tak, powinni być monitorowani. Po to ich wypożyczasz, by kontrolować ich osiągnięcia. Mamy wiele zespołów w okolicy jak wspomniana Puszcza czy różne drużyny ze Śląska – to dla nas możliwości, by ich oddawać i nie musieć jechać na drugi koniec kraju. Już monitorujemy zawodników.

Kiedy możemy się spodziewać, że akademia zacznie dostarczać piłkarzy do pierwszego zespołu?

Pracujemy teraz bardzo intensywnie nad tym, by roczniki 2000, 2001, 2002 odgrywały w Wiśle już jakąś rolę. Wszystko zależy od piłkarzy. Myślę, że to kwestia 2-3 lat.

2017.06.24 WOJNICZ SPARING PILKA NOZNA SPORT FUTBOL OLIMPIA WOJNICZ WISLA KRAKOW NZ KIKO RAMIREZ TRENER WISLA MANUEL JUNCO FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Czym przekonał pana do siebie Kiko Ramirez? Jego ściągnięcie to pokerowa zagrywka. Zatrudniając trenera z czwartego poziomu rozgrywkowego musiał pan mieć świadomość, że gdyby to nie wypaliło, spotkałby się pan z ogromną krytyką.

Kiko Ramirez pracował w Hiszpanii na każdym poziomie, także w Primiera Division, gdzie był członkiem sztabu szkoleniowego w Gimnastic Tarragona. Ma naprawdę duże doświadczenie z różnymi szatniami, sytuacjami. Analizowaliśmy, jak grają drużyny, które Kiko trenował. Rozgrywał mecze choćby w Copa del Rey przeciwko Atletico Madryt – tym, które dochodziło wówczas do finału LM. Mimo że miał o wiele gorszych piłkarzy, potrafił dorównać taktycznie i rywalizować z takim klubem. Mieliśmy świadomość, że jego drużyny wiedzą, co robią. Rozpytywałem wielu ludzi w Hiszpanii – spośród trenerów, którzy grali przeciwko niemu, każdy potwierdzał, że drużyny prowadzone przez Ramireza były bardzo dobrze przygotowane. Rozpytywałem też u piłkarzy, którzy z nim pracowali – bardzo ciekawe było to, że każdy – każdy! – piłkarz grający u niego mówił, że gdyby mógł pójść do jego drużyny, nie zastanawiałby się ani chwili. Nawet Carlitos powiedział mi, że to najlepszy trener, jakiego miał w karierze. Cały ten zestaw informacji, jaki zdobyłem, był kluczowy przy podjęciu decyzji.

Zdawał pan sobie sprawę, jak bardzo ryzykowna to decyzja?

Proszę zobaczyć, jaka jest piłka. Pogoń Szczecin bierze trenera topowego. Pracowałem z Maciejem Skorżą i mogę mówić o nim tylko dobre rzeczy. Teoretycznie to ruch z minimalnym ryzykiem – a jednak już stracił pracę. W mojej opinii musisz zawsze patrzeć szeroko, analizować i podejmować decyzje zgodnie z twoim sposobem myślenia.

Patrzę na to, że trener z czwartej ligi hiszpańskiej daje sobie tutaj radę, patrzę na to, że piłkarz z trzeciej ligi jest tutaj gwiazdą i myślę sobie, jaka ta liga w skali europejskiej jest słaba. Pan ma podobne myśli?

Nie, nie, nie zgadzam się z tym. W trzech ligach hiszpańskich pracuje 122 trenerów, ale nie każdy by tu sobie poradził, nawet ci z Primera Division, hiszpański trener to nie jest złoty środek. Ta liga jest bardzo skomplikowana. Jest bardzo trudno zrobić dobre przeniesienie piłkarza z jakiejkolwiek ligi do Ekstraklasy. Jeśli to byłoby proste, każdy brałby trenerów bądź piłkarzy z Segunda B. Odpowiedni wybór wymaga długich analiz. W mojej opinii poziom Ekstraklasy jest najwyższy spośród lig począwszy od basenu morza Bałtyckiego aż do samego południa Europy wliczając w to Bałkany. I mówię to bez cienia wątpliwości. Proszę mi wierzyć, że oglądam regularnie mecze z tych wszystkich lig.

Wyższy niż w lidze czeskiej, która ma regularnie kilku reprezentantów w pucharach?

Tak. Mają dwa kluby, które mają większy budżet – Slavię i Spartę Praga. Ściągają pojedynczych piłkarzy za miliony euro. Ale jest o wiele łatwiej wygrać ligę w Czechach niż w Polsce.

A ukraińska z Szachtarem i Dynamo?

Polska liga jest lepsza, choć na Ukrainie pojedyncze kluby stoją oczywiście na wyższym poziomie. Zapytany o najlepsze drużyny w tym regionie, wskazałbym Szachtar, Dynamo Kijów, chociaż jego nie jestem pewien, Dynamo Zagrzeb, Slavię, Spartę. Ale ligę jako całość najsilniejszą ma Polska. Tempo jest wyższe, większa dynamika, większa fizyczność.

Gdy taki klub jak Wisła otrzymuje ofertę gotówkową za 30-letniego Krzysztofa Mączyńskiego, musi się zgodzić? 

Piłkarz chciał odejść, naszym zadaniem było dogadanie się z Legią na jak najlepszych warunkach dla klubu. Mączyński nie jest już naszym piłkarzem.

Jak trudną decyzją było nieprzedłużenie kontraktu z Alanem Urygą? Można było na nim zarobić, ale było to obarczone ryzykiem – sporo zarabiał.

