Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

10 października 2017, 23:56 • 7 min czytania 37 komentarzy

Moskwa, lipiec 2018. Polska wznosi w górę trofeum dla najlepszej drużyny narodowej świata po pięknym zwycięstwie 2:0 w finałowym meczu z Niemcami. Wojciech Szczęsny na plecach Grzegorza Krychowiaka, Kamil Grosicki z apaszką Adama Nawałki, Sławomir Peszko (skąd tam Sławomir Peszko? A, niech już zostanie) w kapeluszu Krychowiaka, Adam Nawałka z kamerą „Łączy nas piłka”. Jesteśmy mistrzami świata. Jesteśmy najlepsi. Zdobyliśmy piłkarski Olimp, nic więcej już do wygrania nie ma.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Tymczasem w pruszkowskim mieszkaniu norbi293 przekonuje: bez Lewego chuja byśmy zdziałali. Wtóruje mu Adam, specjalista do spraw długofalowego rozwoju osobistego. – Co z tego, że dzisiaj triumfujemy, skoro kompletnie leży u nas myślenie dotyczące przyszłości. Lewandowski skończy karierę, Błaszczykowski pójdzie na emeryturę i za cztery lata nic nie zdziałamy. Za jaką cenę ta chwila euforii? Tylko fałszuje lata naszych zaniedbań, spowalnia reformy, tuszuje błędy. Gdybyśmy ominęli mundial w Rosji, może udałoby się zbudować mocny zespół na mistrzostwa w 2022, albo 2026 roku. Ale tak? Na pewno pójdzie nam gorzej!

Przesadzam? Możliwe, ale mam wrażenie, że od pewnego czasu kompletnie nie umiemy się cieszyć. Jeszcze nie rozlano szampana po awansie na mistrzostwa świata w Rosji, a my mamy dwa tysiące problemów. Jeszcze żeby one faktycznie dotyczyły przyszłości, żeby wynikało z nich coś konstruktywnego. Ale nie, czytam komentarze i nie dowierzam. Nawałka wuefista nie trener, bo mógł wpuścić jednak Góralskiego, a nie rezygnować ze zmiany. Nawałka w ogóle słaby, bo cały czas się cofamy po zdobyciu gola albo dwóch (jakby zdobycie gola albo dwóch było czymś oczywistym, do czego Nawałka ręki w żaden sposób nie przyłożył). Drużyna zbyt mocno uzależniona od Lewandowskiego, a w ogóle to i tak wszystko się wyjaśniło w losowaniu, bo jakbyśmy trafili na Belgię to byśmy nie pojechali do Rosji.

Próbuję sobie wyobrazić fana reprezentacji Portugalii na Mistrzostwach Europy, zdegustowanego stylem, w jakim udało im się pokonać Chorwację (pierwszy celny strzał w 115. minucie), zdegustowanego uzależnieniem drużyny od Cristiano Ronaldo, przestraszonego wiekiem kluczowych obrońców (kto zastąpi Pepe, gdy już zawiesi buty na kołku!?) oraz przekonanego, że dowolny inny trener byłby w stanie uzyskać awans z grupy wcześniej, niż po horrorze w meczu z Węgrami, zakończonym wynikiem 3:3. Ba, Miguel kręci nosem – co nam po tym finale, jak Ronaldo zaraz zakończy karierę. A nade wszystko – co nam po tym finale, skoro doszliśmy do niego wyłącznie za sprawą banalnej drabinki. Co nam po tym finale, skoro w grupie nie wygraliśmy ani jednego meczu. ANI JEDNEGO.

Próbuję sobie wyobrazić, ale trochę nie idzie. Nie za bardzo widzę też fanów Realu, którzy załamują ręce – co my byśmy zrobili, gdyby znowu nam dupy nie uratował Ramos. Co z nami będzie, jak Ramosa zabraknie? Co z nami będzie, jak kiedyś nie dobiegnie w porę w pole karne rywali i nie strzeli gola w 99. minucie?

Reklama

No nie. To są elementy futbolu. Dobre, korzystne losowanie jest elementem futbolu. Uzależnienie drużyny od jednego człowieka jest elementem futbolu, szczególnie w epoce takich herosów jak Ronaldo, Messi czy Lewandowski. Gra na styku jest elementem futbolu, duże sukcesy przeplatane porażkami są elementem futbolu.

Też mnie kusi, żeby się mądrzyć – że gdybym ja był na miejscu Nawałki, to byśmy nie wypuścili 2:0 z Czarnogórą, tylko ruszyli po trzeciego gola i zabili mecz. Ale intuicja podpowiada mi, że jednak gdybym ja był na miejscu Nawałki, to byśmy nie strzelili nawet na 1:0. Słyszę ze wszystkich stron, że Polska ma furę szczęścia. Szczęśliwie awansowała na Euro, szczęśliwie wyszła z grupy na Euro, szczęśliwie ograła Szwajcarię, szczęśliwie wygrała 8 z 10 meczów eliminacji na mundial. „Samo się stało”. Tak samo jest zresztą z Legią. „Szczęśliwie” 4 tytuły w 5 lat, „szczęśliwie” Liga Mistrzów, „szczęśliwie” dominacja na krajowym podwórku. Po czym odeszło pińcet osób i nagle okazało się, że Legia ma pecha. Wcześniej wszystko robiła źle, ale szczęśliwie się udawało, teraz wszystko robi dobrze, ale pechowo nie wychodzi. 4 tytuły smakują do dupy, bo równocześnie nie zadbano o wyniki zespołu U-11.

