Reklama

Jak co okienko… Zawiedzione nadzieje Polaków?

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2017, 09:28 • 11 min czytania 29 komentarzy

Rok temu letnie okienko transferowe było dla fanów polskiej piłki jak spełnienie wcześniej nieosiągalnych marzeń. Nasi reprezentanci stanowili jeden z najbardziej gorących towarów lata, po udanym Euro 2016 zostali wręcz rozkupieni przez jedne z najsilniejszych klubów sezonu 2015/16. Hitem transferowym było zatrudnienie Grzegorza Krychowiaka przez PSG, ale głośno było także o kupnie dwóch Polaków przez Napoli, o ściągnięciu Kamila Glika do AS Monaco, czy Bartka Kapustki do mistrza Anglii, Leicester City. Maciej Rybus poleciał do Lyonu, Karol Linetty do Genui. My zaś świętowaliśmy – bo inaczej wygląda reprezentacja ze stoperem z Torino i pomocnikiem z Sevilli, a inaczej taka z duetem z dwóch najlepszych klubów ligi francuskiej. 

Jak co okienko… Zawiedzione nadzieje Polaków?

Szybko okazało się, że nie wszystko będzie tak kolorowe, jak początkowo się wydawało. Że Krychowiak jednak nie zostanie księciem Paryża, który na stałe zagości za plecami Cavaniego czy Di Marii. Że Rybus nie będzie miał okazji dogrywać Fekirowi i Lacazette’owi, że Kapustka Premier League będzie oglądał z podobnych pozycji jak my – siedzącej przed telewizorem, bądź w najlepszym wypadku siedzącej na trybunach.

To była dla nas wszystkich solidna nauczka i zimny prysznic na rozgrzane głowy. Oczywiście, Glik jest dziś jednym z lepszych stoperów w Europie, Zielińskim zachwyca się połowa Italii, ale ogółem otwieranie szampanów po – wydawałoby się – całkiem logicznych transferach było przedwczesne.

Dlatego też na obecne okienko patrzyliśmy z umiarkowanym entuzjazmem, starając się studzić emocje związane z transferami polskich zawodników. Znów bowiem mieliśmy kilka świetnie wyglądających „na papierze” transakcji, które z czasem mogą się okazać równie udane jak przygoda Kapustki z Leicester City. Za nami kilka kolejek właściwie w każdej lidze, sprawdźmy więc, czy gdzieś można już powoli mówić o udanym dealu, gdzie z kolei zaczynamy się powoli niepokoić przyspawaniem do ławki rezerwowych.

Grzegorz Krychowiak (WBA)

Reklama

Prawdopodobnie najważniejszy w kontekście reprezentacji Polski transfer tego okienka. Grzegorz Krychowiak opuszczający swój ciepły, piękny i elegancki Paryż na rzecz prowincji znanej z wytapiania stali. Krychowiak opuszczający dream team z Mbappe, Neymarem czy Verrattim na rzecz ekipy z Jonnym Evansem i Garethem Barrym. Trochę „make or break” – bo nasz pomocnik nie zszedł o dwa schodki niżej, raczej zjechał windą o kilka pięter. Sami kibice WBA nie mogli uwierzyć, że przychodzi do nich ktoś z tak kozackim CV. Gdyby Krychowiak nie odpalił na przedmieściach Birmingham, trudno byłoby uwierzyć w jego odrodzenie w jakimkolwiek innym miejscu.

