Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2017, 13:25 • 8 min czytania 57 komentarzy

Popękały baloniki! – krzyknął tysiąc kibiców, obserwując, mam wrażenie, że z pewną satysfakcją, jak jedna po drugiej kompromitowały się kolejne polskie drużyny. Najpierw młodzieżówka, która zagrała na swoim najważniejszym turnieju świetne kilkaset sekund, po których nastąpiło fatalne kilkaset minut. Potem kolejni pucharowicze. Jeszcze nie skończyły się żarty z Jagiellonii i Lecha Poznań, a już trzeba było zacząć szydzić z Legii. „Korona Eurowpierdoli” została zdobyta w jednym sezonie – odpadliśmy w Azerbejdżanie, Kazachstanie i we właściwie nieistniejącym Naddniestrzu. Gdy wydawało się, że kojący balsam na zbolałe kibicowskie serca wyleje Robert Lewandowski, kadra dostała 0:4 z Duńczykami, a i w meczu z Kazachami wyglądała na niemiłosiernie umęczoną.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Taki jest prawdziwy obraz polskiego futbolu! Pudrowaliście trupa! Pompowaliście baloniki, choć nie było ku temu żadnych podstaw!

Sam przyznaję – w pierwszej chwili miałem podobne przemyślenia. Jeszcze w maju ekscytowałem się razem z innymi wyścigiem po mistrzostwo w Ekstraklasie, który po raz pierwszy przypominał prawdziwy rajd, a nie rywalizację żółwi ze ślimakami i Pawłem Brożkiem. Myślałem – jak chyba wielu, którzy śledzili nasze rozgrywki w kilku ostatnich sezonach – że to w pewnym sensie przełom. Legia Warszawa w fazie grupowej Ligi Mistrzów, Lech, który się nie wyprzedał, ale wzmocnił, mocna Lechia Gdańsk, szalona Jagiellonia, która dołożyła do swojego i tak bardzo silnego składu Cilliana Sheridana. Wyglądało to naprawdę porządnie i chyba niewielu sądziło, że za rogiem czyhają już na nas eurowpierdole, których naprawdę dawno nie widzieliśmy – bo Legia przestała się kompromitować w Europie już parę ładnych lat temu.

Dlatego pierwsza reakcja była naturalna, najsilniejsi w naszej lidze to ósmy sort pomarańczy, gdy przychodzi grać poza jej granicami.

Ale przy bliższym przyjrzeniu się sytuacji, stan futbolu staje się odrobinę bardziej znośny.

Reklama

Pompowaliśmy bowiem balonik późną wiosną. Późną wiosną, gdy w Lechu linię defensywną tworzyli Kędziora, Bednarek, Wilusz i Kostewycz, a nie Gumny, Nielsen oraz Łukasz Trałka (jak w Norwegii). Późną wiosną, gdy wydawało się, że za pieniądze z Ligi Mistrzów Legia znajdzie solidne zastępstwo dla Vadisa, może nawet utrzyma go w składzie. Późną wiosną, gdy zdrowy był Darko Jevtić, zdrowy był Miroslav Radović, gdy w formie byli Michał Pazdan czy Adam Hlousek. Z jednej strony kusiła myśl, że skoro mistrz odpada w Kazachstanie i z zespołem ligi mołdawskiej, to należałoby Ekstraklasę rozwiązać i zająć się skokami narciarskimi. Z drugiej strony – trzeba pamiętać, kto grał w Legii w maju 2017, a kto grał w Legii w sierpniu 2017. Kto grał w Lechu majowym, kto grał w Lechu sierpniowym.

Jak na dłoni widać wtedy największy problem – wieczne niedofinansowanie. Wieczny brak pieniędzy. Nie mam pewności, że Lech z Bednarkiem, Wiluszem, Kędziorą i Kownackim przejechałby się po Utrechcie i zatrzymał dopiero na Sevilli w finale Ligi Europy. Nie mam pewności, że Legia kontraktując zawodnika bez nadwagi za równowartość kwoty otrzymanej w ubiegłym sezonie za Vadisa, Prijovicia, Nikolicia i Bereszyńskiego zdołałaby wejść ponownie do Ligi Mistrzów. Ale mam pewność, że ani Nenad Bjelica, ani Jacek Magiera nie mogli się czuć komfortowo, gdy w niecałe trzy miesiące zdewastowane zostały ich najsilniejsze jedenastki. Zabrano im miecze i tarcze, które poszły po niezłej cenie na targu, po czym wrzucono na arenę z kijkami do nordic walking.

