Reklama

Nie gadaj, tylko graj!

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

08 listopada 2017, 12:28 • 8 min czytania 2 komentarze

– Najzabawniejsza sytuacja jest wtedy, kiedy sędzia gwiżdże koniec akcji, a my dalej gramy – śmieje się Mariusz Kocon, kapitan siatkarskiej drużyny Warmigu Olsztyn. Ale drużyny niezwykłej, bo od lat najlepszej w kraju wśród niesłyszących. Wybrałem się na ich trening, żeby przekonać się, jak wygląda siatkówka okrojona ze słów.   

Nie gadaj, tylko graj!

***

Będę szczery, nie szedłem tam na pewniaka. Obawa była przede wszystkim jedna: czy w ogóle dam radę się z nimi „dogadać”?

Dałem radę, a raczej daliśmy. Moim tłumaczem był rozgrywający Mariusz Kocon, który przyszedł uzbrojony w aparat słuchowy i był łącznikiem między mną, a resztą chłopaków. W praktyce ja pytałem, a on przepuszczał moje słowa przez swoje ręce. Na początku to trochę dziwne uczucie, ale szybko łapiemy kontakt. Mam tylko nadzieję, że kiedy wymieniali się gestami, nie kręcili ze mnie beki.

– Musisz wiedzieć, że są tak naprawdę dwie kultury. Mamy kulturę głuchych przez duże „G” i są to osoby, które już takie się urodziły. One wychowały się w głuchych rodzinach, dlatego język migowy był ich pierwszym językiem. Ale są też głusi przez małe „g” i są to osoby niesłyszące lub niedosłyszące, ale wychowujące się w rodzinach słyszących, gdzie kładziony jest nacisk na mowę. W naszej drużynie wygląda to więc tak, że część chłopaków wyłącznie miga, inni z kolei starają się trochę mówić. Ja sam mam akurat rodziców niesłyszących, ale jestem dwujęzyczny. Już na samym początku nauczyłem się bowiem i mówić, i migać. Noszę aparat i dzięki niemu słyszę też ciebie. Bez niego jest słabo – mówi Mariusz.

Reklama

Przed spotkaniem kilka osób powiedziało mi, że obcym początkowo ciężko jest dotrzeć do niesłyszących, odnaleźć się w ich towarzystwie, zyskać zaufanie. Ale siatkarze Warmigu od razu sklejają piątkę. Są w dobrych humorach i trudno się dziwić, skoro w weekend zdobyli swój kolejny Puchar Polski Niesłyszących. Tym razem ich ofiarą był w finale Spartan Lublin (3:1). Można powiedzieć, że olsztynianie w kraju są hegemonami. Mistrzostwo Polski zgarniali w latach 2012 i 2014-2017, a wspomniany już puchar w 2010 i 2014-2017. Słowem – leją wszystkich.

Znają się jednak na wylot, bo niektórzy z nich grają razem już od 2008 roku.

– Liczymy się przede wszystkim my, Lublin, Łódź i Warszawa, chociaż rywalizuje jeszcze kilka innych zespołów. Obecnie trenujemy w dziewięciu, ale niekiedy zdarza się, że jest nas nawet tylko sześciu. W innych klubach mają znacznie więcej zawodników, szczególnie ekipa z Warszawy ma potężny skład. Ściągnęli chyba z pół Polski i mają taki Real Madryt, gdzie u nas praktycznie wszyscy są z województwa. Warszawiacy od dwóch lat zapowiadali, że chcą nas pokonać, ale jakoś nigdy nie wpadaliśmy na siebie. Dopiero w tym turnieju graliśmy z nimi w półfinale i to był hardcorowy mecz: 3:2 i 16:14 w tie-breaku. Wygrywamy głową, spokojem i doświadczeniem. Oni jeszcze muszą się tego nauczyć – dodaje Kocon.

dav

***

Pewnie mało kto o tym wie, ale drużyna ma za sobą nawet debiut w… Lidze Mistrzów Niesłyszących, bo taka naprawdę jest organizowana. Olsztynianie wystąpili w niej w 2014 roku, kiedy turniej odbywał się we włoskim Pesaro. Ich rywalami były ekipy z Włoch, Francji, Niemiec, Rosji, Ukrainy i Turcji. Pokazali się z niezłej strony, bo zajęli szóste miejsce na dziesięć drużyn. Łupnia dostali od nich wówczas Stade Parisien des Sourds i GTSV Essen 1910 e.V.