Transfer Krychowiaka miał miejsce pod koniec okienka, więc nie ma sensu w tej chwili silić się na jakieś głębsze analizy jakości jego gry w WBA. Na razie jednak – po fatalnym ubiegłym sezonie oraz przebywaniu poza kadrą PSG przez całe wakacje – należy cieszyć się, że w ogóle mówimy o „analizie gry”. Analizie gry. Czyli gra. To już sporo, bez wątpienia, a dodajmy – wszedł do składu właściwie z marszu, od razu po przerwie na kadrę. 90 minut z Brighton. 90 minut z West Hamem United. Po pierwszym meczu Tony Pullis przekonywał, że już jest nieźle, a będzie dużo lepiej – Krychowiak na tle słabo grających kolegów prezentował się całkiem rozsądnie. W drugim spotkaniu, z WHU, był już jednym z najlepszych na murawie – Daily Mail wybrało go piłkarzem meczu, lokalna prasa oceniała w okolicach noty 7/10, whoscored.com wyceniło na 6.9, drugi wynik w zespole gospodarzy. Wszystko wskazuje na to, że będzie grać od deski do deski, stanowiąc w miarę mocny punkt dość średniej drużyny.

Wojciech Szczęsny (Juventus)

U Wojciecha Szczęsnego wszystko przebiega zgodnie z planem. Od jego przybycia do Turynu Juventus zagrał 6 spotkań, w pięciu z nich bramki „Starej Damy” bronił Gianluigi Buffon, w szóstym – polski golkiper. Szczęsny zachował czyste konto, nie miał nawet zbyt wielu okazji do popisów – dwie parady po dość prostych strzałach, jedno fajne wyjście do dośrodkowania, sporo gry piłką ze stoperami, niewiele więcej.

Plus jest taki, że tutaj od początku wiedzieliśmy, czego oczekiwać. Kilkunastu spotkań w sezonie i terminowania u boku Buffona, które – miejmy nadzieję – w przyszłym sezonie okaże się kluczowe przy wyborze jego następcy.

Reklama

Jan Bednarek (Southampton)

Tutaj sytuacja jest zdecydowanie bardziej skomplikowana. Od transferu Bednarka do Southamptonu wszystko układa się nie po jego myśli. Najważniejszy stoper, Virgil van Dijk, którego utrzymanie w kadrze wydawało się praktycznie niemożliwe, ostatecznie spędzi jesień w nowym klubie byłego lechity. Czyli jedno z dwóch miejsc na środku obrony właśnie zostało dla Bednarka zamknięte na trzy spusty. Co gorsza – w międzyczasie ściągnięto z Lazio Wesleya Hoedta. Na dobrą sprawę Bednarek, który przy pomyślnych wiatrach mógłby być pierwszym do wejścia, spadł w hierarchii na jakieś piąte miejsce – bo przed nim są jeszcze Maya Yoshida i Jack Stephens. Na poprawę sytuacji wychowanka Akademii Lecha Poznań nie wpłynęły też jego dotychczasowe występy – 73 minuty w przegranym meczu EFL Cup oraz przerżnięty 0:4 mecz z Aston Villą w ramach rozgrywek U-23. W tym ostatnim meczu partnerem Bednarka był zresztą… van Dijk właśnie, powoli powracający do składu.

O ile jednak van Dijk z meczu U-23 przewędrował do Premier League, gdzie zagrał już końcówkę z Crystal Palace i zapewne niedługo wróci do pierwszego składu, o tyle Bednarek pozostaje poza kadrą. Martwi jednak przede wszystkim niewielkie pole manewru – bo konkurenci wyglądają przynajmniej na ten moment na kompletnie nieosiągalnych. Pocieszenie? Sezon jest długi, a po drodze ma jeszcze zimowe okienko transferowe.

Bartosz Kapustka (Freiburg)

Kapustka nie czekał na jakieś kwadratowe jaja w Leicester City i już w połowie lipca zawinął się do Niemiec. To dawało powody do optymizmu – myśleliśmy, że młody Polak tak wcześnie dołączając do drużyny będzie od początku dostawał sporo szans, szczególnie że Freiburg Bayernem nie jest i na skrzydłach żadnych Robbenów nie posiada. Zadebiutował już w pierwszej połowie sierpnia, zastępując w końcówce Janika Haberera w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec. Wydawało się, że kwestią czasu są minuty w Bundeslidze, a potem może i pierwszy skład. Niestety, mijały tygodnie, a Kapustka za sukces musiał uznać złapanie się do kadry na mecz z Borussią Dortmund. Z BVB czerwoną kartkę złapał jednak Yorick Ravet i debiut w najwyższej niemieckiej lidze znacznie się przybliżył.