Nie usprawiedliwiam tutaj nikogo, ale poziom naszej ligi nie jest wyznaczony przez eurowpierdol gdzieś w stepie szerokim, raczej przez jego przyczynę. Przez to, że Lech nie miał argumentów, by powstrzymać masowy exodus kluczowych zawodników. Przez to, że Legia nie miała funduszy, by utrzymać jakość ze swojego najlepszego sezonu od lat. A przecież wszystko działo się w okresie z rekordowymi wpływami. Zaoranie ligi wydawało mi się niezłym pomysłem, ale przypomniałem sobie ubiegłoroczny finisz. Przypomniałem sobie, że w Polsce da się zmontować nawet przyzwoite zespoły – problem pojawia się dopiero, gdy trzeba je utrzymać przynajmniej przez kilka miesięcy. Cieszę się, że w Lechu za Kędziorę praktycznie bezboleśnie wskoczył Gumny, cieszę się, że w kolejce mają jeszcze paru innych. Ale jeszcze bardziej będę się cieszył, jeśli Gumny za dwa lata uzna, że bardziej opłaca mu się zostać w Lechu, niż uciekać przy pierwszej okazji na zachód.

Liczę, może naiwnie, że skoro tych ogromnych pieniędzy w Poznaniu z transferów i w Warszawie z LM nie wrzucono we wzmocnienie pierwszego zespołu, to przeznaczono na inwestycje. Zagłębie Lubin odpadło w ubiegłym sezonie z eliminacji Ligi Europy w kompromitującej fazie, ale równolegle zbudowało bursę, hotel i całe zaplecze infrastrukturalne swojej akademii. Zobaczymy, gdzie (kiedy, czy) odnajdą się pieniądze w Lechu i Legii.

***

Podobne wrażenie mam przy ostatnich popisach reprezentacji Polski. Balonik nie został nadmuchany wczoraj, ale w momencie, gdy Pazdan powstrzymywał Cristiano Ronaldo w Lidze Mistrzów. Gdy radził sobie w najbardziej elitarnych klubowych rozgrywkach świata, a nie sapał w pogoni za Juniorem Kabanangą na peryferiach europejskiej piłki. Dmuchaliśmy, gdy Grosicki wjeżdżał do Premier League, a nie chodził z głową w chmurach po kolejnym nieudanym „transfer deadline day”. Też martwi mnie, ze nie za bardzo widać jakichkolwiek logicznych zastępców, jeśli ten stan się utrzyma, ale jednocześnie pamiętam, co działo się przed Euro. Pamiętam, jak Pazdana traktowano jako pomyłkę, jako turystę, który miał zostać pożarty przez silniejszych rywali. Pamiętam, że minuty otrzymał we Francji Sławomir Peszko. Pamiętam wreszcie, jak dygotałem po ujawnieniu decyzji, że lewą obronę zabezpieczy Artur Jędrzejczyk. Gdzie był wtedy Bartosz Kapustka? Czy w ogóle mieliśmy podstawy do jakiegokolwiek optymizmu?

Reklama

Selekcjoner udowadniał już, że potrafi improwizować. Nawet z Kazachstanem zaskoczył – a Makuszewski odwdzięczył mu się asystą. Czy Rybus może grać lepiej, niż „Jędza” na Euro? Moim zdaniem tak. Czy Kapustkę może zastąpić Makuszewski? A czemu właściwie nie może? Czy zamiast Pazdana – wyśmiewanego przed Francją – może wskoczyć jakiś inny stoper z Ekstraklasy, który następnie zostanie wyśmiany przed Rosją? Chyba może.

Koniec końców i tak wisimy na plecach Roberta Lewandowskiego, nikt chyba nie ma co do tego przesadnych wątpliwości. Ale czy to na pewno powód do płaczu? Argentyna wisi na plecach Leo Messiego prawdopodobnie w równym stopniu. Przypomnę nasze stare wyliczenia (październik 2016):

Z Messim: 3 mecze, 3 zwycięstwa, 0 remisów, 0 porażek, bilans bramek 5:1 (1,67 strzelanej bramki na mecz)
Bez Messiego: 7 meczów, 1 zwycięstwo, 4 remisy, 2 porażki, bilans bramek 6:8 (0,86 strzelanej bramki na mecz)

Obraz był dla Argentyńczyków tym gorszy, że z Messim udawało im się ograć Chile, Kolumbię i Urugwaj, a więc ścisły top kontynentu, bez niego zaś wtapiali z Boliwią (przedostatnią drużyną tabeli eliminacji MŚ 18). Tymczasem wczoraj w nocy Messi był na boisku, w towarzystwie Icardiego, Di Marii czy Dybali, a mecz z Wenezuelą i tak zakończył się remisem 1:1. Z Wenezuelą u siebie! Dla przypomnienia, ostatnie mecze wyjazdowe Wenezueli o punkty:

PPPPRPPP

W tym sezonie czwórka Argentyńczyków – Icardi (2 rozegrane mecze), Aguero (3 rozegrane mecze), Messi (4 rozegrane mecze) i Dybala (3 rozegrane mecze) – strzeliła już dla swoich klubów łącznie 14 goli. Cała reprezentacja Argentyny w 16 dotychczasowych meczach eliminacji do MŚ zdobyła bramek 16.

A i tak pojadą na turniej jako jeden z faworytów. Nie będzie wielką niespodzianką ich występ w finale, albo chociaż w półfinale. Wszystko zależy tak naprawdę od jednego człowieka. Trochę jak u nas, nie?

