Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

03 października 2017, 17:59 • 7 min czytania 264 komentarzy

Ekstraklasa w sezonie 2017/2018 to twór tak pokręcony, że ociera się o sztukę nowoczesną. Patrzysz na kupę i zastanawiasz się, czy to warta miliony instalacja, czy może jednak zwykła kupa. Aż przypomina się historia sprzątaczki z muzeum we włoskim Bolzano, która nie zorientowała się, że ma przed sobą dzieło sztuki i po prostu posprzątała z podłogi te wszystkie farfocle.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Jest dziwnie, wszystko stoi na głowie. W roli trenerów zatrudnia się ludzi, którzy nigdy wcześniej trenerami nie byli, przy czym nawet takie posunięcia można pięknie wytłumaczyć naiwniakom, widzącym w każdej zmianie zmianę na lepsze. Jeden klub oficjalnie ogłasza, że od teraz nie będzie wypłacał całych pensji, tylko połowę, co przecież jest powodem do wstydu, a nie chwały. Za połowę pensji piłkarze powinni grać połówki meczów – co pewnie nie miałoby wielkiego wpływu na końcowe rezultaty, ale jak ktoś chce lepszych rezultatów, to niech sobie kupi lepszych piłkarzy. W całym środku cyklonu uaktywniają się kibice, którzy uważają, że najbardziej pomogą drużynie spuszczając jej wychowawczy łomot, na co klub odpowiada oświadczeniem, z którego da się wywnioskować, że ów łomot nie spotka się z wielkimi konsekwencjami, bo przecież czasami emocje biorą górę. Gdyby standardy z piłki przenieść na inne dziedziny życia, pracownikowi stacji benzynowej w Szczecinie obcięto by pensję o połowę, gdyby nie sprzedał zakładanych ilości płynu do spryskiwaczy, natomiast w Warszawie zostałby on pobity.

Zacznijmy od tego ostatniego zdarzenia. Mistrz Polski rozsypał się jak domek z kart, na każdym poziomie. Po ostatnich wydarzeniach miałem ochotę zaapelować, by do dymisji podał się szef ds. bezpieczeństwa, ale przypomniałem sobie, że przecież zrezygnował z pracy pod koniec sierpnia. Legia nie jest już ani potęgą sportową, ani organizacyjną, oczywiście zaraz ktoś napisze, że się uwziąłem na Dariusza Mioduskiego, ale nie jest moją winą, że aktualnie wyobrażam go sobie mniej więcej tak…

giphy

Piłkarze zostali pozostawieni sami sobie, ktoś zaraz powie, że na to zasłużyli, ale ja jestem dziwnie przekonany, że oni naprawdę woleliby wygrywać, zarabiać więcej, dostawać powołania do kadry, walczyć o transfery do lepszych lig, a nie przegrywać, zarabiać mniej i zamiast powołań dostawać wpierdol. Mówiąc krótko – o niczym tak nie marzą, jak o wyjściu z kryzysu, ale nie pomaga im w tym zupełnie nikt. Ani kibice, ani trener, ani klub. Wszyscy równocześnie uznali, że najlepsza będzie metoda kija, bo na pewno nie marchewki, a być okładanym trzema kijami z trzech różnych stron to żadna przyjemność. Owszem, nawet na dziecko czasami trzeba podnieść głos, ale permanentne wyżywanie się do niczego dobrego nie zaprowadzi. A aktualnie na piłkarzach wszyscy się wyżywają. Czytam, że są wkładami do koszulek, gównem, podrzędnymi kopaczami niegodnymi podania ręki, złodziejami (niepotrzebne skreślić). To nawet zabawne, że za chwilę znowu mogą być wielkimi panami piłkarzami z odkrytego autobusu, wystarczy że wygrają dziesięć meczów z rzędu, co przecież może się zdarzyć.

Reklama

Szkoleniowiec wręcz szczuje, opowiada, że został zdradzony, rzuca pod publiczkę teksty o panienkach. Nie uważam – mimo że to dość powszechny pogląd – że trener nie ma prawa krytykować publicznie zawodników, nie dostrzegam w tym nic złego, natomiast wypada się zastanowić jaki trener i w jakich okolicznościach. Czy ktoś, kto dostał pierwszą tego typu robotę w życiu powinien zachowywać się w ten sposób na dzień dobry? Czy może tym ostrzejszy i swobodniejszy w publicznych sądach możesz być, im większy masz dorobek i bogatszą historię? Gdy Giovanni Trapattoni na konferencji atakował swoich zawodników, był jednak słynnym na cały glob Trapattonim, a nie Romeo Jozakiem z akademii Dinama. Czy się to komuś podoba, czy nie, tak już ten świat został skonstruowany i pięknie zamyka się to w starym powiedzonku: co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie.

Kibice czują się zdradzeni, Jozak czuje się zdradzony, a moim zdaniem przede wszystkim zdradzeni zostali piłkarze. Każe im się słuchać tych wszystkich durnych pioseneczek o byciu na dobre i na złe, chociaż wiadomo, że tylko na dobre, a jeśli na złe, to jedynie przez momencik. Jak klub wygrywa to kibice są we własnym mniemaniu współautorami tych zwycięstw (my, my, my), ale do porażek nie przyznają się nigdy (wy, wy, wy). Jozak mówiący o zdradzie, kompromituje się. A opowiadając o tym, że trzeba sprawdzić, którzy piłkarze są w stanie psychologicznie unieść grę dla Legii, kompromituje się totalnie. Ma zawodników, którzy wielokrotnie wygrywali ligę, a traktuje ich jak amatorów z Puszczy Niepołomice. W rzeczywistości jedyną niezweryfikowaną osobą w kwestii wytrzymałości psychicznej jest sam trener. Niewykluczone, że właśnie ten test oblewa.