Zgodnie z oczekiwaniami, Kapustka pojawił się na 20 minut przed końcem spotkania z Bayerem Leverkusen, zmieniając Marco Terrazzino. Niestety dla Freiburga – mecz już od dłuższego czasu był rozstrzygnięty, po 35 minutach gospodarze prowadzili 3:0. Niestety dla Kapustki – już w przerwie na boisku pojawił się Ryan Kent, człowiek równie młody (no dobra, półtora miesiąca starszy), który do klubu przyszedł dopiero 31 sierpnia. Czy to oznacza, że Polak w tej hierarchii jest niemalże ostatnim skrzydłowym do wejścia? Unikajmy dużych słów, ale właśnie mijają pełne dwa miesiące od transferu, a Kapustka rozegrał w dorosłej drużynie 29 minut…

Dawid Kownacki (Sampdoria)

Gol z Foggią w Pucharze Włoch miesiąc temu i… zero minut od tego czasu. Przynajmniej „Kownaś” ma fajne towarzystwo na ławce, zdarzało się, że siedzieli we trójkę, z Karolem Linettym i Bartoszem Bereszyńskim. Tutaj jednak jesteśmy dalecy od lamentu – w Sampdorii atak jest dość mocno obsadzony, Fabio Quagliarella strzelił 4 gole w 3 meczach ligowych, swoje dorzucili Caprari i Zapata. Kownacki ma jeszcze czas, a przede wszystkim – ma od kogo się uczyć. Jego pozycja jest zupełnie jasna i trochę przypomina nam – zachowując proporcje – Szczęsnego. Niby mało gry, ale to wliczone w koszta. Przecież 34-letni Quagliarella w końcu się zmęczy. Co w takim razie odróżnia Kownackiego od Kapustki? On już swoje zagrał i strzelił w seniorach, ma za sobą świetny sezon, w którym dość regularnie grał. Potrzebuje spokoju i dalszej pracy z fachowcami, dopiero z czasem zacznie mu brakować minut i ogrania. Kapustka po kompletnie straconym roku w Leicester City potrzebuje gry jak tlenu.

Maciej Rybus (Lokomotiv)

Po prostu – bardzo dobra zmiana. Ze sporadycznej gry dla Lyonu do regularnych występów od początku do końca dla jednej z aktualnie najlepszych rosyjskich drużyn. Lokomotiv ruszył z kopyta, z 9 spotkań wygrał 6, przegrał tylko raz, w dodatku dość niespodziewanie, z Tosnem. Rybus od powrotu do Rosji opuścił tak naprawdę jeden mecz – z Achmatem, po powrocie ze zgrupowania kadry. 20 punktów, miejsce na podium, sam „Rybka” z pozytywnymi recenzjami. Gość jest jednak skrojony pod tamten klimat i aż szkoda, że na rok opuścił go na rzecz trybun stadionu Olympique.

Mariusz Stępiński (Chievo)

Niemcy, Francja, Włochy. Stępiński kolekcjonuje bardzo fajne miejsca do gry, gorzej z samą grą. Na razie opuścił mecze z Juventusem i Atalantą, ale jako że do Chievo dołączył dopiero w ostatnim dniu okienka, nie ma jeszcze powodów, by załamywać ręce. Za chwilę minie jednak miesiąc w nowym klubie, już trzecim zagranicznym w jego karierze. Na zegarze 22 lata, z jednej strony wciąż nie tak wiele, z drugiej – rok starszy Milik jest w kompletnie innym miejscu. Aha, Paweł Jaroszyński w tym samym klubie jeszcze nie powąchał murawy.

