Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

24 października 2017, 12:59 • 6 min czytania 188 komentarzy

Jedną z osób, która permanentnie wpędza mnie w stan zakłopotania, jest tzw. Pan Sławek. To z pewnością człowiek pełny uroku, dobrze czujący się przed kamerą, inteligentny i w sumie wiedzący, o czym mówi, będący na bieżąco z sędziowskimi trendami. Z reguły brzmi przekonująco i potrafi swoje zdanie logicznie uargumentować. W krótkiej historii telewizyjnych ekspertów od fauli, spalonych i kartek jest zdecydowanie najlepszy, co w sumie niezbyt trudne, bo wyprzedza głównie skorumpowanych prostaków. Ale tak ogólnie chłop daje radę.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Niestety co jakiś czas włącza mu się tryb „czarne jest białe” i wtedy zaczynam się zastanawiać nad powodami tej manipulacji – bo przecież nie można ich szukać w przepisach piłkarskich. Zastanawiam się, czy ten sędzia jest z jakichś przyczyn – np. z powodu zwykłej sympatii – pod parasolem ochronnym, czy może gwałt na logice wynika z czego innego. Mieliśmy tego przykład w ostatnią niedzielę.

Na chwilę zapomnijmy, że chodzi o starcie bramkarza Legii z zawodnikiem Wisły, oderwijmy się od konkretnych drużyn i konkretnego wyniku. To naprawdę nie ma znaczenia, ponieważ w tym samym meczu należała się też „jedenastka” dla gości, więc należy uznać, że arbiter zawalił w obie strony i nikt nie został orżnięty z punktów. Mało tego – w rzeczonej akcji chyba nawet był minimalny spalony, więc tym bardziej „Biała Gwiazda” nie ma na co narzekać. Interesuje mnie wyłącznie, jakim cudem Pan Sławek uznał, że faulu bramkarza Legii nie było. To moim zdaniem ważne, ponieważ irracjonalne interpretacje pozostawiają ślad – w umysłach kibiców i nawet w umysłach arbitrów regularnie oglądających telewizję. Żyją dłużej niż trwa program.

Ustalmy fakty: bramkarz Legii staranował przeciwnika, wpadł w niego i przewrócił, ani przez sekundę nie dotykając piłki. Zderzenie było na tyle mocne, że ów przeciwnik nie miał żadnych szans kontynuować gry, a robili to pozostali zawodnicy. W każdym innym sektorze boiska nie byłoby wątpliwości, że sędzia ma obowiązek użyć gwizdka. A gdyby to Michał Pazdan na piątym metrze nie trafił wślizgiem w piłkę, tylko władował się w rywala, Pan Sławek byłby pierwszy, by przyklepać „jedenastkę”.

Zamiast werdyktu „karny” słyszymy jakieś bajdurzenie o nieudanej próbie interwencji, mieszczącej się jednak w obowiązkach bramkarza. Mniej więcej tak się ona mieściła w obowiązkach bramkarza, jak próba interwencji obrońcy, który jednak nie trafia w piłkę, a jedynie z impetem ładuje się w zagrywającego piłkę rywala.

Reklama

Naprzeciwko Pana Sławka siedzi Mirosław Szymkowiak i śmieje się – hehe – że on się nie wypowie, bo – hehe – przepisy się tak często zmieniają, że – hehe – on nie jest na bieżąco. Hehe. Oczywiście idę o zakład, że na bieżąco nie był przez ani jeden dzień swojego życia, bo przepisów po prostu nigdy nie przeczytał i jeśli ten zakład przegrałem, to niech da mi znać – chętnie wyślę mu wino. W każdym razie w studiu nie było nikogo, kto zdałby się na zwykłą logikę i powiedział sympatycznemu Panu Sławkowi, że to co mówi nie trzyma się kupy (albo – jak mawia Jan Tomaszewski – wręcz przeciwnie: tylko kupy się trzyma). Nikogo, kto poprosiłby o wyjaśnienie, czymże taka akcja różni się – wedle przepisów – od tej, gdy bramkarz niechcący trąca w stopę mijającego go napastnika.

Biorę pod uwagę, że nie mam racji i byłbym bardzo rad, gdyby Pan Sławek wskazał w przepisach podstawę swojej interpretacji – dającej bramkarzom prawo do demolowania rywali, przewracania ich, wykluczania z akcji, oczywiście wszystko bez kontaktu z piłką. Chciałbym się dowiedzieć, w którym miejscu w przepisach jest to rozróżnienie, zgodnie z którym nieudana interwencja bramkarza pozostaje bez konsekwencji, a nieudana interwencja piłkarza z pola to od razu faul. Gdyby faktycznie taki zapis istniał, spadłby mi kamień z serca – uwierzyłbym ponownie, że w telewizji siedzi fachowiec, którego mogę traktować jak wyrocznię, a nie człowieka, który z reguły mówi z sensem, aż do momentu, gdy powie coś bez sensu. A gdy logiczna osoba wmawia mi coś bezsensownego, zapala się lampka ostrzegawcza.