Reklama

Warmig mógł pojechać do Włoch dzięki pomocy Fundacji im. Huberta Jerzego Wagnera. Mistrz Polski ma wprawdzie zagwarantowane miejsce w takim turnieju, ale na to potrzebna jest gotówka, a z tym w klubie od lat jest bardzo krucho. Dlatego jak dotąd na tym jednym występie się skończyło.

***

Bo chociaż w kraju wygrywają wszystko, to nie mają z tego nic. Żadnego sponsora, żadnej miejskiej dotacji, nawet skromnego stypendium. Dlatego większość z nich codziennie musi normalnie zasuwać do roboty. Sebastian Czaplicki na przykład pracuje w magazynie z częściami samochodowymi, Jakub Kupczałojć jest brukarzem, a Jacek Kalinowski kierownikiem na budowie. Trzeba sobie jakoś radzić.

Ich trenerem jest Mateusz Chyl. Pełnosprawny. Od kilku lat łączy prowadzenie Warmigu z funkcją trenera-koordynatora kadry narodowej.

chyl mateusz

Jak to się stało, że zostałeś szkoleniowcem takiej drużyny?

Jeszcze jako zawodnik trenowałem w grupach młodzieżowych najpierw AZS-u Olsztyn, a później Chemika Olsztyn. W 2009 roku ówczesny trener Przemek Ponikarczyk poprosił mnie jednak o pomoc w przygotowaniach, bo niektórzy zawodnicy szykowali się akurat do igrzysk olimpijskich głuchych w Tajpej. Pomagałem im więc jako zawodnik grając w meczach towarzyskich, ale już wtedy wiedziałem, że chciałbym zostać trenerem. I wkrótce faktycznie zacząłem pracować z zespołem jako drugi szkoleniowiec. Pierwszym jestem od 2013 roku.

Pamiętasz pierwsze treningi?

Były bardzo duże problemy z komunikacją, bo kiedy na początku jeździłem z nimi na zawody, kompletnie nie znałem języka migowego. Z chłopakami, którzy chociaż trochę mówili, jeszcze potrafiłem się dogadać, ale z tymi zupełnie niesłyszącymi już nie byłem w stanie. Pamiętam jak siedzieliśmy przy stole przy okazji jednego z turniejów i oni sami zaczęli uczyć mnie migania. Skoro siedzieliśmy przy stole, to było „weź podaj cukier, sól, łyżkę…”. Ja wtedy kompletnie nie wiedziałem o co chodzi, ale było mi z tym głupio, dlatego stwierdziłem, że się nauczę. Później wkroczyły słowa związane z siatkówką: piłka, siatka, przyjęcie, rozegranie… i poszło. Wkręciłem się w to i dziś mogę powiedzieć, że to taka moja zajaweczka. Migam już dość dobrze, a jak czegoś nie wiem, to pomagam sobie alfabetem.

Co z perspektywy trenera jest najtrudniejsze w prowadzeniu takich zawodników? To, że w czasie meczu nawet nic nie można do nich krzyknąć?

Podam przykład: w normalnej siatkówce podczas 30-sekundowej przerwy można przekazać zawodnikom najważniejsze informacje. A u nas zanim się ich wszystkich zbierze, zanim się przemiga to, co się chce, zanim oni to zrozumieją, to mija sporo czasu. Dobrze jeszcze, że są tablice i można pewne rzeczy rozrysować. No ale kiedy są na boisku – tak jak pan mówi – jest ciężko. Jako trener próbuję coś krzyczeć, machać, pokazywać, ale czasem to nic nie daje. Podobnie jest między nimi na parkiecie, szczególnie kiedy na naszą stronę spada stykowa piłka, dokładnie między zawodników. Niekiedy biegną do niej we dwóch, zderzą się, zrobią podwójne odbicie, ale przecież żaden nie krzyknie „moja!”, bo nie może. To kłopotliwe, ale nie możemy się na to denerwować. Takie rzeczy w sporcie niesłyszących po prostu się zdarzają.

czas miganie

Musiałeś nauczyć się dużej cierpliwości.

Tak, ale było warto, bo to są bardzo serdeczni ludzie. Ciężko jest zostać zaakceptowanym w tym środowisku, ale jak już się w nie wejdzie, to oni naprawdę są bardzo oddani, wrażliwi. Każda osoba to jednak inny temat. Są tacy, którzy zupełnie nic nie słyszą, ale dobrze czytają z ruchu warg, ale są też osoby niedosłyszące, które korzystają z aparatów i w codziennym życiu w miarę normalnie funkcjonują wśród słyszących.