Mateusz Klich (Leeds)

W Championship sezon jest tak długi, intensywny i wyniszczający, że nawet zawodnicy z numerami 20-22 na drużynowej drabince nie są skazani na wieczne ogrzewanie krzesełek przy linii bocznej. Słynna rotacja na ten moment niestety nie obejmuje Klicha. Leeds United zagrało z nim w kadrze już 8 spotkań ligowych, Polak pojawił się na boisku dwukrotnie, raz na osiem, raz na 34 minuty. Chyba nie zachwycił, bo po przerwie na reprezentację w ogóle wyleciał poza kadrę. Inna sprawa, że w meczach, w których zagrał (doliczając dwa spotkania pucharowe) Leeds zaliczyło imponujący bilans 4-0-0 z golami 16:2. Rozważylibyśmy na miejscu angielskiego klubu, czy nie wpuszczać Klicha choćby w charakterze talizmanu.

Bartosz Salamon (SPAL)

A tu mamy bardzo przyjemna niespodziankę. Salamon właściwie od razu po zmianie klubu przebił się do pierwszego składu SPAL, którego na razie jeszcze nie oddał. 90 minut w wygranym meczu z Udinese, 90 minut z Interem, wreszcie 90 minut ze swoim niedawnym pracodawcą z Cagliari. Co prawda wyniki SPAL notuje dość średnie – ostatnie dwa spotkania przegrał 0:2, ale w ramach pocieszenia – Salamon jest praktycznie najlepszym z trzech stoperów. Podczas gdy Vicari i Vaisanen są dość elektryczni, Salamon wprowadza spokój i wyprowadzanie piłki. Z Interem na przykład w pojedynkę zaliczył tyle podań (56), co dwóch pozostałych stoperów razem wziętych. Na whoscored to nota 7,4, najwyższa w jego zespole, najlepiej notowany był też w meczu z Cagliari.

Może i SPAL to nie jest marka, która wywołuje w nas przyspieszone bicie serca, ale to nadal Serie A, gra przeciw najlepszym włoskim napastnikom i rywalom pokroju Napoli czy Juve. W kontekście ostatnich słabszych meczów Michała Pazdana… A zresztą. Pożyjemy, zobaczymy. Wejście ma całkiem fajne.

Jacek Góralski (Łudogorec)

No gra sobie, ten nasz Jacek. Ostatnio 77 minut w Lidze Europy przeciw Basaksehirowi, wcześniej wystąpił od pierwszej minuty w 3 z 6 meczów kwalifikacji LE oraz w 3 z 6 meczów ligowych (w czwartym wszedł na końcówkę). Chyba nie będzie problemów z ograniem, bardziej zastanawiamy się nad poziomem ligi bułgarskiej. Inna sprawa, że po demolce ostatnich miesięcy w Ekstraklasie (wyprzedaż najlepszych zawodników, kompromitacje w pucharach, fatalne i nudne mecze) na awans sportowy wyglądałaby nawet zmiana ligi na zaplecze maltańskiej Premier League.

Tomasz Kędziora (Dynamo)

Nie wygląda to źle. 23-letni obrońca gra w miarę regularnie, z naciskiem na słowo „w miarę”. W kwalifikacjach do europejskich pucharów zagrał dopiero w ostatnim spotkaniu, z Maritimo, ale za to decydującym i wygranym 3:1. Wcześniej obserwował z ławki dwumecz z Young Boys i pierwszy mecz z Portugalczykami (zremisowany bezbramkowo). Niestety, opuścił też mecz w LE ze Skenderbeu. W lidze wygląda to lepiej – zagrał 90 minut w 5 z 9 spotkań, przypuszczamy, że część opuszczonych mogła mieć związek z występem w LE. Na korzyść Kędziory działa też fakt, że z nim na boisku (5 spotkań) Dynamo straciło dopiero dwa gole, wygrało też 4 spośród tych 5 meczów.

