Reklama

Zadanie wykonane

redakcja

Autor:redakcja

05 października 2017, 20:23 • 4 min czytania 109 komentarzy

Zanim zaczniecie narzekać, że Armenię miałby obowiązek ogolić nawet wykartkowany Izolator Boguchwała, chcieliśmy przypomnieć trzy kwestie: po pierwsze, nigdy z nimi w Erywaniu nie wygraliśmy, a mierzyliśmy się za zwycięskich kampanii Engela i Beenhakkera. Po drugie, to tu poległa Czarnogóra, przez co między innymi mamy tak komfortową sytuację. Po trzecie, skoro u siebie męczyliśmy się z Armenią niemiłosiernie do ostatnich sekund, to bagatelizowanie wyjazdowego 6:1 byłoby niepoważne. Nie znaczy to, że wpisujemy ten wynik do pamiętniczka, a plakat Wolskiego dobijającego piłkę z bliska powiesimy nad łóżkiem, niemniej to był – ni mniej ni więcej – dobry mecz biało-czerwonych.

Zadanie wykonane

Kontrolowaliśmy wydarzenia boiskowe od pierwszych sekund, co należy rozumieć dosłownie, bo przecież Grosicki strzelił bramkę w drugiej minucie. Przez pierwsze minuty Ormianie wyglądali, jakby wystawili, owszem, reprezentację, ale szachistów. Po dwóch kwadransach byliśmy pewni, że to przypadkowa zbieranina, bo szachiści dzięki inteligencji zagraliby lepiej. Armenia gubiła się przy każdej naszej akcji, co chwila śmierdziało golem. Byli sparaliżowani strachem za każdym razem, gdy piłkę przejmował Robert Lewandowski. Nasz wysoki pressing sprawiał, że mieli problemy z wyprowadzeniem piłki za linię środkową, a my odzyskiwaliśmy piłkę i wyprowadzaliśmy zabójcze, szybkie ataki. Po takiej akcji padła pierwsza bramka, po takiej Zieliński został faulowany na siedemnastym metrze, co dało Robertowi Lewandowskiemu kolejną okazję udowodnić, że kadra po latach oczekiwań ma kim straszyć z rzutów wolnych. Trzeci gol to już dowód, że rywal miał w tym momencie – mówiąc kolokwialnie – tak pełne gacie, że aż zapominał reguł gry w piłkę. Armenia zagrała na tzw. podwórkowe „stare”, bramkarz złapał piłkę od obrońcy i mieliśmy pośredni na… piątym metrze.

3:0 chyba wprawiło Ormian w dobry humor. Wyluzowali się, mecz przestał przecież mieć stawkę, i tak już przegrali. Można było zagrać więc bez stresu i faktycznie, przez kwadrans do przerwy, a potem kolejne dziesięć minut, dochodzili do głosu. Ale też nie przesadzajmy, że przystawili nam wtedy brzytwę do gardła. Okej, Hambardzumjan strzelił gola po kornerze i obcince Glika, ale co więcej stworzyli? Strzał Mchitarjana z trzydziestego metra w trybuny? Zamykane w porę w polu karnym akcje, czy to przez Szczęsnego, Pazdana czy Bereszyńskiego? Przez cały mecz stworzyli może trzy przyzwoite sytuacje i koniec. Może i tak za dużo, może nasza defensywa dzisiaj może gratulować napastnikom, a nie na odwrót, ale też nie dramatyzujmy. To nie Puchar Sołtysa tylko eliminacje do mundialu, frajerów, którzy przez dziewięćdziesiąt minut nic nie stworzą już w piłce nie ma.

Natomiast my graliśmy po zmianie stron mądrze, czyli bez szarpaniny. To prawda, że w ostatecznym rozrachunku może zdecydować bilans bramek, ale nie będzie miał znaczenia jeśli odprawimy Czarnogórę z kwitkiem – istotniejsze więc od kolejnych goli było to, by grać bez kartek i kontuzji. Siłą rzeczy więc może trochę bardziej zachowawczo, może bez takiego rozmachu, który wymaga ryzyka, ale przecież… z tą samą skutecznością co na samym początku, gdy imponowaliśmy polotem. Najpierw Lewandowski dobił do pięćdziesięciu bramek dla biało-czerwonych wyprzedzając w klasyfikacji strzelców Włodzimierza Lubańskiego, potem Kuba wykonał pięćdziesiąty tego dnia udany drybling i dał bramkarzowi okazję do popełnienia błędu. Na koniec sześćdziesiąty siódmy udany rajd znakomitego dzisiaj Błaszczykowskiego, zamieszanie przed bramką i Wolski nie kalkuluje, tylko wali z całej siły prosto do siatki.

To, że Lewandowski wyrastał ponad rywali, nie było niczym zaskakującym. Świetna gra Kuby, który kręcił rywalami jak za najlepszych lat, to już inna historia. Historia wielce optymistyczna, budująca, bo przecież z jego formą, również w kadrze, bywało różnie. Dzisiaj zobaczyliśmy Błaszczykowskiego, który był motorem napędowym i mijał rywali jak tyczki. Trzeba też zauważyć niezły występ Bereszyńskiego na lewej obronie, który po prostu się sprawdził i może mieć jak w banku, że będzie uwzględniany przy obsadzaniu tej pozycji, a nie jest bez szans na pole position. Powrót Krychowiaka także był więcej niż udany, widać, że Grzesiek w WBA odtajał i wznawia karierę, także reprezentacyjną.

Reklama

O krok od Rosji jesteśmy od ładnych kilku kolejek, dzisiejszy mecz w tej materii wiele nie zmienia. Matematyka, jak nigdy, sprzyja nam. Być może już dziś, korespondencyjnie, mundial zostanie zapewniony. Ale najważniejsze jest to, że nie musimy się na nikogo oglądać – wystarczy dalej grać swoje.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
0
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup
Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
2
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Komentarze

109 komentarzy

Loading...