Reklama

„To będzie ten sezon!” dawno nie brzmiało tak przekonująco

redakcja

Autor:redakcja

28 września 2017, 12:14 • 4 min czytania 17 komentarzy

„Wreszcie przestaniemy się kompromitować i zaczniemy zwyciężać”. „Jeśli nie teraz, to kiedy?”. „Poprzednim razem była kicha, ale w tym roku? Maszerujemy prosto do celu”. W Anglii, ojczyźnie futbolu, takie stwierdzenia padają w stosunku do reprezentacji przed każdym wielkim turniejem. W odniesieniu do klubów – dwa razy częściej częściej, bo każdego roku, gdy zaczyna się Liga Mistrzów. Parę lat temu nikt z podobnych słów, padających w stosunku do ekip z Londynu, Manchesteru czy Liverpoolu, kpić nie śmiał. Toć spośród ośmiu kolejnych finałów gry o Złotego Graala europejskiej piłki klubowej, tylko w jednym zabrakło przedstawiciela Premier League. Ale od jakiegoś czasu brzmią one jak marzenia ściętej głowy. Czcze życzenia, które prędzej niż realizacji, doczekają się ironicznych uśmieszków. Bezgłośnego pokpiwania towarzyszącego już wyłącznie grzecznościowemu potakiwaniu.

„To będzie ten sezon!” dawno nie brzmiało tak przekonująco

W tym roku Anglicy w wyznaczaniu swoich celów mogli jednak być śmielsi niż kiedykolwiek. W końcu do Ligi Mistrzów wystawili aż pięciu reprezentantów. Oprócz najlepszej czwórki poprzedniego sezonu, również triumfatora Ligi Europy, Manchester United. Z jednej strony dostali o jedną więcej szansę na sukces, z drugiej – o jedno więcej przykre wspomnienie, gdyby raz jeszcze najważniejsze rozstrzygnięcia dokonywałyby się bez ich udziału.

Bo przecież znają to doskonale. W ostatnich pięciu latach, a więc w czasie, kiedy Hiszpanie wprowadzili swoje drużyny do półfinałów dziesięciokrotnie, a Niemcy pięciokrotnie, Premier League swojego przedstawiciela w najlepszej czwórce Europy miała tylko dwa razy. Tak jak Włosi, z tą różnicą, że Juventus dwukrotnie przedzierał się do meczu o puchar, natomiast ani Chelsea w 2014, ani Manchesterowi City w 2016 roku ta sztuka się nie udała.

Trudno w to uwierzyć, ale Anglicy w ostatnich pięciu sezonach pięć razy kończyli z kolei swój udział już po fazie grupowej. Jedenastokrotnie odpadali po pierwszym dwumeczu fazy pucharowej. I tylko cztery razy zaszli do najlepszej ósemki. Tylko raz z większą niż jednoosobowa reprezentacją.

Zrzut ekranu 2017-09-28 o 10.00.23

Reklama

Rokrocznie słyszymy, że angielskie kluby przystępują do Champions League silniejsze niż w poprzedniej edycji. Gotowe, by znów zmienić układ sił na Starym Kontynencie, przywrócić lidze angielskiej koronę dla najsilniejszych rozgrywek Europy – i pewnie świata – którą cztery lata temu straciła w rankingu UEFA na rzecz Hiszpanów. A jednak wielkie plany kończą się w większości na najlepszej szesnastce, gdy przedstawiciele La Liga wciąż jeszcze nie są zmuszeni do wrzucania najwyższego biegu.

Dlaczego więc w tym sezonie miałoby być inaczej? Choćby dlatego, że o ile dobrego początku fazy grupowej nie ma co nadinterpretować, o tyle w żadnym z pięciu poprzednich, tak źle wspominanych przez Anglików, sezonów, drużyny z Premier League nie punktowałyby tak solidarnie i tak konsekwentnie.

Zrzut ekranu 2017-09-28 o 09.58.50

Gdyby nie marne wyniki Liverpoolu – bo tak trzeba odbierać 2:2 u siebie z Sevillą i przede wszystkim wyjazdowe 1:1 ze Spartakiem w Moskwie – dziś mówilibyśmy o stuprocentowej skuteczności. O punktowaniu, którego pozazdrościć mogą praktycznie wszystkie inne europejskie nacje.

Zrzut ekranu 2017-09-28 o 11.13.09Okej, wszystkie poza Turkami, ale idziemy o zakład, że zamieniliby jeden Besiktas na pięć ekip punktujących na poziomie Anglików.

Warto też przypomnieć, że ostatni naprawdę udany sezon Anglików – 2008/09 – kiedy do półfinału wprowadzili aż trzy swoje ekipy: Manchester United (późniejszego finalistę), Arsenal oraz Chelsea, zaczął się dla nich bardzo podobnie. Bo wszyscy po dwóch kolejkach mogli się legitymować statusem niezwyciężonych. Razem z czwartym ówczesnym reprezentantem, Liverpoolem. „The Reds”, wyeliminowani zresztą w ćwierćfinale przez Chelsea, mieli w tym czasie komplet sześciu „oczek” na koncie, pozostali przedstawiciele Premier League – po cztery. Dość powiedzieć, że aż do finału z Barceloną, przegranego przez United 0:2, żadna angielska ekipa nie poległa w fazie pucharowej w pojedynczym starciu z rywalem z innego kraju:

Reklama

– Manchester United zremisował i wygrał z Interem, zremisował i wygrał z Porto
– Arsenal wygrał i zremisował z Romą, zremisował i wygrał z Villarreal
– Liverpool dwa razy wygrał z Realem
– Chelsea wygrała i zremisowała z Juventusem, dwa razy zremisowała z Barceloną (odpadła w myśl zasady goli strzelonych na wyjeździe)

Nie będziemy oczywiście na podstawie dwóch pierwszych kolejek fazy grupowej wyrokować, że sezon 2017/18 będzie tym, w którym Anglicy przypuszczą najbardziej udany od lat szturm na europejski tron. Zbyt wiele tej piłkarskiej nacji przydarzyło się mniej lub bardziej komicznych upadków, gdy tylko przychodziło sprawdzić się z rywalem spoza Wysp. Ale choć słowa „to będzie ten sezon!” co roku na starcie Ligi Mistrzów brzmią w ich ustach dość przekonująco, by później okazać się tylko niewiele wartą mrzonką, dziś wreszcie dysponują większą siłą perswazji niż zwykle.

SZYMON PODSTUFKA

Najnowsze

Ekstraklasa

Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Szymon Janczyk
0
Abramowicz o kryzysie Radomiaka: Nasza tożsamość jest niewyraźna, a balans zachwiany

Anglia

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Anglia

Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Bartosz Lodko
6
Kluby z niższych lig sprzeciwiają się zmianom w FA Cup

Komentarze

17 komentarzy

Loading...