Reklama

Lech gra o lidera, derby dna w Szczecinie

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2017, 12:11 • 8 min czytania 11 komentarzy

Lech gra dzisiaj o lidera i to w Gdańsku, a jednak wydaje nam się, że największą stawką ma mecz w Szczecinie. Być witanym przez kibiców transparentem „fuck you all”, trenować w asyście policji – to realia Pogoni, która znajduje się pod gigantyczną presją. A przecież i Sandecja – Cracovia to kolejny odcinek fascynującej zakulisowej gierki w Nowym Sączu, gdzie trener Mroczkowski poczyna sobie równie odważnie co w lidze. 

Lech gra o lidera, derby dna w Szczecinie

***

Październikowy terminarz Lecha: Legia (d), Jagiellonia (w), Lechia (w), Wisła Kraków (d). Bywało łatwiej. A przecież listopad przywitają w Zabrzu. Niemniej jeśli przez te mecze przejdą suchą stopą, będzie to więcej niż znaczące. Póki co jest obiecująco: najpierw rozbita Legia, później zacięty bój z Jagą, która dopiero w końcówce wyszarpała remis. Kolejorz zagrał tam świetne 45 minut, potem spuścił z tonu, ale przecież od początku grał w osłabieniu bo trudno traktować inaczej występ Bille Nielsena.

Adam Owen powoli wprowadza swoje porządki. Owszem, skalp na Zagłębiu robi wrażenie, szczególnie, że było to wreszcie ligowe przełamanie. Owen był też zadowolony z występu lechistów z Legią: – Często jest tak, że po szybko straconej bramce zespołowi ciężko jest się podnieść. I tak też stało się z Legią w Poznaniu. Ja natomiast byłem zadowolony z naszego występu w Warszawie. To było bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu, w którym zdominowaliśmy gospodarzy i mieliśmy od nich więcej dogodnych okazji. W tym meczu tylko jedna drużyna, czyli Lechia, chciała je wygrać, a druga, czyli Legia, zamierzała tylko go nie przegrać. Zabrakło nam jedynie skuteczności i wiem, że gdybyśmy trafili do siatki, worek z bramkami szybko by się rozwiązał.

Wiemy, że można przegrać przypadkowo, wygrać przypadkowo, wiemy, że dobry styl bywa istotniejszy na długą metę. Ale jednak jakoś kojarzy nam się ta wypowiedź z fragmentem biografii Kowala…

Reklama

Starty, lądowania, przejażdżki, odprawy. Już chyba nie wiedziałem jaki jest dzień tygodnia. Trzeba się przywitać. Pierwsze kroki skierowałem do trenera Piechniczka.
– Dzień dobry, w końcu dotarłem.
– I jak podróż?
– Ciężka. Z szesnaście przesiadek przez dwa dni. Padam na twarz.
– Aha. Wiesz, Wojtek, skoro miałeś taką trudną podróż, to chyba nie zagrasz. (…). Poza tym muszę dać nagrodę chłopakom za Wembley.
– Jaką nagrodę?
– No dla tych, co tak dobrze zagrali na Wembley.
– Ale tam było w ryj!
– Ale tylko 2:1!
– Ale w ryj!!!

Bjelica, który wreszcie porzuci walkie-talkie i usiądzie na ławce trenerskiej, pewnie znowu nie będzie kazał swoim piłkarzom holować piłki, raczej będzie szykował się na kontry. Lech na wyjazdach to zespół, który jest wyjątkowo twardym orzechem do zgryzienia, ale ma problemy ze strzelaniem goli. Tym razem przynajmniej nikogo nie będzie frustrował Nicki Bille, który złamał nos. Wystąpi zapewne Gytkjaer, który jednak ostatnią bramkę strzelił 20 sierpnia.

Forma defensywna Lecha na wyjazdach jednak imponuje: tylko Arka ma tak mało straconych bramek, ale zarazem grała jedno spotkanie mniej.

Screen Shot 10-21-17 at 11.25 AM

Lech na wyjeździe gra zupełnie inaczej niż u siebie. Źródło: Livesports.pl

Dla porównania Lechia u siebie w tym sezonie to nieśmieszny żart. Po osławionej twierdzy Gdańsk nie zostało wiele. Zauważa to również Adam Owen: – W Gdańsku zamierzamy stworzyć twierdzę, gdzie wszystkim zespołom ma się grać niezwykle trudno. Pierwszy krok wykonaliśmy wygrywając z Zagłębiem, a drugi chcemy zrobić w sobotę.