***

Jedyne co mnie naprawdę martwi przy tym fatalnym lecie polskiej piłki, to usilne wyszukiwanie przyczyn, które w rzeczywistości mają na polski futbol równy wpływ jak kurs kolumbijskich pesos.

Ekstraklasowcy odpadli z pucharów, gdzie szukać przyczyny? Słabi piłkarze? Brak funduszy na utrzymanie najlepszych? Brak utalentowanej młodzieży, bo odrabiania zaniedbań ostatnich 25 lat rozpoczęto ledwie kilkadziesiąt miesięcy temu? Nie! Winny jest niekorzystny terminarz, który nakazuje piłkarzom zbyt wczesny powrót z urlopów, niekorzystny układ meczów, przez co najlepsi mają niewiele odpoczynku pomiędzy spotkaniami, niekorzystna tradycja gry w weekendy, wymuszająca od zawodników pracę, gdy reszta kraju byczy się na działkach oraz naturalnie konstrukcja samych rozgrywek.

Gdy w lidze było 18 drużyn i nam nie szło, to było ich za dużo. Gdy 16 i nadal nam nie idzie – to za mało. Gdy zaczynaliśmy w sierpniu, to kluby były nieprzygotowane do meczów pucharowych, rywale „na innym etapie przygotowań” mieli nad nami przewagę, piłkarze nie byli jeszcze w rytmie meczowym. Zaczynamy w lipcu i niestety, teraz kluby grają zbyt wcześnie, piłkarze są zmęczeni. Gdy w lidze było sporo meczów o pietruszkę, piłkarzom brakowało umiejętności gry pod presją. Gdy w lidze zabrakło meczów o pietruszkę, nie ma czasu na testowanie nowych rozwiązań i wprowadzanie młodych zawodników. Gdy mecze były w piątki, to ludzie nie zdążyli pójść na mecz, bo byli w pracy, ale jak są w soboty, to im koliduje z działką. W niedzielę z wizytą w centrum handlowym.

Reprezentacja grała sparingi? Piłkarze przemęczeni, muszą jeszcze grać o pietruszkę, przecież każdy wie, jak gra Milik. Reprezentacja nie gra? Uuu, to może być jedna z przyczyn porażki z Danią. Nie ma zmian w składzie? Przywiązali się do nazwisk, grono pupilków, ulubieńcy trenera. Są zmiany? Rewolucja w składzie, oni są w ogóle niezgrani, dlaczego zepsuto coś, co świetnie działało.

Post factum da się dopisać teorię do każdego wyniku, ale pierwszy raz mamy do czynienia z tak ordynarnym liczeniem na ludzką niepamięć. Czy ci, którzy teraz zapewniają, że przesuwając start rozgrywek na sierpień polskie kluby podbiją Europę naprawdę nie pamiętają jak osiem lat temu dążyliśmy w odwrotnym kierunku?

***

Jak wiecie, w Danii organizatorzy meczu eliminacji MŚ kompletnie nie unieśli ciężaru swoich obowiązków, przez co najmocniej ucierpieli polscy kibice (między innymi z Klubu Kibicow Niepełnosprawnych). W TYM MIEJSCU szeroko opisana jest cała sytuacja, zachęcam do przeczytania, bo w obronie fanatyków staje nawet PZPN, który doskonale widział, po której stronie ciążyła odpowiedzialność za wywołanie szamotaniny. TUTAJ możecie z kolei dorzucić się do zbiórek prowadzonych na rzecz najmocniej poszkodowanych Polaków.

***

Żeby nie zabrakło fragmentu o ŁKS-ie -bardzo podoba mi się działanie Akademii Piłkarskiej. Tylko w tym tygodniu ogłoszono współpracę ze Szkołą Marcina Gortata, która już wcześniej współpracowała z innymi sekcjami Łódzkiego Klubu Sportowego oraz rozpoczęto zapisy na weekendy szkoleniowe dla najmłodszych, podczas których będą się bawić piłką z profesjonalnymi trenerami za friko. Ta bezpłatność przykuwa uwagę – po latach, w których piłkarskie szkółki z miejsca nauki zamieniły się w miejsce zarabiania, chyba wraca czas, gdy selekcja obejmowała całą dzieciarnię – także tą, której nie stać na płacenie comiesięcznej składki.

Najnowsze

Anglia

Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo

Bartosz Lodko
1
Klopp: Jeśli będziemy grać tak dalej, nie mamy szans na mistrzostwo
1 liga

Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu

Bartosz Lodko
3
Concordia Elbląg odpowiada na zarzuty dot. match-fixingu
Francja

Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Bartosz Lodko
0
Radosław Majecki się rozkręca. Trzeci mecz z rzędu na zero z tyłu

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników

Szymon Piórek
5
Wiceprezes ŁKS zapowiada rewolucję kadrową: Będziemy musieli zastąpić 13 zawodników
1 liga

Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Szymon Piórek
0
Misiura: Na Ekstraklasę byłem gotowy już w 2020 roku

Komentarze

57 komentarzy

Loading...