Jakub Rzeźniczak (Karabach)

Jakub Rzeźniczak przeszedł zwycięskim krokiem całą ścieżkę eliminacji do Ligi Mistrzów, czego ukoronowaniem było zwycięskie 1:2 w Kopenhadze i nagroda za ten występ – zaszczyt gry z Chelsea na Stamford Bridge. Liga? Trochę odpoczynku po pucharach, trochę gry. Ten transfer miał być jednak wygrzewaniem dolnej części pleców w egzotycznej lidze za niezłą pensję. Okazało się tymczasem, że Karabach odprawił zespół Sheriffa (ten, który ograł Legię) a potem awansował do elity (w której polskiej drużyny brakło). Czyli innymi słowy – Rzeźniczak zaliczył awans sportowy. Nie tylko dlatego, że gra częściej, ale też… w drużynie w tym momencie lepszej od Legii.

Artur Sobiech (Darmstadt)

Wszystkie mecze od pierwszej minuty, najpierw nieśmiałe asysty (dwie w pięciu meczach), po czym popis z Arminią Bielefeld, w którym zaliczył gola i asystę (nota 2,5 od Kickera, niższą, czyli lepszą dostał tylko Kevin Grosskreutz). Do tego bramka w Pucharze Niemiec. Aż szkoda, że to tylko 2. Bundesliga, z drugiej strony – Darmstadt jest na drugim  miejscu i pozostaje jednym z faworytów do awansu.

Radosław Murawski (Palermo)

Na koniec zostawiliśmy przyjemne zaskoczenie. Radosław Murawski nie tylko wprowadził się do Palermo pucharowym golem z Francavillą, ale też wziął udział we wszystkich dotychczasowych meczach sycylijskiego klubu. Co prawda to głównie końcówki, ale z Brescią zagrał pełne 90 minut, w ostatniej kolejce zaś, przeciw Fogii, zdążył w niecały kwadrans zdobyć bramkę na wagę wyjazdowego punktu.

W Palermo mamy też Dawidowicza i Szymińskiego. Pierwszy zagrał jak dotąd tylko raz – pełen mecz z Brescią, drugi dwa razy – po 90 minut ze wspomnianą Brescią i Spezią Calcio. Przyzwoity dorobek, biorąc pod uwagę, że Serie B ma za sobą dopiero 4 kolejki.

***

Jakieś szersze wnioski? Wygląda na to, że doświadczeni reprezentanci znający swoją wartość zmienili kluby na bardziej odpowiednie dla ich rozwoju. Dotyczy to Grzegorza Krychowiaka i Macieja Rybusa, ale też Jacka Góralskiego czy Tomasza Kędziory. Problem jest z tymi, którzy mają stanowić przyszłość – czyli z Kapustką, Stępińskim czy – przede wszystkim – Bednarkiem. Pozostali radzą sobie ze zmiennym szczęściem, ale też albo niewiele już od nich oczekujemy (Klich, Rzeźniczak), albo wciąż stanowią zagadkę i melodię przyszłości (Salamon, Murawski, Kownacki). Czy więc to było dobre okienko dla Polaków i polskich kibiców, szczególnie tych nerwowo ściskających kciuki przy meczach drużyny Adama Nawałki? Parafrazując trochę amerykańskie hasła dotyczące przemysłu motoryzacyjnego z Detroit – w obecnej sytuacji wydaje się, że co jest dobre dla Krychowiaka, jest dobre dla reprezentacji. I to właśnie dalsze losy Krychowiaka w WBA będą określać, czy lato 2017 było dla Polaków udane, czy jednak nie.

Najnowsze

Polecane

Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Jakub Radomski
2
Grają o mistrzostwo w szkolnej hali. ”Słyszę to od 10 lat. To musi się zmienić”

Stranieri

Komentarze

29 komentarzy

Loading...