Reklama

Screen Shot 10-21-17 at 11.28 AM

Lechia u siebie to katastrofa. Źródło: Livesports.pl

Dla kilku zawodników to mecz szczególny. Pamiętamy jeszcze dobrze, że Makuszewski swego czasu podpisywał w Gdańsku kontrakt do… 2020 roku. Janicki w barwach Lechii zagrał 176 razy. Peszko i Wojtkowiak są kontuzjowani, więc mecz obejrzą z trybun. Pamiętacie natomiast w jakich szlagierach przychodziło grać Trałce w barwach Lechii?

Screen Shot 10-21-17 at 11.33 AM

Źródło: 90minut.pl

A tu odrobina barwnej historii lat 90-tych, czasów fuzji i wędrujących klubów. Mecz Lechii – a raczej Olimpii/Lechii – z Lechem, który się nie odbył. Od 12:45:

***

W USA mecze takie jak Termaliki z Pogonią nazywa się – w luźnym tłumaczeniu – toaletowymi derbami. Czemu? Bo grają dwie najgorsze drużyny ligi, wycierające dno tabeli. Ognia pod szatniami dodaje fakt, że obie przecież zeszły sezon kończyły w grupie mistrzowskiej. Rozczarowują w całej rozciągłości, choć znacznie bardziej Pogoń.

Siłą rzeczy w Niecieczy kibice nie przyjdą ławą na trening, presja jest mniejsza, nawet pamiętając o tym, że państwo Witkowscy co rok celują w minimum Copa Libertadores. Szczecin to inna historia. Tu panuje wielki głód sukcesu i nikt nie zakładał, że ten sezon tak będzie wyglądał. Skorża miał być kapitanem statku, który da już teraz przyzwoity wyniki, a ogółem poprowadzi szczecińską armadę ku innemu statusowi w lidze. Ku pucharom, ku walce o większe cele, powiedzmy – przejdzie drogę Jagiellonii. Nie po to zatrudniasz człowieka, który zdobywał mistrzostwa kraju, prowadził Legię, Lecha, Wisłę, mocną Amikę i mocną Dyskobolię, by bić się o utrzymanie. Dlatego dla Skorży to jeden z najtrudniejszych momentów w karierze. Jeśli nie dźwignie Pogoni, na jego CV pojawi się poważna rysa.

Atmosfera w Szczecinie jest fatalna. Po powrocie z Krakowa (0:3 z Cracovią) piłkarzy witały takie transparenty:

227b5d346ad7234810158eafce0dfc60

W tygodniu treningi odbywały się w asyście policji. Przypomnijmy też, że szczecinianie nie wygrali od połowy sierpnia, na co szefostwo zareagowało zamrożeniem pensji, a zobaczymy jak na dłoni, że siedemdziesięciolecie Pogoni Szczecin – delikatnie mówiąc – święta nie przypomina.

Ciekawe, że w sezonie 07/08 obie drużyny występowały w IV lidze. Pogoni poszło „odrobinę” lepiej – od razu awansowała o… dwie klasy rozgrywkowe.

Screen Shot 10-21-17 at 10.23 AM 001 Screen Shot 10-21-17 at 10.23 AM

Źródło: 90minut

***

Mroczkowski na łamach Przeglądu Sportowego odpiął wrotki i przeprowadził bezprecedensowy atak na własny klub. Owszem, zdarzały się w przeszłości podobne niedyplomatyczne wypowiedzi, ale niemal zawsze po zwolnieniu. Mroczkowski jednak dzięki znakomitym wynikom Sandecji tak mocno siedzi w siodle, że może sobie pozwolić na ostrą krytykę.

– Odnoszę wrażenie, że większość ludzi, których spotykam w pracy w Nowym Sączu nie szuka nowych rozwiązań, tylko przyjmuje to, co jest. Ten minimalizm mnie czasami przeraża. (…). Czuję się potraktowany trochę nie fair. Przede wszystkim nie zrobiliśmy takich wzmocnień, na jakie się umawialiśmy. (…) Przygotowania do rozgrywek w rozpoczęliśmy z siedemnastoma piłkarzami. Od podpisania kontraktu odnoszę wrażenie, że nasza strategia brzmi: „jakoś to będzie”. (…) Brakuje mi podejścia: lepiej zapobiegać, niż leczyć . (…) dlaczego klub nie potrafi zatrzymać wychowanków? Na początku mojej pracy w Sandecji strategia była taka, żeby opierać klub na chłopakach z regionu, co bardzo mi się podobało. Ale już przed historycznym sezonem okazało się, że pierwszy punkt strategii upadł, bo wyrwano nam najlepszego wychowanka Kamila Słabego. Rok wcześniej Przemek Szarek też odszedł do Niecieczy. Czyli na czym tak naprawdę nam zależy? To strategia, czy mówienie na pokaz?

