Reklama

Chcieli się odkuć za nieudane igrzyska, ale Polacy mieli tamtego dnia inne plany

redakcja

Autor:redakcja

13 września 2017, 09:37 • 4 min czytania 4 komentarze

Mecze Polaków z Niemcami, niezależnie od okoliczności, zawsze elektryzują oba narody. Wiadomo, główną przyczyną takiego stanu rzeczy są potyczki zarówno historyczne jak i polityczne obu państw. Zaczęło się od średniowiecza, a ciągła rywalizacja utrzymuje się do dzisiaj, czego najświeższym dowodem jest obecnie dominujący temat w mediach od lewej do prawej strony. Jeśli chodzi o piłkę nożną, nasi zachodni sąsiedzi w większości przypadków byli faworytami. Sporo mówi nasz kompromitujący bilans – do 2014 roku nie wygraliśmy ani jednego z 18 meczów z odwiecznym rywalem.

Chcieli się odkuć za nieudane igrzyska, ale Polacy mieli tamtego dnia inne plany

W 1936 roku jednak wiele rzeczy wyglądało inaczej. Pomijając, że temperatura na linii Polacy-Niemcy nie była jeszcze tak rozgrzana jak po traumatycznych doświadczeniach nadchodzącej wojny, także piłkarsko nie mieliśmy powodów, by czuć się gorszymi. 13 września, niecałe 3 lata przed wybuchem wojny, do meczu z sąsiadami przystępowaliśmy jako jeden z czterech najlepszych zespołów właśnie zakończonych Igrzysk Olimpijskich.

Tamten turniej musiał być ogromnym ciosem i rozczarowaniem dla Adolfa Hitlera. Robił wszystko, by to jego nazistowskie Niemcy zdobywały szczyty w poszczególnych dyscyplinach, a tu najmniej oczekiwani oponenci robili „Fuhrerowi” psikusy. Wszyscy pamiętamy, w jaki fantastyczny sposób czarnoskóry Jesse Owens zdemolował konkurencję w niemal każdej dyscyplinie, w której startował. Kolejne upokorzenia to choćby kolarstwo, w którym niemiecki zawodnik zdobył złoty medal pomimo faulu na przeciwniku z Holandii, w sprincie gospodarze z Niemiec dostali fory poprzez wycofanie amerykańskich Żydów. No i do tego fantastyczna historia Marii Kwaśniewskiej,  o której napisaliśmy TUTAJ. Niżej wymowny fragment.

Regulamin igrzysk olimpijskich nie pozwala, żeby polityk wręczał medale. Hitler bardzo chce się ogrzać w blasku ognia olimpijskiego, więc znajduje sposób na to, by ominąć zakaz. Po ceremonii medalowej zaprasza zwycięzców do swojej prywatnej loży, gdzie składa im gratulacje, zamienia parę zdań i robi sobie pamiątkowe zdjęcie.

2 sierpnia 1936 roku do loży wędruje Maria Kwaśniewska wraz ze swoimi koleżankami z rzutni. Są Goering, Goebbels, cała wierchuszka. Adolf Hitler serdecznie gratuluje Niemkom. Jest w szampańskim nastroju. Do Kwaśniewskiej mówi: „gratuluję małej Polce”. A ona, doskonale przecież zdając sobie sprawę, jakim kultem jest otaczany fuehrer w nazistowskich Niemczech, mówi mu prosto w oczy, perfekcyjnym niemieckim: „Wcale nie czuję się mniejsza od pana”. Mówcie, co chcecie, ale trzeba mieć jaja, żeby zrobić coś takiego, zamiast grzecznie odpowiedzieć „danke schoen” i ładnie się uśmiechnąć.

Reklama

Jest jeszcze jedna kwestia. Piłka nożna. A tam Niemcy odpadli już w ćwierćfinale, przegrywając 0:2 z Norwegami. Polacy, po ograniu 5:4 Wielkiej Brytanii, znaleźli się zaś w półfinałach, w najlepszej czwórce całego turnieju. Minął dokładnie miesiąc od przegranego przez nas meczu o 3. miejsce (2:3 z Norwegami właśnie), a reprezentacja Polski przyjęła w Warszawie Niemców podczas meczu sparingowego.