*

W tabeli jest tak ciasno, że sąsiadują ze sobą kluby regularnie chwalone i regularnie krytykowane. Zbierający komplementy Śląsk wylądował w dolnej połówce i ma tylko dwa punkty więcej niż miał po trzynastu kolejkach w poprzednim sezonie – kiedy dla odmiany wylewano na niego kubeł pomyj. To są właśnie te dwa punkty, które sprezentował mu sędzia w meczu z Cracovią (niesłuszny rzut karny minutę przed końcem). Właściwie więc można uznać, że bilans z obu sezonów jest bliźniaczy.

Nad Śląskiem chciałem się na moment pochylić.

Przyjęto z uznaniem przebudowę tego zespołu. Natomiast ja się zastanawiam: na czym polega długofalowy plan i czy w ogóle taki istnieje? Miasto w ową przebudowę wpompowało 10 milionów złotych, więc chciałbym się dowiedzieć, jakie były jej zamierzenia.

Reklama

Na skutek letnich zmian, atak tworzą 35-letni Marcin Robak i 32-letni Arkadiusz Piech, a za ich plecami biega 30-letni Kamil Vacek. Ze skrzydeł pomagają 35-letni Łukasz Madej i 29-letni Robert Pich, więc 27-letni Jakub Kosecki wydaje się w tym całym gronie młodzieniaszkiem. Obronę uzupełnili 33-letni Cotra i 29-letni Tarasovs, a przecież są już tam doświadczeni Celeban (32), Kokoszka (31) czy Pawelec (31).

Oczywiście zdarza się, że zespoły po prostu się starzeją, zwłaszcza takie, które odnoszą sukcesy, bo wtedy doświadczeni gracze nie dają powodów, by ich wymieniać na młodszych. Czym innym jednak jest jednoczesna, świadoma przebudowa – wtedy musi istnieć jakaś myśl przewodnia. Jeśli klub w jednym momencie bierze tak wielu starszych zawodników, to najwidoczniej nastawia się na szybki sukces. Na przykład na awans do europejskich pucharów. Czy to się we Wrocławiu uda? Nie wiem, jestem sceptyczny.

Rzecz w tym, że po całej tej rewolucji jedno się w Śląsku nie zmieniło. Pieniądze, które klub dostał od miasta, tak naprawdę nie zostały zainwestowane, tylko spalone w piecu. Nie da się ich w żaden sposób odzyskać – za wyjątkiem odzyskania poprzez znaczący sukces sportowy (wątpliwe). Dzisiaj wrocławski klub nie dysponuje ani jednym zawodnikiem, który dawałby nadzieję na duży transfer w przyszłości. Wszyscy piłkarze, którzy zostali ściągnięci, są w zasadzie niesprzedawalni. Dość powiedzieć, że jeśli dziś popatrzy się na kadrę wrocławskiego klubu, to jedynymi piłkarzami, za których dałoby się cokolwiek dostać są Wrąbel oraz Chrapek. Ale słowo „cokolwiek” jest w tym momencie kluczowe.

Za rok ci starzy już piłkarze będą o rok starsi, za dwa lata obecna drużyna w zasadzie przestanie istnieć z przyczyn biologicznych. Znowu będą potrzebne pieniądze od miasta – lub nowego inwestora, jeśli się taki trafi – na kolejną przebudowę. Chyba uzasadnione byłoby pytanie, czy klub podpięty pod miejską kroplówkę powinien działać właśnie w ten sposób, czy może każda złotówka powinna być wydawana w ten sposób, by mogła tą czy inną drogą wrócić do klubowej kasy.

Doceniam więc, że na grę Śląska patrzy się w tym sezonie lepiej niż w poprzednim (świadczy o tym także wzrost frekwencji), ale mimo wszystko nie rozumiem, czy aby na pewno wybrano drogę, która z punktu widzenia miasta i ekonomii ma sens. Nie jest żadną tajemnicą, że doświadczeni piłkarze są w stanie zagwarantować trochę punktów, ale nie jest też żadną tajemnicą, że skautów z Zachodu zupełnie to nie interesuje (tych ze Wschodu też nie). O ile więc rozumiem, że prywatny właściciel ma fanaberię i woli być na szóstym miejscu w tabeli, niż na dwunastym, o tyle nie jestem przekonany, czy w przypadku środków publicznych powinno być tak samo.

*

Wiele osób mnie pytało, czy zamierzam komentować transparent wywieszony na stadionie Legii. Otóż nie zamierzam z prostego powodu: sam piszę o innych co chcę, więc inni mogą też pisać o mnie, co chcą – czy to na prześcieradłach, czy w internecie. Szkoda tylko tak marnować farby – zdecydowanie wolę tę grupę fanów, która maluje korytarze w szpitalach dziecięcych.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

188 komentarzy

Loading...