Arkadiusz Aleksander, dyrektor sportowy Sandecji, z którym od dawna Mroczkowski ma kosę, odpowiedział na naszych łamach:

Nie chcę komentować wypowiedzi żadnego pracownika naszego klubu, od tego jest ewentualnie rzecznik prasowy. Powiem szczerze, nie czytałem całego tego wywiadu, zobaczyłem tylko początek i już przestałem czytać.

Dlaczego pan odpuścił?

Szkoda się denerwować.

Jaka była umowa między panem a trenerem Mroczkowskim odnośnie transferów? Trener użył następujących słów: nie było takich wzmocnień, na jakie się umawialiśmy. To szpilka w pana kierunku.

Nie jesteśmy bardzo bogatym klubem i w najbliższym czasie pewnie nie będziemy. Patrzę sobie jednak na nasz skład wiosną i ten jesienią. Patrzę przez pryzmat tego, który zawodnik ile daje zespołowi i na listę strzelców. Praktycznie każdy z zawodników, który do nas przyszedł, widnieje na liście strzelców czy asyst i daje temu zespołowi jakość. To jest moja opinia – ktoś może mieć inną. Kilku zawodników miało oferty z innych klubów. Patrik Mraz – co ostatnio potwierdzał w wywiadzie – miał ofertę z Piasta Gliwice za lepsze pieniądze niż u nas, ale udało się go przekonać innymi rzeczami. Uważam, że to sukces. Nie jest łatwo przekonać zawodnika w Polsce, by grał tam, gdzie mu mniej płacą.

A jednak mimo takiego zamieszania w klubowych gabinetach nie mamy wątpliwości, że Sandecja znowu będzie mocna. Nie miał też wątpliwości Probierz na konferencji: – To był dla nas zupełnie inny tydzień. Po zwycięstwie, na które zawodnicy bardzo długo czekali, wszyscy się cieszymy. Nie możemy się jednak zadowalać, bo beniaminkowie są bardzo mocni. Trener Radosław Mroczkowski jest bardzo doświadczony, bardzo go cenię, często rozmawiamy o piłce. Jest dobry taktycznie, a jego zespół ma świetną mentalność. Jego atutem jest przygotowanie fizyczne. Sandecja to pod tym względem jeden z najlepszych zespołów w lidze.

Mecz będzie sędziował japoński arbiter, Yusuke Araki. Znowu Probierz: – Nie uczę się przed tym meczem japońskiego, bo już się nie odzywam w sprawach sędziowskich. Rzadko coś do nich mówię, bo często to jest odbierane jako wywoływanie przeze mnie presji.

Japońscy sędziowie w Ekstraklasie to nie pierwszyzna. Nam zapadł w pamięć Yuichi Nishimura, który sędziował mecze GKS Bełchatów – Piast i Lech – Górnik Zabrze. Japończyk w wywiadzie dla „GW” opowiadał o – a jakże – Tomaszu Hajcie.

– Przed przyjazdem do Poznania znaliśmy jedno polskie nazwisko: Hajto. Wiedzieliśmy, że to bardzo doświadczony zawodnik, który wiele lat występował w Bundeslidze. Także o jego żółtych kartkach zbieranych tam też słyszeliśmy. W meczu z Lechem dałem mu żółtą kartkę, ale nie było innego wyjścia – za takie zachowanie (Hajto uderzył w twarz Wojtkowiaka) nie było innego wyjścia. Na pewno nie byliśmy uprzedzeni do nikogo przed tym meczem.

Dzięki Nishimurze wiemy, że Japończyk z gwizdkiem gwarancją jakości nie jest. Oto do czego dopuścił na mundialu:

W historii meczów tych drużyn znajdujemy taką perełkę. Sezon 91/92 w II lidze i zażarta walka o ostatnie miejsce w tabeli:

Screen Shot 10-21-17 at 10.17 AM

W bezpośrednich meczach było 5:2 dla Sandecji i 0:0. Ciekawi składów? Proszę bardzo:

W Pasach m.in. Tomasz Kwedyczenko, Marek Motyka, Arkadiusz Kubik, Paweł Zegarek i Tomasz Rząsa. W Sandecji dwóch przyszłych ekstraklasowych bramkarzy: Sławomir Olszewski i Artur Sejud, poza nimi Zbigniew Małek, Krzysztof Orzeł, Tomasz Szczepański i Maciej Sowiński.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...