Piłkarze zdradzeni zostali przez Jozaka także na parkingu. Sytuacja była trudna, dla każdego szkoleniowca niekomfortowa, wręcz była jedną z tych beznadziejnych. Ale właśnie w takich beznadziejnych chwilach czasami może urodzić się coś dużego. Mógł Jozak w to mocno wkroczyć? Mógł. Może by dostał w łeb? Może by dostał. Ale od poniedziałku Jozak z podbitym okiem miałby w szatni sto razy większe poważanie niż Jozak bez podbitego oka. Tam mogła narodzić się drużyna – z trenerem jako jej nie tylko członkiem, ale wręcz liderem – na nowo. Nie narodziła się, a wręcz przeciwnie: zdegradowała. Czy mam pretensje do trenera, że nie stanął tam w pierwszej linii? Nie, nie musi być kozakiem, raczej widzę w tym element utraconej na zawsze szansy.

Piłkarze zostali zdradzeni także przez klub. Te wszystkie poprzednie bzdury – typu odbieranie wejściówek na strefę VIP, przekwaterowanie do gorszego hotelu, czy zamrażanie wyjściowek – to, no właśnie, bzdury. Natomiast oświadczenie, w którym napastnicy z parkingu nie zostają jednoznacznie i stanowczo potępieni, to właśnie zdrada. Oczywiście wiem, z czego ona wynika i co ma na celu. Klub panicznie boi się konfliktu z kibicami, bo tylko tego brakuje na Łazienkowskiej do totalnej katastrofy i trzeba iść na zgniłe kompromisy. Jakoś się to nie komponuje ze słowami Mioduskiego sprzed kilku miesięcy o zmianie polityki wobec fanów, gdyż poprzednia była zbyt łagodna. Ale wiadomo – powiedzieć można wszystko, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej. Co innego, gdy potem życie powie „sprawdzam”.

*

– Hej, bronisz piłkarzy, to powiedz dlaczego tak źle grają, co?

Reklama

W tym właśnie rzecz, że w piłce czasami… nie wiadomo. Może wymyślić sto różnych uzasadnień, a na koniec prawdziwa jest tylko jedna odpowiedź: nie wiadomo. Znacznie lepsze drużyny od Legii znienacka się zacinały i nikt nie potrafił tego racjonalnie wytłumaczyć.

Zresztą z tego co widzę, sami kibice miotają się w swoich teoriach. Jednego dnia winny jest trener od przygotowania fizycznego i to przez niego piłkarze nie biegają, ale już dzień później czytam, że nie biegają, ponieważ im się nie chce.

Czasami jest tak, że w człowieku coś wewnątrz gaśnie. Ale raczej rzadko wówczas skutkuje metoda kopa w dupę. Wręcz uznałbym ją za przeciwskuteczną.

*

Dariuszowi Mioduskiemu, mimo licznych błędów, współczuję pod tym względem, że takie właśnie parkingowe starcia bywają kluczowe, gdy w klubie miałby pojawić się kolejny inwestor. To nie przegrane mecze, ale tego typu bitki odstraszają kapitał od polskiej ligi.

*

A tak w ogóle – ten autokar nie miał prawa dojechać na Łazienkowską. Nigdy nie uwierzę, że klub nie wiedział o komitecie powitalnym. Należało zadzwonić do kierownika drużyny i powiedzieć: – Wysadźcie piłkarzy w centrum miasta, niech jadą do domów taksówkami.

Kilka dni później sytuacja w naturalny sposób sama by się rozładowała. Wystarczyła odrobina pomyślunku, przewidywania, rozsądku.

*

Największa błazenada dla mnie to jednak Pogoń. O ile kibice na całym świecie nie słyną z chłodnych głów, o tyle od prezesów można tego wymagać. W Szczecinie kuriozum: działacze ogłosili, że ucinają pensje piłkarzom, żeby się przypodobać publice, ale publika pyta – czy wy jesteście normalni?

Każdy wie, że Pogoń będzie musiała wypłacić wszystko co do złotówki i niech się cieszy, jeśli bez odsetek. Jak trzeba będzie, bo Komisja Licencyjna pogrozi palcem, to prezes tę forsę przyniesie w zębach. Co więc ma na celu tego rodzaju komunikat? Przecież to nic innego jak informacja zamieszczona w ogólnopolskich mediach: „Nazywamy się Pogoń Szczecin, nie jesteśmy godni zaufania, bo nie wywiązujemy się z umów i dobrze nam z tym”.

Jeśli ta liga ma być odrobinę poważniejsza, bo poważna chyba już nie będzie, to z miejsca Ekstraklasa SA czy PZPN powinna zapukać do Pogoni i zapytać: – Halo, co wy wyprawiacie? Dlaczego ośmieszacie te rozgrywki? Dzisiaj oszukani będą piłkarze i trenerzy, a jutro kto? Sponsorzy?

Pogoń od kilku lat buduje i buduje, tylko jakby nie w tę stronę. Sportowo coraz gorzej, organizacyjnie jak widać nie lepiej. Jak to ładnie ujął Maciej Szczęsny: – Chcieli zbudować wieżowiec, ale niechcący wyszło im molo.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
5
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

264 komentarzy

Loading...