Reklama

Karabach przyjmuje szóstkę od Chelsea. Rzeźniczak najlepszym z najgorszych w obronie

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2017, 23:42 • 7 min czytania 24 komentarzy

Przed wznowieniem Ligi Mistrzów poza toną entuzjazmu mieliśmy też momenty trochę dziadowskiego mruczenia pod nosem. Że w sumie faza grupowa przewidywalna, że przecież dysproporcje zbyt wielkie, że niewielu równorzędnych rywali. Tak było choćby z meczem Manchesteru United, tak było z PSG, wreszcie i tak było z Chelsea, która przyjęła dzisiaj na Stamford Bridge absolutnego debiutanta z Azerbejdżanu. Gospodarze wygrali wysoko, nie dali Karabachowi żadnych, ale to żadnych szans. Atakowali pole karne Karabachu jak dzieci fabrykę czekolady Willy’ego Wonki. Jeśli mielibyśmy wspomnieć ostatni tak jednostronny mecz, byłby to blamaż Legii z Borussią, czyli 0:6 na ponowne przywitanie Ligi Mistrzów w Polsce.

Karabach przyjmuje szóstkę od Chelsea. Rzeźniczak najlepszym z najgorszych w obronie

Tutaj wszystko wyglądało identycznie, nawet wynik się zgadza. Zaczęło się od rzutu rożnego, podczas którego w polu karnym Karabachu znalazło się ich 11 piłkarzy. A po co pchać się tam, gdzie nie można podrapać się po nosie, bo jest aż tak ciasno? Dlatego Chelsea rozegrała rożny krótko, a Pedro dostał podanie przed pole karne, skąd – w ogóle niekryty, bo i przez kogo? – uderzył w okienko bramki Sehicia. Za to na 2:0 bramkę kolejki (?) Ligi Mistrzów zdobył Zappacosta oddając niesygnalizowany strzał z prawego skrzydła. Inna sprawa, że był to centrostrzał a’la Tomasz Brzyski i nie wiemy, czy była to przypadkiem po prostu bardzo nieudana centra… Kolejne gole padały już bez przesadnej napinki z którejkolwiek strony – przy 2:0 ani Chelsea, ani Karabach nie miały złudzeń, co do dalszego ciągu tej zabawy, The Blues po prostu zdobywali kolejne bramki przy symbolicznym oporze gości.

Czy Karabach zdziałał cokolwiek z przodu? Pedro Henrique robił dużo szumu. Sprawiał spore problemy Marcosowi Alonso, którego kilka razy objechał, jednak nie miał z kim grać. Wyróżnił się też Dino, który w końcówce dostał długą piłkę, nawinął Rudigera i był blisko zdobycia pierwszej bramki w Lidze Mistrzów w historii klubu, ale strzelił za mocno.

To teraz trochę o dawnych znajomych. Wilde Donald Guerrier udowodnił, że jest jeźdźcem bez głowy. Jego akcje wyglądały tak samo, jedna za drugą (choć wiele ich nie było): bieg do przodu, pod pressingiem rywala robił kółeczko, bieg do tyłu, wycofanie piłki do obrońcy. Za to grając jako lewy wahadłowy, wiele złego robił mu Zappacosta, Guerrier w ogóle sobie z nim nie radził. Dani Quintana jest kontuzjowany i znalazł się poza kadrą, za to przed rozpisaniem się o Rzeźniczaku warto wspomnieć, że mieliśmy jeszcze jeden polski wątek w tym meczu. Komentator powiedział o N’Golo Kante: „francuski Jacek Góralski”. Kurtyna.

Wiadomo, że głónym powodem do obejrzenia tego meczu był Jakub Rzeźniczak. Najpierw kilka słów o tym, co zrobił jeszcze przed spotkaniem. Jak poinformował „SE”, do Rzeźniczaka przed meczem odezwał się Jakub Golec, jego 18-letni kibic, mieszkający od kilku lat w Londynie. Chłopak napisał do idola, że nie ma pieniędzy na bilet, a bardzo chciałby go spotkać i obejrzeć mecz. Rzeźniczak odpisał mu, żeby przyjechał do hotelu Karabachu, a zasponsoruje mu bilet. Chłopak był zadowolony, że będzie mógł obejrzeć na żywo spotkanie Champions League z udziałem Polaka i że wreszcie mógł poznać swojego ulubionego piłkarza. Wrócił do domu i był w szoku, bo Rzeźniczak napisał do niego, że jeśli mówi płynnie po angielsku, to może zostać jego tłumaczem podczas konferencji na Stamford Bridge. Kibic szybko złapał koszulę i pojechał na stadion. Oczywiście Rzeźniczak mówi po angielsku, ale sprawił nowemu znajomemu frajdę, bo na pytania dziennikarzy odpowiadał po polsku, a chłopak tłumaczył to na angielski.

Reklama

A o akcji ze ściągnięciem na mecz niepełnosprawnych kibiców Legii już pisaliśmy i na pewno o tym słyszeliście, tutaj ich zdjęcie z meczu.

Piszemy o tym, bo takie zachowania trzeba nagłaśniać, Rzeźniczak zrobił dla tych ludzi wiele dobrego. Za to przy ocenie jego występu pozaboiskowe zasługi należy odstawić na bok. Swój wzrok podczas meczu skupialiśmy głównie na Polaku, a wiadomo, że będąc na cenzurowanym, przy stale atakującej Chelsea, łatwiej coś stracić niż zyskać. Karabach tracił kolejne gole, ale Rzeźniczak nie był w nie zamieszany. Zaliczał dobre interwencje, choćby, gdy piłkę płasko dośrodkował Batshuayi, a Rzeźniczak wślizgiem zablokował strzał Marcosa Alonso. Zapamiętaliśmy też, jak przeciął tor lotu piłki, która leciała do Pedro, a gdyby ta doszła do Hiszpana – byłby sam na sam z bramkarzem. A jak już mowa o byłym piłkarzu Barcy, to kilka razy powstrzymywał Pedro na skrzydle.

