Reklama

Kadra, która przyzwyczaja do luksusu. Doczekaliśmy się!

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2017, 20:29 • 4 min czytania 41 komentarzy

Za chwilę minie 11 lat od mojego debiutu na trybunach na meczu reprezentacji. Debiutu, który był możliwy tylko dzięki temu, że kadra akurat nie grzała ludzi na tyle, by zimny, październikowy wieczór chciało im się spędzać na stadionie. Nieudany mundial, nieudany start eliminacji do Euro i PZPN bał się tak przerażającej pustki na trybunach, że nawet niedawny benefis Jana Pietrzaka można by przy niej nazwać frekwencyjnym sukcesem. Bilety rozdawano za darmo po amatorskich klubach. Bardziej doświadczeni koledzy z Iskry Dretyń w jadącym z Pomorza autokarze jeszcze raz przypomnieli mi, że tę kadrę nietrudno mieć w nosie – narzucili sobie takie tempo, że sam mecz przespali na tylnich siedzeniach, bo na stadion nawet wtedy nikt by ich nie wpuścił.

Kadra, która przyzwyczaja do luksusu. Doczekaliśmy się!

Stracili tyle, że nie mieli życia na treningach przez najbliższy miesiąc. 11.10.2006. Mecz z Portugalią w Chorzowie. Cristiano Ronaldo, piekielnie zdolny, ale wtedy jeszcze kandydat na gwiazdę, wyłączony jak stare radio przez Bronowickiego. Smolarek z takim popisem, że nikt z nas nie miał wątpliwości, kim chce być w trakcie podwórkowych gierek. Kocioł Czarownic odleciał tak, że nawet trochę rozumiem tych, którzy z nostalgią mówią, że „kiedyś to na kadrze była atmosfera”.

Nie wspominam o tym, by pochwalić się stażem – wiem, że wielu z was mogłoby rozsiąść się w fotelu i opowiedzieć mi to i owo. Ale zajrzyjcie głęboko w serca i przyznajcie – debiut taki, że można się zakochać. Tylko gdybyście spytali, czy zamieniłbym się na wspomnienia z chłopakiem, który na kadrze zadebiutował dzisiaj, to chyba poszedłbym na taki układ.

Gole Smolarka za bramki Lewandowskiego. Światowiec Beenhakker za Adama Nawałkę – ciągle swojaka, który tylko na potrzeby kamer zrzucił bezrękawnik i przez ostatnie dwa lata nie powiedział ciekawego zdania. Młody i przebojowy Błaszczykowski za starszego i trochę mniej przebojowego Błaszczykowskiego. Odlatujący Kocioł Czarownic za Stadion Narodowy – tak piękny, że chciałoby się tam zamieszkać, ale jednak w trakcie meczu trzymający się ziemi. Nawet Grzegorz Rasiak, do którego ze względu na boiskową ruchliwość byłem porównywany, za Łukasza Teodorczyka.

Biorę! Gdzie mam pokwitować?

Reklama

Ta kadra jest zaprzeczeniem wszystkiego, z czym przez lata kojarzyła się reprezentacja. Romantycznych, szalonych zrywów. Meczów życia, których później nigdy nie udało się danym piłkarzom powtórzyć. Spotkań o wszystko i spotkań o honor. Momentów, do których idealnie pasowały odpalone kwadrans przed końcem „Szpakologi” i przyśpiewka „Nic się nie stało”. Niespełnionych obietnic. Ta kadra jest nawet w pewnym sensie nudna i przewidywalna. Ale paradoksalnie właśnie dzięki temu nie jest przeciętna.

Mam wrażenie, że czasem tego nie doceniamy. Może nie jesteśmy rozpieszczeni, bo taki może być kibic reprezentacji Hiszpanii po kilku złotach czy inni Niemiec, ale do pewnych przejawów piłkarskiego luksusu już się przyzwyczailiśmy. Weszlacki klasyk – tak zwyczajnie, po ludzku. Przypomnijcie sobie czasy pierwszej pracy, ten moment, w którym nie trzeba już polegać na słoikach od mamy, bo co miesiąc na konto wpada wypłata. Chyba na podobnym etapie jest dziś kibic reprezentacji – ciągle uczy się innego, ale w sumie normalnego życia. Przynajmniej  ja w ten sposób, procesem przyzwyczajania się, próbuję sobie tłumaczyć naszą skłonność do szukania dziury w całym. Do podkreślania, że na drugą wielką imprezę z rzędu jedziemy bez potrzeby bawienia się w baraże głównie dzięki wylosowaniu słabiutkiej Rumunii z pierwszego koszyka. Albo naszą wytrwałość w przypominaniu, że bez Roberta Lewandowskiego w takiej formie mielibyśmy drugą Łotwę, Słowenię, Czechy czy Ukrainę (wstaw dowolną klęskę), a nie takie zwycięstwa jak choćby to dzisiejsze z Czarnogórą. Nie jestem za tym, żeby ogłosić, iż jest pięknie i zmienić temat (szczególnie po takim meczu) – gdybym był, musiałbym się rozglądać za inną pracą. Nie szukajmy jednak problemów tam, gdzie ich nie ma.

Jasne, to nie moment na miłosne wyznania. Zaraz ktoś odkurzy Zarzecznego i powie, że „to nie czas na lizanie się po fiutach”. I będzie miał rację, bo dziś większym zaskoczeniem niż awans na mundial, byłby brak Polski wśród 32 najlepszych reprezentacji. Ale wtedy, gdy jako dzieciak byłem świadkiem pięknego zrywu w Chorzowie, nawet nie przypuszczałem, że tak szybko doczekam takich czasów.

Mateusz Rokuszewski

Najnowsze

Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
2
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Komentarze

41 komentarzy

Loading...