Myślę, że to była najtrudniejsza decyzja tego lata. Sportowo stał na wysokim poziomie, rozegrał np. świetny mecz w Warszawie przeciwko Legii. Była to trudna decyzja, po pierwsze – bo piłkarz się tutaj wychowywał, po drugie – ze sportowego punktu widzenia. Pojawiła się opcja z Arseniciem i podjęliśmy decyzję – bierzemy jego, rezygnujemy z Alana Urygi. Wciąż uważam, że Alan jest bardzo interesującym piłkarzem.

Jak bardzo zmieniły się realia organizacyjne między pana dwoma okresami w Wiśle? Najpierw pracował pan tu w latach 2005-10 odpowiadając za skauting, wrócił pan w 2016 roku w roli dyrektora sportowego.

Zmiana jest ogromna na każdym poziomie, nawet pomiędzy tym co dziś a tym co w 2016 roku. Gdy wystartowaliśmy, pytanie brzmiało: czy w ogóle możemy jechać na obóz, czy jednak nie, bo nas nie stać? Teraz pytamy inaczej: gdzie pojedziemy? Wybieramy między Turcją a Hiszpanią, bo że pojedziemy – to wiadomo. Tak samo było z meczami, które chcieliśmy obejrzeć live. Mieliśmy bardzo ograniczone możliwości. Każdego weekendu jedziemy teraz obejrzeć mecze, co wcześniej nie było oczywistością. Naprawdę ogromna zmiana.

Za to za moim pierwszym pobytem… Powiem krótko: czułem się na rynku transferowym, jakbym miał przed sobą kartę w restauracji. Patrzyliśmy i mówiliśmy – poproszę to, to, to i to.  A na liście menu byli sami piłkarze z Ekstraklasy. Teraz jest o wiele trudniej. Wiele, wiele trudnej.

Z którego transferu z czasów pana pracy w skautingu jest pan najbardziej zadowolony?

Największym sukcesem – też ze względu na pieniądze dla klubu – było ściągnięcie Marcelo. Do dziś na nim zarabiamy – za każdym razem, gdy idzie do nowego klubu otrzymujemy pieniądze. A że zmieniał kluby na Holandię, Niemcy, Turcję i teraz Francję – trochę się nazbierało. Ze sportowego punktu widzenia to też bardzo udany ruch. Wypatrzyliśmy go tylko na wideo, nigdy nie widzieliśmy go live.

2017.09.11 KRAKOW LOTTO KESTRAKLASA PILKA NOZNA SPORT WISLA KRAKOW KONFERENCJA PRASOWA PREZENTACJA NOWY PILKARZ ZAWODNIK NZ MANUEL JUNCO FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Później trafił pan do działu skautingu Liverpoolu.

Z Paco Herrerą – obecnie trenerem Sportingu Gijon – znamy się od wielu lat i mamy bardzo dobre relacje. Gdy objął posadę w Liverpoolu jako szef skautów, zaproponował mi po konsultacji z Rafą Benitezem pracę. Swoją drogą Herrera to rekordzista w awansach z różnymi klubami do Primera Division – proszę mi wierzyć, w Hiszpanii to bardzo trudne. Wracając – o wiele łatwiej obserwowało się piłkarzy w kontekście Liverpoolu niż Wisły Kraków.

Łatwiej?

Tak. Gdy oglądasz mecze w kontekście Liverpoolu, wiesz, że tylko kilku graczy z twojego regionu ma odpowiedni poziom. Największym wyzwaniem dla skauta jest wypatrzenie piłkarza, którego cała reszta nie uważa za interesującego. Sukcesem jest, gdy możesz powiedzieć sobie: może ten piłkarz gra pośrodku niczego, ale widzę w nim potencjał. Realia są takie, że konkurujemy o piłkarzy z w wieloma klubami, więc musimy celować w takich, którzy nie dla wszystkich są oczywistymi wyborami. Gdy oglądałeś piłkarzy dla Liverpoolu oni i tak byli zwykle nieosiągalni dla reszty. W Liverpoolu praktykowaliśmy skauting krzyżowy, wymienialiśmy się miejscami, które trzeba zobaczyć. Oficjalnie mieliśmy zarejestrowanych sześciu skautów w FA. Byłem odpowiedzialny za Europę Wschodnią  część Niemiec, Szwajcarię, ale gdy kolega z Hiszpanii raportował pozytywnie piłkarza z jego rejonu – jechałem też go ocenić. W moim rejonie obserwowałem przykładowo Skrtela czy Ivanovicia, który finalnie odszedł do Chelsea. Bardzo go chcieliśmy.

Czym pana przekonał przykładowy Skrtel?

To była bestia. Bestia! Bardzo silny fizycznie. Pierwszą opcją wtedy był wtedy jednak Ivanović, ale jego transfer nie był możliwy – dostał od Chelsea naprawdę wielką ofertę, a Abramowicz miał w Rosji swoją siatkę kontaktów, przez które nie mogliśmy się przebić. Skrtel był drugą opcją. Gdy idziesz do Anglii, musisz być silny jak tur – Skrtel był i to nas przekonało, bo technicznie nie był tak dobry jak Ivanović. W Wiśle skauting działa tak samo, jak w każdym innym klubie Europy z jedną różnicą: nie mamy takiego rozmachu. Nie pojedziemy na mistrzostwa świata oglądać piłkarzy, bo tam są piłkarze z rynków nieosiągalnych dla nas. Skoro wydajemy mniej pieniędzy, musimy być mądrzejsi niż reszta.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. 400mm.pl

***

Ile znaczy sukces w juniorach. Reportaż o drużynie juniorów Wisły Kraków, która w 2014 roku wygrała w finale mistrzostw Polski juniorów starszych 10:0 z Cracovią. Dziś nikt z pierwszego składu nie gra w Ekstraklasie.

8jq4ghl-835x420

Najnowsze

Cały na biało

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

41 komentarzy

Loading...