Problemem dla Rzeźniczaka było rzucanie go po pozycjach. Trener Karabachu nie mógł zdecydować się na stałe ustawienie i co chwilę je modyfikował. Grał pięcioma obrońcami, potem trzema, innym razem czterema – albo po prostu jego podopieczni poruszali się tak chaotycznie? Gdziekolwiek upatrywać przyczyn – były piłkarz Legii grał jako pół-prawy stoper albo bliżej lewej strony. I tam radził sobie gorzej. A w zasadzie – raz poradził sobie gorzej, ale niestety było to na tyle kosztowne, że po jego błędzie padł ostatni gol dla Chelsea. Zamiast wybić piłkę poza boisko, chciał nabić Zappacostę, a ten przejął piłkę, wbiegł w pole karne i dograł do Batshuayi’a, który strzelił do pustaka. Zawinił też Miedwiediew, który go nie pokrył. Można powiedzieć, że napastnik Chelsea strzelił gola Miedwiediewem, bo został mu zapisany samobój. Błąd Rzeźniczaka wygląda bardzo słabo, choć z czystym sumieniem i pełnym obiektywizmem możemy uznać go za najlepszego obrońcę Karabachu. Szkoda tylko, że właśnie przy porażce 0:6.

Reklama

Chelsea – Karabach 6:0 (2:0)
1:0 Pedro 5′
2:0 Zappacosta 30′
3:0 Azpilicueta 55′
4:0 Bakayoko 71′
5:0 Batshuayi
6:0 Miedwiediew (s)

*

Manchester United bardzo udanie powrócił do Ligi Mistrzów bez problemu odprawiając FC Basel z trzema bramkami w bagażniku. Nie był to może mecz porywający, ba, nie był to chyba nawet mecz dla United zrealizowany zgodnie z planem – bo przecież teoretyczny spacer okupili kontuzją Pogby – ale mimo wszystko: dobrze wiedzieć, że znów „Czerwone Diabły” są w stanie bez drżenia kolan pokonywać słabszych rywali kilkoma golami.

A to i tak był minimalny wymiar kary. W doskonałej sytuacji pomylił się Mkhitaryan, trafiając w słupek, kilka przyzwoitych okazji miał m.in. Romelu Lukaku. Sporo o grze United mówi jednak pierwsza bramka, przy której największą robotę wykonał Ashley Young, dobrze przyjmując przerzut Mkhitaryana, po czym dorzucając „na nos” Fellainiego. Jeśli gola robi duet Young-Fellaini, w dodatku po centrze w pole karne – nie mieliśmy tutaj jakiegoś popisu finezyjnej gry na miarę Barcelony. Drugi gol? Bliźniaczo podobny, centra i wykończenie głową po kompletnej apatii obrońców z Bazylei, dziś plasujących się w hierarchii piłkarskiej między Arką Gdynia a Legią Warszawa, innymi drużynami z legendarną wręcz skutecznością obrony przy stałych fragmentach. Trzecia bramka – rykoszet, a właściwie dwa rykoszety, bo uderzenie Rashforda na zmoczonej murawie pachniało przez moment ośmieszającym kiksem.

Oczywiście nie ma sensu na Manchester United narzekać, gdy właśnie przespacerował się po Szwajcarach, w dodatku bardzo sporadycznie narażając Davida De Geę na przemoczenie swojego stroju bramkarskiego rzucaniem się po mokrej trawie. Jedyna szansa na honorowego gola w Anglii to strzał Elyounoussiego po godzinie gry, doskonale odbity przez Hiszpana. Poza tym? Kontrola. Może bez jakiegoś wielkiego uroku, może bez owacji na stojąco po technicznych popisach (ale „siatka” Mkhitaryana bardzo ładna!), jednak również bez większych komplikacji, naturalnie poza urazem Pogby. Pamiętać przy tym należy, że do tej pory Manchester United z FC Basel grał cztery razy i wygrał tylko jeden mecz. Dziś wreszcie poprawił bilans.

Manchester United – FC Basel 3:0 (1:0)
35′ Fellaini, 53′ Lukaku, 84′ Rashford

*

Cały mecz na ławce rezerwowych przesiedział Łukasz Skorupski i chyba się solidnie wynudził – AS Roma bezbramkowo zremisowała z Atletico Madryt. Co gorsza dla polskiego bramkarza – najmocniejszym punktem rzymian wydawał się właśnie jego konkurent w walce o skład – Alisson. Aż dziewięć obronionych strzałów, do tego trochę farta – bo strzały Atletico dwukrotnie uderzały w konstrukcję bramki. Ogółem duża przewaga gości, ale bez grama skuteczności, z której przecież słynie drużyna Diego Simeone. Czyżby Griezmann potrzebował towarzystwa?

AS Roma – Atletico Madryt 0:0

*

Benfica – CSKA Moskwa 1:2 (0:0)
50′ Seferović – 63′ Vitinho, 71′ Zhamaletdinow

Celtic – PSG 0:5 (0:3)
19′ Neymar, 34′ Mbappe, 40′ Cavani, 83′ Lustig (s.), 85′ Cavani

Olympiakos – Sporting 2:3 (0:3)
89′ Pardo, 90+3 Pardo – 2′ Doumbia, 13′ Martins, 43′ Fernandes

Najnowsze

Liga Mistrzów

Komentarze

24 komentarzy

Loading...