Ale nie mogą grać w aparatach?

Obowiązuje zakaz. Walkower grozi nawet za to, że ktoś wyjdzie z aparatem na przedmeczową rozgrzewkę.

Taki doping?

Dokładnie (śmiech).

A pod siatką bywa gorąco? Zawodnicy kłócą się z rywalami?

Jasne, strasznie gestykulują, są spiny, kłótnie z sędziami, bo oni są bardzo emocjonalni. Na przykład podczas ostatniego meczu finałowego o Puchar Polski emocje były tak duże, że jeden z zawodników mi nie wytrzymał i normalnie poszedł do szatni. Patrzę, miałem gracza na ławce rezerwowych, a zaraz go nie mam…

***

Wcześniej wyobrażałem sobie, że podczas takiego treningu często jedynym odgłosem będzie łomot uderzającej piłki, ale myliłem się. Niby zamiast słów rządzą tam gesty, ale i tak jest głośno. Zawodnicy i zawodniczki – bo obok trwał też trening dziewcząt – żywo reagują na każdą akcję, niektórzy próbują nawet coś powiedzieć, krzyknąć. Jest też sporo śmiechu.

Cicho jak makiem zasiał było jednak wtedy, gdy trenujący także dziewczyny Mariusz Kocon rozrysowywał im na tablicy konkretne sytuacje. Skoro nie może z nimi rozmawiać, wszystko pokazuje. Żeby było łatwiej, każdy z pionków na tablicy ma naklejoną literkę oznaczającą konkretną pozycję i siatkarkę.

dav

dav

***

Warmig przygotowując się do najważniejszych turniejów, często gra jednak z drużynami pełnosprawnymi. Siatkarze formę szlifują przede wszystkim w ligach amatorskich w Olsztynie i Dobrym Mieście. Niekiedy zmuszeni są dobierać do składu słyszącego zawodnika, ale trzon ekipy pozostaje ten sam. W ten sposób się zgrywają.

Nie ukrywają, że początkowo mogli być obiektem żartów ze strony siatkarzy zwykłych drużyn – tym bardziej, że na starcie grali słabo – ale teraz wszyscy jeszcze bardziej się na nich spinają. Bo nikt nie chce przegrać z niepełnosprawnymi. Jak twierdzą, dla niektórych byłoby to pewnie obelgą. Ale dziś już nie mają problemu z takimi reakcjami, bo jak mówią, „mają w Olsztynie szacunek”. Oczywiście dzięki kolejnym wygranym tytułom.

atakkk

A jak takie mecze niesłyszących wyglądają z perspektywy samych zawodników?

– Wszystko odbywa się na zasadzie gestów, ale opanowanie tego zajęło nam bardzo dużo czasu. Wiele rzeczy przestało już nam sprawiać problemy, ponieważ trenerzy nas poukładali. Każdy po prostu wie, co ma robić, to automatyzmy, które wypracowaliśmy przez lata treningów. Mamy zaplanowane, co możemy zagrać, komu dać wyższą piłkę, komu szybszą, ale generalnie jesteśmy przyzwyczajeni, że każdy ma być przygotowany do skończenia akcji. Chociaż i tak zdarzają się wpadki – opowiadają.

W czasie meczów bywa też niekiedy komicznie. – Najzabawniejsza sytuacja jest wtedy, kiedy sędzia gwiżdże koniec akcji, a my dalej gramy. Innym razem się zderzamy, albo w ogóle nie biegniemy do piłki, bo myślimy, że drugi zawodnik pobiegnie. No ale co zrobić, kiedy nie ma jak krzyknąć – śmieje się Mariusz Kocon.

– A przeklinacie podczas gry, kiedy dochodzi od kłótni z rywalami? – pytam.

– Jasne. Normalnie są znaki migowe oznaczające wulgaryzmy. Tak jest na przykład „kurwa” – mówi Kocon pokazując mi ten jeden z najsłynniejszych polskich znaków przestankowych.

– No dobra, to na koniec pokażcie mi jeszcze, jak będzie w języku migowym „Weszło” – dopytuję.

– Proszę bardzo!

dav

RAFAŁ BIEŃKOWSKI

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
0
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
2
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
4
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Inne sporty

Komentarze

2 komentarze

Loading...