Podobnie będzie z Nawałką. Będzie miał szczęście, potem odejdzie, przyjdzie następca, na pewno lepszy i bardziej utytułowany i się okaże, że nagle mamy pecha. „A, bo Nawałka trafił na Lewego w formie”. Nie! To nie tak. Lewandowski w formie jest od lat. Chodzi o to, jak się to wykorzystuje. Nie chcę tu nadawać opasce kapitańskiej rangi magicznej różdżki, ale selekcjoner postawił Lewandowskiego w roli, w której ten widział się pewnie od dawna. Lidera grupy, kapitana, człowieka, od którego rozpoczyna się wszystko i który ma wpływ na wszystko. Zawsze mnie śmieszyły zarzuty wobec ludzi z Barcelony, że Leo Messi ma za dużo do powiedzenia w kwestii obsady stanowiska trenera, dyrektora sportowego, nawet poszczególnych pozycji w zespole. Moim zdaniem, gdy w składzie ma się Messiego, Lewandowskiego czy Ronaldo, prowadzenie zespołu polega w głównej mierze na dbaniu, by brylantowi niczego nie brakowało. By cały czas czuł się doskonale, by cały czas miał wszystkie niezbędne narzędzia do realizowania tego, co potrafi najlepiej – czyli tyrania kolejnych rywali.

Są zwolennicy szukania kwadratowych jaj, ale ostatnie okienko transferowe raczej potwierdziło, że drużyna piłkarska to nadal kilkunastu ludzi a nie chemiczne laboratorium. Jeden czuje się niedoceniany i nagle pieczołowicie budowany tercet ofensywny zostaje uszczuplony o 33%. Chwilę później okazuje się, że Edek nie lubi się z Danielem i niewiele brakuje, by deal za 222 bańki wywołał rozłam w zespole. Dlatego tak ważne jest zarządzanie tymi ludźmi, wielokrotnie zepsutymi przez sławę i pieniądze. Dlatego wyleciał Ancelotti, dlatego tak ceniony jest Mourinho, dlatego uważam, że Nawałka jest odpowiednim człowiekiem w odpowiednim miejscu. A nawet jeśli nie jest, nawet jeśli jego jedynym osiągnięciem jest życiowe szczęście, które daje mu Rumunów bez formy z pierwszego koszyka – to chyba nie pogardzono by takim szczęściarzem na przykład w notorycznie pechowej Argentynie.

Inna sprawa, która pozbawia nas zasłużonej radości z awansu to dość dziwna obsesja „budowania na lata”. Jesteśmy zachwyceni tym, jak „na lata” buduje Ajax Amsterdam, a ja myślę, że największe sukcesy to Ajax miał w połowie lat dziewięćdziesiątych. I gdy w 1995 roku Ajax zaczął budować „na lata” to AC Milan zaczął „patrzeć krótkowzrocznie wydając bezsensownie pieniądze”, przez co piętnaście lat później Ajax może się pochwalić wysokim transferem Arkadiusza Milika i kilkoma mistrzostwami Holandii, podczas gdy AC Milan w tym czasie dwa razy wygrał Ligę Mistrzów, raz przegrał w finale, dwa razy w półfinale. Sparta i Slavia Praga budowały na lata, widziałem kilkanaście boisk w ich akademiach z dziesięć lat temu, ale tak budowały, że w Slavię weszli Chińczycy i z miejsca kupili sobie trzy podstarzałe zagraniczne gwiazdy (a w Sparcie chyba siedem, jeszcze droższych, ale równie zagranicznych).

Oczywiście, jedno z drugim nie musi się wykluczać, idealną sytuacją jest pełna synchronizacja – kolejne tytuły mistrzowskie oraz prymat na kontynencie plus stado doskonałych wychowanków. Ale jeśli dobrze pamiętam, w ostatnich kilkunastu latach ta sytuacja miała miejsce dwukrotnie – raz w Manchesterze United i raz w Barcelonie. Holendrzy budowali na lata, budowali na lata a teraz nie ma ich na drugim turnieju z rzędu. Po drodze mieli ogromne sukcesy – mundialowe srebro i brąz – ale w międzyczasie dostali bęcki na Euro zdobywając 0 punktów w fazie grupowej czy przegrywając z Rosją od razu po wyjściu z grupy (Rosją naturalnie od lat słynącą z programu szkolenia).

Reklama

Pewnie, łatwiej o sukcesy, gdy ma się grupę 50 klasowych zawodników – jak Niemcy czy Francuzi, tego zaś nie da się zbudować bez ogromnej pracy u podstaw. Ostatecznie jednak decyduje jedenastka, a czasem nawet mniej – spytajcie Duńczyków po ich pierwszym starciu z Lewandowskim. Nade wszystko zaś – decyduje teraz. Dziś. Czasem przy potężnym udziale farta – jak wtedy, gdy Legii trafił się Dundalk, gdy Legii trafił się Vadis, gdy Nawałce trafił się Lewandowski, gdy Polsce trafiła się Rumunia, gdy Portugalii trafiła się Walia w półfinale, gdy Ederowi trafił się jedyny udany strzał w na całych mistrzostwach akurat w dogrywce finałowego meczu.

Nie nawołuję, by przyjąć strategię: „po nas choćby potop”. Nie, bardzo fajnie, że myślimy o przyszłości. Ale nie zapominajmy, że to przede wszystkim rozrywka, dzięki której mamy się cieszyć. Skakać do góry po golach Lewandowskiego, nawet tych farfoclowatych, nawet tych szczęśliwych. A nie jeszcze w połowie wyskoku uspokajać nastroje, że „będziemy się cieszyć jak za 45 lat wychowamy sobie ośmiu takich Lewandowskich”. Tym bardziej, że pewnie przez najbliższe kilkanaście lat nie będziemy mieć nawet jednego, tak jak Portugalia nie będzie miała Ronaldo, Argentyna Messiego, a Urugwaj Suareza.

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

37 komentarzy

Loading...