Nikt nie ukrywał faktu, że Niemcy tamtego 13 września jechali do Warszawy z jednym, łatwym do odkrycia celem – odkucia się, po średnio udanych własnych igrzyskach. Trzeba im przyznać, że przez kilkadziesiąt minut swój plan realizowali w 100% perfekcyjnie. Już w 20. minucie za sprawą przywdziewającego wówczas trykot Vfl Benrath, Karla Hohmanna, Rzesza wyszła na prowadzenie. Niemcy wyszli do nas na tyle agresywnie, że w pierwszej połowie graliśmy pod ich dyktando. Role odwróciły się w drugich 45 minutach. Na wyrównanie kadry trenowanej wówczas przez Józefa Kałużę czekaliśmy do kwadransa przed ostatnim gwizdkiem sędziego tamtego wrześniowego popołudnia. Wówczas, bohater polskiego narodu z niemieckich igrzysk olimpijskich, Gerard Wodarz (zawodnik Ruchu Hajduki Wielkie, autor hat-tricka we wspomnianym 5:4 z Wielką Brytanią), pokonał golkipera naszych zachodnich sąsiadów. Taki stan rzeczy utrzymał się do końca. Co prawda nie wygraliśmy, ale zdecydowanie ważniejsze tamtego dnia było to, że Niemcom ta sztuka również się nie udała.

Jan Wasiewicz, ówczesny środkowy pomocnik, za kilka lat miał zdobyć Krzyż Walecznych jako żołnierz pancernej dywizji generała Maczka. Ewald Dytko, jego boiskowy partner ze środka pola, w 1942 roku został wcielony do Wehrmachtu. Fryderyk Scherfke również – swoją pozycję w niemieckiej armii wykorzystywał jednak według wielu świadków z tamtego okresu przede wszystkim do prób uwalniania swoich boiskowych kolegów – w ten sposób miał uwolnić z obozu choćby Mariana Fontowicza, z którym znał się z występów w Warcie Poznań. Gerard Wodarz walczył w kampanii wrześniowej w polskim mundurze, potem został przymusem wcielony do Wehrmachtu, z którego w 1944 trafił do niewoli amerykańskiej, a dalej z powrotem do polskiej armii. Antoni Gałecki bronił granic we wrześniu, potem walczył m.in. pod Tobrukiem i Monte Cassino. Selekcjoner Józef Kałuża zmarł w 1944 roku na zapalenie opon mózgowych.

W 1936 roku ta drużyna zatrzymała jednak wspólnie III Rzeszę.

A następny rok, 1937, był dla naszych zawodników równie udany. Jedynie przegraliśmy z Rumunami, zremisowaliśmy z Bułgarami, ale spotkania z Jugosławią, Danią, Szwecją i Łotwą wygraliśmy i to z dużą nawiązką każde z nich. Okazję do rewanżu hitlerowskie Niemcy otrzymały dwa lata po warszawskim starciu. Tym razem obie ekipy zmierzyły się na terenie III Rzeszy i nawet obecność Ernesta Wilimowskiego ze wspomnianym Gerardem Wodarzem nie zmieniły scenariusza. Zebraliśmy zasłużony oklep, a postacią wiodącą w ekipie naszych rywali był zdobywca hattricka – fantastyczny Jupp Gauchel. Warto jednak wspomnieć, że wówczas Niemcy byli już wzmocnieni Austriakami „wchłoniętymi” po Anschlussie, a poza tym w o wiele ważniejszym momencie – na Mistrzostwach Świata w 1938 roku – odpadli równo z nami. Rzesza po starciu ze Szwajcarami – my po pamiętnym i wspominanym do dziś meczu z Brazylią zakończonym wynikiem 5:6.

Reklama

Najnowsze

Polecane

Agent zdradza kulisy siatkówki. „Było grubo. Bednorz w Rosji mógł trafić do więzienia”

Jakub Radomski
0
Agent zdradza kulisy siatkówki. „Było grubo. Bednorz w Rosji mógł trafić do więzienia”
Ekstraklasa

Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Przemysław Michalak
3
Kto wchodzi do pucharów, ten na nie zasługuje, ale są opcje mniej i bardziej perspektywiczne

Komentarze

4 komentarze

Loading...